„Sąsiad urządzał głośne imprezy do rana i nie miał dla nas żadnej litości. Wymyśliłem zemstę słodką jak wata cukrowa”
„Przez kolejne dni panowała cisza, którą doceniłem jak nigdy wcześniej. Spokojne sobotnie poranki były dla mnie czymś nowym. Jednak nie byłem naiwny. Wiedziałem, że takie zmiany mogą być krótkotrwałe. Postanowiłem zabezpieczyć się na przyszłość”.

Odkąd pamiętam, zawsze ceniłem sobie spokój ponad wszystko. Moje życie kręci się wokół pracy w korporacji, a każdy dzień zaczynam wcześnie rano. Po powrocie do domu marzę jedynie o odpoczynku i chwili dla siebie. Jednak od kiedy do sąsiedniego mieszkania wprowadził się Kamil, młody imprezowicz, moje pragnienie spokojnych wieczorów stało się nierealne.
Regularnie urządza głośne imprezy, które trwają do białego rana. Mimo moich licznych próśb, hałas nie ustaje. Każda kolejna noc bez snu tylko potęguje moją frustrację. Pewnego dnia, kiedy usiadłem przy kuchennym stole, rozmawiałem z Basią o kolejnym bezsennym piątku.
Spojrzała na mnie z błyskiem w oku i rzuciła:
– A może odwdzięczysz mu się pięknym za nadobne?
Zastanowiłem się nad jej słowami i nagle w mojej głowie zaczęła kiełkować pewna myśl…
Stanąłem do sąsiedzkiej wojny
Kiedy kolejny raz obudziłem się po zaledwie kilku godzinach snu, wiedziałem, że tym razem muszę zadziałać. Zainspirowany słowami Basi, zdecydowałem się na radykalne kroki.
W sobotę, gdy zegar wybił 7:00, wstałem z łóżka i zdeterminowany podłączyłem swoje głośniki. Wiedziałem dokładnie, co zamierzam zrobić. Wkrótce mieszkanie wypełniły dźwięki dziecięcych piosenek. Na początek poszło „Jadą, jadą misie”, a potem inne klasyki takie jak „Stary niedźwiedź mocno śpi” czy „Kółko graniaste”. W końcu przyszła kolej na legendarną już „Baby Shark” w wersji godzinnej.
Reakcja była niemal natychmiastowa. Basia, która obserwowała mnie z kuchni, nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
– Jesteś geniuszem, Wojtek! – chichotała, ocierając łzy z kącików oczu.
Zaledwie kilka minut później usłyszałem walenie do drzwi. Kamil stał przede mną, wyglądając na wykończonego.
– Stary, wyłącz to! – błagał z desperacją w głosie. – Już nie mogę...
Spojrzałem na niego, próbując ukryć satysfakcję.
– Przepraszam. Nie wiedziałem, że to komuś przeszkadza – powiedziałem z przekąsem.
Kamil westchnął ciężko, niemal padając z nóg.
– Dobra, kumam. Nie będzie już imprez po północy, obiecuję.
Teatralnie zastanowiłem się na moment.
– Mmm… Nie wiem, czy mogę ci zaufać.
– Obiecuję! – powtórzył gorączkowo.
Wyłączyłem muzykę, uśmiechając się pod nosem. Zamknąłem drzwi, czując, że odniosłem pierwsze zwycięstwo.
Zaczęliśmy negocjacje
Przez kolejne dni w moim życiu panowała cisza, którą doceniłem jak nigdy wcześniej. Sobotnie poranki bez dźwięków dobiegających z sąsiedniego mieszkania były dla mnie czymś nowym. Jednak nie byłem naiwny. Wiedziałem, że takie zmiany mogą być krótkotrwałe. Postanowiłem więc zabezpieczyć się na przyszłość.
W czwartek wieczorem, kiedy wróciłem z pracy, spotkałem Kamila na klatce schodowej. Wyglądał na nieco skruszonego, choć starał się zachować fason.
– Cześć, Wojtek – powiedział, próbując zaczepić mnie przy drzwiach.
– Hej, Kamil – odpowiedziałem neutralnie, próbując wyczuć jego intencje.
– Słuchaj, chciałem ci jeszcze raz podziękować za... cierpliwość – powiedział, nieco się czerwieniąc. – Nie wiedziałem, że nasze imprezy aż tak ci przeszkadzają.
– Teraz już wiesz – odparłem, starając się brzmieć na tyle uprzejmie, na ile mogłem.
– Jasne. Chciałem tylko upewnić się, że nie masz nic przeciwko, jeśli raz na jakiś czas zrobimy mniejszą imprezę. Obiecuję, że nie będzie już tak głośno.
– Hmm, mniejsza impreza brzmi lepiej niż party do rana – odpowiedziałem, próbując być konstruktywnym. – Ale jeśli znowu coś takiego się powtórzy, wiesz, co cię czeka...
– „Baby Shark” – zaśmiał się, a ja poczułem, że nasza rozmowa zmierza w dobrym kierunku.
Sąsiad pokiwał głową i ruszył w swoją stronę. Czułem, że udało mi się wynegocjować coś, co powinno dać mi upragniony spokój, choć w głębi duszy wiedziałem, że muszę być czujny.
To była cisza przed burzą
Przez kilka kolejnych tygodni w naszym bloku panowała cisza, jakiej wcześniej nie znałem. Kamil wyraźnie starał się dotrzymać słowa, a ja mogłem wreszcie odpoczywać w weekendy, nie obawiając się hałasów zza ściany. Wieczory spędzałem z Basią, która nadal śmiała się z mojej niecodziennej muzycznej zemsty. Czułem się niemal jak bohater w swojej własnej małej epopei.
Jednak mimo tej sielanki, gdzieś z tyłu głowy miałem przeczucie, że to cisza przed burzą. Miałem świadomość, że Kamil był młody, a jego przyjaciele zapewne nie zrezygnowali z imprezowania tak łatwo, jak on obiecywał. W piątek wieczorem, gdy po całym tygodniu pracy usiadłem z Basią na kanapie, nagle usłyszałem delikatny, ale wyraźny bas.
– Słyszysz to? – zapytałem Basię, choć wiedziałem, że ona nie potrzebowała potwierdzenia.
– Chyba zaczyna się od nowa – odpowiedziała, przewracając oczami.
Wstałem z kanapy i podszedłem do ściany, próbując ocenić sytuację. Muzyka nie była jeszcze zbyt głośna, ale wiedziałem, że to dopiero początek. Wiedziałem też, że Kamil zdaje sobie sprawę, że zbyt głośne imprezy mogą znów sprowokować moją dziecięcą muzyczną zemstę.
– Może to tylko jednorazowa wpadka? – zasugerowała Basia, starając się uspokoić sytuację.
– Oby – odpowiedziałem, choć nie byłem tego taki pewien. Wiedziałem, że muszę mieć plan B na wypadek, gdyby sytuacja się powtórzyła.
Byłem już na granicy
Noc rozwijała się spokojnie, ale z każdym kolejnym utworem puszczanym przez Kamila, napięcie rosło. Bas przybierał na sile, a ja próbowałem zapanować nad frustracją. Wspomnienie bezsennej nocy i walka o spokój wracały do mnie z pełną siłą. Około północy poziom hałasu zaczął osiągać granice mojej tolerancji.
Wiedziałem, że muszę działać, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli. Wstałem z kanapy i spojrzałem na Basię, która spoglądała na mnie z lekkim zmartwieniem.
– Chyba czas na przypomnienie o naszym małym układzie – powiedziałem, próbując ukryć złość.
Basia tylko skinęła głową, a ja ruszyłem do mieszkania sąsiada. Zapukałem do drzwi, starając się zachować opanowanie. Otworzył Kamil, a na jego twarzy widniało zdziwienie.
– O, Wojtek, co tam? – próbował mnie zagadać, ale w jego głosie wyczułem nerwowość.
– Kamil, rozmawialiśmy o tym – powiedziałem spokojnie, choć w środku gotowałem się ze złości. – Umowa była jasna.
Kamil zbladł, a ja wiedziałem, że zrozumiał przekaz.
– Sorry, stary. Trochę nas poniosło. Już ściszamy – obiecał pospiesznie.
Wróciłem do siebie, licząc, że tym razem posłucha. Gdy muzyka zaczęła cichnąć, poczułem ulgę. Jednak w głowie miałem plan awaryjny – moje głośniki i „Baby Shark” były zawsze w pogotowiu, gotowe na wypadek, gdyby Kamil zapomniał o naszej umowie.
Miał nietypową propozycję
Sobotni poranek nastał spokojnie, a ja w końcu mogłem pozwolić sobie na chwilę relaksu. Wyjątkowo nie obudziły mnie dźwięki z mieszkania Kamila, co było miłą odmianą. Basia zasugerowała, żebyśmy skoczyli do pobliskiej kawiarni na śniadanie, co było świetnym pomysłem. Chciałem cieszyć się tą ciszą, zanim znowu zmieni się w hałas.
W drodze do kawiarni spotkaliśmy Kamila, który wyglądał na bardziej rozluźnionego niż zwykle. Zatrzymał się na chwilę, by z nami porozmawiać.
– Cześć – przywitał nas z uśmiechem. – Mam dla was coś, co może was zainteresować.
Spojrzałem na niego z zaciekawieniem.
– Co masz na myśli? – zapytałem, starając się ukryć swoje zaskoczenie.
– Pomyślałem, że może chcielibyście wpaść na małą imprezę u mnie wieczorem. Nic wielkiego, tylko kilku znajomych. Obiecuję, że będzie cicho – powiedział z przekonaniem.
– Cóż, to niespodzianka – odpowiedziałem, czując, jak Basia lekko szturcha mnie w bok, aby dać mi znak, że pomysł jej się podoba.
– Oczywiście, chętnie – dodała Basia, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
Kamil uśmiechnął się szeroko.
– Super, to do zobaczenia! – rzucił na pożegnanie i poszedł swoją drogą.
Nie byłem pewien, jak zareagować na tę propozycję. Z jednej strony, zaproszenie na imprezę było dowodem, że Kamil chciał zakopać topór wojenny. Z drugiej, nie byłem pewien, czy to nie jest pułapka. Postanowiłem jednak zaryzykować, licząc na to, że nasze relacje mogą się poprawić.
Zawarliśmy rozejm
Wieczór nadszedł szybciej, niż się spodziewałem, a ja wraz z Basią udaliśmy się do mieszkania Kamila. Mimo wcześniejszych obaw, czułem się podekscytowany. Po raz pierwszy odkąd był moim sąsiadem, mogłem go lepiej poznać. Mieszkanie Kamila, które wcześniej było dla mnie jedynie źródłem hałasu, okazało się całkiem przyjemnym miejscem. Gości było niewielu, a atmosfera była naprawdę luźna.
Kamil przywitał nas serdecznie i od razu zaczął oprowadzać po swoim mieszkaniu. Wszyscy obecni okazali się być bardzo przyjaźni. Zrozumiałem, że czasem niepotrzebnie budowałem w swojej głowie wizerunek sąsiadów jako nieprzyjaciół. Rozmowy toczyły się wokół różnych tematów, a ja z zaskoczeniem odkryłem, że Kamil miał wiele ciekawych historii do opowiedzenia.
– Wiesz, Wojtek, ta twoja muzyczna pobudka dała mi do myślenia – przyznał Kamil, gdy obaj znaleźliśmy się na balkonie. – Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jak bardzo przeszkadzam innym. Przepraszam, że tak długo to trwało.
– Dzięki, że to mówisz – odpowiedziałem szczerze. – Też nie jestem dumny z tego, jak to rozwiązałem, ale cieszę się, że ostatecznie się dogadaliśmy.
Wróciliśmy do innych, a noc mijała szybko i przyjemnie. Gdy wracaliśmy z Basią do siebie, czułem się lżejszy i bardziej zrelaksowany. Nowe przyjaźnie zawsze dodają życiu koloru. Byłem zadowolony, że zdecydowałem się na ten krok, nawet jeśli początkowo wydawał się ryzykowny.
Kiedy Basia zapytała mnie, co zrobię, jeśli Kamil znów zacznie organizować głośne imprezy, uśmiechnąłem się tylko. Wiedziałem, że teraz, kiedy lepiej się rozumiemy, łatwiej będzie rozwiązywać takie problemy w przyszłości. I choć „Baby Shark” zawsze był gotowy do akcji, miałem nadzieję, że nigdy więcej nie będzie potrzebny.
Wojciech, 34 lata
Czytaj także:
„Sąsiadka wpadała na kawę, a wylizywała garnki do czysta. Znalazłam sposób, żeby przestała na mnie żerować”
„W naszym domu króluje meblościanka z PRL-u i cerata na stole. Wstyd mi przed znajomymi, że mieszkam w takiej norze”
„Z litości zaprosiłam na obiad samotnego sąsiada. Nie spodziewałam się, że miły, starszy pan ma lepkie ręce”

