Reklama

Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, aż poznałam Tomka. Cztery lata wspólnego życia utwierdziły mnie w przekonaniu, że to z nim chcę iść przez życie. Był moim azylem, równowagą wobec wszystkiego, co trudne i skomplikowane – szczególnie mojej rodziny. Relacja z mamą zawsze była napięta, pełna niedopowiedzeń i oczekiwań, którym nie potrafiłam sprostać. Z siostrą – chłodna, jakbyśmy mieszkały w dwóch różnych światach. Tylko ojciec próbował łagodzić napięcia, ale najczęściej milczał. Kolacja, na którą ich zaprosiłam, miała być początkiem nowego rozdziału. Nie sądziłam, że obnaży tyle starych ran.

Nikt się tego nie spodziewał

Siedzieliśmy przy stole, jak za dawnych lat. Mama podała pieczeń z sosem pieczarkowym – jej popisowe danie. Magda kręciła się przy córce, która marudziła, że nie chce ziemniaków. Ojciec nalewał wszystkim czerwone wino, z jego twarzy jak zwykle trudno było cokolwiek wyczytać. Tomek siedział obok mnie, jego dłoń lekko dotykała mojej, dając mi odwagę.

– Mamy dla was coś ważnego do powiedzenia – zaczęłam, patrząc po kolei na wszystkich.

Tomek wyjął z kieszeni pudełeczko i otworzył je, pokazując pierścionek.

– Oświadczyłem się Julii, a ona się zgodziła – powiedział z delikatnym uśmiechem.

Na chwilę zapadła cisza. Dłuższa niż mogłabym się spodziewać.

– No, gratulacje – odezwał się w końcu tata, podnosząc kieliszek. – To świetna wiadomość.

Spojrzałam na mamę. Jej twarz była nieruchoma, jakby zamarła w bezruchu. Usta ściśnięte w cienką linię. Nawet nie skinęła głową.

– Miłość kwitnie, a ja dalej sama z dzieckiem – mruknęła Magda, zerkając na mnie z przekąsem. – Świetnie, naprawdę się cieszę.

– Magda... – zaczęłam, ale nie dokończyłam. Zignorowała mnie i wstała od stołu, niby po dokładkę, ale wszyscy wiedzieliśmy, że to ucieczka.

Tomek ścisnął moją dłoń mocniej. Spojrzałam na niego, a potem na matkę. Cisza z jej strony bolała bardziej niż słowa siostry. Przecież powinna się cieszyć... prawda?

Myśli, że robię to na złość

Zadzwoniłam do Magdy następnego dnia, ale nie odbierała. W końcu pojechałam do niej bez zapowiedzi. Otworzyła w dresie, z rozwichrzonym koczkiem i bez słowa wpuściła mnie do środka.

– Pogadamy? – zapytałam niepewnie.

–Jeśli musisz – rzuciła i usiadła na kanapie, nie patrząc na mnie.

– Magda, co to wczoraj było? – zaczęłam. – Rozumiem, że jesteś zmęczona, ale...

– Zmęczona? – przerwała mi i zaśmiała się krótko. – Nie jestem zmęczona, Julia. Jestem wściekła. Na twoje idealne życie. Zawsze byłaś tą lepszą. Ładniejszą, mądrzejszą, tą, która wszystko robi tak, jak trzeba.

– Przecież to nieprawda. Wiesz, że...

– Wiem? – podniosła głos. – Wiem, że kiedy ja walczyłam, żeby skończyć szkołę z małym dzieckiem, ty studiowałaś, podróżowałaś i miałaś czas na miłość. A teraz jeszcze ten książę z bajki.

– Tomek nie jest księciem. Po prostu mnie kocha.

– I dlatego boli. Bo mnie nikt nie kocha. A mama? Myślisz, że się tobą nie zachwyca? Od zawsze byłaś jej oczkiem w głowie. Ja jestem tylko przypomnieniem o błędzie.

