„Straciłam pracę, bo nie jestem pierwszej młodości. Szef upokorzył mnie przy wszystkich i polecił krem na zmarszczki”
„Przez lata oddałam tej firmie wszystko – czas, energię, zaangażowanie. A teraz stałam na chodniku jak bezdomna, wyrzucona na bruk, bo nie pasowałam do wizerunku młodego i dynamicznego zespołu”.

Nigdy nie przypuszczałam, że wyląduję w takiej sytuacji. Całe życie poświęciłam pracy, byłam lojalna, sumienna, zawsze na czas. Nie spóźniałam się, nie brałam zwolnień, a jeśli miałam gorszy dzień – uśmiechałam się i zaciskałam zęby. Wydawało mi się, że to wystarczy, by mieć stabilne zatrudnienie. A jednak stało się inaczej.
Tylko młodość była w cenie
To był zwykły poranek. Przyszłam do pracy jak zawsze – piętnaście minut przed czasem, bo nie lubiłam wpadać na ostatnią chwilę. W kuchni biurowej spotkałam Karolinę i Weronikę, dwie młodsze koleżanki, które szeptały coś do siebie i chichotały. Gdy mnie zobaczyły, jakby spoważniały.
– Dzień dobry – powiedziałam z uśmiechem, ale odpowiedziała mi tylko cicha cisza.
Nie przywiązałam do tego wagi, choć coś ścisnęło mnie w żołądku. Od jakiegoś czasu czułam, że w firmie dzieje się coś niepokojącego. Atmosfera zgęstniała, szef nagle zaczął pojawiać się na spotkaniach, na które wcześniej nigdy nie miał czasu. Ale nie miałam powodów do obaw. Pracowałam tutaj od dwunastu lat, znałam firmę na wylot. Byłam przekonana, że jeśli miałoby się coś zmienić, na pewno zostałabym o tym poinformowana wcześniej.
Tego dnia mieliśmy zebranie całego zespołu. Weszłam do sali konferencyjnej i usiadłam na swoim stałym miejscu. Szef, Filip, już tam był. Młody, pewny siebie, ubrany w idealnie skrojony garnitur, który bardziej pasował na wybieg niż do biura. Jego spojrzenie błądziło po zgromadzonych pracownikach.
– Dobrze, że wszyscy jesteście – zaczął, stukając długopisem w blat stołu. – Chciałem porozmawiać o pewnych zmianach w naszej firmie.
Wymieniliśmy między sobą zaniepokojone spojrzenia. Wszyscy czuliśmy, że to nie będzie miła rozmowa.
– W dzisiejszych czasach musimy iść z duchem nowoczesności, być dynamiczni, elastyczni, otwarci na zmiany – kontynuował, przeciągając sylaby, jakby delektował się własnym głosem. – Niestety, niektórzy z nas nie nadążają za tempem rynku.
Poczułam dziwny dreszcz. Czyżby mówił o mnie?
– Anno, ciebie to też dotyczy – dodał nagle, zwracając się wprost do mnie.
Serce podeszło mi do gardła.
– Ja…? – zdołałam tylko wyszeptać.
– Tak, ty – uśmiechnął się sztucznie. – Wiesz, cenię twoje doświadczenie, ale czasy się zmieniają. Nasza firma potrzebuje świeżości, nowej energii, innowacyjnych pomysłów. Rozumiesz, prawda?
Patrzyłam na niego, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.
– Ale ja… Wykonuję swoją pracę dobrze – wydukałam, starając się utrzymać opanowanie.
– Oczywiście! Ale myślałem, że może chciałabyś trochę odświeżyć swój wizerunek, dostosować się do nowej dynamiki firmy – powiedział, a jego wzrok przesunął się po mojej twarzy. – Na przykład… inwestując w dobry krem na zmarszczki?
Jakbym dostała w twarz
W sali zapadła cisza. Przez ułamek sekundy miałam nadzieję, że źle usłyszałam. Ale nie. Karolina zakryła usta dłonią, Weronika wbiła wzrok w stół, jakby nagle stał się najbardziej fascynującą rzeczą na świecie. Krem na zmarszczki. Patrzyłam na niego i czułam, jak moje policzki płoną ze wstydu.
– Dobrze się czujesz? – zapytałam cicho.
Filip zaśmiał się i rozłożył ręce.
– Oj, Aniu, nie bierz tego tak do siebie. To tylko rada. W dzisiejszych czasach wygląd ma ogromne znaczenie. Ludzie chcą widzieć energicznych, młodych pracowników, a nie… no, rozumiesz, co mam na myśli.
Nogi miałam jak z waty. W jednej chwili stałam się nikim. Nie liczyło się to, że znałam każdy detal tej firmy, że szkoliłam nowych pracowników, że lojalnie przepracowałam tu lata. Liczył się mój wiek.
– Wracając do tematu – kontynuował, jakby nic się nie stało – w najbliższym czasie zajdą pewne zmiany kadrowe. Anna… Będziemy musieli się pożegnać.
Świat mi zawirował.
Nie pamiętam, jak wyszłam z sali konferencyjnej. Szłam korytarzem jak w transie, a w głowie wciąż dudniły mi jego słowa. Krem na zmarszczki. Musimy się pożegnać. Nie byłam jedyną osobą, która straciła pracę tego dnia. Zespół przerzedził się o kilka osób, ale ja byłam jedyną, którą szef postanowił publicznie upokorzyć. Nie, nie zwolnił mnie ze względów finansowych. Zrobił to, bo nie byłam wystarczająco młoda.
Weszłam do swojego biura. Moje rzeczy wciąż leżały na biurku – kubek z herbatą, notes, zdjęcie córki. Wszystko wyglądało jak zwykle, jakby nic się nie wydarzyło. Ale ja już nie należałam do tego miejsca.
– Ania… – usłyszałam cichy głos za plecami. To była Kasia z księgowości. – Przykro mi. To było okropne.
– Widziałam, jak się śmiały – powiedziałam gorzko, przypominając sobie Karolinę i Weronikę.
– Nie śmiały się z ciebie – pokręciła głową. – Były w szoku.
Nie odpowiedziałam. Wzięłam karton i zaczęłam pakować rzeczy. Ręce mi się trzęsły. Czułam, jak oczy pieką mnie od powstrzymywanych łez. Drzwi do mojego biura były otwarte. Ludzie przechodzili, spoglądali na mnie, a potem szybko odwracali wzrok. Jeszcze kilka godzin temu byłam częścią tej firmy. Teraz byłam tylko kłopotliwym widokiem, przypomnieniem, że każdy się kiedyś zestarzeje.
Nikt mnie tak nie upokorzył
Wyszłam z budynku firmy, ściskając karton z moimi rzeczami. Powietrze było zimne, ale nie czułam chłodu. W głowie miałam pustkę. Przez lata oddałam tej firmie wszystko – czas, energię, zaangażowanie. A teraz stałam na chodniku jak bezdomna, wyrzucona na bruk, bo nie pasowałam do wizerunku „młodego i dynamicznego zespołu”.
Nie wiedziałam, dokąd iść. Nie miałam odwagi wrócić do domu od razu. Bałam się, że gdy tylko przekroczę próg, rozsypię się na kawałki. Więc szłam przed siebie, mijając ludzi, których mój los zupełnie nie obchodził. Zatrzymałam się dopiero w parku. Usiadłam na ławce i postawiłam karton obok siebie. Patrzyłam na liście opadające z drzew. Moje życie też właśnie się sypało.
Telefon zabrzęczał w torebce. Wiadomość od córki.
Mamo, nie zapomnij, że jutro przyjeżdżam. Nie mogę się doczekać!
Poczułam nagłą falę wstydu. Co jej powiem? Że mama, którą zawsze widziała jako silną i niezależną, właśnie została wyrzucona jak śmieć? Że jej matka stała się ofiarą wieku, że jej doświadczenie przegrało z gładką skórą młodszych koleżanek? Zacisnęłam dłonie na telefonie. Nie, nie mogłam pozwolić, by zobaczyła mnie w takim stanie. Musiałam się pozbierać. Tylko jak?
Nie jestem najlepszym wzorem
Wróciłam do domu późnym wieczorem. Czułam się jak intruz we własnym mieszkaniu. Zdjęłam płaszcz, postawiłam karton z biura w kącie i usiadłam przy stole. Przez chwilę wpatrywałam się w swoje dłonie – dłonie, które przez lata pisały raporty, szkoliły nowych pracowników, rozwiązywały problemy. Teraz były bezużyteczne.
Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w lustro wiszące nad komodą. Przejechałam palcami po skórze pod oczami. Zmarszczki… Filip miał rację – nie byłam już młoda. Ale czy to znaczyło, że byłam nic niewarta? Chciałam zapłakać, ale nie mogłam. Czułam jedynie pustkę.
Nagle usłyszałam dźwięk klucza w zamku. Drzwi otworzyły się i do mieszkania wpadła moja córka, Ola. Miała przyjechać dopiero jutro.
– Mamo! Niespodzianka! – zawołała radośnie, zdejmując buty. – Udało mi się wcześniej wyrwać z pracy.
Nie zdążyłam ukryć przygnębionej miny.
– Coś się stało? – zapytała od razu, marszcząc brwi.
– Nie, kochanie… – próbowałam się uśmiechnąć.
– Mamo… – przysiadła obok mnie i spojrzała mi w oczy. – Widzę, że coś jest nie tak.
Nie wytrzymałam. Opowiedziałam jej wszystko – o zebraniu, o upokorzeniu, o Filipie i jego „radzie” dotyczącej kremu na zmarszczki. Mówiąc to, poczułam, jak łzy w końcu napływają mi do oczu. Ola słuchała w milczeniu. A potem ścisnęła moją dłoń.
– Mamo, oni nie wiedzą, co stracili. Ale ja wiem. I nie pozwolę ci się poddać.
Dzięki córce wstałam z kolan
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Była młoda, pełna energii, pewna siebie. Ja czułam się wrakiem.
– Kochanie, ale ja… mam pięćdziesiąt dwa lata. Kto mnie teraz zatrudni?
Ola pokręciła głową.
– Mamo, błagam cię, nie mów tak. Doświadczenie to nie przekleństwo, tylko atut! Może to miejsce było dla ciebie za ciasne? Może czas spróbować czegoś nowego?
Westchnęłam ciężko. Łatwo było mówić, trudniej zrobić.
– A jeśli nikt mnie nie zechce? Wiesz, jak wygląda rynek. Każdy chce kogoś młodego… – powiedziałam, kręcąc łyżeczką w herbacie, która już dawno wystygła.
Ola wstała i sięgnęła po laptopa.
– Zacznijmy od napisania nowego CV. I założeniu profilu na LinkedIn. Boże, mamo, ty nawet nie masz LinkedIna!
– Bo nigdy go nie potrzebowałam… – mruknęłam.
– No właśnie – uśmiechnęła się lekko. – A teraz potrzebujesz.
Patrzyłam na nią, jak z zapałem przegląda strony z ofertami pracy. Była tak pewna siebie, tak zdeterminowana. Przypomniało mi się, jak kiedyś to ja uczyłam ją stawiać pierwsze kroki w życiu, dodawałam jej odwagi. A teraz role się odwróciły. Nagle w moim telefonie pojawiło się powiadomienie: Weronika dodała cię do grupy „Nowe możliwości”.
Zdziwiona otworzyłam wiadomość. To była grupa dla osób, które straciły pracę i szukały nowej. Weronika napisała:
Nie przejmuj się Filipem. Zasługujesz na coś lepszego.
Zaczynam karierę od nowa
Spędziłyśmy z Olą całą noc, dopracowując moje CV i profil na LinkedIn. Czułam się jak uczennica, która dopiero zaczyna rozumieć, jak wygląda dzisiejszy rynek pracy. Z każdą kolejną godziną zaczynałam jednak wierzyć, że może jeszcze nie wszystko stracone.
Następnego dnia otworzyłam laptopa i zaczęłam wysyłać aplikacje. Na początku z niechęcią, z poczuciem, że to tylko strata czasu. Ale każda wysłana oferta była jak mały krok naprzód. W międzyczasie rozmawiałam z Weroniką, która powiedziała mi, że też planuje odejść – że po tym, co Filip zrobił, straciła do niego jakikolwiek szacunek.
Kilka dni później dostałam telefon.
– Dzień dobry, tu Katarzyna K. z firmy „Nowoczesne Rozwiązania”. Przejrzałam pani profil i jestem pod wrażeniem. Chciałabym się umówić na rozmowę.
Serce zabiło mi mocniej.
– Oczywiście – odparłam, starając się brzmieć pewnie, choć dłońmi ściskałam blat stołu.
Rozmowa przebiegła lepiej, niż się spodziewałam. Katarzyna podkreśliła, jak bardzo ceni doświadczenie i kompetencje. Dwa tygodnie później dostałam pracę. Lepszą niż poprzednia. W miejscu, gdzie nie liczył się wiek, ale umiejętności. W dzień, w którym podpisywałam umowę, dostałam wiadomość od Weroniki.
Filip stracił stanowisko. Zarząd nie zaakceptował jego „wizji”. Karma wraca, prawda?
Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak, karma zawsze wraca. Zamknęłam za sobą drzwi do nowego biura. I zaczęłam nowy rozdział.
Anna, 52 lata
Czytaj także:
„Wysłałam dzieci na ferie do teściowej. Wbiła im do głowy, że grzeszą, bo nie chodzą do kościoła, a to nie wszystko”
„Harowałam, by syn miał dobrze w życiu, ale teraz wiem, że to był błąd. Wstydzę się, że wychowałam takiego pasożyta”
„Pozwalałam mężowi, by przez jego łóżko przewijało się wiele kobiet. Ważne, by 10. każdego miesiąca robił mi przelew”

