Reklama

Ola była jak młodsza siostra, której nigdy nie miałam. Znałyśmy się od czterech lat – dokładnie tyle, ile pracuję w agencji PR. Byłyśmy nierozłączne. Razem kawy, razem papieroski, razem te wszystkie wieczorne tyrady o szefach, klientach i mężczyznach, którzy nie rozumieją nawet samych siebie. Nie wiem, co bym zrobiła bez niej, kiedy mój były zniknął z moją połową oszczędności. To Ola wtedy przyniosła wino, lody i siebie – a czasem to więcej niż potrzebne.

Byłyśmy blisko

Nie zawsze było różowo. Miała swoje jazdy, ja swoje – ale czułam, że mogę na nią liczyć. Mimo że byłam o cztery lata starsza i o wiele bardziej lojalna wobec pracy, szczerze ją lubiłam. A może nawet zazdrościłam jej tej lekkości, że nie musi się tak starać jak ja. Że Michał – nasz szef – zawsze miał do niej jakąś słabość. Nawet kiedy był jeszcze ze swoją żoną.

Nasz szef był zawsze profesjonalny. Garnitury, dystans, żarty z klasą. A potem jego rozwód. Najpierw nikt nie wiedział, potem wszyscy o tym gadali. Coraz częściej zostawał po godzinach, coraz mniej się uśmiechał. No i to spojrzenie… Głębsze, trochę zagubione. Jakby po raz pierwszy od lat pozwolił sobie na emocje.

Siedziałyśmy z Olą przy ekspresie, kawa lała się leniwie do papierowego kubka. Niby zwykły poranek.

– Michał wygląda jak cień człowieka – rzuciłam, mieszając cappuccino.

– No… wczoraj nawet nie zdążył na status z klientem – powiedziała Ola, wzdychając. – Widziałam, że miał czerwone oczy. Myślisz, że pije?

Spojrzałam na nią. Nie umiałam tego nazwać, ale z każdym kolejnym dniem coraz wyraźniej widziałam, że nie tylko mnie poruszył ten „cień człowieka”.

Zaczęło się niepozornie

Może to były tylko drobiazgi, może nawet nie zwróciłabym na nie uwagi, gdyby nie to, że znałam Olę na wylot. W poniedziałek rano Michał wszedł do biura, a na jego biurku czekało już śniadanie – drożdżówka z serkiem i kawa z migdałowym mlekiem. Nie nasze biurowe świństwo, tylko coś z piekarni, do której trzeba iść specjalnie. Michał podziękował, Ola tylko się uśmiechnęła i wróciła do swojego stanowiska.

Udawałam, że tego nie zauważyłam. Ale zauważyłam. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że może to już nie jest tylko współczucie. Może każdy z nas czegoś szukał w tej relacji z Michałem. On – zrozumienia. My – uwagi.

Następnego dnia zostałam po godzinach, udając, że kończę raport dla klienta. Wiedziałam, że Michał ostatnio lubi zostawać dłużej, a Ola akurat wychodziła wcześniej – mówiła coś o kosmetyczce. Czekałam. Przypadkiem spotkaliśmy się w kuchni, wypiliśmy herbatę. On opowiadał o synu, o tym, że nie chce, żeby rozwód wpłynął na jego dorastanie. Mówiłam, że rozumiem. I rozumiałam. Słuchał mnie wtedy uważnie. Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach coś innego niż firmowy chłód.

To były podchody

W środę rano zobaczyłam, jak Ola wrzuca coś do torby Michała, chyba batonik. Żartowali, śmiali się. Gdy minęłam ją w korytarzu, rzuciła:

– Uważaj, bo się zaraz okaże, że któraś z nas zostanie sekretarką szefa – powiedziała niby żartem.

– No to chyba ty już masz pół etatu – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć, choć zabrzmiało to złośliwie.

– Ależ proszę, niech pani Natalia też przynosi mu bułeczki – odcięła się bez chwili wahania.

Było napięcie. Delikatne, ale już wyczuwalne. Jeszcze się nie kłóciłyśmy, jeszcze śmiałyśmy się z tego wszystkiego. Ale zaczęłam czuć, że to już nie gra zespołowa. Że gram sama, a ona też.

Siedziałam przy stole w kuchni, udawałam, że przeglądam maile. Olka przyszła spóźniona, z rozwianymi włosami, jakby biegła z metra.

– Michał miał dziś jakąś długą rozmowę, wiesz? – rzuciła nagle, niby od niechcenia. – Zaprosił mnie do gabinetu, chciał pogadać o nowej kampanii. Tylko we dwoje.

Podniosłam wzrok. Nie powiedziałam nic przez chwilę.

– Serio? Tylko z tobą?

