„Stawałam na głowie, by zapewnić córce dobrą przyszłość. Sama jestem sobie winna, że wychowałam taką materialistkę”
„Wpatrywałam się w ten krótki list, jakby miał się zaraz rozwinąć i wytłumaczyć mi, co się właściwie stało. Telefon Natalii był wyłączony. Każdego dnia sprawdzałam, czy się nie odezwała. Minęły trzy doby. Czwartego wieczoru zadzwoniła”.

Pracuję w piekarni na dwie zmiany i mieszkam w dwupokojowym mieszkaniu na osiedlu z wielkiej płyty. Jestem samotną matką. Ojciec Natalii – mojej jedynej córki – zniknął jeszcze przed porodem. Nawet nie próbował się dowiedzieć, czy dziecko przyszło na świat zdrowe.
Rozpieściłam ją
Nie miałam nikogo – rodziców zabrakło, kiedy Natalia była jeszcze w podstawówce. Natalia była całym moim światem. Wszystko, czego sama nie miałam, chciałam dać jej. Ładne ubrania, markowy telefon, zajęcia dodatkowe. Nie obchodziło mnie, że inni mówili, że ją rozpieszczam. Bo ja wiedziałam, jak to jest być dzieckiem, które zazdrości koleżankom z klasy, że mają nowe buty, a ty musisz zadowolić się połatanymi. Wiedziałam, jak to jest, gdy nie masz komu powiedzieć, że boisz się przyszłości.
Dlatego obiecałam sobie, że moje dziecko nie będzie się bać. Że będzie miała wybór, będzie kochana, niezależna, szczęśliwa. Tylko że coś zaczęło się psuć. Najpierw małe rzeczy – wagarowanie, przesiadywanie po nocach z telefonem. Potem decyzja o przerwaniu studiów. Tłumaczyła, że to nie dla niej, że musi się odnaleźć. I ją broniłam przed osądami z ust mojej siostry, przed sąsiadkami, nawet przed sobą. Bo przecież jeszcze się ogarnie, jeszcze ma czas.
Ale gdzieś w środku zaczęłam się bać. Bałam się, że wychowując ją bez stresu, bez rygoru – nie nauczyłam jej tego, co najważniejsze. Chcąc chronić ją przed światem, zrobiłam z niej dziecko bez skóry – takie, które przy pierwszym zadrapaniu nie wie, co robić.
Była nieporadna
Siedzieliśmy przy stole w kuchni mojej siostry Haliny. Jak zawsze – sernik, kawa, ciasteczka na paterze i niepokojąca cisza między kolejnymi łykami. Natalia nie przyszła. Powiedziała, że boli ją głowa. Domyślałam się, że po prostu nie chciała słuchać ciotki i jej kłujących pytań. Miałam ochotę się z nią zamienić.
– To co teraz Natalia będzie robić? – Halina spojrzała na mnie znad filiżanki. – Przecież nie można całe życie szukać siebie.
Wzięłam głęboki oddech. Nie pierwszy raz musiałam odpowiadać na to pytanie, ale za każdym razem bolało coraz bardziej.
– Nie każdy musi kończyć uniwersytet. Są inne drogi – odpowiedziałam, próbując, by mój głos brzmiał spokojnie.
– Drogi donikąd, Basiu. Ty ją rozpieszczasz, a ona…
– Ona potrzebuje czasu – przerwałam jej. – To był trudny rok. Przeprowadzka, presja, wszystko ją przerosło.
Halina skrzywiła się lekko, jakby chciała powiedzieć: „A nie mówiłam?”. Znałam ten wyraz twarzy. Widziałam go wiele razy – gdy Natalia odpuściła sobie korepetycje z angielskiego czy gdy wyjechała na tygodniowy festiwal, zamiast szukać pracy.
Broniłam ją
Z każdą taką sytuacją coś we mnie gasło, ale wciąż ją broniłam. Przed innymi i przed sobą. Powtarzałam sobie, że jest młoda, że jeszcze się odnajdzie. Ja w jej wieku też byłam pogubiona. Ale siedząc wtedy przy stole, słuchając tonu Haliny i czując własne policzki rozpalone od ukrywanej złości, miałam przebłysk niepokoju. Halina może i była oschła, ale czasem trafiała w samo sedno.
Po powrocie do domu zastałam Natalię leżącą na kanapie. Scrollowała coś w telefonie. Nawet nie spojrzała na mnie, gdy weszłam.
– Ciotka pytała o ciebie – rzuciłam od niechcenia, zdejmując buty.
– Ciekawe – mruknęła.
– Mogłabyś się pokazać chociaż raz, udawać, że ci zależy.
– A po co? I tak by mnie obgadywała po kątach – odparła z taką obojętnością, że zabolało bardziej niż krzyk.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły jak oszalałe. Czy naprawdę zrobiłam wszystko dobrze? Czy dając jej wolność, nie odebrałam siły do walki? Następnego ranka obudziłam się bardzo późno. W domu panowała cisza. Na stole leżała kartka: „Wyjeżdżam. Muszę to zrobić. Nie dzwoń”.
Po prostu zniknęła
Wpatrywałam się w ten krótki list, jakby miał się zaraz rozwinąć i wytłumaczyć mi, co się właściwie stało. Telefon Natalii był wyłączony. Każdego dnia sprawdzałam, czy się nie odezwała. Minęły trzy doby. Czwartego wieczoru zadzwoniła.
– Nie mam za co wrócić… On zniknął. Mamo, przelejesz mi coś? – Jej głos był rozedrgany, a jednocześnie chłodny.
– Córciu, co się stało? Kto zniknął? Co ty wyprawiasz?
– Nie drąż. Potrzebuję tylko pieniędzy.
Zaparło mi dech. Nie tak wyobrażałam sobie ten telefon, nie tak powinna brzmieć rozmowa matki z córką po kilku dniach milczenia. Ale przelałam, bo choć coś we mnie krzyczało, że nie powinnam, to silniejsze było to drugie: żeby wróciła cała i zdrowa.
Nie radziła sobie
Natalia wróciła tydzień później. Weszła do mieszkania bez słowa, z małą torbą i wzrokiem wbitym w podłogę. Zauważyłam, że co chwilę przestawia ciężar ciała z nogi na nogę, jakby nie mogła ustać. Dopiero po chwili zrozumiałam, że trzyma rękę na brzuchu.
– Jestem w ciąży. Ale nie martw się, jakoś to będzie – powiedziała, nie patrząc mi w oczy.
Czekałam na jakieś dalsze wyjaśnienia, jakiekolwiek słowo, które dałoby mi grunt pod nogami. Nic. Pusta przestrzeń między nami z każdą sekundą rosła.
– Czy on… wie?
– Nie. Zablokował mnie. Ale nie chcę o tym gadać.
– I co teraz?
– Urodzę, znajdę pracę. Dam sobie radę.
Pokręciłam głową, ale nie miałam siły powiedzieć nic więcej. Przez całe życie reagowałam – organizowałam, wyjaśniałam, naprawiałam. A teraz nie umiałam się ruszyć. Pierwszy raz w życiu nie zrobiłam nic, tylko stałam i patrzyłam na córkę, która już nie była dzieckiem, ale też nie była kobietą gotową na to, co właśnie się działo.
To była moja wina
Natalia zamknęła się w pokoju i włączyła jakiś serial, śmiejąc się co jakiś czas, jakby nic się nie wydarzyło. W oku stanęła mi łza. Ale nie ze smutku, tylko z żalu i rozczarowania. Chwilę później usłyszałam jej głos z pokoju:
– Mamo, masz coś słodkiego?
– Są herbatniki w szafce – odpowiedziałam.
Wyszła, wzięła herbatniki i wróciła do siebie. A ja zostałam z jedną myślą, która nie dawała mi spokoju: może to moja wina? Może zbyt wiele dałam, a zbyt mało wymagałam?
Zebrałam się na rozmowę kilka dni później. Długo się wahałam, czy w ogóle ma to sens, ale nie mogłam już dłużej milczeć. Weszłam do jej pokoju bez pukania. Siedziała na łóżku.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam, siadając na krześle.
– O czym?
– O tobie, o przyszłości, o tym, co dalej.
Zbyła mnie
Wzruszyła ramionami. Milczała przez chwilę, aż w końcu westchnęła.
– Mamo… jakoś to będzie.
Zacisnęłam dłonie na kolanach.
– Nie możesz żyć na zasadzie: jakoś to będzie. To nie życie, to dryf.
– Może. Ale twoje życie, mamo, to była harówka. Nie chcę tak.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Mówiła spokojnie, bez złości, ale słowa wbijały się we mnie jak szpile.
– I dlatego nie chcesz niczego? Żadnej odpowiedzialności?
– Chcę być wolna po swojemu. Nawet jeśli czasem się zgubię.
Nie odpowiedziałam. Czułam, jak wewnątrz robi się pusto, jakbym przestała mieć wpływ na cokolwiek. Przez tyle lat byłam jej kompasem, a teraz byłam dla niej nikim. Wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi. Poczułam się niewidzialna, niepotrzebna. Chyba po raz pierwszy w życiu przeszło mi przez myśl, że może czas zacząć żyć dla siebie.
Barbara, 56 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moi teściowie zawsze traktowali mnie jak śmiecia. Nie byłam godna ich synka, bo nie dałam im fortuny ani nawet wnuków”
- „Za namową córki założyłam konto na portalu randkowym. Wstyd, że w tym wieku mężczyźni wciąż myślą tylko o jednym”
- „Mój mąż wyjechał do Anglii, żeby zarobić na dom. Zamiast sielanki, zostałam sama z dwójką dzieci i budową na głowie”

