Reklama

Życie kawalera z odzysku już mi się znudziło. Spotkania z kumplami, wyjścia na piwo czy do klubów to już nie dla mnie. Coraz częściej przypominam sobie spokojny czas z Elżbietą. Tęsknię za nią. Niestety moja była żona ma już nowego partnera i to z nim planuje poważną przyszłość.

Tęsknię za Elżbietą

Przede mną w kolejce do kasy stoi niska brunetka w ciemnym płaszczyku, z długimi kręconymi włosami związanymi niedbale w kucyk i z kolorową torbą przerzuconą przez ramię. Właśnie takie torebki lubiła Elżbieta.

– Nie cierpię tych modnych kopertówek i niewielkich listonoszek. Może i są gustowne, ale tam w ogóle nic się nie mieści. Gdzie niby miejsce na zapasowe rajstopy, ulubiony soczek Marcinka i przytulankę Agatki, bez której nie rusza się z domu? – doskonale pamiętam, że Ela bardzo często to powtarzała.

Właśnie – Ela. Moja była żona. Wiecznie zabiegana. Wiecznie myśląca o dzieciach. Wiecznie czuwająca nad dobrem naszej rodziny. Czasami miałem wrażenie, że czyta nam w myślach. No bo, jak wytłumaczyć to, że gdy tylko córcia w drodze z przedszkola wysepleniła swoim dziecinnym głosikiem, że dzisiaj ma ochotę na pyszne racuszki z jabłkami, już od progu po całym mieszkaniu rozchodził się charakterystycznie słodki zapach? Albo, że zawsze wiedziała, co Marcin chciałby dostać na urodziny? Moje prezenty nigdy nie były trafione.

Eh… Wspomnienia. Naprawdę trudno mi się do tego przyznać, ale zwyczajnie tęsknie za Elżbietą. Od naszego rozwodu minęło zaledwie cztery lata. Cztery lata temu straciłem rozum. Nie mam pojęcia, co w ogóle mnie podkusiło, żeby przetasować swoje życie i zniszczyć wszystko, co wspólnie zbudowaliśmy.

A zbudowaliśmy wiele – ciepły dom, kochającą rodzinę z uśmiechniętymi dzieciakami i miejsce, gdzie każdy czuł się dobrze. Nawet moja własna matka, która ma paskudny charakter. Nawet ona przy Elżbiecie się rozluźniała i na jej zaciśnięte na co dzień usta wypływał uśmiech.

W pamięci wciąż mam jej słodki zapach

Ela miała dokładnie takie same włosy, jak kobieta przede mną. Ale to nie dlatego zwróciłem na nią uwagę. Od razu poczułem ten cudowny zapach. Słodki i uroczy niczym u nastolatki. Moja była żona kochała perfumy inspirowane kuchnią. Jakoś je nazywała. Mówiła, że to cała rodzina zapachów, ale zupełnie uleciało mi z pamięci to słowo. Doskonale jednak wyczuwam nutki. Wanilia, słodkie praliny, odrobina cynamonu. Całość otoczona korzennym aromatem, którego nie potrafię zidentyfikować.

Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie. Z Elżbietą pracowałem w jednej firmie. Ja byłem przedstawicielem handlowym, ona przyszła na staż do naszego sekretariatu. Zapukałem i szybko wparowałem do pokoju. Jeszcze zanim usłyszałem zaproszenie. Spodziewałem się pani Jadwigi – sekretarki w wieku mojej matki. Tej, która w firmie pracowała od zawsze.

Zamiast niej za biurkiem siedziała dziewczyna z burzą ciemnych loków okalających jej dziecinną buzię. Uśmiechnęła się nieśmiało i zapytała, o co chodzi. A ja, chyba pierwszy raz w życiu, straciłem mowę. Na ogół byłem pewny siebie i potrafiłem flirtować z kobietami. A tutaj pustka w głowie i suche usta. Nic. Zero. Nie byłem w stanie wyjąkać, z czym przyszedłem.

– Pan pewnie z raportem kwartalnym dla szefa, tak? – dziewczyna uratowała mnie z opresji, a ja zrobiłem wielkie oczy.

– Tak – w końcu udało mi się wykrztusić. – A skąd pani wie?

– Bo jest pan chyba ostatni. Dzisiaj wszyscy przychodzą tutaj z tym dokumentem – lekko się uśmiechnęła, wskazując pokaźny stos kartek ułożonych w rogu swojego biurka.

Tak się zaczęła nasza znajomość. Ela oczarowała mnie nie tylko swoją dziewczęcą urodą, ale i zapachem. Tą słodką i niepowtarzalną chmurką. Tak właśnie określała te swoje mieszanki perfum – chmurką zapachu. Zawsze śmiałem się z tego określenia do rozpuku, ale naprawdę go uwielbiałem.