Zamilkłam. Jej słowa trafiały w miejsca, których istnienia nawet nie przeczuwałam.

– Magda, nie chciałam, żebyś tak się czuła...

– Ale się czuję. I chyba wolę, żebyśmy chwilę nie rozmawiały.

Wyszłam bez słowa. Drzwi zamknęły się za mną jak klamka zapadająca nad naszą siostrzaną relacją.

Matka zabrała głos

Mama siedziała przy stole w kuchni, obierając jabłko tak dokładnie, jakby chciała zedrzeć z niego nie tylko skórkę, ale i wszystkie wspomnienia. Weszłam bez zapowiedzi. Nie podniosła wzroku.

– Możemy porozmawiać?

Zawsze możesz mówić – odparła spokojnie, ale ton jej głosu był chłodny.

Usiadłam naprzeciwko. Przez chwilę tylko patrzyłam, jak kroi jabłko na cienkie plasterki.

– Mamo, co się stało? Dlaczego nie cieszyłaś się z naszych zaręczyn?

Bo nie widzę w tym powodu do radości – odpowiedziała beznamiętnie. – Nie wszystko, co błyszczy, to złoto.

– Tomek to dobry człowiek – powiedziałam stanowczo.

– Może i tak. Ale przypomina mi kogoś.

– Kogo?

Odłożyła nóż i spojrzała mi prosto w oczy. Było w nich coś, czego wcześniej nie dostrzegałam – strach pomieszany z bólem.

– Byłam zaręczona przed twoim ojcem. Z kimś, kto obiecywał wszystko, a zostawił mnie, kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży.

Zamilkłam. Tego nigdy wcześniej nie mówiła.

– I co ma do tego Tomek?

– Ma jego spojrzenie. Ten sam sposób bycia. Tę samą... lekkość. Boję się patrzeć, jak robisz te same błędy.

– Mamo, to nie jest twoje życie. Ale moje.

– Ale to ja będę wycierać twoje łzy, kiedy się rozpadniesz.

Wstałam. Czułam, jak drży mi ciało.

– Może pora, żebym wreszcie płakała sama. Bez twojej kontroli.

Zostawiłam ją przy tym jabłku, jakby czas stanął dla niej w miejscu.

Na jaw wyszły tajemnice ojca

Znalazłam ojca w jego ogrodzie, przycinającego róże. Zawsze uciekał w pracę fizyczną, gdy coś go przerastało. Podszedł do mnie, otrzepał ręce z ziemi i uśmiechnął się blado.

Widziałem, że byłaś u matki – powiedział, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

– Mhm. Nie było łatwo. Powiedziała mi o kimś z przeszłości. Ty o tym wiedziałeś?

Ojciec przyklęknął przy jednej z róż i milczał przez chwilę.

– Wiedziałem. Ale nigdy nie mówiła zbyt wiele. Tylko raz... jakby przypadkiem. Miała dziewiętnaście lat. Ten chłopak miał być jej wielką miłością. Obiecywał ślub, dom, wspólne życie. A potem zniknął. Z dnia na dzień.

– A ona była w ciąży.

– Tak. Straciła ciążę kilka tygodni później. Twój dziadek ją wtedy wyrzucił z domu. Trafiła do mojej mamy. A potem... jakoś to się potoczyło. Byliśmy sobie potrzebni.

Usiadłam na kamieniu, wbijając wzrok w ziemię.

Dlatego tak nienawidzi Tomka?

– Nie nienawidzi. Boję się, że wraca do tamtego bólu, kiedy widzi cię szczęśliwą. Jakby miało się to powtórzyć.

– Ale ja nie jestem nią. Tomek to nie tamten chłopak.

– Wiem, córciu. Ale twoja mama żyje w lęku. Czasem nie jesteśmy w stanie odróżnić przeszłości od teraźniejszości. A ona zawsze walczyła, żebyś nie musiała cierpieć tak jak ona.

