Reklama

Szłam do mieszkania, niosąc siatkę z zakupami. Nie kupiłam wiele, w końcu mieszkam sama, więc nie potrzebuję dużo jedzenia. Jedynie pierogów przygotowuję spore ilości, zupełnie jak wtedy, gdy mąż wciąż był wśród żywych, a córka mieszkała z nami.

Moje pierogi to było ich ukochane danie. Przygotowywałam je teraz bardziej z przyzwyczajenia niż z potrzeby serca. Po ulepieniu lądowały w zamrażalniku, skąd wyciągałam je przez cały następny miesiąc, żeby podgrzać w mikrofalówce. Samotność dawała mi się we znaki zwłaszcza w takim okresie, kiedy wszyscy dookoła stroją drzewka świąteczne, krzątają się przy garnkach z wigilijnymi potrawami i zbierają się przy wspólnym stole. A ja zostaję sama jak palec.

Rok po roku czułam narastający smutek

Wspinałam się ostrożnie po stopniach na moje trzecie piętro, bo w naszym starym budynku brakowało windy, a ja nie miałam już tyle sił, co kiedyś. Nade mną, na ostatnim piętrze, mieszkał jedynie samotny ojciec wychowujący dwoje dzieci.

Od momentu, gdy jego małżonka odeszła z tego świata, jego życie z dnia na dzień wymykało mu się spod kontroli. Kilkakrotnie próbowałam przemówić mu do rozsądku, ostrzegając go, że jeśli będzie nadużywał trunków, opieka społeczna może odebrać mu dzieci.

Kiedy był trzeźwy, zdarzało mu się okazywać skruchę, jednak po pijanemu zazwyczaj tylko burczał coś pod nosem. Właśnie sięgałam po klucze do kieszeni, aby otworzyć drzwi do mieszkania, gdy nagle dotarły do mnie jakieś ciche głosy.

Uniosłam wzrok i zerknęłam na schody. Na górze panowały egipskie ciemności, jednak byłam pewna, że coś usłyszałam. Zrobiłam parę kroków i już wszystko stało się jasne. Na górnym stopniu schodów siedziało dwoje dzieci.

– Co wy tu robicie? – rzuciłam pytanie.

Chłopiec jedynie niedbale poruszył barkami, a jego młodsza siostra mocno się do niego przytuliła.

Czemu tu siedzicie, zamiast iść do domu? – nie odpuszczałam. – Trochę zimno tak przesiadywać na tych schodach.

– No bo tatuś… – zaczęła mała, ale starszy brat szarpnął ją za rękę.

Cicho bądź – warknął, a dziewczynka od razu zamilkła. – Idziemy za moment – rzucił. – Chcieliśmy tylko trochę pogadać.

– Jasne, pogadać – zrobiłam minę, jakbym im uwierzyła i skierowałam się do swojego mieszkania.

Spokojnie, będę milczeć jak zaklęta

Gdy po trzydziestu minutach dyskretnie i powoli wychyliłam głowę zza drzwi, dzieci nadal siedziały w tamtym zakątku.

Dzieci, wpadnijcie do mnie, mam pyszne ciasteczka! – rzuciłam zachęcająco.

Adaś przez moment się wahał, podczas gdy Kasia w mgnieniu oka znalazła się tuż przy mnie.

– No chodź już, przecież narzekałeś, że jesteś głodny! – ponagliła go.

Przygotowałam im ciepłą herbatkę i zabrałam się za przyrządzanie racuszków. Maluchy pochłaniały je w ekspresowym tempie, ledwo nadążałam z ich smażeniem. Gdy minęła dłuższa chwila, ponownie spytałam, czemu nie wracają jeszcze do siebie.

– No bo tatuś wyszedł gdzieś i zapomniał dać nam klucze – wyrwała się Kasia, nim jej braciszek zdołał ją uciszyć.

– No i po co paplasz? – fuknął na nią, ale słowa już zostały wypowiedziane.

– Nie bój się – zakręciłam kurek z gazem pod patelnią i usiadłam na krześle. – Będę milczeć jak zaklęta. Ale jak to się stało, że sobie poszedł? Zostawił was samych bez opieki?

Często zostajemy sami – wytłumaczyła Kasia.

– Ale ja już przecież jestem duży – dorzucił pospiesznie Adaś.

Jak ktoś może zostawiać dzieciaki same?

Siedziałam w ciszy. Adaś jedynie wzruszył ramionami w geście bezradności, a Kasia pociągnęła noskiem.

– Słuchajcie – wpadłam na pomysł – a może zaczekalibyście na tatusia u mnie w mieszkaniu, zamiast siedzieć na schodach?

– Ale tatuś może wrócić nawet dopiero nad ranem – wyrwało się Kasi, na co Adaś od razu dał jej kuksańca w ramię. – Ała – pisnęła. – No co, powiedziałam, jak jest, to za co mnie walnąłeś?

– A po co w ogóle mówisz takie rzeczy? To nieprawda, wcale nie rano – zaprzeczył. – Tata lada chwila będzie z powrotem. Poszedł na zakupy.

– W porządku, to może zostawmy tacie wiadomość na kartce i wetknijmy ją w drzwi – zasugerowałam. – Napiszemy mu, że jesteście u mnie. Jak wróci, to po was przyjdzie.

Kasia energicznie przytaknęła. Adaś wciąż był niezdecydowany, spoglądał niepewnie raz na mnie, raz na siostrę, aż w końcu przystał na propozycję.

Trzeba coś z tym zrobić

– A może razem obejrzymy jakiś film? – rzuciłam propozycję. – Pomożecie mi coś znaleźć, bo już nie mam siły sama szukać.

Prawdę mówiąc, niespecjalnie miałam na to ochotę. Ale kiedy zobaczyłam, jak dzieciaki się ożywiły, wiedziałam, że warto się poświęcić.

Po godzinie mój ponury salon, od dłuższego czasu pogrążony w ciszy, wypełniły śmiechy i przekomarzania dzieciaków. Włączyłam telewizor, chwyciłam kubek z herbatą i na moment przycupnęłam w fotelu.

Zupełnie nie byłam w stanie pojąć, jak ktoś mógł zostawić maluchy bez opieki. Najwyższy czas zareagować i działać w tej sprawie.

Po kolacji dzieci ledwo trzymały się na nogach ze zmęczenia, więc po prostu ułożyłam je do snu w niewielkiej sypialni, która wieki temu była pokojem mojej córki.

– Ciociu, czy nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli będę tak do ciebie mówiła? – zapytała nieśmiało Kasia.

– Ależ oczywiście, że nie mam nic przeciwko temu – odpowiedziałam, uśmiechając się ciepło.

A jak tatuś znów sobie gdzieś pójdzie, to czy mogłabym wtedy do ciebie przyjść? – chciała wiedzieć dziewczynka.

– Jak najbardziej, zawsze jesteś u mnie mile widziana. A powiedz, zdarza się często, że tata wychodzi i nie wraca do domu na noc?

Kasia potwierdziła skinieniem głowy.

– A gdzie nocujecie, jak taty nie ma?

Normalnie daje nam klucze. Ale jak czasem mu wypadnie z głowy, to idziemy na górę, na strych.

Byłam zszokowana. Tyle czasu tu mieszkam, a niczego nie zauważyłam. No dobra, słyszałam plotki, że sobie wypije od czasu do czasu, ale myślałam, że o te dzieciaki to on jednak zadba porządnie…

Chyba wrócił w nocy

Tata dzieci przyszedł do mnie kolejnego ranka koło 11. Nie miałam pojęcia, kiedy dotarł do domu, ale jestem przekonana, że był mocno pijany, bo gdyby było inaczej, to by pamiętał o swoich dzieciach.

Zatrzymał się w progu, wyraźnie skrępowany całą sytuacją. Ja także trwałam w ciszy, nie mając zamiaru niczego mu ułatwiać – na to po prostu nie zasługiwał.

Moje dzieci... – jego głos zadrżał, ale nie musiał kończyć zdania, bo maluchy już wbiegły do przedpokoju.

Spodziewałam się, że skoczą tacie w ramiona, jednak one tylko stały nieruchomo, wpatrując się w niego bez słowa. Atmosfera zaczynała gęstnieć.

Wracamy do domu – w końcu przemówił sąsiad.

– Ciocia zaprosiła nas, żebyśmy zjedli u niej obiad – powiedział chłopiec.

– Niczego takiego nie będzie. Bardzo przepraszam panią, nie chcemy dłużej sprawiać kłopotów.

