„Ślub był jak z bajki, ale w podróży poślubnej mąż powiedział mi coś, czego nigdy nie zapomnę. To nie był żart”
„– Jeśli urodzi się syn, pokażę mu, jak jeździć na rowerze, jak naprawiać samochód, jak grać w piłkę... – A córka? – zachichotałam. – No... Wtedy to ty pokażesz jej, jak gotować, korzystać z pralki i zmieniać worki w odkurzaczu – odparł”.

- Listy do redakcji
Byliśmy jedną z tych par, które kłócą się naprawdę rzadko. Nawet remont mieszkania czy organizacja ślubu przebiegły nam zupełnie bezkolizyjnie – co u wielu innych par było misją z założenia skazaną na porażkę. Potrafili się kłócić o wybór dania, o listę gości, o kolor listw przypodłogowych czy markę pralki do nowego domu. My weszliśmy w ten związek z większym doświadczeniem.
Obydwoje byliśmy już po poważniejszych, kilkuletnich relacjach. Wiedzieliśmy, czego chcemy, a czego nie, ale też nauczyliśmy się na błędach. Odpuszczaliśmy rzeczy, które nie miały wielkiego znaczenia, nie czuliśmy potrzeby udowadniać sobie racji dla samego podbudowania ego. Dyskutowaliśmy wyłącznie w kwestiach, które były dla nas niezwykle ważne, ale nawet kiedy się ze sobą nie zgadzaliśmy, umieliśmy kulturalnie wymieniać się argumentami.
– Wy to nawet jak się kłócicie, to rozmawiacie spokojniej niż ja i Dawid, kiedy się nie kłócimy – zauważyła kiedyś moja siostra.
Mieliśmy różne poglądy
Być może faktycznie tak było. Obydwoje byliśmy spokojnymi ludźmi, epizody wybuchów emocji praktycznie nam się nie zdarzały. Na poważnie pokłóciliśmy się tylko dwa razy: gdy chciałam zaprosić na wesele mojego byłego partnera i gdy wyszło, że mamy kompletnie odmienne poglądy polityczne. Dla wielu osób ta druga kwestia mogłaby być absolutnie niedopuszczalna w związku na całe życie. Ja miałam bardzo liberalne, wyzwolone poglądy, a mój Damian – konserwatywne. Tylko, jeśli się nad tym zastanowić, czy koniecznie musiało to wpływać na nasze życie?
Niby tak bardzo się różniliśmy, a jednak mieliśmy te same wartości: chcieliśmy być razem, ustatkować się, założyć rodzinę. Czy miało znaczenie to, na kogo głosujemy, jak chcielibyśmy, żeby wyglądał system podatkowy czy opieka zdrowotna? Przecież i tak nie mieliśmy na to wpływu. Moja przyjaciółka miała znacznie większy problem z poglądami Damiana niż ja.
– Ale serio? Nie przeszkadza ci to? Jak możesz być z kimś, kto wspiera takich głupków? – pytała mnie.
– Wstrzymuję się od osądów. Znam Damiana, jest mądry, troskliwy, ciekawy świata. Nie wrzucam go do jednego worka z jakąś grupą ludzi. Doszłam do wniosku, że jeśli na nich głosuje, to ma ku temu jakiś bardzo ważny powód. Został inaczej wychowany, ma inne priorytety niż ja – wzruszyłam ramionami.
– Ale sama wychodziłaś protestować przeciwko ich decyzjom! – burzyła się dalej Aneta.
– Tak, ale czy to znaczy, że mam nienawidzić każdą osobę, która sądzi inaczej?
– No nie... Ale ty chcesz za taką wyjść. Nie boisz się, że trafią wam się takie tematy, w których nigdy się nie porozumiecie? Na przykład to, jak chcecie wychować dzieci?
Szczerze mówiąc, to była jedyna rzecz, której się obawiałam. Że ja będę chciała przekazać dzieciom inny pogląd na świat, a Damian inny. Ale doszłam do wniosku (a może myślałam życzeniowo), że takie połączenie może tylko otworzyć dziecko na różne poglądy i różne światy. Może żadne z nas nie będzie czuło potrzeby „przekabacenia” dziecka na swoją stronę”? Na to liczyłam.
– Nie, nie boję się. Jesteśmy dojrzałymi ludźmi i szanowanie swoich odmienności jest dla nas ważniejsze niż ego – odpowiedziałam, wychodząc być może na nieco zarozumiałą.
Aneta spojrzała na mnie z powątpiewaniem, ale się poddała.
– Okej, skoro tak uważasz...
Zgodziłam się na ślub kościelny
Nasz ślub był jak z marzeń, a jednocześnie udało nam się uniknąć oklepanych, zbyt bajkowych ujęć i gestów jak z Instagram. Nie potrzebowaliśmy pozowanych pocałunków na tle fajerwerków, neonów ani wyuczonych reakcji na widok w sukni ślubnej, żeby wiedzieć, że się kochamy i że jesteśmy dla siebie najważniejsi.
– Jesteś moją wymarzoną żoną – powiedział mi w którymś momencie na ucho Damian, zupełnie znienacka.
To rozczuliło mnie znacznie bardziej niż teatralne gesty. Ślub odbył się w kościele – choć, gdybym tylko ja miała o tym zadecydować, wybrałam wyłącznie cywilny. Wiedziałam jednak, że będzie to niezwykle ważne dla mojego męża, dlatego zgodziłam się. Nie sprzeciwiałam się ślubowi kościelnemu dlatego, że uważałam go za coś złego. Dla mnie po prostu nie miał takiej wartości duchowej, jak dla Damiana. Czy więc musiałam koniecznie go unieszczęśliwiać, żeby postawić na swoim? Absolutnie nie było takiej potrzeby.
On wcale nie żartował
Trzy dni po ślubie wybraliśmy się w wymarzoną podróż, którą zaplanowaliśmy już kilka miesięcy wcześniej. Mieliśmy w planach podróż autem po Toskanii. Gdy tak jeździliśmy po zielono–żółtych polach z okazałymi cyprysami, snuliśmy wizje naszej wspólnej przyszłości.
– Byłoby tak wspaniale, gdyby udało nam się szybko z dzieckiem... – marzył Damian.
– To prawda, ja też jestem już gotowa.
– Jeśli urodzi się syn, pokażę mu, jak jeździć na rowerze, jak naprawiać samochód, jak grać w piłkę...
– A córka? – zachichotałam.
– No... Wtedy to ty pokażesz jej, jak gotować, korzystać z pralki i zmieniać worki w odkurzaczu – odparł.
Zastygłam. Spojrzałam na niego, czekając na jakiś sygnał czy to, co powiedział, było żartem. Nic takiego jednak nie nadeszło.
– Ej, no przestań... Ty tak serio? – zapytałam.
– No mówiliśmy o tym, jakich praktycznych umiejętności nauczymy swoje dzieci, tak? Jestem mężczyzną, więc małego mężczyznę mam czego nauczyć. A małą kobietę? To twoja działka, nie?
Czułam, jak robię się coraz bardziej poirytowana.
– A dziewczynki nie możesz nauczyć, jak jeździć na rowerze albo grać w piłkę? Albo nawet naprawiać samochód? – obruszyłam się.
– No... Mogę. Jeśli będzie chciała. Ale pewnie będzie zainteresowana głównie lalkami, gotowaniem udawanych obiadów, a potem pieczeniem ciast i strojeniem się. Oczywiście, że będę ją kochał i o nią dbał tak samo, jak o syna, ale myślę, że miałbym jej po prostu mniej do przekazania – ciągnął dalej.
Byłam w szoku
Nie wierzyłam, jak Damian może wygadywać takie rzeczy. Co gorsza, nie wierzyłam, że mówi je właśnie teraz: w naszej wymarzonej podróży poślubnej. I że nigdy wcześniej nie usłyszałam od niego niczego równie niepokojącego. Zmieniłam temat, a potem zamilkłam. Przez całą drogę do następnego hotelu milczałam. W środku wpadłam w panikę. „Anita miała rację! Przecież my jesteśmy kompletnie inni, jak my chcemy w ogóle wychować razem dzieci, jak my się dogadamy? We dwójkę może jeszcze było łatwiej, ale jak my niby stworzymy rodzinę z kompletnie innym zestawem wartości?”, myślałam.
Damian zauważył, że opuścił mnie humor.
– Wszystko okej? Co się dzieje? – dopytywał.
– Nic, nic, po prostu boli mnie głowa... – odpowiadałam mrukliwie.
Nie miałam siły ani pomysłu, jak wyjaśnić Damianowi, o co mi chodzi. Miałam mu powiedzieć, że myśli jak chłop z lat pięćdziesiątych? Dziewczynka przy mamusi, a chłopiec przy tatusiu? Jedno bawi się wyłącznie lalkami, a drugie samochodami i klockami? Ja nie chciałam narzucać im żadnych ról! Jeśli mój syn będzie chciał mieć lalkę, to mu ją kupię. Jeśli będzie chciał nauczyć się piec ciasta, to go nauczę. I tego samego oczekuję od mojego męża! Tylko jak o tym porozmawiać?
Co, jeśli zaczęlibyśmy się kłócić i wyszłaby z tego największa awantura naszego związku? Co, jeśli tym razem nie będziemy w stanie dojść do porozumienia i okaże się, że zupełnie do siebie nie pasujemy? Nie umiałam się z tym zmierzyć. Jeszcze nie teraz... „Pomyślę o tym, jak wrócimy do domu. A przy okazji jeszcze kilka razy go sprawdzę... Może tylko palnął bez zastanowienia? A może nie miał niczego złego na myśli?”, analizowałam, przekręcając się w nocy z boku na bok. I mam nadzieję, że właśnie tak było. Bo przecież nie mogło być inaczej, prawda? Za dobrze go znam. Mój Damian nie może tak myśleć.
Karolina, 28 lat
Czytaj także:
- „Mąż oznajmił mi przez telefon, że to koniec. Ten tchórz już od dawna za płotem rozsiewał swoje nasionka”
- „Moja siostra odegrała się na panu młodym przy ołtarzu. Miał swoje za uszami, ale słodycz zemsty odebrała jej rozum”
- „Noc poślubną spędziłam sama. Mąż powiedział, że mnie kocha, a potem poszedł na próbę generalną do pokoju obok”