– Tylko że tym samym mnie rani.

Ojciec nie odpowiedział. Wstał, otarł ręce o spodnie i podał mi jedną z róż.

– Ty wiesz, co robić. Ja ci ufam.

I pierwszy raz naprawdę poczułam, że mówił szczerze.

To moje życie i moje decyzje

Wieczorem siedzieliśmy z Tomkiem na kanapie. Przez dłuższą chwilę nie mówiłam nic. Opowiedziałam mu wszystko – rozmowę z Magdą, wyznanie matki, historię, którą usłyszałam od ojca.

Może powinniśmy przesunąć ślub – powiedział cicho. – Jeśli to wszystko sprawia ci ból...

– Nie – odpowiedziałam od razu. – Przez całe życie dostosowywałam się do ich oczekiwań. Może czas zrobić coś po swojemu.

– Nawet jeśli ich tam nie będzie?

– Nawet wtedy.

Tomek objął mnie i długo siedzieliśmy tak w milczeniu.

– Zróbmy to inaczej – zaproponowałam po chwili. – Zorganizujmy małą ceremonię, tylko z ludźmi, którzy naprawdę się cieszą. Bez udawania, bez napięć. Nie chcę patrzeć w oczy matki, która będzie mnie oceniać w chwili, która powinna być najpiękniejsza.

– Julia, jesteś pewna?

– Tak. A jeśli kiedyś się opamiętają – to ich wybór. Nie mój.

Byłam zmęczona, ale w środku miałam jasność. Nie chodziło już o ślub. Chodziło o to, żeby przestać żyć w cieniu cudzych ran i lęków. O to, by nie dać się zatrzymać przez niespełnione historie innych. Rodzina powinna wspierać, a nie trzymać na smyczy przeszłości. Przytuliłam się mocniej do Tomka. Był ze mną – nie tylko tego wieczoru, ale na całe życie. I to wystarczyło. Choć bolało, czułam też coś nowego. Spokój.

Zapłaciłam cenę miłości

Ceremonia odbyła się w ogrodzie znajomych. Było cicho, kameralnie, intymnie. Zaledwie dwadzieścia osób – najbliżsi przyjaciele, ciotka Jola z Krakowa, koleżanka z pracy, Tomek trzymający mnie za rękę i... mój ojciec. Stał z boku, w szarym garniturze, z delikatnym uśmiechem i oczami pełnymi niepokoju. Wiedziałam, że przyszedł wbrew woli mamy. Nie powiedział tego wprost, ale jego obecność była wyborem. Milczącym, ale znaczącym.

Matka nie przyszła. Magda też nie. Nie było telefonu, żadnego listu, nawet wiadomości z gratulacjami. Przez chwilę, podczas przysięgi, poczułam pustkę. Jakby część mnie nie mogła się oderwać od tej przeszłości. Ale potem spojrzałam na Tomka i zrozumiałam – to, co najważniejsze, już mam. Po ceremonii wyjechaliśmy na tydzień nad jezioro. Miesiąc miodowy w wersji minimalistycznej. Wieczory spędzaliśmy przy kominku, ranki w ciszy, z herbatą i widokiem na wodę. Nie było luksusów, ale była prawda.

Czułam smutek, tak. Czułam żal. Ale też ulgę. Jakby ciężar, który nosiłam latami, zaczął się kruszyć. Nie dlatego, że wszystko się ułożyło. Ale dlatego, że ja wreszcie zaczęłam układać swoje życie sama. Miłość bywa kosztowna. Zwłaszcza ta, która wymaga, by zerwać się z korzeni, które trzymały nas za mocno. Ale właśnie taka miłość ma sens. Bo rodzina to nie ci, którzy każą ci wybierać między sobą a szczęściem. To ci, którzy cieszą się, kiedy je znajdujesz.

Julia, 28 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama