„Spotykaliśmy się w pracy w magazynie. Gdy ktoś zamknął nas na noc, zrozumiałam, że to będzie gorąca zmiana”
„Siedzieliśmy w dwóch różnych kątach hali. Cicho. Zbyt cicho. Kiedyś marzyłam o takich ciszą – bez obowiązków, bez telefonów, bez ludzi. Ale nie tak. Nie z nim. Nie po tym. W końcu usłyszałam jego kroki. Zbliżał się wolno, jakby nie chciał mnie wystraszyć”.

- Redakcja
Od prawie trzech lat jestem kierowniczką zmiany w dużym centrum logistycznym na obrzeżach miasta. Praca? Zorganizowana, szybka, konkretna. Ludzie? Różni – jak wszędzie. Większość mnie szanuje, bo potrafię postawić granice. Nie spoufalam się, nie śmieję się z seksistowskich żartów, nie pozwalam zaglądać sobie w telefon.
Mateusz pojawił się w naszym zespole jakieś pół roku temu. Wysoki, przystojny, z tym swoim uśmiechem i żartami na każdą okazję. Od początku działał mi na nerwy. Zawsze spóźniony, zawsze z jakimś głupim tekstem. Ale… był dobry w tym, co robił. Szybko się ogarnął, ludzie go lubili. A ja? Udawałam, że mnie nie rusza. Ale ruszał. Cholernie.
– Ty się chyba na niego patrzysz dłużej, niż powinnaś – rzuciła ostatnio Aneta z tym swoim znaczącym uśmieszkiem. – Oj, Oliwka, coś iskrzy!
– Daj spokój – odburknęłam zbyt szybko. – Co ty sobie wyobrażasz?
Tyle że wieczorem znowu nie mogłam zasnąć. Znowu myślałam o jego głosie. O tych oczach. I nienawidziłam się za to.
To był przypadek
– Mateusz, możesz mi pomóc z tymi skanerami? Coś się zacięły – rzuciłam, nie patrząc mu w oczy.
– Jasne, szefowo – odpowiedział z tym swoim luzackim tonem i uśmiechnął się jak zawsze, jakby wszystko było dla niego zabawą.
Zostałam po godzinach, bo trzeba było domknąć inwentaryzację. Oczywiście on też został – „bo jak robimy burdel, to razem”, jak to powiedział. Wkurzał mnie. I bawił. Jednocześnie.
Było już po dwudziestej. Większość zespołu się zwinęła, światła przygasały, hala robiła się cicha. Nagle – trzask. I ciemność.
– Co do…? – zaczęłam, ale w tym samym momencie coś brzęknęło. Drzwi. Zaryglowane.
– Żartujesz, prawda? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Chyba nie – powiedział Mateusz, zaskoczony, ale spokojny. – Ktoś nas właśnie zamknął na noc.
– Ktoś?! Ktoś nie spojrzał na grafik! Mieliśmy tu jeszcze być! – złościłam się, próbując wybrać numer kierownika nocnej zmiany, ale oczywiście… zero zasięgu.
Stanęliśmy na środku hali, w półmroku, między regałami pełnymi towaru. Cisza była tak gęsta, że aż dzwoniła w uszach.
– No dobra – odezwał się po chwili. – Przynajmniej mamy czas, żeby się lepiej poznać.
– To nie jest randka, Mateusz – syknęłam, ale serce zaczęło mi walić.
– A szkoda – odparł cicho, z tym swoim półuśmiechem.
Udawałam, że tego nie słyszałam. Ale czułam, jak powietrze między nami gęstnieje. Za bardzo.
Zaczęliśmy rozmawiać
Usiedliśmy na podłodze przy jednym z regałów. Przez chwilę każde z nas milczało. Nikt nie miał ochoty żartować.
– Miałem być zupełnie kimś innym w życiu – odezwał się nagle Mateusz, patrząc gdzieś w bok. – Ale czasem wszystko się sypie szybciej, niż się spodziewasz.
– Co masz na myśli?
Wzruszył ramionami.
– Dziewczyna rzuciła mnie dwa lata temu. Z dnia na dzień. Zostawiła tylko kartkę, że przeprasza, ale nie potrafi być z kimś, kto nie wie, dokąd zmierza.
– Mocne.
– Mhm. Myślałem, że się oświadczę. Że mam wszystko poukładane. A potem… wywaliłem wszystko, spakowałem plecak i przez miesiąc spałem na kanapie kumpla. I tak trafiłem do tego miasta. Do tej roboty.
Spojrzałam na niego. Inaczej niż wcześniej. Może pierwszy raz naprawdę.
– Ja też zostałam… porzucona– powiedziałam cicho. – Tylko że w moim przypadku nie było kartki. Były czerwone majtki w jego torbie. I perfumy, których nie używałam.
– Grubo. – Mateusz spojrzał na mnie i w jego oczach było coś więcej niż współczucie. Jakby zrozumienie.
Zapadła cisza. Długa. Przerwał ją dopiero on.
– Wiesz, nie ufam już ludziom. Ale… przy tobie jakoś... czuję się normalnie.
Serce mi zadrżało.
– Nie mów takich rzeczy, Mateusz.
– Dlaczego?
– Bo ja też już nikomu nie ufam.
A jednak usiedliśmy bliżej siebie. Nasze ramiona niemal się stykały. I w tej ciszy, między światłem awaryjnym a cieniem regałów, czułam… że to nie jest tylko przypadek.
Pocałowałam go
Przez chwilę tylko siedzieliśmy. Ja czułam, jak moje myśli wirują. Jakbym siedziała na jakiejś niewidzialnej granicy. Czułam zapach jego perfum. Słyszałam oddech. I ten jeden, przypadkowy dotyk dłoni.
