„Spędzaliśmy z mężem romantyczne andrzejki we dwoje. Jeden SMS zepsuł zabawę i nasze małżeństwo”
„Następnego ranka Marek zachowywał się, jakby nic się nie stało. Zaparzył kawę, usmażył jajka, puścił muzykę z radia. Udawał, że poprzedniego wieczoru nie było. Że SMS nie istniał, a ja nie płakałam całą noc w łazience, siedząc na zimnej podłodze”.

Z zewnątrz wyglądaliśmy jak idealne małżeństwo. Uśmiechnięci na zdjęciach z wakacji, trzymający się za ręce na spacerach, wspólne wyjścia do restauracji. Wszyscy mówili: "Wy to się naprawdę kochacie". I przez jakiś czas chyba tak było. Marek potrafił mnie przytulić bez powodu, a wieczorem siadał blisko, z kieliszkiem wina, i słuchał, jak opowiadam mu o pracy, o koleżankach, o wszystkim. Tak, kiedyś tak było.
Nie było tak jak kiedyś
Ale od jakiegoś czasu... coś się zmieniło. Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie. Może wtedy, gdy zaczęliśmy mijać się w kuchni jak współlokatorzy? Może wtedy, gdy po raz pierwszy usłyszałam w jego głosie irytację, kiedy pytałam, czy wróci wcześniej do domu. Albo może wtedy, gdy jego telefon zaczął milknąć, gdy wchodziłam do pokoju?
Oczywiście, że pytałam siebie: „Czy coś się dzieje?” Ale zawsze kończyłam na tym samym: nie, Marek taki nie jest. Zmęczenie. Praca. Presja. Może po prostu rutyna. Każdemu się zdarza. Przestał mnie całować na dobranoc? Może był zmęczony. Przestał mnie łapać za rękę w sklepie? Może był zamyślony. Przestał na mnie patrzeć jak kiedyś? Może... może ja przestałam patrzeć na niego.
Ale są rzeczy, których nie da się tak łatwo zignorować. Intuicja, przeczucie – jakby moje ciało wiedziało coś, czego ja sama nie chciałam przyjąć do wiadomości. Że coś się psuje. Że coś się kończy. Że ktoś inny wślizgnął się na moje miejsce.
Czy już wtedy wiedziałam, że Marek mnie zdradza? Nie. Ale czułam. Całą sobą. I choć próbowałam to zagłuszyć, udawać, że wszystko jest dobrze... prawda w końcu przyszła sama. Przyszła w najbardziej perfidny sposób. SMS. Jeden SMS, który zobaczyłam przypadkiem. A potem już nic nie było takie samo.
Miało być romantycznie
– Wino, świece odpalone, a nawet te twoje ulubione poduszki – zażartował Marek, układając je na kanapie.
Uśmiechnęłam się, próbując nie pokazać, jak bardzo mnie to wzruszało. Bo choć bywało między nami różnie, dzisiejszego wieczoru naprawdę się postarał. Andrzejki mieliśmy spędzić tylko we dwoje – bez znajomych, bez telefonów, bez telewizji. Tak jak kiedyś.
– Może powróżymy sobie jak za dawnych czasów? – zapytałam, przynosząc do stołu talerz z przekąskami.
– Tylko nie mów, że znowu chcesz lać wosk – roześmiał się. – Pamiętasz, jak trzy lata temu wyszedł nam pies i uznałaś, że to znak, że czas go mieć?
– No i co? Nadal uważam, że to był znak – mrugnęłam.
Wino powoli robiło swoje. Zaczęliśmy wspominać, śmiać się, nawet się trochę dotykaliśmy – to było miłe. Za miłe. Jak cisza przed burzą. I wtedy usłyszałam piknięcie. Telefon Marka zawibrował na stole. Zerknęłam odruchowo. Nie chciałam czytać. Przysięgam, ale tekst sam rzucił się w oczy:
„Tęsknię za tobą, kochanie. Kiedy znowu będziemy sami?”
Zamarłam. Przez chwilę świat zamilkł. Spojrzałam na niego. Już sięgał po telefon.
– To nie… – zaczął, ale nie dokończył.
– Marek… – wyszeptałam. – Kim jest kochanie?
Nie odpowiedział. Zablokował ekran. Odwrócił głowę. Wstałam od stołu. Czułam łzy pod powiekami. Nie wiedziałam, co gorsze – treść wiadomości czy jego milczenie. Wszystko w jednej chwili zaczęło się sypać.
Byłam zła
Następnego ranka Marek zachowywał się, jakby nic się nie stało. Zaparzył kawę, usmażył jajka, puścił muzykę z radia. Udawał, że poprzedniego wieczoru nie było. Że SMS nie istniał, a ja nie płakałam całą noc w łazience, siedząc na zimnej podłodze.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam, gdy usiadł naprzeciwko mnie z kubkiem kawy.
– Wiem – odpowiedział cicho. Odstawił filiżankę. – Natalia… to nie jest tak, jak myślisz.
– Naprawdę? – uniosłam brew. – Bo ja myślę, że inna kobieta pisze do mojego męża „kochanie” i tęskni za chwilami we dwoje. Jak mam to rozumieć?
– To… – spuścił wzrok – to tylko flirt. Głupi sms. Nic poważnego.
– Flirt?! – wybuchnęłam. – Ty to nazywasz flirtem?! A jakbym ja flirtowała z jakimś typem? Też byś to tak nazwał?
Milczał. Zaciskał usta. Widziałam, że się boi, ale ja bałam się bardziej. Bo dla mnie to nie był sms. To było pęknięcie w zaufaniu, przez które zaczęło wlewać się wszystko, czego przez lata nie chciałam widzieć.
– Od kiedy mnie okłamujesz? – szepnęłam.
– Nie okłamuję cię…
– Od kiedy? – powtórzyłam, podnosząc głos.
Wstał. Odwrócił się. Nie potrafił spojrzeć mi w oczy.
– Nie wiem… Kilka tygodni? – rzucił. – Ale nie zrobiłem nic takiego…
– Nie zrobiłeś?! Zdradziłeś mnie, Marek! Nawet jeśli tylko słowami!
Nie odpowiedział. Ruszyłam w stronę sypialni.
– Śpisz dzisiaj na kanapie. Nie mogę... Nie chcę cię teraz widzieć.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i poczułam, że moje małżeństwo się kończy. Bez krzyku. Bez dramatycznych gestów. Po prostu... rozsypywało się w ciszy.
Pogadałam z przyjaciółką
– Powiedz mi tylko jedno… Ty naprawdę nic wcześniej nie podejrzewałaś? – Karolina patrzyła na mnie z mieszaniną zdziwienia i współczucia.
Siedziałyśmy w kawiarni.
– Podejrzewałam, ale nie chciałam wiedzieć – wyszeptałam. – Każda z nas czuje, kiedy coś się psuje. Tylko czasem łatwiej udawać, że wszystko gra. Że to tylko stres. Praca. Zmęczenie.
Karolina pokiwała głową. Patrzyła na mnie tak, jakby już wcześniej coś przeczuwała. W sumie – może i tak było. Tylko ja byłam głucha.
– Powiedział ci, jak ma na imię?
– Nie. Ale wiesz co? W wiadomości było zapisane tylko „Aga”. Tyle.
– Aga… – zamyśliła się. – Czekaj… Pamiętasz Dorotę z naszej uczelni? Ona mówiła kiedyś, że jej koleżanka z pracy wdała się w romans z żonatym facetem. Też miał na imię Marek. I ta koleżanka... Aga.
Zamarłam.
– Mówisz serio?
– Tak. Wiesz co, zadzwonię do niej. Zapytam. Dyskretnie.
W tamtym momencie coś we mnie pękło. Z tej niejasnej „Agi” zaczęła wyłaniać się konkretna twarz. Nie anonimowa kochanka. Konkretna kobieta. Konkretna zdrada. Nie flirt. Nie głupota. Tylko coś trwającego. Może od miesięcy. Zrozumiałam wtedy, że to nie był wyjątek. To był schemat. A ja w nim byłam ostatnia, która się zorientowała.
Wszystko się potwierdziło
Nie spałam prawie całą noc. Leżałam w ciemności, wpatrzona w ekran telefonu. Czekałam tylko na moment, aż Marek zaśnie na kanapie. Gdy usłyszałam jego równy oddech, wzięłam jego telefon. Hasło znałam. Ufał mi. O ironio. Z listy ostatnich kontaktów wybrałam „Aga”. Przy jej imieniu było serduszko. Jakby był nastolatkiem zakochanym po uszy.
Nie myśląc długo, napisałam do niej:
„Cześć. Możemy się spotkać jutro, jak ostatnio?”
Odpisała po kilku minutach:
„Oczywiście, skarbie. W pracy czy u mnie?”
Nie odpisywałam. Zadzwoniłam do niej rano.
– Halo? – kobiecy głos. Młodszy niż się spodziewałam.
– Dzień dobry. Tu żona Marka. – Starałam się brzmieć spokojnie. – Możemy porozmawiać?
Cisza.
– Nie wiedziałam, że jeszcze jesteście razem… – powiedziała w końcu. – Myślałam, że się rozstaliście.
– Naprawdę? – prychnęłam.
– Marek mi mówił, że to już koniec. Że tylko formalności.
– Formalności? Mieszkamy razem. Gotuję mu obiady. Wspólne zakupy. Formalności?
Zamilkła.
– Wiesz co? – dodałam ciszej. – Nie wiem, która z nas jest głupsza. Ty, że wierzysz w te jego teksty, czy ja, że przez tyle czasu udawałam, że wszystko jest w porządku.
Rozłączyłam się, zanim odpowiedziała. I wtedy się rozpłakałam. Nie z żalu. Z wściekłości.
Już mu nie ufam
Marek wszedł do sypialni niepewnie, jakby spodziewał się, że rzucę w niego czymś. Albo że będę udawać, że go nie widzę.
– Musimy pogadać – powiedział cicho, siadając na brzegu łóżka.
– O, teraz chcesz rozmawiać? – zapytałam, patrząc w okno. – Zdradzałeś mnie i kłamałeś przez miesiące, a teraz chcesz pogadać?
– To była tylko jedna kobieta, Natalia. Tylko Aga. To nie było nic poważnego.
– Nic poważnego? – odwróciłam się do niego. – A jak ja bym spała z kimś „niepoważnie”? Też byś tak to nazwał?
Zamilkł.
– Popełniłem błąd, ale cię kocham – powiedział, jakby te słowa miały mnie ocalić.
– Miłość to nie tylko słowa. To wybory. Ty swój już zrobiłeś – odpowiedziałam spokojnie.
– Ale ja chcę to naprawić. Będę walczył…
– Już nie masz o co, Marek. Nie potrafię ci ufać. A bez tego nie ma nas.
Westchnął ciężko. Podniósł się, przeszedł się po pokoju. Przez chwilę myślałam, że coś powie. Że będzie błagał, ale tylko skinął głową.
– Czyli to koniec?
– Chcę separacji. Potrzebuję oddechu.
Nie płakałam. Byłam zmęczona, ale też – po raz pierwszy od dawna – pewna siebie.
Natalia, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż dostał kalendarz adwentowy od koleżanki z pracy. Po trzecim okienku zrozumiałam, że to nie jest zwykły upominek”
- „Teściowa dała mi test ciążowy na imieniny. Stwierdziła, że czas najwyższy, żebym dała jej wnuka”
- „Wszyscy powtarzają, że mój mąż to ideał. Nie mają pojęcia, że żyję w zimnym jak listopadowa noc białym małżeństwie”

