Reklama

Siedzę w moim salonie, w którym panuje cisza idealna. Tylko tykanie zegara i ciche mruczenie kota przypomina mi, że to wciąż rzeczywistość, a nie jakiś sen. Lubię ten spokój. To moje miejsce na ziemi: dwa pokoje z dużymi oknami, białe zasłony, drewniane półki pełne książek i kilka pamiątek po babci. Każdy przedmiot ma tu swoją historię, każdy jest świadkiem mojego życia. Nie jestem sentymentalna, ale… uporządkowana. Lubię mieć wokół siebie rzeczy, które coś znaczą.

Mieszkam sama, pracuję zdalnie jako graficzka. Układam swoje życie powoli, ale konsekwentnie. Nie jestem z tych, co muszą mieć partnera przy boku, by czuć się spełnione. Choć nie ukrywam, czasem tęsknię — nie za kimś konkretnym, tylko za byciem „czyjąś”. Mam starszą siostrę, Agnieszkę. Zawsze była inna niż ja: głośniejsza, bardziej spontaniczna. Często się różniłyśmy, ale kiedyś… byłyśmy bliskie. Trochę jak bliźniaczki. Odkąd urodziła Olka, coś się zmieniło. Świat Agnieszki skurczył się do bycia matką. A mój? Jej zdaniem to tylko „puste życie singielki”.

Zgodziłam się zaopiekować Olkiem, jej siedmioletnim synem, przez weekend. Nie dlatego, że miałam ochotę na dziecięce hałasy — raczej z obowiązku, a może i z resztki siostrzanej lojalności. Agnieszka poprosiła o pomoc, a ja, jak zwykle, nie umiałam odmówić. Nie spodziewałam się, że ten niepozorny weekend rozpęta burzę. Że kilka zniszczonych przedmiotów może pogrzebać do końca to, co zostało z naszej siostrzanej więzi. I że w tej ciszy, którą tak kocham, zostanie tylko echo złości, zawodu i pytań bez odpowiedzi.

Stałam jak na szpilkach

— Kamila, to tylko dwa dni. Olek już duży, nawet nie zauważysz, że jest — zapewniała Agnieszka, przekrzykując hałas w tle.

Nie miałam siły się sprzeczać. Miałam zaplanowany spokojny weekend z nową książką i winem, ale co miałam powiedzieć? Że nie? Że nie chce mi się patrzeć na jej dziecko? Już słyszałam w myślach, jak mówi z przekąsem: „Oczywiście, ty masz czas tylko dla siebie”.

Olek przyjechał w piątek po południu, z torbą większą niż on sam i nieodłącznym tabletem. Wydawał się grzeczny. Do czasu. W sobotę rano chciałam choć chwilę popracować przy komputerze. Olek malował w ciszy w kuchni, miałam nadzieję, że na kartce. Gdy usłyszałam trzask, poderwałam się natychmiast. W salonie, na środku podłogi, znalazł się wazon po babci — rozbity na dziesiątki kawałków. Obok leżał pędzel — cały brudny. I mój szkicownik. Oczywiście każda strona umazana farbami. A na fotelu… książka kolekcjonerska rozcięta nożem do papieru.

Stałam jak sparaliżowana. Olek patrzył na mnie z dumą.

— Ciociu, zrobiłem sztukę. Specjalnie dla ciebie!

Zadzwoniłam do Agnieszki, trzęsąc się z nerwów.

— To był wazon po babci. I ta książka… To nie są rzeczy do zabawy, Aga — cedziłam przez telefon.

— O rany, Kamila… To tylko rzeczy. Przesadzasz. Dziecko jest kreatywne, a ty się czepiasz. Naprawdę wszystko musisz tak przeżywać?

Nic nie powiedziałam, tylko czułam, jak coś ściska mnie w środku. Tak właśnie wyglądają granice — nie wtedy, kiedy się je stawia, tylko kiedy ktoś przez nie przechodzi, nie oglądając się za siebie.

Ręce mi drżały

Stałam przed jej drzwiami z duszą na ramieniu. Znałam ten korytarz, pełen dziecięcych rysunków i porozrzucanych bucików. Olek biegał gdzieś po mieszkaniu, a Agnieszka czekała na mnie w kuchni z kubkiem kawy, jakbyśmy miały właśnie porozmawiać o pogodzie.

— Siadaj — powiedziała. — Ale mam tylko mleko sojowe. Ty nadal na tej swojej diecie?

Usiadłam. Chciałam zacząć spokojnie.

— Chciałam pogadać o Olku. I o tym, co się wydarzyło.

— Przecież już rozmawiałyśmy. — Wzruszyła ramionami.

— Nie do końca. — Spojrzałam jej w oczy. — On zniszczył moje rzeczy. Rzeczy, które były dla mnie ważne. Wazon babci, szkicownik, książkę, na którą zbierałam miesiącami. To nie są „tylko rzeczy”.

Zamilkła na chwilę. A potem jakby coś w niej pękło.

— Kamila, naprawdę robisz z tego tragedię? Przepraszam, ale to brzmi, jakbyś bardziej rozpaczała po książce niż po człowieku. Olek to dziecko! Zachował się impulsywnie, jak dzieci. A ty… Ty zawsze byłaś taka chłodna. Jakbyś nie wiedziała, czym są emocje.

Zatkało mnie.

— Chciałam tylko, żebyś zrozumiała, że te rzeczy coś dla mnie znaczyły — powiedziałam cicho.

— A ja nie mogę uwierzyć, że taka z ciebie materialistka — prychnęła. — Masz więcej empatii dla martwych przedmiotów niż dla mojego dziecka!

Wstałam. Ręce mi drżały. Wyszłam i trzasnęłam drzwiami, zanim powiedziałabym coś, czego naprawdę bym żałowała.

Marta uśmiechnęła się smutno

— Przysięgam, już nigdy nie zgodzę się jej pomóc — wycedziłam przez zęby, mieszając nerwowo kawę.

Marta, moja przyjaciółka, patrzyła na mnie spokojnie jak zawsze. To ten jej spokój sprawiał, że zawsze się przed nią otwierałam.

— Olek zniszczył mi rzeczy — powiedziałam głucho. — A ona nazwała mnie materialistką, bo „bardziej kocham przedmioty niż ludzi”. No ręce mi opadły.

— A nie chodzi ci przypadkiem o coś więcej? — zapytała, zerkając na mnie znad filiżanki.

— Co masz na myśli?

— Kamila… To nie pierwszy raz, gdy czujesz się przez nią zlekceważona, prawda?

Westchnęłam. Wiedziała. Zawsze wiedziała więcej niż ja sama.

— Od kiedy została matką, traktuje mnie jak… rezerwowy sprzęt — przyznałam. — Dodatkowa para rąk, darmowa opiekunka. A moje życie, uczucia, potrzeby? Nie istnieją.

Marta przytaknęła.

— Może po prostu czujesz się niewidzialna. Może chciałabyś, żeby okazała ci szacunek. Chcesz odzyskać te przedmioty czy raczej uwagę siostry?

Zastanawiałam się przez chwilę.

— Chyba jedno i drugie... Ale nie wiem, czy coś w ogóle dostanę.

Marta uśmiechnęła się smutno.

— Czasem trzeba najpierw odzyskać siebie. A dopiero potem decydować, kto ma do ciebie dostęp.

Zawahała się

Nie planowałam tam iść, naprawdę. Ale gdy przypadkiem przechodziłam obok jej bloku, coś mnie przyciągnęło. tylko zajrzeć na chwilę, nic więcej. Zatrzymałam się przed drzwiami, choć nie zadzwoniłam. Usłyszałam ich głosy. Agnieszka mówiła do Olka:

— Ciocia się obraziła, bo zniszczyłeś jej rzeczy. Ale ona zawsze była dziwna, z tych, co kochają książki bardziej niż ludzi. Tak już ma. Nie przejmuj się, skarbie.

Zamarłam. Serce waliło mi jak młotem. Zanim zdążyłam się zastanowić, zapukałam. Drzwi otworzyły się po chwili. Agnieszka wyglądała na zaskoczoną.

— Kamila?

— Naprawdę tak mnie widzisz? — zapytałam cicho, patrząc jej prosto w oczy.

Zawahała się.

— Podsłuchiwałaś.

— A ty powiedziałaś to swojemu dziecku. Tak po prostu. Że kocham książki bardziej niż ludzi. Myślisz, że nie boli?

— Bo nie rozumiesz dzieci — stwierdziła chłodno. — Nigdy ich nie rozumiałaś. Jesteś spięta, wiecznie wszystko analizujesz. Myślałam, że choć raz odpuścisz.

— Ja odpuściłam całe życie, Aga. Zawsze twoje potrzeby były ważniejsze. — Skrzywiłam się z niesmakiem. — A ja? Byłam tylko dodatkiem. Niewygodną wersją ciebie.

Zapanowała cisza. Tylko Olek z daleka nucił jakąś melodię pod nosem.

— Może faktycznie… może nie umiem cię zrozumieć — powiedziała w końcu. — Ale to nie znaczy, że chcę cię ranić.

— A jednak to robisz.

Wyszłam, zanim zdążyła ponownie otworzyć usta.

Runął jakiś mur

Minęły trzy dni. Myślałam, że to koniec. Że między nami zapadła cisza ostateczna, jak po pogrzebie. Ale w czwartek rano ktoś zapukał do drzwi. Agnieszka stała w progu, trzymając papierową torbę z logiem księgarni. I drugi, mniejszy pakunek — wazon: nowy, szklany, ale bez duszy.

— Wiem, że to nie to samo — zaczęła, zanim zdążyłam coś powiedzieć. — Ale... może chociaż jako gest?

Patrzyłam na nią długo. Nie wiedziałam, co czuję. Ulgę? Smutek? Żal? Wdzięczność?

— Nie oczekuję, że mi wybaczysz. Ani że będziemy znów jak dawniej — dodała szybko. — Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że o tobie myślę. I że żałuję. Czasem nie ogarniam wszystkiego. Sama, z Olkiem, z życiem. I czasem jestem dla ciebie okropna, bo... bo ty możesz być sama. A ja nie mam takiego luksusu.

Wzięłam od niej torbę.

— Wiesz, że to nigdy nie był luksus, tylko wybór?

— A ja nie miałam wyboru.

Usiadłyśmy przy kuchennym stole. Chwilę milczałyśmy, jakbyśmy nie znały już języka, którym się kiedyś porozumiewałyśmy. Potem zaczęłyśmy mówić. O zmęczeniu, o samotności, o złości.
Nie były to przeprosiny roku. Nawet się nie przytuliłyśmy. Ale coś się zmieniło. Runął jakiś mur.

Kamila, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama