„Ślub w czerwcu nie przyniósł mi szczęścia, mimo litery R w środku. Już na weselu moje małżeństwo legło w gruzach”
„Ludzie się śmiali, że kiepska ze mnie partia, skoro zostałam porzucona tuż po weselu. Początkowo strasznie się tym przejmowałam i chciałam wszystkim tłumaczyć, że to wcale nie tak, jak się im wydaje. Bez skutku. Mieli już wyrobione zdanie na ten temat i prawda ich nie obchodziła”

- Listy do redakcji
Ach, co to był za ślub! Pięknie przystrojony kościół, słoneczny dzień i ogromne nadzieje na świetlaną przyszłość. Moja mama płakała ze wzruszenia, na twarzach gości malowała się radość. Kiedy ja i Mateusz powiedzieliśmy sobie magiczne „tak”, wierzyłam jeszcze, że to jakoś się poukłada. Niestety, stało się inaczej.
Wierzyłam, że to ideał
Historia moja i Mateusza przypomina opowieść rodem z tandetnego romansu. Zaczęło się od tego, że wpadł na mnie w kawiarni i oblał kawą. Były przeprosiny, błysk w oku i wymiana numerów telefonów. Zadzwonił na drugi dzień i zaprosił na randkę. Pół roku później zamieszkaliśmy razem, a po paru miesiącach byliśmy zaręczeni. Wszystko działo się bardzo szybko, może za szybko.
Moich rodziców duma rozpierała, bo oto ich ukochana córeczka wychodzi za mąż. Ojciec wyrażał się o Mateuszu w samych superlatywach. Ja także okazywałam zadowolenie, ale w rzeczywistości było to udawaniem szczęścia na pokaz. W głębi duszy wiedziałam, że coś jest nie tak i że Mateusz nie jest tym jedynym facetem na całe życie. Wiedziałam o tym, a jednak w to poszłam, naiwnie licząc na to, że wraz z upływem czasu to się zmieni i że się dotrzemy.
Ślub wzięliśmy w czerwcu. Uległam gadaniu matki, ciotek i koleżanek, że w nazwie miesiąca musi koniecznie być litera R, bo inaczej małżeństwo nie przetrwa. Trzymały się tego idiotycznego przekonania niczym relikwii, a ja dałam się na to złapać. Po części zrobiłam to też dla świętego spokoju, bo nie miałam ochoty wysłuchiwać tych bzdur. W każdym razie nawet osławione R nie uchroniło mego związku przed totalną katastrofą.
Szybko znalazł inną
Wesele nie zdążyło na dobre się rozkręcić, a Mateusza gdzieś wcięło. Zaczęłam go szukać i w końcu znalazłam przy łazienkach. Rozmawiał przez telefon mocno ściszonym głosem. Na mój widok od razu przerwał połączenie.
– Do kogo dzwoniłeś? – zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam, co odpowie.
– E, do nikogo. Do Kuby – był aż czerwony na twarzy.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co oznacza hasło „Kuba”.
– To była ona, prawda?
Nie potrzebowałam odpowiedzi. Jego spojrzenie wystarczyło mi w zupełności. Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam na salę, przełykając gorycz upokorzenia. Paulina. Historia, która nie miała końca. Niby była dziewczyna, ale twierdził, że to ona do niego wydzwania i nie daje mu spokoju. Tylko jemu jakoś to nie przeszkadzało. Zawsze podświadomie czułam, że nadal jest w niej zakochany. Teraz zrozumiałam, że wcale nie zamierzał zamknąć tego rozdziału.
Po co w takim razie mi się oświadczył? Po co w ogóle się ze mną związał? Czyżbym była odskocznią, dzięki której chciał zapomnieć o swojej miłości? Nie pasowała mi taka rola ani trochę.
Zniknął z mojego życia
Wesele spędziliśmy oddzielnie. Patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka. Podczas pierwszego tańca państwa młodych nawet nie patrzyliśmy na siebie. Modliłam się jedynie, aby piosenka skończyła się jak najszybciej, a ona jak na złość zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Potem nie zatańczyliśmy już ani razu i nie rozmawialiśmy. Mama nerwowo dopytywała, czy coś się stało. Mówiłam, że jest OK, bo przecież nic innego nie mogłam jej powiedzieć. Dla mnie nie było już o czym gadać.
Większość wesela Mateusz spędził za stołem, pijąc piwo z nosem wetkniętym w telefon. Z kimś pisał. Na bank z nią. Pragnęłam mieć ten cyrk jak najprędzej za sobą. Po powrocie do domu nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Spał na kanapie w salonie, a kiedy rano wstałam, już go nie było. Zabrał swoje rzeczy i zniknął. Dziwnie się czułam. Z jednej strony pojawiła się ulga, a z drugiej rozgoryczenie i żal.
Zaledwie dzień po ślubie udałam się do prawnika w celu uzyskania informacji dotyczących zakończenia małżeństwa. Pani adwokat powiedziała, że w zaistniałych okolicznościach można je unieważnić, ale to i tak musi przejść przez sąd. Nie zwlekałam, wniosek został wysłany. Ku mojemu zaskoczeniu nie czekałam długo na rozprawę. Poszło gładko. Mateusz co prawda stawił się w sądzie, ale nie obdarzył mnie ani jednym spojrzeniem. Odpowiadając na pytania sędziego, chłodnym głosem oznajmił, że nigdy mnie nie kochał i to były wyłącznie pozory, aby rodzina dała mu święty spokój. Nie chciał zakładać ze mną rodziny.
Ludzie wytykają mnie palcami
Te wypowiadane lodowatym tonem słowa raniły niczym sztylety wbijane prosto w serce. Zostałam oszukana i wykorzystana, chciał ciągnąć dwie sroki za ogon. Najgorsze było to, że poświęciłam mu tyle czasu i zaangażowałam się w relację. Dla wielu osób moja historia była nie lada atrakcją.
Ludzie się śmiali, że kiepska ze mnie partia, skoro zostałam porzucona tuż po weselu. Byłam tą, której małżeństwo trwało niecały miesiąc. Początkowo strasznie się tym przejmowałam i chciałam wszystkim tłumaczyć, że to wcale nie tak, jak się im wydaje. Bez skutku. Mieli już wyrobione zdanie na ten temat i prawda ich nie obchodziła. Poddałam się i po pewnym czasie przestało mnie to ruszać.
Poszłam do przodu. Zaczęłam żyć swoim życiem, a nie cudzymi oczekiwaniami – bo tak to wyglądało do tej pory. Zmieniłam pracę, zapisałam się na kurs fotografii. Moja mama twierdzi, że trudno się teraz ze mną dogadać.
– Zmieniłaś się – często to od niej słyszę.
Nie jest zadowolona, bo nie pasuję do ramki, którą sama stworzyła. Nasze kontakty mocno straciły na intensywności, gdyż wyznaczyłam granice i nie pozwalam na ich przekraczanie. Jest mi z tym dobrze, nie mam wyrzutów sumienia. Nauczyłam się także, że wszelkie przesądy, takie jak ten z literą R, można wsadzić pomiędzy bajki. Jeśli brak szczerości w uczuciach, związek się rozwali.
Czy po niezbyt przyjemnych, mówiąc delikatnie, doświadczeniach zamknęłam się na miłość? Nie, ale nie szukam jej na siłę i nie będę tego robić. Jeżeli ma się pojawić na mej drodze, to uczyni to w stosownym momencie. Ja nie naciskam i nie wymuszam biegu zdarzeń. Co ma być, to będzie. Ostatnio dostałam wiadomość od mamy Mateusza: „Przepraszam Cię najmocniej za mojego syna. Jest mi niezmiernie przykro, że tak podle z Tobą postąpił. Wstyd mi za niego. Miał sposobność stworzyć u Twojego boku coś wartościowego, ale zaprzepaścił swoją szansę”. Doceniłam ten gest, bo oznacza on, że ktoś jednak dostrzegł, że ja w niczym nie zawiniłam.
Martyna, 31 lat
Czytaj także:
- „W wakacje przypadkiem odkryłam tajny plan zdrady mojego faceta. Wszystko przez to, że pomyliłam hotelowe klucze”
- „Teściowa chciała sprzedać naszą działkę, żeby wyręczyć mojego męża. Niedoczekanie, że dam się wyrzucić z własnej ziemi”
- „Moja teściowa zepsuła nam rodzinne wakacje w Chorwacji. Skąpiła pieniędzy nawet na lody, a potem przeszła samą siebie”