– Mimo wszystko nalegam, abyście do mnie przyszli. Sądzę, że musimy wyjaśnić kilka istotnych kwestii.

Sąsiad sprawiał wrażenie, jakby miał zamiar na mnie naskoczyć, ale w jednej chwili coś do niego chyba dotarło i wyraz jego twarzy uległ zmianie.

– Raz jeszcze przepraszam. Na pewno wpadniemy – dorzucił po chwili zastanowienia.

Możliwe, że zachowałam się trochę nieprzyjemnie

Podczas obiadu nie poruszałam tego tematu, mimo że dokładnie wszystko sobie poukładałam w głowie. Dopiero gdy dzieciaki wybiegły pobawić się na dworze, wygadałam się z tego, co układałam sobie w myślach przez całą noc.

Przyznaję, że moje zachowanie mogło wydawać się okrutne i bezwzględne, ale w tamtej sytuacji nie dostrzegałam innej możliwości. Czułam się w obowiązku, by w jakikolwiek sposób wesprzeć te nieszczęśliwe dzieci. No i ich ojca również. Sprawiał wrażenie, jakby wcale nie był złą osobą, a jedynie kimś, kto całkowicie stracił kontrolę nad własnym życiem.

Postawiłam mu poważne ultimatum – jeżeli natychmiast nie zacznie troszczyć się o swoje dzieci, a także o samego siebie, to ja bez wahania zgłoszę sprawę odpowiednim służbom. Jeszcze nie byłam pewna, czy pójdę z tym do opieki społecznej, czy może raczej na komisariat.

– Daję panu słowo, że jeśli nic się nie zmieni, to niezwłocznie złożę zawiadomienie. Niech mi pan wierzy, ani sekundy się nie zawaham – oznajmiłam stanowczo.

Nie byłam pewna, czy daje wiarę moim słowom. Siedział ze spuszczonym wzrokiem.

Po chwili odezwał się:

Kocham moje dzieci całym sercem. Ale od śmierci mojej żony mam problemy z radzeniem sobie na co dzień.

– Może dzieciaki będą do mnie wpadać po szkole – zaproponowałam. – Nakarmię je, pomogę w pracach domowych i poczekają, aż pan wróci. Oczywiście to nie znaczy, że zostaną do późnej nocy – szybko sprostowałam.

– Bardzo panią przepraszam – wymamrotał pod nosem mój sąsiad.

Zostałam ciocią dla Kasi i Adasia

Fakt, że się nie denerwował i nie okazywał złości, sprawił, że zaczęłam patrzeć na niego przychylnym okiem. W jednej chwili cały gniew, który do tej pory odczuwałam, po prostu ze mnie uleciał. Kto wie, może ten facet faktycznie potrzebował jedynie odrobiny wsparcia…

Tata dzieci dał z siebie wszystko – rzucił picie, był w domu tuż po pracy i przede wszystkim przestał znikać na całe wieczory. Powiedziałam mu, że jeżeli zajmie się robieniem zakupów, to ja mogę przygotowywać posiłki nie tylko dla dzieciaków, ale też dla niego.

Gdy zaproponowałam mu pomoc, na początku był oporny. Twierdził, że nie chce sprawiać problemu, ale od razu wyczułam, że taka propozycja bardzo by mu odpowiadała. Teraz funkcjonujemy niemal jak rodzina – nie tylko maluchy zwracają się do mnie „ciociu”, ale ich tata też tak do mnie mówi.

Kiedyś wspomniał, że ocalenie jego bliskich to moja zasługa i nigdy mi tego nie zapomni, do ostatniego tchu. Nie jestem pewna, czy faktycznie ich uratowałam, ale mnie też to wyszło na dobre. Już nie czuję się tak samotna, mam towarzystwo do rozmów i kogoś, kim mogę się zajmować.

Maria, 60 lat

Czytaj także:
„Zięć lubi wypić, więc córka chce rozwodu. Kazałam jej się nie wygłupiać, bo małżeństwo to świętość”
„Nie mam szacunku do męża, bo traktuje ludzi jak śmieci. Wstyd mi, że jest takim chamem nawet dla rodziny”
„Szef mnie podrywał, więc zaciągnęłam go do łóżka. Liczyłam na to, że mój portfel szybko zapełni się kasą”

Reklama
Reklama
Reklama