Reklama

Zawsze marzyłam o własnym butiku. Od dziecka uwielbiałam buszować po second-handach, wyszukiwać perełki i nadawać im nowe życie. Kiedy wreszcie udało mi się otworzyć swój sklep, czułam ekscytację i dumę, ale i strach – wiedziałam, że prowadzenie własnego biznesu to nie tylko pasja, ale i ciężka praca. Sama urządziłam lokal, zadbałam o pierwszy towar, uczyłam się na bieżąco, jak zarządzać sprzedażą. Początki były trudne, ale widok zadowolonych klientek dodawał mi energii.

Reklama

Nie miały skrupułów

Moja mama i ciotki często mnie odwiedzały. Przychodziły niemal codziennie, chwaliły mój gust, z entuzjazmem przymierzały ubrania i mówiły, że mam prawdziwy talent. Na początku cieszyłam się z ich wsparcia. W końcu to rodzina, a ich opinia wiele dla mnie znaczyła.

Któregoś wieczoru usiadłam z notesem i zaczęłam przeglądać rachunki. Liczyłam każdą sprzedaż, porównywałam faktury i próbowałam zrozumieć, dlaczego na moim koncie jest tak mało pieniędzy.

Wiedziałam, że początek działalności rządzi się swoimi prawami, ale nawet po odjęciu kosztów wszystko się nie zgadzało. Wtedy spojrzałam na puste wieszaki i dotarło do mnie to, co podświadomie próbowałam ignorować – mama i ciotki wyniosły z mojego butiku więcej, niż jakikolwiek klient kupił.

Następnego dnia poszłam do mamy. Weszłam do kuchni i od razu przeszłam do rzeczy.

– Mamo, ja już nie mogę dawać wam ubrań za darmo. Muszę coś zarabiać, żeby butik mógł dalej działać.

Mama zmarszczyła brwi, jakbym powiedziała coś zupełnie absurdalnego.

– Jak to? Przecież to tylko kilka rzeczy.

Poczułam, jak wzbiera we mnie irytacja.

– To nie kilka rzeczy. To torby pełne ubrań, które znikają każdego tygodnia. Ja je kupuję za własne pieniądze, a potem nie mam nawet zwrotu kosztów.

– Ale przecież my cię wspierałyśmy od początku. Bez nas w ogóle byś tego sklepu nie otworzyła! To my cię wychowałyśmy, to my trzymałyśmy za ciebie kciuki. A teraz chcesz nas skubać jak obce?

Nie widziały problemu

Słowa matki uderzyły mnie mocniej, niż się spodziewałam. Zaczęłam analizować, czy naprawdę jestem niewdzięczna. Przecież mama mi pomagała, całe życie mogłam na nią liczyć… Ale czy to oznaczało, że teraz miałam pozwolić, żeby mój biznes upadł?

– Mamo, to nie tak. Po prostu…

Nie pozwoliła mi skończyć.

– Rodzina powinna się wspierać! My cię wspieramy, a ty nas. Czy to takie trudne do zrozumienia?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież ja też byłam rodziną, ale nikt nie myślał o tym, żeby wspierać mnie.

Postanowiłam być stanowcza, ale to nie było takie proste. Kolejnego dnia mama i ciotki znów przyszły do butiku. Roześmiane, zadowolone, jakby wczorajsza rozmowa nigdy się nie odbyła. Ciotka Teresa pierwsza sięgnęła po zwiewną sukienkę, którą dopiero co powiesiłam na wieszaku.

– O, ta jest śliczna! – rzuciła i zaczęła przykładać ją do siebie. – Wezmę ją na przymiarkę do domu, zobaczę, czy dobrze leży.

Miałam tego dosyć

– Mamo – zwróciłam się do mamy, bo wiedziałam, że to ona nadawała ton całej sytuacji – mówiłam ci wczoraj, że koniec z wynoszeniem rzeczy za darmo.

Mama tylko westchnęła, jakby była zmęczona moimi humorami.

– Oj, nie bądź taka drobiazgowa. Przecież mówiłaś, że mamy dobry gust, ludzie zwracają uwagę na to, co nosimy. Dzięki nam masz reklamę.

– Ale wy nic nie oddajecie – powiedziałam spokojnie, choć w środku się gotowałam. – Nie polecacie butiku znajomym, nie przyprowadzacie tu klientek. Po prostu bierzecie dla siebie.

Ciotka Teresa machnęła ręką.

– No i co z tego? Przecież jesteśmy rodziną.

– I dlatego ja mam pracować za darmo?

Mama zmrużyła oczy, jakby próbowała ocenić, czy naprawdę to powiedziałam.

– Przesadzasz – stwierdziła w końcu. – Tak się cieszysz na każdego klienta, a my jesteśmy twoimi najlepszymi.

– Klienci płacą.

Zapadła chwila ciszy.

– Wiesz co? – Mama spojrzała na mnie z nagłą surowością. – Zaczynasz się robić chciwa.

Zamurowało mnie

Przez całe życie słyszałam, że pieniądze to nie wszystko, że najważniejsza jest rodzina, lojalność, wzajemna pomoc. A teraz, kiedy pierwszy raz odważyłam się powiedzieć „stop”, byłam tą złą.

– Nie chodzi o chciwość – odparłam. – Chodzi o to, że jeśli będę rozdawać ubrania, to za miesiąc zamknę sklep.

Mama pokręciła głową i razem z ciotkami zaczęła zbierać się do wyjścia.

– Rób, jak uważasz – powiedziała lodowato.

Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Gdybym prowadziła butik dla obcych ludzi, nie pozwoliłabym na takie traktowanie. A jednak, gdy chodziło o mamę i ciotki, bałam się postawić granice. Co jeśli przestaną ze mną rozmawiać? Albo uznają mnie za niewdzięczną córkę?

Rankiem, jeszcze zanim otworzyłam butik, podjęłam decyzję. Czas na zmiany. Pierwszym krokiem było ustalenie nowych zasad. Zajęło mi to cały poranek – napisałam je na kartce i powiesiłam na zapleczu, żebym sama pamiętała, że muszę się ich trzymać: koniec z wynoszeniem ubrań za darmo. Jeśli ktoś chce coś przymierzyć w domu, zostawia zaliczkę. Rabaty tylko dla stałych klientów – i to maksymalnie dziesięć procent.

Postawiłam granice

Gdy skończyłam, poczułam ulgę. Teraz musiałam tylko wprowadzić to w życie. Jak na zawołanie, po południu w drzwiach butiku stanęła mama z ciotkami. Uśmiechnięte, roześmiane, jakby wszystko wróciło do normy.

– O, ta sukienka jest cudna! – powiedziała ciotka Teresa, sięgając po nową dostawę. – Idealna na niedzielny obiad u znajomych.

Zamknęłam oczy na ułamek sekundy i wzięłam głęboki wdech.

– Od teraz każda rzecz, którą bierzecie, jest wpisywana na paragon. Jeśli nie chcecie płacić, to proszę – nie bierzcie nic.

Zapadła cisza. Mama spojrzała na mnie, jakbym nagle przemówiła w obcym języku.

– Naprawdę robisz to własnej matce?

– Tak – odpowiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał pewnie. – Bo własna matka robi to mnie.

Ciotka Teresa parsknęła, jakby nie mogła uwierzyć w moją bezczelność.

– To już przesada.

– Nie – powiedziałam spokojnie. – Przesadą było to, że pozwoliłam wam przez tyle czasu mnie wykorzystywać.

Były w szoku

Mama stała przez chwilę w miejscu, jakby liczyła, że się złamię. Ale ja już podjęłam decyzję. Po kilku sekundach wzięła torbę i odwróciła się do wyjścia.

– Jak tak chcesz, to proszę. Ale nie myśl, że się do mnie potem odezwiesz, gdy będziesz czegoś potrzebować.

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko, jak wychodzą, trzaskając drzwiami. Serce waliło mi jak oszalałe, czułam pustkę, ale też… ulgę.

Kilka tygodni później niespodziewanie zadzwonił do mnie tata. Odkąd rodzice się rozstali, rzadko angażował się w rodzinne konflikty.

– Cześć. Co u ciebie?

– Dobrze, tato – odpowiedziałam, trochę zaskoczona jego telefonem. – A u ciebie?

– W porządku. Ale nie o tym chciałem. Wiem, co się dzieje między tobą a matką. I chcę ci tylko powiedzieć, że dobrze zrobiłaś.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Tata nigdy nie był człowiekiem, który otwarcie stawał po czyjejś stronie.

– Naprawdę tak uważasz?

– Tak. W końcu zaczęłaś dbać o siebie.

Po tej rozmowie zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się. Może właśnie tego najbardziej potrzebowałam – potwierdzenia, że mam prawo stawiać granice.

Ewa, 37 lat

Reklama

Czytaj także:
„Zatrudniłam młodego ogrodnika, by na wiosnę wypielęgnował ogród. Obrobił nie tylko moje grządki”
„W naszym domu króluje meblościanka z PRL-u i cerata na stole. Wstyd mi przed znajomymi, że mieszkam w takiej norze”
„Rodzinny biznes na wsi miał zrobić z nas milionerów. Zaufałem krewnym i wyszedłem na tym jak Zabłocki na mydle”

Reklama
Reklama
Reklama