„Sąsiedzi śmiali się z naszej działki, bo porastały ją chwasty. Po roku zmienili zdanie i teraz chcą ją odkupić”
„Jesienią, ku naszemu zdziwieniu, dostaliśmy pierwszą ofertę kupna. Młode małżeństwo z sąsiedztwa zapukało do naszych drzwi. – Wasza działka jest piękna. Szukamy czegoś pod dom i chcielibyśmy ją odkupić – powiedziała kobieta”.

Gdy kupiliśmy tę działkę, wszyscy wokół tylko pukali się w czoło. Nie była to malownicza, zadbana posesja z przystrzyżonym trawnikiem, ale zaniedbany, zapuszczony kawałek ziemi, porośnięty chwastami i krzakami. Nie mieliśmy od razu planu, co z nią zrobić, ale wiedzieliśmy jedno – to była nasza działka i zamierzaliśmy ją wykorzystać. Sąsiedzi patrzyli na nas z kpiną, żartując, że kupiliśmy sobie „rezerwat dla dzikich roślin”. Kiedyś ktoś nawet podrzucił nam do ogrodzenia kartkę z napisem: „Kosiarz poszukiwany!” To miało być zabawne, ale mnie wkurzyło.
Coś było w tym miejscu
Kiedy pierwszy raz przekroczyliśmy bramę naszej działki, poczuliśmy się przytłoczeni. Wysoka trawa sięgała niemal do pasa, a wszędzie rosły pokrzywy i osty. Teren wyglądał, jakby nikt nie dbał o niego od lat. Sąsiedzi patrzyli na nas z wyraźnym politowaniem.
– I co wy chcecie z tym zrobić? – zapytał pan Tadeusz, opierając się o płot.
Jego działka była jak z katalogu – przystrzyżony trawnik, równo posadzone tuje, altanka z grillem. W porównaniu z tym nasz teren wyglądał jak busz.
– Zobaczymy – odpowiedziałam wymijająco.
– Może skansen dzikiej przyrody? – zażartowała jego żona. – Albo pole dla survivalowców?
Zaśmiali się, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Nie mieliśmy pieniędzy na natychmiastowe porządki ani ochoty na walkę z naturą. Postanowiliśmy poczekać, zobaczyć, co sama nam zaoferuje. Sąsiedzi regularnie przekomarzali się z nami. Kiedy zaprosiliśmy ich na grilla, Tadeusz spojrzał na naszą działkę i westchnął:
– Tu? Wśród pokrzyw?
– Można dodać do sałatki – odparowałam, uśmiechając się złośliwie.
Nie wiedział jeszcze, że niedługo sam poprosi mnie o przepis.
Ostro się na nią wzięliśmy
Minęły trzy miesiące, a nasza działka zaczęła wyglądać inaczej. Zamiast walczyć z roślinnością, postanowiliśmy pozwolić jej rosnąć. Wkrótce okazało się, że wśród „chwastów” kryją się piękne dzikie kwiaty. Mak, chaber, rumianki – działka zaczęła przypominać naturalną łąkę. Pewnego dnia podeszła do mnie Basia, sąsiadka z drugiej strony.
– Wiesz co? Mój wnuk mówi, że macie najpiękniejszy ogród w okolicy – powiedziała z wahaniem.
Uśmiechnęłam się.
– A Tadeusz mówił, że to busz.
Basia spojrzała na kwitnącą trawę i wzruszyła ramionami.
– Może mieliśmy zbyt staroświeckie podejście.
Nie tylko ona zmieniała zdanie. Nawet pan Tadeusz zerkał na naszą działkę z mniejszym politowaniem. A gdy zaczęliśmy sadzić warzywa – naturalnie, bez sztucznych nawozów – zainteresowanie sąsiadów jeszcze wzrosło.
– Jak wy to robicie, że te pomidory są takie słodkie? – zapytał kiedyś, udając obojętność.
– Po prostu pozwoliliśmy ziemi odpocząć – odpowiedziałam.
To, co wydawało się zaniedbaniem, stało się naszym największym atutem.
Nagle się nią zainteresował
Jesienią, ku naszemu zdziwieniu, dostaliśmy pierwszą ofertę kupna. Młode małżeństwo z sąsiedztwa zapukało do naszych drzwi.
– Wasza działka jest piękna. Szukamy czegoś pod dom i chcielibyśmy ją odkupić – powiedziała kobieta.
– Nie sprzedajemy – odpowiedziałam szybko.
Mój mąż spojrzał na mnie zaskoczony, ale kiwnął głową. To był dopiero początek. W ciągu następnych tygodni pojawili się kolejni chętni. Nawet Tadeusz podszedł do płotu i rzucił:
– Słuchajcie… Jeśli kiedykolwiek zdecydujecie się sprzedać, to ja jestem pierwszy w kolejce.
Zaśmiałam się.
– A co z twoim idealnym trawnikiem?
– No cóż… Może czas na coś nowego? – przyznał niechętnie.
Jego żona Basia uśmiechnęła się.
– Tadzio ostatnio mówił, że posadzi kwiaty zamiast kolejnych tui.
To było dla mnie największe zwycięstwo.
Moje miejsce na ziemi
Wiosną nasza działka rozkwitła na dobre. Kwitły maki, chabry i rumianki, a między nimi rosły nasze warzywa – pomidory, marchewki, cukinie. Pojawiły się pszczoły, motyle, a nawet małe jeże. Sąsiedzi coraz częściej zatrzymywali się przy płocie, zaglądając z ciekawością. Pewnego dnia podszedł do mnie Tadeusz. Stał z rękami w kieszeniach, patrząc na nasz ogród.
– No dobra, Kasia… powiedz mi, jak to wszystko działa?
Spojrzałam na niego rozbawiona. Jeszcze rok temu śmiał się z naszej działki, a teraz przychodził po porady.
– To proste – odpowiedziałam, wskazując na rośliny. – Przestaliśmy walczyć z naturą. Nie wyrywamy wszystkiego, co nam się wydaje zbędne. Nie przekopujemy ziemi, nie używamy chemii. Pozwalamy glebie się odbudować.
Tadeusz pokiwał głową, ale widać było, że wciąż nie jest przekonany.
– Myślisz, że u mnie też by się to sprawdziło?
– Oczywiście – uśmiechnęłam się. – Zacznij od zostawienia kawałka trawnika w spokoju. Przestań kosić i zobacz, co się pojawi.
Nie wierzyłam, że rzeczywiście to zrobi, ale kilka tygodni później zauważyłam, że w jednym rogu jego działki trawa sięgała już kolan. A wśród niej pojawiły się pierwsze dzikie kwiaty. Basia, jego żona, podeszła do mnie konspiracyjnie i szepnęła:
– Nic nie mówi, ale widzę, że zaczyna mu się podobać.
Tadeusz próbował udawać, że to przypadek. Ale ja wiedziałam, że właśnie zaczyna zmieniać zdanie.
Staliśmy się wzorem dla innych
Minęło kilka miesięcy i nasza działka stała się najpiękniejszym miejscem w okolicy. Wśród wysokich traw i kwiatów widać było nasze grządki pełne warzyw i ziół. Owady uwijały się wśród roślin, a ptaki śpiewały od świtu do zmierzchu. Któregoś dnia, gdy pieliłam grządkę z pomidorami, znów podszedł do mnie Tadeusz. Tym razem trzymał w ręku filiżankę kawy.
– No i co? – zapytał, wskazując na moją działkę.
– Co „no i co”?
– Może i miałem rację co do idealnych trawników, ale wy mieliście lepszą – przyznał niechętnie, patrząc na swoją własną działkę, gdzie coraz śmielej rosły polne kwiaty.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
– W końcu nauczyłeś się słuchać ziemi.
Tadeusz westchnął.
– Może i tak.
Basia podeszła do nas i klepnęła męża w ramię.
– Wiesz, że teraz masz więcej pszczół w ogrodzie niż ja? – powiedziała z uśmiechem.
Tadeusz wzruszył ramionami, ale widać było, że jest z tego dumny. Wkrótce inni sąsiedzi też zaczęli się interesować naszym sposobem na ogród. Przychodzili, pytali, chcieli wiedzieć, jak stworzyć podobny ekosystem u siebie. I choć jeszcze rok temu wszyscy się z nas śmiali, teraz staliśmy się wzorem do naśladowania.
Rozpiera mnie duma
Kiedy kupiliśmy tę ziemię, słyszeliśmy tylko kpiny i śmiech. Sąsiedzi uważali, że nasza działka to bałagan, że trzeba ją porządnie skosić i doprowadzić do „normalnego” stanu. Nikt nie wierzył, że to miejsce może zamienić się w prawdziwy raj. Dzisiaj to my się uśmiechamy. Nasza działka stała się oazą życia – mamy własne warzywa, owoce, zioła, a nasz ogród jest pełen kolorów i dźwięków natury.
Sąsiedzi, którzy jeszcze rok temu pukali się w czoło, teraz przychodzą po rady. Chcą wiedzieć, jak założyć podobny ogród. Jakie rośliny warto zostawić, co zrobić, by ziemia była żyzna. Dostaliśmy też kilka ofert kupna – większych, niż początkowo zapłaciliśmy za działkę. Nawet Tadeusz, nasz największy krytyk, zapytał nieśmiało, czy nie rozważamy sprzedaży. Ale nie sprzedamy.
Bo ta ziemia to nie tylko grunt. To lekcja cierpliwości, harmonii i szacunku do natury. To dowód na to, że czasem warto iść pod prąd i zaufać temu, co podpowiada intuicja. A kiedy patrzę na Tadeusza, jak dumnie sadzi kolejne kwiaty na swojej działce, wiem, że to my mieliśmy rację.
Kasia, 46 lat
Czytaj także:
„Tegoroczna wiosna rozkwitła nie tylko krokusami i bratkami. Ta miłość uleciała mi jednak szybciej niż zapach perfum”
„Teść zaprosił mnie na męski wieczór. Nie spodziewałem się, że w ten sposób będzie chciał przetestować moją moralność”
„Przez przystojnego przyjaciela męża przeżywam katusze zamężnej kobiety. Może nikt się nie dowie, jeśli raz się skuszę?”

