„Siostra od lat wytyka swojej córce wagę. Wmawia jej, że jeśli nie schudnie, jej narzeczony odejdzie do szczupłej”
„– Wiesz… wydaje mi się, że najważniejsze jest, by się akceptować i cieszyć życiem – powiedziałam. – Jasne, że lepiej być pięknym, młodym i bogatym, ale myśląc w ten sposób, zawsze będziesz nieszczęśliwa. Póki nie jesteśmy chorobliwie otyłe, chyba trzeba po prostu pogodzić się z tym, że nigdy nie będziemy szczypiorkami”.

Kiedy dostałam zaproszenie na ślub od mojej siostrzenicy, byłam zachwycona i wzruszona. Bardzo się cieszyłam jej szczęściem. Sama nie mam dzieci, więc traktuję ją trochę jak przyszywaną córeczkę. Mieszkamy niedaleko i jesteśmy ze sobą bardzo blisko, więc jej szczęście jest także moim szczęściem. Niestety, mamy też jeszcze jedną wspólną cechę, która nie przysparza nam zbyt dużo radości. Tą cechą jest nadczynność tarczycy, i co za tym idzie – duża nadwaga.
– Ona faktycznie wygląda na twoją córkę. Że też musiała odziedziczyć akurat takie geny! – jęczała nieraz moja siostra. Sama jest drobna, podobnie jak jej mąż. Nie mieściło jej się w głowie, jak to się stało, że jej córcia jest taka okrągła.
Od dziecka uwielbiała jeść. W szkole się to nie zmieniło. Nie przepadała, zupełnie jak ja, za ćwiczeniami. Pierwszym kłamstwem, na jakim złapała ją moja siostra, nie były papierosy palone pod szkołą ani nawet podciągnięte z portfela pieniądze. Ala podrobiła jej podpis na zwolnieniu z wuefu i przez cały rok udawała, że przez problemy zdrowotne nie może ćwiczyć.
Beata strasznie się zdenerwowała. Ja, przeciwnie, doskonale ją rozumiałam. Nie chciałam, by w przyszłości przeżywała to samo co ja, wciąż katując się kolejnymi dietami, ale wiedziałam, że na jej miejscu pewnie też wykombinowałabym coś podobnego. Ala rosła zarówno wzwyż, jak i wszerz. W tamtym czasie zdiagnozowano u niej właśnie problemy z tarczycą.
– Powinnaś uważać na to, co jesz! – gnębiła ją moja siostra, ale to nie pomagało.
Na studiach poznała chłopaka
Gdy wyjechała na studia do innego miasta, Beata już całkiem straciła nad nią kontrolę. W ciągu dwóch lat Ala przytyła piętnaście kilo.
– Jesteś młodą dziewczyną, jak mogłaś się doprowadzić do takiego stanu?! – grzmiała Beata. – Jak chcesz się zakochać, skoro w ogóle o siebie nie dbasz.
– Już się zakochałam – odpowiedziała rozanielona, a Beata spojrzała na nią szczerze zaskoczona.
Okazało się, że to prawda. Ala poznała na studiach chłopaka i spotykała się z nim od dwóch miesięcy. Obiecała przywieźć go na weekend, żeby mama miała okazję go poznać. Ja także bezceremonialnie wprosiłam się na kolację. Byłam tak ciekawa, że nie mogłam się powstrzymać.
Wbrew podejrzeniom Beaty, Maciek był całkiem przystojnym facetem. W dodatku szczupłym. Po prostu lubił okrąglejsze kobiety. Był sympatyczny, otwarty i bardzo miło z nami rozmawiał. To jednak nie zmieniło nastawienia Beaty do córki. Teraz dla odmiany zaczęła jej tłuc do głowy, że jeśli trochę nie schudnie, na pewno chłopak zacznie się oglądać za szczuplejszymi.
– Przestań już, mamo! – wrzasnęła w końcu Ala, zdenerwowana wysłuchiwaniem ciągłych uwag. – Maciek mnie kocha za to, jaka jestem, a nie z powodu wyglądu. Widocznie nie jest powierzchowny i patrzy głębiej niż ty.
Siedziałam, przysłuchując się ich kłótni, ale się nie odzywałam. Nie wiedziałam, czyją wziąć stronę. Bez względu na to, co bym powiedziała, naraziłabym się którejś z nich. Rola mediatora także mi nie wychodziła, więc starałam się po prostu nie wtrącać. Tym bardziej że byłam przekonana, iż siostra w pewnym stopniu obwinia mnie o otyłość Beaty.
Jej związek miał się jednak świetnie. Była szczęśliwa i zakochana. Kiedy po roku przyszły zaproszenia na ślub, odebrałam telefon od załamanej Beaty:
– Ja już nie wiem, jak do niej przemawiać. Może ty jakoś ją namów na wspólne odchudzanie. Przecież będzie wyglądać w tej sukni jak beza!
– Odpuść jej, Beata. Po prostu ciesz się jej szczęściem.
Siostra westchnęła ciężko i odparła, że się postara. Ala przyjechała na weekend, żebyśmy wspólnie wybrały dla niej suknię, a dla nas kreacje na wesele. Beata, co by nie przymierzyła, wyglądała świetnie. My miałyśmy znacznie gorzej. Ja spędziłam w przymierzalni chyba godzinę, zmieniając co chwilę sukienki. Niby były w moich rozmiarach, ale to, co ładnie wygląda na rozmiarze 38, jak odkryte ramiona czy wycięcia na plecach, niekoniecznie prezentuje się dobrze przy metce XXL. W salonie sukien ślubnych nie było wcale lepiej. Chuda jak szczapa sprzedawczyni zmierzyła tylko Alę krytycznym spojrzeniem.
– Niestety, nie mamy na panią rozmiaru.
– Przecież nie jestem jakimś kolosem, tylko kobietą o pełniejszych kształtach. Szyjecie tylko dla takich strun jak pani?
Ekspedientka wzruszyła obojętnie ramionami. Nie obchodziły jej skargi kogoś, kto i tak nie zostawi tu złamanego grosza, bo nie ma na co.
Gdy otworzyła paczkę, mina jej zrzedła
Tego wieczoru Ala po raz pierwszy się popłakała. Uznała, że jedynym rozwiązaniem dla niej jest pójście do ślubu w namiocie. Starałam się ją pocieszać, ale prawda była taka, że ja też nic nie znalazłam na swój rozmiar. W tajemnicy przed nią zaczęłam wydzwaniać po salonach, dopytując, czy znajdzie się jakaś duża suknia. Moje poszukiwania nie przyniosły rezultatu.
Pewnego wieczoru Alicja zadzwoniła do mnie uradowana, informując, że zamówiła sukienkę przez internet. Miała przyjść z Chin! Nie mogłam uwierzyć. Kupowanie sukni ślubnej w ciemno bez przymiarki wydawało mi się bardzo ryzykowne, ale Alicja była pewna, że wszystko będzie dobrze. Wysłała mi na maila zdjęcia ze sklepu internetowego, gdzie chińska modelka o pełnych kształtach prezentowała na sobie suknię, która faktycznie wyglądała jak milion dolarów. Cena była bardzo atrakcyjna w porównaniu z cenami z salonów. Może faktycznie warto było zaryzykować?
Paczka przyszła po trzech tygodniach. Akurat byłam wtedy u Alicji, więc miałam szansę od razu ją zobaczyć. Kiedy Ala otworzyła pudło, miny nam zrzedły. Suknia była wymięta, szwy nierówne, materiał najgorszej jakości. Po prostu plastik! Ala ją przymierzyła, choć obie czułyśmy, że nie ma szans na to, by wyglądała dobrze. Na domiar złego suknia była za ciasna, za krótka i opinała wszystkie fałdki. Ala zaczęła płakać, a ja pocieszałam ją, że nie ma co dramatyzować nad beznadziejną chińszczyzną. Można było przypuszczać, że tak to się skończy.
Pozostało uszycie sukni na miarę. Całe szczęście znałam krawcową, która podejmowała się takich wyzwań. Nieraz już korzystałam z jej usług przed ważnymi imprezami. Ala także już ją znała.
– Pani Zosiu, pomocy! – oznajmiła od progu. – Chodzi o suknię ślubną…
Pani Zosia siedziała jak zwykle ze szpilką w zębach i okularami zsuniętymi na koniec nosa, wykańczając jakąś kreację. Wyciągnęła szpilkę i spojrzała na Alę rozczulona. Nie mogłam mieć wątpliwości, że pomoże, i uszyje suknię najlepiej jak potrafi. Uśmiechnęła się i zapewniła, że zrobi, co w jej mocy.
Wzięła metr, żeby dokładnie zmierzyć Alę. Wszystko zapisała ołówkiem w swoim kajeciku. Wysłuchała życzeń Ali, która chciała, aby suknia była gładka z eleganckim dekoltem eksponującym jej największy atut, czyli biust. Do tego miała mieć mocny gorset ukrywający mankamenty i rozkloszowany dół. Ala zamierzała jako jedyny dodatek założyć maleńki kapelusik z woalką, a usta podkreślić czerwoną szminką. Pani Zosia rozrysowała projekt i naniosła poprawki, które zasugerowała Ala.
– Zapraszam na pierwsze przymiarki za trzy tygodnie.
Ala wyglądała jak gwiazda
W tym czasie pomagałam Ali i Maćkowi w doborze dekoracji ślubnych, zamawianiu zaproszeń i kwiatów. Pewnego wieczoru, kiedy spotkałyśmy się na cotygodniową partyjkę scrabbli, przekąski i wino, Ala nagle zapytała, czy jestem nieszczęśliwa przez nadwagę. Nie chciałam odpowiedzieć bez namysłu. Wiedziałam, że na pewno łatwiej jest w życiu szczupłym, ale z drugiej strony na ciągłe katowanie się dietami i forsującymi ćwiczeniami na siłowni nigdy nie starczało mi długo zapału i notorycznie przeżywałam efekt jojo.
– Wiesz… wydaje mi się, że najważniejsze jest, by się akceptować i cieszyć życiem. Jasne, że lepiej być pięknym, młodym i bogatym, ale myśląc w ten sposób, zawsze będziesz nieszczęśliwa. Póki nie jesteśmy chorobliwie otyłe, chyba trzeba po prostu pogodzić się z tym, że nigdy nie będziemy szczypiorkami. Maciek bardzo cię kocha, widzę to. Przeglądaj się w jego oczach, nie w lustrze. Wtedy będziesz szczęśliwa.
Ala uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
Kiedy byłyśmy z siostrą na pierwszych przymiarkach, omal się nie popłakałyśmy. Z radości. Ala wyglądała cudownie. Suknia doskonale na niej leżała. Miałam wrażenie, że dzięki naszej rozmowie Ala nabrała pewności siebie i stała się szczęśliwsza. Moja siostra także przestała już jej w kółko wytykać wagę.
W dniu ślubu Maciek przyjechał pod dom ze swoją rodziną. Miał na sobie frak, który doskonale pasował do klasycznej sukni Ali. Gdy ją zobaczył, zauważyłam iskierki w jego oczach. Był zachwycony. Pojechali do kościoła starym, stylowym mercedesem.
Przed uroczystością Ala podeszła do mnie i podziękowała za wsparcie, a ja wciąż nie mogłam przestać zachwycać się tym, jak pięknie wyglądała. Wiem doskonale, że nadwaga nie jest i nigdy nie będzie dla żadnej z nas źródłem radości, ale dotarłam do takiego etapu w życiu, że przestała być też źródłem rozpaczy i niskiej samooceny. Muszę pogodzić się z nią, jak inni z odstającymi uszami, piegami czy łysiną. Wiem już, że tego nie zmienię i nie chcę się zamartwiać do końca życia, tylko czerpać z niego pełnymi garściami.
Czytaj także:
„Odkąd skończyłam 11 lat, ojciec miał mnie gdzieś. Teraz nagle zgrywa superdziadka, lecz ja nie potrafię mu zaufać”
„Faceci w sanatoriach to bezczelni podrywacze. Chcą się bawić, a potem się dziwią, że zostają bez mieszkania i kasy”
„Narobiłam długów, by wykarmić chorego męża i niepełnosprawną córkę. Straciłabym mieszkanie, ale pomógł mi… gangster”