– No tak. A co? – Uśmiechnęła się, ale jej uśmiech był płaski. – Wiesz, może chce kogoś awansować. W końcu ktoś musi się wybić z naszego działu.

Wbiła mi szpilę

Mimo że starałam się trzymać fason, poczułam w żołądku dziwne ukłucie. Zazdrościłam jej tego, że on ją zauważył. Że z nią rozmawia. Że wybiera właśnie ją.

– No tak, przecież ty zawsze byłaś dobra w PR – odpowiedziałam.

– A ty w czym jesteś dobra? W raportach? – odparła bez mrugnięcia okiem.

– Wiesz co, chyba nie musimy się licytować, która z nas jest bliżej Michała – powiedziałam spokojnie, ale w środku już buzowało.

– O nie, kochana. Ty chyba myślisz, że jak się popłaczesz przy nim raz czy dwa, to od razu się zakocha – syknęła, zaskakująco ostro.

– Ola, uważaj, co mówisz – powiedziałam chłodno. – Bo to brzmi już jak zazdrość.

– Nie mam powodu, żeby ci czegokolwiek zazdrościć.

Zabolało. Nawet nie wiedziałam, że można czuć coś takiego jak zdrada w przyjaźni. Ale chyba właśnie to poczułam.

Przez kolejne dni praktycznie się do siebie nie odzywałyśmy. Wysyłałyśmy sobie tylko wiadomości służbowe, nic więcej. Napięcie wisiało w powietrzu. Michał, zdystansowany jak zwykle, chyba niczego nie zauważył. Albo nie chciał zauważyć.

Atmosfera była napięta

Wszystko eskalowało w środę, tuż po jedenastej. Przerwa na kawę, kilka osób z działu siedziało jeszcze w sali konferencyjnej. Byłyśmy tylko we dwie. Ja już nie miałam siły dłużej udawać, że wszystko gra. Ola podeszła do ekspresu, nawet na mnie nie spojrzała.

– Jak tam twoje raporty? – rzuciła z ironią.

– Wiesz co, mam ich dość. Tak samo jak tej twojej gry.

Spojrzała na mnie, jakby właśnie się obudziła z jakiegoś snu.

– Mojej gry?

– Nie rób z siebie ofiary. Myślisz, że nie widzę, jak się wokół niego kręcisz? Słodkie uśmiechy, komplementy, codzienne wizyty w jego gabinecie. Naprawdę myślisz, że nikt tego nie widzi?

Ola odstawiła filiżankę z takim impetem, że kawa się wylała.

Docinała mi

– A ty co? Taka święta jesteś? Czekasz pod drzwiami, żeby się przypadkiem na ciebie natknął. Tylko że on cię nie widzi. I nie zobaczy.

– Przynajmniej nie jestem żenującą uwodzicielką z tanimi gestami. Wiesz, że to desperacja?

– Lepiej być odważną niż zgorzkniałą i zgryźliwą. Ty nawet nie wiesz, czego chcesz. Chciałabyś być jego przyjaciółką, powierniczką, kochanką. Ale nie masz odwagi być żadną.

– Przynajmniej nie manipuluję. Ty to robisz z rozmysłem. Mierzysz każde słowo, każdy ruch. Myślisz, że jesteś sprytna?

– Przestań! – krzyknęła. – To ty zaczęłaś tę idiotyczną wojnę!

– Bo miałam dość patrzenia, jak się sprzedajesz za odrobinę uwagi.

Pokłóciłyśmy się

Wtedy drzwi się otworzyły i wszedł Michał. Patrzył na nas w milczeniu. Oparł się o framugę, ręce założył na piersi. Nic nie mówił przez długą chwilę.

– Do mojego gabinetu. Obie – powiedział w końcu. Chłodno, bez emocji.

W gabinecie było cicho. Michał stał przy oknie, odwrócony do nas plecami. Nie usiadł, nie zaproponował miejsca. Przez chwilę myślałam, że w ogóle się nie odezwie.

– To nie przedszkole – powiedział spokojnie, ale bez cienia ciepła. – Jutro dostaniecie nowe przydziały. Pracujecie w osobnych działach. Bez wyjątków.

To wszystko. Wyszedł, nie oglądając się za siebie. Spojrzałam na Olę. Patrzyła gdzieś w bok, z zaciśniętymi ustami. Nie odezwałyśmy się już do siebie.

Kilka godzin później przyszedł mail z działu HR. Nowe stanowisko. Nowe biurko. Nowi ludzie. Napisałam do niej. Krótkie: „Może pogadamy?” Nie odpowiedziała. Chciałam się rozpłakać, ale nie mogłam. Wszystko było już poza mną.

Natalia, 36 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama