„Stoję w sklepie dwa metry od córki, bo się wstydzę. Ona wydaje pieniądze na tipsy i ciuchy, a ja mam dziurawe buty”
„Wszyscy myślą, że ona jest niezależna, że świetnie sobie radzi, a prawda jest taka, że ja finansuję jej życie. Z każdym komentarzem rodziny czułam coraz większy wstyd. Musiałam się uśmiechać, bo inaczej wyszłoby na jaw, jak bardzo mnie to boli”.

- Redakcja
Całe życie harowałam – fabryka, sprzątanie, kuchnia, czasem i nocne zmiany, byle tylko było co do garnka włożyć. Moje dłonie, wiecznie mokre od detergentów, szorstkie od roboty, są jak mapa – każda bruzda to osobna historia wyrzeczeń.
Nie znam pojęcia luksusu. Wszystko u mnie musi być z promocji. Buty kupuję dopiero wtedy, kiedy w starych dziury robią się tak wielkie, że czuję każdy kamyk spod podeszwy. Kawa? Zwykła, najtańsza. O kremach do twarzy słyszałam tylko z reklam, a i tak prędzej kupię worek ziemniaków niż słoiczek za kilkadziesiąt złotych.
I w tym całym moim świecie oszczędzania pojawia się ona – Agnieszka. Moja córka. Dwadzieścia pięć lat i paznokcie błyszczące jak u aktorki z telewizji. Zawsze w nowych ubraniach, zawsze z tą swoją modną kawą w ręku. Patrzę na nią i widzę przepaść – ja całe życie ściskałam grosz, a ona wydaje, jakby ten grosz sam się rodził w portfelu.
Coraz trudniej mi z nią rozmawiać. Z jednej strony czuję dumę – piękna, zadbana, pełna życia. Z drugiej… żal i wstyd. Bo jak ja mam stanąć obok niej w sklepie czy na rodzinnej imprezie? Ona błyszczy, a ja wyglądam, jakbym wyszła prosto z hali produkcyjnej.
Wiem, że nie powinnam porównywać. To inne czasy, inne życie. Ale jak mam pogodzić w sercu ten rozdźwięk? Moje dłonie pękają, a jej paznokcie lśnią, jakby świat należał tylko do niej.
Dwieście złotych za paznokcie?!
Znalazłam paragon na stole w kuchni. Leżał rozłożony jakby specjalnie, żeby mi się rzucił w oczy. Najpierw chciałam go wyrzucić do kosza, bo odruchowo sprzątam wszystko, co zostaje po Agnieszce. Ale spojrzałam i mnie zamurowało. Dwieście złotych. Za manicure.
– Dwieście złotych za paznokcie? – powiedziałam głośno, żeby usłyszała. – To przecież połowa moich zakupów na tydzień.
Agnieszka weszła do kuchni z telefonem w ręce i spojrzała na mnie z tym swoim lekceważącym uśmiechem.
– Mamo, nie przesadzaj. Ty masz swoje priorytety, ja mam swoje.
– Priorytety? – uniosłam głos. – Ty nawet czynszu nie płacisz, a potrafisz wydać tyle na paznokcie.
– Ale przecież to twoja decyzja, że mnie trzymasz w domu – odpowiedziała, nie podnosząc wzroku z ekranu. – Ja cię nie zmuszam.
Poczułam, jak serce mi bije w skroniach. Chciałam jej wytłumaczyć, że to nie kwestia przymusu, tylko odpowiedzialności. Że odkąd pamiętam, wszystko brałam na siebie, żeby ona miała lepiej. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
– Ty naprawdę nie rozumiesz, ile to wszystko kosztuje – wyszeptałam w końcu.
Ona wzruszyła ramionami, jakbyśmy rozmawiały o czymś błahym. Potem wyszła z kuchni, a ja zostałam sama z tym kawałkiem papieru w dłoni. Czułam się bezsilna. W głowie tłukła mi się tylko jedna myśl: moje ręce całe życie harowały, żebyśmy miały dach nad głową, a jej dłonie błyszczą, jakby należały do kogoś z innego świata.
Udawałam, że jestem dumna
Na rodzinne spotkania nigdy nie miałam ochoty, ale nie wypadało odmawiać. Szykowałam sałatki, piekłam ciasto, wszystko z najtańszych produktów, żeby starczyło i żeby nie było wstydu. Kiedy weszliśmy do salonu u mojej siostry, od razu zobaczyłam, jak wszyscy patrzą na Agnieszkę. Nowa sukienka, torebka przewieszona przez ramię, paznokcie błyszczące jak z reklamy. Wyglądała na kogoś, kto ma swoje życie uporządkowane i pieniądze na wszystko.
– Ale twoja Agnieszka elegancka – powiedziała ciotka, wpatrując się w nią z podziwem. – Musi dobrze zarabiać.
Czułam, jak moje usta same zaciskają się w cienką linię.
– Każdy wybiera, co dla niego ważne – odpowiedziałam krótko.
Ciotka uśmiechnęła się szeroko, a ja miałam ochotę krzyknąć. Chciałam powiedzieć, że moja córka ani złotówki nie dokłada do domu, że żyje ponad stan, że ta cała elegancja to tylko fasada. Ale połknęłam te słowa. Siedziałam prosto, udawałam, że jestem dumna.
Agnieszka śmiała się głośno z kuzynkami, opowiadała o jakiejś nowej kawiarni, w której serwują napoje za trzydzieści złotych. Wszyscy słuchali jak zaczarowani. Ja patrzyłam na swoje dłonie oparte o kolana. Czerwone od zimy, popękane od pracy. Nikt na nie nie zwracał uwagi.
W głowie słyszałam swój własny głos, którego nie miałam odwagi wypowiedzieć: wszyscy myślą, że ona jest niezależna, że świetnie sobie radzi, a prawda jest taka, że ja finansuję jej życie. Z każdym komentarzem rodziny czułam coraz większy wstyd. Musiałam się uśmiechać, bo inaczej wyszłoby na jaw, jak bardzo mnie to boli.
Wieczorem, kiedy wracaliśmy do domu, Agnieszka nawet nie zapytała, co czuję. Była zadowolona, że zrobiła wrażenie. A ja miałam wrażenie, że tonę w milczeniu.
Wypowiedziałam słowa, które dławiły mnie od dawna
Dopiero później odważyłam się odezwać.
– Czy ty naprawdę nie czujesz wstydu? – zapytałam ostro. – Wszyscy myślą, że jesteś taka niezależna, a ja wiem, że to ja płacę za dach nad twoją głową.
Agnieszka odwróciła się w moją stronę. – Mamo, ja cię nie prosiłam, żebyś za mnie płaciła. Chcę żyć po swojemu.
– Po swojemu? – głos mi się załamał. – Ty się tylko bawisz w dorosłość. Obnosisz się z luksusami, a ja chodzę w butach, które ledwo trzymają się kupy.
Wypowiedziałam słowa, które dławiły mnie od dawna:
– Jesteś niewdzięczna.
Zapadła cisza. Agnieszka zbladła, jakby nie spodziewała się, że to powiem. Atmosfera zgęstniała tak bardzo, że miałam wrażenie, iż nie da się oddychać.
Jedno nie dawało mi ciągle spokoju
Stefan, mój partner, siedział przy stole i powoli jadł kolację. Ja krzątałam się w kuchni, ale w głowie miałam wciąż obraz Agnieszki z tej imprezy – uśmiechniętej, podziwianej, błyszczącej.
– Może daj jej spokój – odezwał się w końcu cicho. – Ona jest młoda, chce żyć.
– Ale jakim kosztem? – wyrzuciłam z siebie. – Czy ona rozumie, że wszystko ma dzięki mojej pracy? Że ja się męczę całe życie, a ona stroi się jak gwiazda?
