„Sprzedaliśmy działkę, by spłacić długi syna. Trzy miesiące później znów był na minusie i prosił o kasę”
„– A teraz? Mój trzydziestoletni syn nie potrafi żyć. Nie zna odpowiedzialności. Myśli, że wszystko się jakoś ułoży. Bo mama ułoży. Mama sprzeda działkę. Mama zawsze da kasę – powiedziałam. – Anka, to nie tylko twoja wina – powiedział cicho Tomasz. – Oboje popełniliśmy błędy”.

- Redakcja
Kamil siedział przy stole w kuchni, bębniąc nerwowo palcami o blat. Miał podkrążone oczy, wyglądał, jakby od tygodni nie przespał spokojnie nocy. Ja stałam przy zlewie i gapiłam się w okno, choć nic za nim nie widziałam – tylko czarną pustkę wieczoru.
– Kamil – odezwałam się w końcu, próbując utrzymać spokojny ton. – Możesz mi powiedzieć, gdzie są te pieniądze? Całe pięćdziesiąt tysięcy? Co z nimi zrobiłeś?
Byłam wściekła
Syn spuścił głowę.
– Inwestowałem, mamo.
– Co?! – Obróciłam się gwałtownie. – W co ty, do cholery, inwestowałeś? Miałeś spłacić długi! Tylko to! Nie mówiłeś nic o żadnych inwestycjach!
– To nie tak... – próbował się tłumaczyć. – Była okazja. Myślałem, że jak zarobię więcej, to...
– Że co? Że wrócisz jako bohater? – przerwałam mu. – Myślałeś, że wszystko odrobisz i wszyscy będą bić brawo? Że jakimś cudem się uda?
– Mamo, nie podnoś głosu – Kamil zaczął się wiercić na krześle.
– Nie podnosić głosu?! – wybuchłam. – Sprzedaliśmy ziemię, na której kiedyś chciałam mieć sad! Ziemię po dziadku! A ty wszystko przepuściłeś?! Trzy miesiące, Kamil. TRZY MIESIĄCE!
– To był zły moment, rynek się załamał...
– Przestań! Nawet nie wiesz, jak to brzmi! – głos mi zadrżał. – Czy ty w ogóle masz pojęcie, co zrobiłeś?
Kamil milczał. Patrzył na mnie z mieszaniną złości i wstydu. A ja poczułam, jak wzbiera we mnie coś strasznego. Coś, czego się bałam od lat.
– Wiesz co? – powiedziałam cicho. – Może byłoby lepiej, gdybyś wtedy w ogóle do nas nie wracał.
Zamarł. Patrzyliśmy na siebie długą chwilę. W jego oczach pojawiło się to, czego się nie spodziewałam – nie agresja, nie duma. Zwykły, ludzki ból. Ale było już za późno. Kamil wstał powoli, odsunął krzesło i bez słowa wyszedł z kuchni. Usłyszałam trzask drzwi jego pokoju. A potem – ciszę. Taką ciszę, że aż dzwoniła mi w uszach. Stanęłam w środku kuchni i poczułam, jak kolana mi miękną. Zsunęłam się na krzesło, złapałam głowę w dłonie. "Co się z tobą stało, Kamilu?" – pomyślałam. – "Kim ty jesteś? Czy ja cię w ogóle znam?"
Córka nie mogła w to uwierzyć
– Czy ty całkiem oszalałaś?! – wrzasnęła Alicja zaraz po tym, jak opowiedziałam jej o kolejnych długach Kamila. – Sprzedaliście działkę i oddaliście wszystko jemu?! Mamo, czy ty naprawdę nie widzisz, co on robi? Stała w przedpokoju, w płaszczu jeszcze nie zdjętym, z torbą przewieszoną przez ramię. Twarz miała czerwoną z emocji.
– Myśleliśmy, że to mu pomoże – szepnęłam. – Że wyjdzie na prostą…
– Wy? Ty i tata? Nie… ty – poprawiła z naciskiem. – Bo tata był przeciwny. Ja też ci mówiłam, żeby mu nie dawać ani grosza. Ale nie, bo Kamil to przecież twój synek, twój biedny chłopczyk, któremu świat się zawalił!
– Alicjo, to nie tak... On miał trudny czas, firma upadła, wstydził się...
– Trudny czas?! – prychnęła. – On całe życie miał „trudny czas”! A ja? Pamiętasz, jak sama załatwiałam sobie kredyt na studia, bo "nie było pieniędzy"? A Kamil? Kamil miał wszystko, co chciał, zawsze.
Zamilkłam. Co miałam jej odpowiedzieć? Że miała rację?
– Ty zawsze się o niego bardziej troszczyłaś – dodała cicho, już bez krzyku. – Ja miałam być rozsądna. Ty mi mówiłaś: „Ala, bądź silna, twojemu bratu jest trudniej”. Zawsze było trudniej. A teraz? Znowu go ratujesz. Kosztem wszystkich.
Podeszłam do niej. Chciałam ją objąć, ale się cofnęła.
– Już dość, mamo. Albo w końcu go zostawicie samemu sobie, albo on was wszystkich pociągnie na dno.
I wyszła. Stałam tam jeszcze chwilę, czując, jak coś ciężkiego osiada mi na piersi. Może miała rację. A może po prostu... miałam dwóch różnych synów – jednego, którego znałam, i drugiego, którego nie chciałam poznać.
Syn się tłumaczył
– To nie są jakieś głupoty, tato, ja naprawdę próbowałem to odrobić – mówił Kamil szeptem, ale w naszym domu ściany były cienkie jak papier. Stałam w korytarzu, niby sprzątałam szafkę z butami, ale każdy mięsień w ciele miałam spięty.
– Próbowałeś? – Tomasz mówił cicho, niemal bez emocji. – Wiesz, co to znaczy spróbować? To znaczy wziąć się do roboty. A nie próbować robić dziwne biznesy.
Zamarłam. Nie, to chyba nie…
– Tato, ja już to wszystko zamknąłem, przysięgam. Tylko wtedy… myślałem, że mogę coś odzyskać, chociaż część.
– Kiedy mówiłeś matce, że spłacasz długi, ty w tym czasie grałeś, tak? – zapytał Tomasz. I chociaż mówił spokojnie, było w tym spokoju coś groźnego, jakby ledwie się powstrzymywał, by nie krzyknąć.
– Nie wszystko... część poszła na raty, część...
– Nie dokańczaj. Nie chcę słyszeć więcej kłamstw.
Wtedy weszłam do pokoju. Kamil zbladł, spojrzał na mnie jak na zjawę.
– To prawda? – zapytałam.
Nie odpowiedział. Patrzył na mnie tak, jakby sam nie wierzył, że to się dzieje naprawdę.
– Miałeś wszystko. Sprzedaliśmy wszystko. I co teraz? – głos mi drżał.
– Anka – powiedział cicho Tomasz. – Nie powinniśmy byli cię wtedy słuchać. Z tą działką...
I wtedy to usłyszałam – nie słowa, ale własne serce, które biło jak szalone, jakby chciało wyrwać się z tej chwili. A ja stałam, z oczyma wpatrzonymi w syna, i czułam, że już naprawdę nie wiem, kim on jest.
Miałam wyrzuty sumienia
– To wszystko moja wina – powiedziałam w końcu, patrząc w pustą filiżankę po herbacie. – Ja go tak wychowałam. Rozpuściłam. Nie nauczyłam życia. Uczyłam... że mama zawsze pomoże.
Tomasz westchnął, ale nic nie powiedział. Wiedział, że lepiej mnie teraz nie przerywać.
– Pamiętasz, jak zbił szybę u sąsiadów i poszłam się tłumaczyć za niego? – ciągnęłam dalej. – Miał może dziesięć lat. Siedział w kącie jak mysz, a ja się wykłócałam z panem Janem, że to na pewno przez to, że się bawił sam, że trzeba mu dać szansę. I co? Dostał szansę. Sto.
Tomasz tylko kiwał głową. Cicho. Ostrożnie.
– Albo jak w liceum oblał rok? Pamiętasz? Wściekałeś się, chciałeś, żeby poszedł do pracy na wakacje. A ja? Ja go zapisałam na korepetycje, opłaciłam, żeby „nadrobił”. Bo przecież Kamil był „inteligentny, tylko pogubiony”.
– Anka… – zaczął, ale podniosłam dłoń.
– Nie. Muszę to powiedzieć. Muszę to z siebie wyrzucić. Ja go zepsułam, Tomek. Chciałam mu oszczędzić trudnego życia. Bo sama miałam ciężko. Pamiętasz moją matkę? Zimna jak lód. Obiecałam sobie, że moje dzieci będą miały ciepło. Bez krzyków. Bez kar.
Zamilkłam na chwilę. Palce mi drżały. Wstałam i podeszłam do okna. Za nim ciemność i cisza.
– A teraz? Mój trzydziestoletni syn nie potrafi żyć. Nie zna odpowiedzialności. Myśli, że wszystko się jakoś ułoży. Bo mama ułoży. Mama sprzeda działkę. Mama zawsze da kasę – powiedziałam.
– Anka, to nie tylko twoja wina – powiedział cicho Tomasz. – Oboje popełniliśmy błędy.
– Ale to ja go broniłam zawsze. Nawet przed tobą. Nawet przed nim samym – głos mi się załamał.
I wtedy wyszłam. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i szłam przed siebie, nie wiedząc dokąd.
Chciałam poznać prawdę
Usiedliśmy na ławce w ogrodzie. Był wieczór, chłodny i wilgotny, ale nie chciałam wracać do środka. Tam było za duszno. Kamil miał na sobie cienką kurtkę, zbyt lekką na tę porę roku. Jak zawsze nieprzygotowany.
– Dziękuję, że przyszłaś – powiedział, patrząc w ziemię.
– Nie przyszłam, żeby cię pocieszać – odpowiedziałam od razu. – Chciałam cię zapytać: dlaczego? Dlaczego nam to zrobiłeś?
Milczał chwilę.
– Myślałem, że ogarnę. Że się odbiję, że to będzie szybko. A potem... to się po prostu wymknęło spod kontroli.
– To nie była pomyłka, Kamil. To był wybór. Ty wybrałeś hazard, kłamstwo, tajemnice. I wiedziałeś, że sprzedaliśmy działkę, żeby cię ratować. Jak mogłeś?
W końcu spojrzał na mnie. I w tych oczach – pierwszy raz od dawna – zobaczyłam chłopca. Tego małego Kamila, który bał się ciemności.
– Mamo... ja nie umiem żyć. Naprawdę. Nie ogarniam tego wszystkiego. Ciągle coś zawalam, coś psuję. I wiem, że cię zawiodłem. I tatę. I Alę. I... siebie też.
– To nie wystarczy – powiedziałam. – Żal to nie pokuta.
– Nie przyszedłem po pomoc – odparł cicho. – Nie chcę już tych pieniędzy. Chciałem tylko… żebyś wiedziała, że mi wstyd. Że nie śpię nocami. Że myślałem… czasem myślałem, że może lepiej by było, gdybym w ogóle nie wracał. Albo w ogóle się nie urodził.
– Nie waż się tak mówić – syknęłam, a głos mi zadrżał.
Zamilkł. Kiwnął tylko głową.
– Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek ci zaufam – dodałam. – Ale wiem jedno: nie będę cię już ratować. Tym razem musisz sam sobie radzić.
Wstałam i ruszyłam w stronę domu. Kamil nie próbował mnie zatrzymać. I może to właśnie był pierwszy krok.
To trudny czas
Siedziałam w kuchni. Stary zegar nad lodówką tykał z uporem, jakby chciał mi przypomnieć, że czas płynie, niezależnie od tego, ile człowiek stracił. Tomasz już spał. Zasypiał teraz szybciej, jakby śniąc, chciał przeskoczyć całą resztę życia. Na stole leżała kartka – wyciąg z konta. Jedna z wielu. Patrzyłam na nią i nie czułam już złości. Tylko pustkę. I bezradność, której nie dało się niczym zagłuszyć.
Kamil się nie odzywał. Od tygodnia. Tomasz twierdził, że to dobry znak – że może w końcu dorasta. Ale ja nie wiedziałam. Siedziałam nocami, słuchając ciszy, która bolała bardziej niż krzyk. Zawiódł nas. Oszukał. A ja, choć powtarzałam sobie, że już go skreśliłam – tęskniłam. Wciąż miałam nadzieję, że pewnego dnia wróci. Że stanie w drzwiach bez wymówek. Bez kolejnych próśb.Ale tym razem już nie chciałam być tą samą matką. Tą, która wszystko wybacza. Tą, która sprzeda ostatni skrawek ziemi, żeby znów dać mu szansę. Wszystko straciliśmy: pieniądze, czas, spokój. A może też syna. Nie wiedziałam, czy jeszcze potrafiłam go kochać tak samo. Ale wiedziałam jedno – jeśli kiedyś wróci, to będzie musiał sam zbudować sobie miejsce przy tym stole. Od nowa.
Anna, 58 lat
Czytaj także:
- „Byłam pewna, że to tylko flirt. Potem mąż wyłączył telefon na cały weekend, a do mnie dotarła bolesna prawda”
- „Po ślubie wprowadziłam się do domu męża, ale jeden pokój zawsze był zamknięty na klucz. Gdy tam weszłam, oniemiałam”
- „Chciałam jechać pociągiem do Chorwacji, ale mąż uparł się na samolot. Po tych wakacjach już nic nie było takie samo”

