„Siostra dostała od rodziców pieniądze na auto. Ja dostałam nędzny koszyk z warzywami z ogródka”
„– Myślisz, że ten samochód to prezent? To łańcuch. Teraz już nie mogę im odmówić niczego. Oczekują wdzięczności, perfekcji, sukcesów. Jak zawiodę, będą rozczarowani. A ja nie wiem, czy dam radę – powiedziała. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Była pewna siebie, ale teraz wyglądała, jakby się bała”.

- Redakcja
Studiuję psychologię w Gdańsku. Rzadko wracam do domu. Nie dlatego, że nie tęsknię. Po prostu... tam nigdy nie czułam się naprawdę chciana. W naszej rodzinie było nas zawsze cztery osoby, ale jakby tylko troje ludzi brało udział w grze. Ja byłam widzem. Albo rekwizytem.
Klara – moja starsza siostra – od zawsze była „tą właściwą”. Ładna, wygadana, świetna w szkole, dusza towarzystwa. Mama mówiła: „Klara to urodzona liderka”, a tata powtarzał, że „Klara daleko zajdzie”. Mnie nazywali „małą Zosią-samosią”. Miałam wrażenie, że ich to bawi, że taka samodzielna jestem. Tylko że ja nie byłam dzielna. Ja po prostu nie miałam wyboru.
Pamiętam jedną Wigilię. Miałam może 13 lat. Wszyscy siedzieliśmy przy stole, rozmawiali, śmiali się. Klara opowiadała, jak dostała wyróżnienie za projekt edukacyjny. Mama aż piszczała z dumy, a tata wzniósł toast. A ja? Ja też coś chciałam powiedzieć. Chciałam powiedzieć, że dostałam 5 z matmy, że pani mnie pochwaliła... Ale zanim otworzyłam usta, ktoś już zmienił temat. I tak to zawsze wyglądało.
Wyjechałam na studia z poczuciem ulgi. Nareszcie byłam gdzieś, gdzie nikt mnie nie porównywał. A jednak... wracałam myślami do tamtego domu, do tych pominięć. Bo nawet jeśli już ich nie słyszałam, to wciąż bolały. A teraz Klara skończyła studia. Rodzice kupili jej samochód. „Bo będzie dojeżdżać do pracy”, powiedzieli. Ja dostałam kosz z warzywami.
Czułam się zraniona
– No i teraz to mogę jeździć do pracy bez stresu! – Klara aż podskoczyła z radości, opierając się biodrem o kuchenny blat. – Dzisiaj zaparkowałam pod samym biurem! Bez szukania, bez zimna, no bajka!
Mama stała przy kuchence i mieszała zupę. Z uśmiechem zerkała na nią przez ramię.
– Wiedzieliśmy, że ci się przyda. Takie początki są trudne, a przecież nie chcieliśmy, żebyś się męczyła w komunikacji.
Ojciec siedział przy stole, pochłonięty telefonem. Nawet nie podniósł wzroku, tylko rzucił od niechcenia:
– To dobrze, córeczko. Teraz tylko uważać na te gdańskie korki.
Siedziałam przy stole, obierając jabłko. Bez słowa. Nikt nie zapytał, co u mnie. Nie zapytał, jak mi się żyje po obronie. Czy znalazłam coś dorywczo, czy wciąż szukam stażu. W sumie nawet nie wiem, czy wiedzą, że go nie dostałam.
– A ja… co? – odezwałam się nagle, zaskakując samą siebie. – Te warzywa to jako prezent za magisterkę?
Zapadła cisza. Mama przestała mieszać zupę. Ojciec odłożył telefon.
– Julio… przecież mówiliśmy, że teraz mamy trudny okres – powiedział spokojnie. – Musieliśmy się zastanowić, co jest najpilniejsze.
– Jasne – parsknęłam. – I uznaliście, że marchewka i pietruszka z ogródka mi wystarczą.
Klara zamilkła, nagle skrępowana. Ojciec znów sięgnął po telefon. Mama wzruszyła ramionami.
– Ty sobie zawsze radzisz, Julka. Taka jesteś... silna.
Zamknęłam oczy. Znów to samo.
Pokłóciłam się z mamą
Zostałyśmy z mamą same w kuchni. Klara poszła na górę, tata oglądał wiadomości. Przez chwilę tylko stukanie łyżki o garnek zakłócało ciszę. Zmusiłam się, żeby nie rzucić nic od razu. Ale to buzowało we mnie, aż w końcu wybuchłam.
– Serio myślicie, że ja nie potrzebuję niczego? Że tylko Klara ma prawo do prezentów?
Mama odwróciła się do mnie wolno, jakby z wahaniem.
– Julka, nie rób scen. Daliśmy ci, co mogliśmy.
– Marchewkę, mamo! Daliście mi marchewkę. Klara dostała samochód, a ja koszyk warzyw. Czy ty siebie słyszysz?
Mama się wyprostowała, ręce złożyła na piersi.
– Klara zaczyna pracę, będzie musiała dojeżdżać. Ty... ty jakoś zawsze sobie radziłaś.
– Bo nigdy nie miałam wyboru. Nikt mnie nie pytał, czy sobie radzę. Po prostu zakładaliście, że dam radę. I tak było wygodniej, prawda?
Patrzyła na mnie długo. Widziałam, że chce coś powiedzieć, ale nie wie co. W końcu wyszeptała:
– Nie porównuj się z siostrą. Każdy dostaje, co potrzebuje.