Była żona na nowo układa sobie życie

I właśnie teraz poczułem podobny aromat. Czyżby to była Elżbieta? W końcu nie widzieliśmy się już od dłuższego czasu. Ostatnio dzieciaki na spotkania ze mną przywoził jej facet.

– Ela jest zabiegana. Wiesz, otwiera swoją kawiarnię i zupełnie nie ma czasu. To ja podrzucam dzieci na zajęcia dodatkowe. Dopóki nie skończy się ten młyn – tłumaczył mi ten jej Adrian, a ja miałem ochotę go uderzyć.

Nie, to nie on był powodem naszego rozstania. Elżbieta poznała go już po rozwodzie ze mną. Zdaje się, że ją pocieszał. Na tyle skutecznie, że zamieszkali razem i planują ślub. Widziałem na profilu Agaty, która wstawiła zdjęcie z mamą, pierścionkiem i podpisem, że czeka ją zaszczytna rola druhny. No tak, nasza mała córcia skończyła już piętnaście lat i jest dumna z roli, którą ma pełnić na weselu swojej matki.

Oczywiście, że chciałbym nie dopuścić do tego ślubu. Ale nie mam prawa. Nie po tym, co zrobiłem swojej rodzinie. I Elżbiecie. Tak, to ja ją zdradziłem, zostawiłem w opłakanym stanie i zażądałem rozwodu. Żona uniosła się honorem i nie walczyła, podpisała mi wszystkie dokumenty już na pierwszej sprawie w sądzie.

Domowe obiadki szybko mi się znudziły

Co mi strzeliło do głowy, żeby zostawić taką kobietę? Nie co, ale kto. Marcelina. Blond piękność w opiętych bluzeczkach podkreślających jej wydatny dekolt i krótkich spódniczkach eksponujących długie nogi. Z mocnym makijażem, pachnąca luksusowymi perfumami. Mocnymi i ciężkimi. Zupełne przeciwieństwo mojej byłej żony. Ale wtedy byłem na etapie, że właśnie to przeciwieństwo mi się spodobało.

Ela odeszła z pracy tuż po narodzinach Agatki. Najpierw wzięła urlop macierzyński, później wychowawczy, a później… znowu była w ciąży. Tym razem urodził się Marcin i wszystko zaczęło się od nowa. Żona całkowicie skupiła się na domu i dzieciach, a cała odpowiedzialność za utrzymanie rodziny spadła na mnie. Początkowo odpowiadała mi taka rola. Uwielbiałem po całym dniu w trasie wracać do domu, gdzie czekała na mnie moja kochana trójka.

Trzeba przyznać, że w roli matki, żony i gospodyni Elżbieta sprawdzała się świetnie. Nasze mieszkanie zawsze lśniło czystością, dzieci były uśmiechnięte i szczęśliwe, w kuchni pachniało pysznym obiadem, a pies radośnie merdał ogonem. Wieczory spędzaliśmy na usypianiu maluchów, czasami obejrzeliśmy wspólnie jakiś serial na kanapie. W weekendy jeździliśmy do teściów lub chodziliśmy na rodzinne spacerki. Istna sielanka.

Tylko, że w pewnym momencie ta cała sielanka zaczęła mnie drażnić. Z czasem awansowałem na kierownika regionalnego. Zacząłem zarabiać o wiele więcej, ale i moje obowiązki stały się bardziej stresujące. Miałem dbać nie tylko o utrzymanie dobrych relacji ze swoimi klientami, ale i nadzorować pracę całego zespołu. A ludzie byli różni. Jedni lepiej sprawdzali się w swojej roli, inni gorzej. Tymczasem góra cały czas cisnęła na wyniki. Wskaźniki, tabelki, targety do wyrobienia. Wciąż kolejne wymagania, zwiększanie norm, konieczność tłumaczenia się z każdej potyczki.

Szukałem jakiejś odmiany

Praca zaczęła mnie coraz bardziej stresować, a żona w ogóle mnie nie rozumiała.

– Wciąż cię nie ma w domu, wiecznie za czymś gonisz, o niczym nie pamiętasz. Wszystko jest na mojej głowie. Przedszkole, szkoła, zajęcia dodatkowe, dom, zakupy, rachunki – marudziła.

– Nie przesadzaj. W końcu ktoś musi pracować na naszą rodzinę. Wiesz, pieniądze z nieba nie spadają.

– A to niby tylko ty pracujesz? A ja to nic nie robię, tak?

– No, w sumie… – zawiesiłem głos. – Nie musisz codziennie wstawać o piątej trzydzieści, użerać się z zespołem, szefem, zarządem, niezadowolonymi klientami – wiem, że byłem wtedy głupi, ale miałem dość marudzącej żony.

Podobne sprzeczki zaczęły pomiędzy nami wybuchać coraz częściej. Żona coraz bardziej mnie drażniła. Zwłaszcza, że w pracy widziałem zupełnie inne kobiety niż ona. Zadbane, modnie ubrane, uśmiechnięte, pewne siebie. Skupione na karierze i ambitne. Wtedy moja Elżbieta, w swoim porozciąganym dresie i z włosami związanymi w koński ogon, wydawała mi się taka szara, nijaka. Bez własnych pasji. Wciąż zajęta domowymi sprawami, niemalże wisząca na mnie.

I właśnie w tym momencie swojego życia poznałem Marcelinę. Dziewczyna tuż po studiach, młoda, piękna i marząca o wielkiej karierze.

– Chciałabym zrobić studia podyplomowe z zarządzania i zacząć piąć się po szczeblach kariery. Owszem, lubię pracę z klientami i wiem, że przedstawiciele w naszej firmie mają całkiem fajne premier, ale ja chcę czegoś więcej – opowiadała, rzucając powłóczyste spojrzenia, a ja byłem dumny, że taka laska w ogóle dzieli się ze mną swoimi przemyśleniami.

W końcu podczas imprezy firmowej z okazji podpisania ważnego kontraktu, wylądowaliśmy w hotelowym pokoju i tak się to wszystko zaczęło. Młodość, entuzjazm i długie nogi kochanki totalnie mnie oczarowały. Była pewna siebie, pełna pomysłów i szalona. Przy niej nigdy się nie nudziłem. Do tego widziałem te zazdrosne spojrzenia kumpli rzucane w naszą stronę.

Złożyłem pozew o rozwód

Nasz romans trwał w najlepsze prawie rok. Elżbieta w ogóle się nie zorientowała, skupiona, jak zawsze, na dzieciach i domu. Pewnie dalej prowadziłbym podwójne życie, gdyby nie stanowczość mojej kochanki. Marcelina zażądała, żebym się rozwiódł.

– Nie mam zamiaru zawsze być tą drugą. Wiesz, że świetnie mi się z tobą układa, ale chciałabym czegoś więcej. Już mam dość tych wyrywanych chwil i ukradkowych spotkań. Chcę cię mieć na co dzień – wyszeptała, gdy akurat spędzaliśmy weekend w górach, pod pretekstem kolejnej podróży służbowej.

To właśnie wtedy powinienem powiedzieć stop i rozstać się z Marcelą. Byłem jednak totalnie nią oczarowany i zdecydowałem się powiedzieć o wszystkim Elżbiecie. Myślałem, że będzie krzyczeć, płakać, błagać, grozić mi. Ale nic takiego się nie stało.

– Skoro tak zdecydowałeś, to znaczy, że tak będzie dla ciebie lepiej – powiedziała tylko i kazała mi się spakować.

Rany, ona nawet pożyczyła mi dużą walizkę, żebym zmieścił wszystkie swoje ciuchy! Rozwód przebiegł szybko i bez orzekania o winie. Zgodziłem się na alimenty dla dzieci i dostosowałem do harmonogramu spotkań. Mój związek z Marceliną szybko się jednak rozpadł. Na dłuższą metę zupełnie do siebie nie pasowaliśmy. Ona była młoda, żądna wrażeń i zmian. Ja potrzebowałem stabilizacji, której przy niej zwyczajnie nie dało się zbudować.

I tak zostałem sam. W wynajętym mieszkaniu, bo nasze M4 zostawiłem żonie i dzieciakom. O to także Marcelina miała do mnie pretensje. Zdaje się, że marzył się jej porządnie ustawiony gość, a nie facet, z którym dopiero trzeba zacząć się dorabiać. Owszem, pensję mam całkiem pokaźną, ale nie żałuję pieniędzy swoim dzieciom. W końcu one przecież nie są winne, że ich ojciec zgłupiał i pobiegł za koleżanką z pracy, prawda?

Teraz mieszkam sam, a życie kawalera z odzysku już mi się znudziło. Spotkania z kumplami, wyjścia na piwo czy do klubów to już nie dla mnie. Coraz częściej przypominam sobie spokojny czas z Elżbietą. Tęsknię za nią. Niestety moja była żona ma już nowego partnera i to z nim planuje poważną przyszłość. I co ja najlepszego narobiłem?

Paweł, 44 lata

Czytaj także:
„Na walentynki liczyłam na modne słodkie perfumy, a dostałam tanią podróbkę z dyskontu. Sknerze szkoda na mnie kasy”
„Szukałam prezentu dla męża na walentynki, a znalazłam dowód zdrady. Zamiast kolacji przy świecach będzie ścisły post”
„Długi zazdrosnego męża sprawiały, że żyłam jak w pułapce. Nowy kochanek wyciągnął mnie z tego bagna jak dźwig”

Reklama
Reklama
Reklama