– Przepraszam – rzuciłam, odrywając się od niego gwałtownie.
– Za co?
– Nie wiem. Za to, że... przez chwilę poczułam coś, czego nie powinnam.
Mateusz spojrzał na mnie, ale nie zbliżał się. Był cicho. I może właśnie to sprawiło, że się złamałam. Że po prostu… się pochyliłam. I go pocałowałam. Impulsywnie, bez planu. Jakby coś pękło. Może to cisza, może ciemność. Może po prostu samotność, która w końcu znalazła dziurę w mojej skorupie. Pocałunek był miękki, spokojny. Jakbyśmy oboje bali się zrobić za dużo. Ale potem… odsunęłam się.
– Nie, nie, nie. szepnęłam, podnosząc się gwałtownie i odchodząc kilka kroków. – Ja tak nie potrafię. To było głupie.
– Oliwia…
– Nie mów nic. Nie tłumacz się. To był moment. Głupi impuls.
– A może nie? Może właśnie przestałaś coś udawać?
– Ja niczego nie udaję! – wrzasnęłam. Głos odbił się echem od ścian magazynu.
On milczał. Patrzył na mnie tylko. A ja miałam ochotę zniknąć. Wtopić się w beton.
– Przepraszam – powiedziałam w końcu. – Nie wiem, co mi odbiło. Nie jestem... gotowa na nic. To nie ma sensu.
– Może. A może właśnie zaczęło mieć.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Tak bardzo chciałam uciec. Ale nie było dokąd.
Puściły mi emocje
Siedzieliśmy w dwóch różnych kątach hali. Cicho. Zbyt cicho. Kiedyś marzyłam o takich ciszą – bez obowiązków, bez telefonów, bez ludzi. Ale nie tak. Nie z nim. Nie po tym. W końcu usłyszałam jego kroki. Zbliżał się wolno, jakby nie chciał mnie wystraszyć.
– Oliwia – zaczął cicho, siadając naprzeciw mnie, ale zostawiając między nami kilka metrów. – Wiem, że nie szukałaś tego. Ani tej sytuacji, ani mnie. Ja też nie szukałem ciebie. A już na pewno nie dziś.
Nie odpowiedziałam.
– Ale odkąd tu pracuję, zawsze coś czułem, gdy cię widziałem. Że jesteś inna. Że coś chowasz. I że się boisz.
– Boję się? – uniosłam głowę. – A ty się nie boisz?
– Codziennie. Tylko że ja już nie mam nic do stracenia.
Zamilkł. Po chwili dodał:
– Ty pewnie też nie.
Poczułam, jak oczy mi wilgotnieją. Nie chciałam płakać. Nie przy nim. Nie znowu. Ale coś we mnie pękło.
– Myślisz, że tak łatwo się otrzepać? Że wystarczy kogoś pocałować i wszystko się naprawi? – zapytałam drżącym głosem.
– Nie. Myślę, że to właśnie najtrudniejsze. Pozwolić sobie cokolwiek poczuć.
Popłakałam się. Cicho, bezgłośnie. A on... nie przyszedł. Nie próbował mnie dotknąć. Po prostu był. Obok.
To wystarczyło.
– Może… może to nie przypadek, że tu utknęliśmy – wyszeptałam.
– Może ktoś stwierdził, że trzeba nam pomóc.
Spojrzałam mu w oczy. I po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam spokój.
Noc się skończyła
Pierwsze światło poranka nieśmiało wpadało przez górne oka, a my… siedzieliśmy w ciszy, jakby noc zatrzymała czas. Nagle — klik. Drzwi zagrzechotały i rozwarły się z metalicznym jękiem.
– Co wy…? – w wejściu stanął kierownik, przecierając oczy. – Ja pierdzielę. Przepraszam. Nie wiedziałem, że ktoś został!
Oliwia podniosła się pierwsza, otrzepując spodnie z kurzu. Mateusz nie ruszył się od razu.
– Wszystko w porządku – rzuciła chłodno. – Poradziliśmy sobie.
Przeszliśmy przez halę jak duchy, w milczeniu. Dzień budził się do życia, a między nami coś się właśnie kończyło. Albo zaczynało. W kuchni z automatu leciała kawa. Mateusz wyjął dwa kubki.
– Oliwia… – zaczął cicho. – To była tylko chwila? Taka… słabość?
Spojrzałam na niego. Ten sam uśmiech, ale oczy już nie takie same. Jakby coś zostawił na tej podłodze w magazynie. Nie odpowiedziałam od razu. Upiłam łyk. Kawa była gorzka.
– Nie wiem. Może. Może nie. – Spojrzałam mu w oczy. – Ale była prawdziwa.
Skinął głową, nic już nie mówiąc. Odłożył kubek i wyszedł pierwszy. Ja zostałam chwilę dłużej, jakbym musiała się upewnić, że to wszystko naprawdę się wydarzyło.
Na stole został jego kubek. I zapach. I jakieś niewypowiedziane „do zobaczenia”. Albo „żegnaj”.
Oliwia, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Po rozwodzie były mąż miał nade mną władzę jako szef. Traktował mnie jak śmiecia, aż nie wytrzymałam”
- „Przez lata uważałam moją synową za zimną i opryskliwą. Jeden wieczór zmienił wszystko, co o niej myślałam”
- „Na emeryturze zamieszkałam z córką i jej rodziną. Zażyczyli sobie, bym płaciła im za wynajem jak za luksusowy hotel”