Spuścił wzrok, nie odpowiadał. Zawsze tak miał – milczał, zamiast się wtrącać.
Usiadłam naprzeciwko niego i zaczęłam wspominać.
– Wiesz, jak było, kiedy byłam w jej wieku? Zamiast paznokcie malować, liczyłam każdy grosz. Odkładałam, żeby kupić pierwszy mebel do naszego mieszkania. Chodziłam w jednej sukience na wszystkie okazje, bo na drugą nie było. Nawet kiedy marzyłam o czymś dla siebie, zawsze rezygnowałam.
Poczułam, jak dłonie zaciskają mi się w pięści. – A teraz patrzę na nią i widzę swoje przeciwieństwo. Może to moja wina, że tak wyszło? Może wychowałam ją w przekonaniu, że życie polega tylko na przyjemnościach?
Stefan westchnął i odstawił widelec. – Nie wiem, Lucyna. Może to po prostu inne czasy.
Jego słowa nie przyniosły mi ulgi. W sercu miałam tylko gorycz i pytanie, które nie dawało spokoju: czy całe moje poświęcenie poszło na marne?
Ona nie chce być taka jak ja
Przez kilka dni w domu panowała cisza. Agnieszka zamykała się w pokoju, ja chodziłam wokół niej jak cień. W końcu któregoś wieczoru zapukałam do jej drzwi.
– Porozmawiamy? – zapytałam niepewnie.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Czułam, że muszę wreszcie powiedzieć, co mnie męczy. – Nie chodzi o paznokcie, Agnieszka. Chodzi o to, że ja się wstydzę. Że wszyscy myślą, że jesteś kimś, kim nie jesteś.
Patrzyła na mnie uważnie, a potem odpowiedziała spokojnie:
– A może to ty się wstydzisz samej siebie, mamo? Ja nie chcę żyć tak jak ty. Chcę być inna.
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż krzyk. Siedziałam w milczeniu, bo wiedziałam, że nie potrafię jej przekonać. Ona odrzucała całe moje życie, całą moją walkę o każdy grosz.
W tamtej chwili zrozumiałam, że to, co dla mnie było dumą, dla niej było ciężarem.
Może popełniłam błąd?
Siedziałam przy oknie i patrzyłam na ulice, po której spieszyli ludzie. Każdy w swoim kierunku, każdy w swoim tempie. Myślałam o Agnieszce – pięknej, zadbanej, zawsze z głową uniesioną wysoko. Dumna, choć nie miała z czego. I o sobie – zmęczonej, zgarbionej, z rękami, które od dawna nie znały delikatności.
Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek znajdziemy wspólny język. Ona szła swoją drogą, ja zostałam na swojej. Patrzyłyśmy na siebie z dwóch różnych światów, choć mieszkałyśmy pod jednym dachem. Czułam żal i wstyd, ale gdzieś głęboko też coś w rodzaju dumy. Bo ona potrafiła żyć inaczej. Może ja całe życie ściskałam grosz tak mocno, że zapomniałam, jak to jest go puścić.
A ona… ona ściska tylko lustro.
Nie było w tym żadnego pojednania, żadnego szczęśliwego zakończenia. Byłyśmy obie samotne we własnych wyborach. I choć czasem marzyłam, że przyjdzie dzień, kiedy zrozumiemy siebie nawzajem, wiedziałam, że może go nigdy nie być.
Lucyna, 58 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dałam córce wszystko, a ona żerowała na mojej dobroci. Nie miała nawet skrupułów, by sięgnąć po moją skromną emeryturę”
- „Mój mąż zachowuje się jak dziecko, a ja nie mam siły go wychowywać. Tym już dawno powinna zająć się teściowa”
- „Zdradziłam chłopaka z jego przyjacielem. Miał być szał ciał, a wyszedł wstyd i rozczarowanie”

