„Sąsiadka po 60-tce szaleje jak bezwstydna nastolatka. Faceci wychodzą od niej nad ranem, a ona śmieje się z plotek”
„– Co to kogo obchodzi, jak krótkie spódniczki noszę? – pytała retorycznie. – Przecież to nie jest nielegalne, żeby po sześćdziesiątce nosić mini, kolorowe sukienki i dekolty. Amerykanki ubierają się tak, jak chcą i nikt im niczego nie zabrania”.

- Redakcja
Podobno kiedyś była naprawdę piękna i urocza. A teraz słyszałam, że sąsiadki porównują ją raczej do nadpsutych przetworów z piwnicy. Że niby można spróbować, ale smakuje to nie najlepiej. To okropne porównanie doszło do uszu samej zainteresowanej, ale zbyła to śmiechem.
– Co to kogo obchodzi, jak krótkie spódniczki noszę? – pytała retorycznie. – Przecież to nie jest nielegalne, żeby po sześćdziesiątce nosić mini, kolorowe sukienki i dekolty. Amerykanki ubierają się tak, jak chcą i nikt im niczego nie zabrania. I w dodatku nikt nie krytykuje, nie to co tutaj. Wiecznie wytykanie palcami i komentarze…
Sama nie byłam przekonana
Z jednej strony zgadzałam się z tym, że każdy ma prawo wyglądać, jak chce, ale z drugiej… trzeba mieć jakiś umiar. Uważałam, że zmarszczki na dekolcie nie najlepiej wyglądają w wyeksponowanych bluzeczkach. To było trochę niesmaczne. Sąsiadka jednak ma inne zdanie na ten temat – zakładała skąpe koszulki, mimo że widać wszystkie mankamenty.
– No i co z tego, że nie wszystko jest gładziutkie – mawia. – Kobiety powinny mieć niedoskonałości, żeby facetom się w głowach nie poprzewracało. Według mnie lepiej mieć krągłości, niż same kości!
Kiedyś szłyśmy razem z przystanku autobusowego. Po gorącym dniu obie ledwo szłyśmy, ale to ona miała na nogach sandały na wysokich obcasach. Człapała zmęczona, aż nagle na horyzoncie pojawił się przystojny facet. Sąsiadka natychmiast się wyprostowała jak struna i odżyła. Rozkwitła jak kwiat. Pomyślałam, że ona nigdy nie pogodzi się z myślą o starości. Postawiła na walkę z metryczką, ale przynajmniej idzie w nią dziarskim krokiem.
Lubi facetów i wcale się nie kryje
– Tak, seks sprawia mi przyjemność – otwarcie się śmieje, gdy ktoś zaczyna temat. – Nie ma się czego wstydzić, przecież to ludzka rzecz. Póki żyję, będę się starać żyć pełną piersią, a nie chować się w piwnicy, by jakoś przetrwać stare lata.
– Pani to chyba ma wciąż młode lata? – pytały zazdrosne sąsiadki, które były jej zupełnym przeciwieństwem i z wyglądu, i z zachowania.
– A żeby panie wiedziały! – odpowiadała wesoło. – W zasadzie teraz jest jeszcze lepiej – nie ma jak zajść w ciążę, miłości nie szukam, wiem, co mi się podoba… Żyć, nie umierać!
Poza takimi rozmowami, moja sąsiadka lubiła też często ruszać w podróże. Kiedyś wspominała, że nie narzeka na wysokość emerytury, potrafi zaoszczędzić i woli wydawać na wyjazdy i sanatorium, niż na rzeczy. To dlatego, gdy nie widywałam jej przez pewien czas, uznałam, że pewnie gdzieś pojechała. Spoglądałam w zasłonięte okna, skrzynkę pełną ulotek i pustą wycieraczkę. Trochę to trwało, więc zaczęłam się niepokoić.
Poszłam zapukać i sprawdzić, czy już wróciła. Musiałam trochę poczekać na odpowiedź, ale wreszcie usłyszałam szmer za drzwiami. Przy okazji chciałam przekazać omyłkowo dostarczony mi jej rachunek za prąd. Gdy drzwi się uchyliły, nie poznałam jej. Gdzieś zniknęła bujna, ułożona fryzura, kolorowe ciuszki, energiczna postawa.
Zmieniła się nie do poznania
Patrzyłam na nią dobrą chwilę w milczeniu, więc to ona odezwała się pierwsza.
– Aż tak źle wyglądam? – zapytała. – Pewnie trochę się zmieniłam… Wie pani, zachorowałam, biorę chemię, no i tak to wygląda… Proszę wejść, zapraszam!
Nikogo nie było na korytarzu, ale z kuchni słychać było jakieś odgłosy i czuć było zapachy gotowania.
– Może ja jednak kiedy indziej wpadnę, ma pani gości… – zaczęłam niepewnie.
– Ależ skąd, proszę – usłyszałam jakiegoś faceta. – Pani by została na chwilę, a ja bym wyskoczył załatwić sprawy na mieście.
Wyszedł z kuchni i go zobaczyłam. Średniego wzrostu, wagi i wyglądu. Ktoś, kogo łatwo pominąć na ulicy.
– Słuchaj, Malina, zostawiam ci zupę i koktajle – wskazał sąsiadce. – Poczekaj na mnie z lekami. A poza tym to uśmiechnij się dla mnie!
– Wolę nie, bo nie mam swojej protezy – wyznała cicho. – Przy jednym zabiegu się połamała i muszę zrobić nową. Jak tu się śmiać?
– To tylko chwilowe, wkrótce dostaniesz nową. Nie ma cię czym przejmować – pocieszał ją mężczyzna.
Przed wyjściem ogarnął trochę kuchnię i salon, posadził panią Malinę na kanapie, przykrył kocem. Cmoknął ją w policzek i dopiero zaczął się zbierać.
– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedział. – Jak poczujesz się lepiej to ruszymy do Barcelony, tak jak chciałaś. A najpierw poczekamy na świeże peonie, wtedy przyniosę ci cały pęk.
Ten facet był jak anioł
Gdy tylko wyszedł, zarzuciłam panią Malinę pytaniami.
– Gdzie pani znalazła takiego faceta? Toż to anioł w ludzkiej skórze! Albo jakiś książę z bajki.
Sąsiadka poprawiła się na kanapie i zapatrzyła się w okno.
– Znamy się od czasów szkoły podstawowej, nazywa się Janek – zaczęła. – Całe lata byliśmy znajomymi. Poszliśmy nawet razem na studniówce, ale ja zabalowałam i wróciłam do domu z bratem kumpeli. A ten Janek przeze mnie przesiedział całą imprezę z nosem na kwintę. Ale szybko mi wybaczył i nie miał pretensji. Niestety w szkole jeszcze długo się z niego śmiali. Długo za mną chodził, dawał kwiaty, zapraszał do kina. Rodzice go lubili i widzieli w nim materiał na mojego męża. Ja wtedy tylko się z tego śmiałam. Dla mnie był zbyt szary i spokojny, nudny po prostu. Wolałam facetów, którzy byli przebojowi, energiczni, przystojni… On jednak się nie zrażał i czekał. Zawsze gdzieś stał z boku, widywałam go co jakiś czas w okolicy. Starałam się go zbywać, bo wiedziałam, że się we mnie podkochuje, a ja wcale tego nie chciałam.
– A co teraz się zmieniło?
– Gdy zaczęłam chorować, to wzięło mnie na wspominki. Podzwoniłam do wielu znajomych, kolegach i koleżankach. Wszyscy wysłuchali, pogadali, ale nikt nie miał ochoty mi pomagać. Z czasem to nawet przestali odbierać, a ktoś nawet rzucił, że nie potrzebuję faceta, tylko grabarza… Bardzo to było przykre, nie powiem… Tylko Janek nie zapomniał o mnie i pojawił się wtedy, gdy było ze mną najgorzej. Pomagał mi w najbardziej trudnych i wstydliwych momentach. A ja byłam naprawdę wrakiem człowieka, wszystko trzeba było przy mnie robić. Rodzina nie miała ochoty mnie doglądać, a on obcy człowiek i nie narzekał. Teraz wciąż mnie wspiera i złego słowa nie powie. Sama nie wiem, dlaczego tak jest.
– Jak to dlaczego – to prawdziwy, porządny mężczyzna. Ma dobre serce i zależy mu na pani.
– Może pani ma rację, a może… boję się, że kiedyś się przełamie i zrobi mi na złość. Spróbuje się zemścić za dawne czasy, może tylko czeka. Ja przecież się już przyzwyczaiłam, że mogę na niego liczyć. Nie przeżyję, jeśli on mnie zostawi. Nigdy nie wierzyłam w anioły, ale on taki jest… Dla mnie to jest zbyt piękne.
Bała się, że zostanie sama
– Ach, pani Malinko – zaśmiałam się. – Gdzie się podziała pani odwaga? Nie może się pani poddać. Pani przecież jest ze stali, a dobre rzeczy naprawdę się zdarzają.
– Wie pani, ja się zmieniłam, posypałam… – westchnęła. – Nie tylko z zewnątrz. Teraz wszystko mnie przeraża.
– Ale ten pani przyjaciel wygląda na naprawdę dobrego i szczerego człowieka. Może warto w niego uwierzyć? Nie ma co uprawiać czarnowidztwa.
Spojrzała na mnie niepewnie.
– Tak pani myśli?
– Oczywiście! Ja wiem, że w środku dalej pani jest tą samą przebojową kobietą w kolorowej sukience. Jeszcze pani zobaczy tę Barcelonę.
– Ja już przestałam o tym marzyć…
– No to trzeba do tego wrócić i trzymać się tego, co dobre. Pan Janek mówił, że pojedziecie i tak będzie. Ja tego dopilnuję.
Wtedy wreszcie nieśmiało się uśmiechnęła. Zapomniała o braku protezy.
– Postaram się wysłać pani pocztówkę – powiedziała. – Będę szukać najładniejszej.
– A ja będę czekać na to z całego serca – odpowiedziałam, dotykając jej dłoni.
Irena, 49 lat
Czytaj także:
„Poznałam sekret synowej i teraz muszę okłamywać syna. Wstyd mi za nią, ale mogę się tylko modlić o jej nawrócenie”
„Mój szef myślał, że jako potulna niania zgodzę się na wszystko. Za plecami żony złożył mi niemoralną propozycję”