Reklama

Po sześćdziesiątce wiele rzeczy zmienia się w głowie – zwłaszcza po rozwodzie, gdy człowiek uczy się na nowo kochać siebie. Adam pojawił się niespodziewanie, na jednym z wieczorków dla osób „po przejściach”. Wysoki, z włosami lekko przyprószonymi siwizną, wyglądał jak mężczyzna, o którym się myśli, że ma coś w sobie. Gdy po spotkaniu zaprosił mnie na kawę, poczułam, że coś we mnie drgnęło. Śmiał się z moich żartów i patrzył na mnie z uwagą.

Reklama

To był nowy start

Minęły trzy miesiące, podczas których zdawało się, że budujemy coś wyjątkowego. Romantyczne kolacje, wyjazdy za miasto i długie rozmowy sprawiły, że po raz pierwszy od lat uwierzyłam, że jestem na dobrej drodze.

Wiedziałam, że Adam ma dzieci, kiedy zaczęliśmy się spotykać. Zawsze wspominał o nich z czułością – jego syn, Paweł, był ambitnym przedsiębiorcą, a córka, Marta, zajmowała się dziećmi i domem. Wtedy myślałam, że to piękne, że tak bardzo ich kocha.

– Na pewno cię polubią – powiedział. – Spotkajmy się razem w niedzielę. Zjesz z nami obiad. To ważne, żeby cię poznali.

Ta myśl przerażała mnie bardziej, niż chciałam się przyznać. Nie byłam gotowa na rodzinne spotkania, ale nie miałam odwagi odmówić. „Co może się stać?” – pomyślałam.

W niedzielę stanęliśmy w progu mieszkania jego córki. Otworzyła drzwi. Wysoka, elegancka, z pewnym siebie uśmiechem, powitała mnie chłodnym „Dzień dobry” i zaprosiła do środka. W salonie siedział jego syn, a na dywanie bawiły się wnuczki – bliźniaczki o jasnych włosach. Adam przedstawiał mnie z dumą.

Byli blisko

Obiad był smaczny, ale rozmowa pełna napięcia. Marta opowiadała o swoich dzieciach, ale nie pytała o moje życie. Paweł unikał patrzenia mi w oczy. Czułam się jak intruz, który wtargnął w ich prywatny świat. Próbowałam być uprzejma, ale po wszystkim czułam tylko ulgę, kiedy wyszliśmy na zewnątrz.

– Było dobrze, prawda? – zapytał Adam, ściskając moją dłoń. – Muszą się przyzwyczaić. Ty też.

Nie powiedziałam nic, choć w środku wiedziałam, że będzie to trudniejsze, niż oboje myślimy.

Z czasem zaczęłam zauważać, jak bardzo Adam związany jest z rodziną. W tygodniu kilkukrotnie odbierał wnuczki ze szkoły. To była dla niego norma.

– Może pojechalibyśmy gdzieś na weekend? – zaproponowałam pewnego razu. – Tylko my dwoje.

– Wiesz, w sobotę obiecałem Marcie, że zawiozę ją do sklepu z farbami. Malują sypialnię. Ale możemy pojechać w niedzielę.

Nie byłam pewna, czy mnie to rozczarowało, czy zabolało. Tydzień później Marta zadzwoniła do mnie. To był pierwszy raz, gdy poprosiła mnie o pomoc.

– Mogłaby pani odebrać dziewczynki ze szkoły? Tata ma dziś lekarza, a ja nie dam rady.

Nie umiałam powiedzieć „nie”. Pomyślałam, że to dobra okazja, by zbliżyć się do nich.

Potrzebowali opiekunki

Dziewczynki były słodkie, ale też wymagające – chciały iść na lody, do parku, a potem pooglądać bajki. Kiedy Adam zadzwonił, powiedziałam tylko:

– Poradziłyśmy sobie. Wszystko w porządku.

Z czasem Marta prosiła coraz częściej o opiekę nad dziećmi, a Adam utwierdzał mnie w przekonaniu, że to naturalne.

– Rodzina jest najważniejsza – mówił. Ale czyja rodzina? Na pewno nie moja.

– Nie tego się spodziewałam – powiedziałam pewnego wieczoru. – Zaczynam czuć się jak opiekunka twoich wnuków. Chciałam nowego życia z tobą, a nie przeprowadzki do twojej rodziny.

– Oni cię potrzebują – odpowiedział spokojnie. – Myślałem, że to rozumiesz.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Może rzeczywiście to ja byłam egoistką? Ale głęboko w sobie czułam, że przestałam być ważna.

Wszystko pękło podczas jednego z tych rodzinnych obiadów, na które zaczęłam chodzić z automatu, choć wcale tego nie chciałam. Siedziałam z boku, przy stole pełnym jedzenia, niepewna, jak wpasować się w rozmowy, które toczyły się wokół ich wspólnych wspomnień i żartów. Czułam się tam tak samo obca jak pierwszego dnia.

– Anito, mogłabyś sięgnąć po sok dla dzieci? – Rzuciła Marta, nawet nie patrząc w moją stronę. – Stoi na blacie w kuchni.

Wstałam bez słowa. Gdy wróciłam, usłyszałam, jak Marta mówi:

– Nie wiem, co w niej widzisz, tato. Nie potrzebujemy kolejnej cioci, która próbuje być kimś ważnym.

Nie szanowali mnie

Zamarłam. Adam nie zareagował. Udałam, że niczego nie słyszałam, ale gdy po obiedzie wracaliśmy do domu, nie wytrzymałam.

– Dlaczego nic nie powiedziałeś, kiedy Marta mnie obrażała? – zapytałam.

– Co masz na myśli? – Adam spojrzał na mnie zdziwiony. – Niczego nie zauważyłem.

– Powiedziała, że nie wie, co we mnie widzisz. Że nie jestem nikim ważnym – odpowiedziałam. – A ty nic nie zrobiłeś.

– Marta po prostu potrzebuje czasu. Ona przechodzi trudny okres.

– A co ze mną? – wybuchnęłam. – Potrzebuję, żebyś raz stanął po mojej stronie, a nie zawsze ich!

Zamilkł. Widziałam, że moje słowa go poruszyły, ale nie był w stanie nic odpowiedzieć.

Milczeliśmy przez resztę drogi. Tego wieczoru, leżąc sama w łóżku, zaczęłam się zastanawiać, czy to życie naprawdę jest moim nowym początkiem, czy może powoli wracam do miejsca, z którego tak bardzo chciałam uciec.

Z każdym kolejnym tygodniem oddalałam się od Adama. Coraz częściej wymyślałam wymówki, by unikać tych rodzinnych spotkań. Adam nigdy nie naciskał. Może nie chciał słuchać tego, co miałam do powiedzenia.

Wieczory stawały się ciche. On przesiadywał w salonie, rozmawiając przez telefon z Martą lub Pawłem, a ja w sypialni czytałam książki, choć rzadko udawało mi się skupić. Myśli wciąż wracały do jednego pytania: co ja właściwie tu robię?

Byli ważniejsi

Wszystko doszło do punktu kulminacyjnego pewnego niedzielnego wieczoru, gdy Adam wrócił z kolejnej wizyty u dzieci. Miałam już dość udawania. Byłam gotowa na rozmowę, której unikałam od miesięcy.

– Musimy porozmawiać – zaczęłam.

– O czym? – zapytał, zdejmując kurtkę.

Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu prosto w oczy.

– O nas. A właściwie o tym, że nas prawie nie ma – powiedziałam cicho. – Zastanawiam się, czy w ogóle jest dla mnie miejsce w twoim życiu.

Zamrugał, jakby nie rozumiał, co mówię.

– O czym ty mówisz? Przecież jesteśmy razem – odpowiedział. – Przecież wszystko, co robię, robię dla nas.

– Ty robisz wszystko dla swojej rodziny, a ja jestem tylko dodatkiem. Nawet teraz, kiedy to mówię, wiem, że myślisz o tym, co powiedzą twoje dzieci. A co ze mną? Kiedy ostatni raz zapytałeś, czego ja chcę?

Przez chwilę milczał. Potem usiadł naprzeciwko mnie, pochylając się lekko.

– Kocham cię, Anita – powiedział powoli. – Ale moi wnukowie, moje dzieci… one są częścią mnie. Nie mogę ich odsunąć na bok, nie potrafię.

Chciałam być wolna

Poczułam, jak coś we mnie się załamuje. Miałam nadzieję, że powie coś innego, że znajdziemy wspólne rozwiązanie. Ale wiedziałam, że Adam nie zmieni swojej natury.

– A ja nie mogę już być częścią czegoś, co nie jest moje – odpowiedziałam, a głos mi zadrżał. – Nie chcę żyć w cieniu twojej przeszłości. Zasługuję na coś więcej.

Patrzył na mnie długo, jakby próbował mnie przekonać do zmiany decyzji. Ale w jego oczach widziałam więcej smutku niż determinacji. W głębi duszy oboje wiedzieliśmy, że to koniec.

Tamtego wieczoru spakowałam kilka rzeczy i wyprowadziłam się do swojej „przystani” – mieszkania, które kiedyś było dla mnie symbolem samotności, a teraz stawało się miejscem nowego początku. Adam nie próbował mnie zatrzymać. Może zrozumiał, że nie miał prawa tego robić.

Anita, 61 lat

Reklama

Czytaj także:
„Byłam spłukaną samotną matką, aż ktoś podrzucił mi kopertę wypchaną pieniędzmi. Wkrótce mój anioł sam się odnalazł”
„W górskim schronisku obca kobieta przysiadła się do mojego męża, jakby był jej. Od razu wyczułam, że coś tu śmierdzi”
„Szef romansował na 2 fronty i myślał, że sprawa się nie wyda. Mały spisek dał mu nie tylko po łapach”

Reklama
Reklama
Reklama