– Nie, mamo. Każdy dostaje to, co wy UZNAJECIE za potrzebne. A moje potrzeby nigdy się nie liczyły. Zawsze była ważniejsza.
Głos mi zadrżał. Zawalczyłam o to, żeby nie popłynęły łzy. Mama spuściła wzrok. Nagle wyglądała na zmęczoną. Ale nie powiedziała nic więcej. A ja... wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami.
Uważali, że sama sobie poradzę
Zeszłam na dół, bo zostawiłam telefon w kuchni. Właściwie chciałam tylko go zgarnąć i wrócić do pokoju, ale coś mnie zatrzymało. Usłyszałam ich głosy. Rodzice. Mama i tata. Rozmawiali szeptem, sądząc, że nikt ich nie słyszy.
– Może faktycznie... przesadziliśmy z tym autem – powiedziała mama cicho, prawie szeptem.
– Daj spokój. Klara zawsze była tą, która nas potrzebowała. A Julka? Julka to silna dziewczyna – odparł ojciec.
– Silna nie znaczy, że nie czuje... – powiedziała mama jeszcze ciszej.
Czułam, jak krew zaczyna mi pulsować w skroniach. Weszłam do kuchni bez pukania. Ich spojrzenia – zaskoczone, przyłapane – powiedziały wszystko.
– Silna? Serio? Tak sobie to tłumaczycie? Że jestem silna, więc można mnie pomijać?
– Julka... – zaczął ojciec, ale uniosłam rękę.
– Wiesz, ile razy słyszałam to „bo ty sobie radzisz”? Tyle razy, że mogłabym sobie to wytatuować na czole. To nie był komplement. To był pretekst. Zawsze chodziło o to, żeby nie musieć się mną zajmować.
– To nieprawda – powiedziała mama. – Zawsze cię kochaliśmy.
– Ale nigdy nie wystarczająco, żeby to okazać.
Nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się i wyszłam z kuchni.
Siostra była szczera
Siedziałam na schodach, nogi miałam przyciągnięte do klatki piersiowej, czoło oparte o kolana. Usłyszałam kroki. Klara. Siadła obok bez słowa, po prostu była. Przez chwilę milczałyśmy. I to była ta dziwna, rzadka chwila, kiedy nikt nie grał swojej roli.
– Wiem, że jesteś wściekła – odezwała się cicho. – I masz do tego prawo.
Prychnęłam.
– Co ty możesz wiedzieć. Zawsze dostawałaś wszystko.
– Myślisz, że ten samochód to prezent? To łańcuch. Teraz już nie mogę im odmówić niczego. Oczekują wdzięczności, perfekcji, sukcesów. Jak zawiodę, będą rozczarowani. A ja nie wiem, czy dam radę – powiedziała.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Była pewna siebie, ale teraz wyglądała, jakby się bała.
– Przynajmniej cię widzą – powiedziałam, spuszczając wzrok. – Przynajmniej jesteś częścią ich świata.
– Może. Ale ty przynajmniej jesteś sobą. Nikt ci nie każe udawać.
Usiadłyśmy tak jeszcze chwilę w ciszy. I pomyślałam, że może każda z nas nosi coś, czego druga nie rozumie. Może Klara też czuje się samotna, tylko w inny sposób.
Nic mnie tam nie trzymało
Następnego dnia spakowałam torbę i zeszłam po cichu po schodach. Klara już wyjechała do pracy. Rodzice jeszcze spali. Chciałam po prostu wyjść, bez słów, bez pożegnania. Nie miałam siły na kolejne rozmowy. Ale w kuchni siedział ojciec.
– Wyjeżdżasz? – zapytał, przecierając oczy.
– Tak.
– Nie zjesz śniadania?
– Nie jestem głodna.
Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę. Jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak. A potem tylko westchnął.
– Może powinniśmy… inaczej to wszystko rozegrać.
– Może. Ale już nie ma znaczenia.
Podszedł, jakby chciał mnie przytulić, ale zrobiłam krok w tył. Nie dlatego, że go nienawidziłam. Po prostu... potrzebowałam przestrzeni.
– Wiesz... nigdy nie chodziło o to, że cię nie kochamy. Po prostu... ty zawsze byłaś tą, która nie krzyczała. A my słuchaliśmy tylko tych, którzy krzyczeli.
Skinęłam głową. Nie powiedziałam nic. Czasem nie trzeba. Czasem milczenie boli bardziej niż krzyk. Wyszłam z domu z koszykiem warzyw i zamknęłam za sobą drzwi.
W autobusie było duszno, ale nie otwierałam okna. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam na znajome pola, które znikały za mną jak przesuwane tło. Czułam, jak we mnie coś się zaciska i jednocześnie – coś się rozluźnia.
Nie płakałam. Nie dlatego, że nie było mi przykro. Ale może pierwszy raz w życiu poczułam, że nie jestem już tą samą Julią. Że nie muszę już czekać, aż ktoś mnie zauważy. Albo udowadniać, że coś mi się należy. Problemem było to, że przez całe życie godziłam się na bycie „tą, która sobie poradzi”. I tak pewnie będzie.
Julia, 24 lata
Czytaj także:
- „Mam 45 lat, a randkowałam z 20-latkiem słodkim jak jagodzianka. Ale nie byłam jedynym kwiatkiem w jego ogródku”
- „Najlepszy przyjaciel męża wyznał mi miłość. A on zamiast zrobić awanturę, pozwolił mi wybrać, kogo wolę”
- „Myślałam, że planujemy z Pawłem wspólne życie, a on tylko czekał, aż odziedziczę mieszkanie po babci”

