„Sąsiad zrobił ze mnie na wsi złodziejkę, a ksiądz wytyka mnie z ambony. Już ja wiem, kto maczał w tym palce"
„Nie wiedziałam wtedy, że zwykły dzień zamieni się w piekło, a plotka, jedna mała iskra, podpali wszystko, co budowałam przez lata”.

- Redakcja
Mieszkam w małej wiosce, gdzie każdy zna każdego, i każdy ma coś do powiedzenia o cudzym życiu. Od dziecka tu mieszkam. Może właśnie dlatego czasem czuję się jak w pułapce – bo niby tu jest mój dom, moja ziemia, moje korzenie, ale z drugiej strony... czuję, że się duszę. Każdy gest, każde słowo, każda rozmowa staje się tematem do plotek. Nawet kiedy podlewam kwiaty na podwórku, mam wrażenie, że zza płotu patrzy na mnie para oczu, ocenia mnie, szepcze coś pod nosem.
Pracuję w ogrodzie, mam kury, czasem coś sprzedaję na targu – takie zwykłe, wiejskie życie. Adam, mój sąsiad, zawsze trzymał się na dystans – nie był nigdy zbyt przyjacielski, ale nie miałam z nim konfliktów. A Klaudia? Moja przyjaciółka z dzieciństwa... Czasami mam wrażenie, że coraz bardziej się od siebie oddalamy. Nie wiem, kiedy to się stało, ale coś się z nią zadziało – jakby nosiła w sobie jakiś żal, którego nie rozumiem.
To bzdura! Nie ukradłam żadnego nawozu
Słońce stało już wysoko, kiedy usłyszałam, jak ktoś wali pięścią w furtkę. Zerwałam się z grządek, otrzepałam ręce z ziemi.
– Kto tam? – krzyknęłam, idąc w stronę bramy.
A wtedy zobaczyłam Adama – zgniewanego, z oczami jak dwa rozpalone węgle.
– Iwona, my musimy porozmawiać. – Głos mu drżał, ale wcale nie z emocji, tylko z wściekłości.
– Co się stało, Adam? – spytałam, czując, jak coś ściska mnie w żołądku.
– Nie udawaj głupiej! – warknął. – Ktoś cię widział kręcącą się wczoraj wieczorem koło mojej szopy. Zginął mi worek nawozu. Nie mam wątpliwości, że to twoja robota.
Stanęłam jak wryta.
– Adam, co ty opowiadasz? Nigdy w życiu bym czegoś takiego nie zrobiła!
– Tak, tak, tłumacz się. Już cała wieś huczy! – splunął z pogardą. – Kradniesz, a potem udajesz świętą.
– To bzdura! Kto ci takie głupoty naopowiadał?!
– A co za różnica?! Widziała cię sąsiadka, mówiła, że widziała, jak coś tam kombinujesz.
– Kłamie! Adam, przysięgam!
Ale Adam już odchodził, z gniewnym tupotem butów, a ja stałam jak sparaliżowana, patrząc za nim. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Zrobiło mi się słabo. Plotki... Już rozchodziły się po wsi jak dym po polu.
To nie była już tylko plotka. To była zdrada
Od rana chodziłam po wsi jak struta. Każdy, kogo mijałam, patrzył na mnie ukradkiem, szeptał coś do sąsiadki albo nagle milkł, kiedy się zbliżałam. Serce waliło mi jak oszalałe. Musiałam coś zrobić.
Podbiegłam do starej Marysi, która siedziała na ławeczce przed domem.
– Marysia, ty coś słyszałaś o tym nawozie Adama? – zapytałam, próbując mówić spokojnie.
Spojrzała na mnie zaskoczona, ale zaraz odwróciła wzrok.
– Oj, Iwonko, lepiej o tym nie gadać... Wiesz, ludzie mówią różne rzeczy.
– Jakie rzeczy?! – Głos mi zadrżał. – Marysia, na litość boską, ja niczego nie ukradłam!
– Widzieli cię, jak stałaś przy tej szopie... – powiedziała cicho, jakby to był najcięższy grzech świata.
– Przechodziłam tamtędy! Szłam do Basi, chciałam jej oddać słoik! – tłumaczyłam, ale czułam, że moje słowa odbijają się od muru.
Poszłam do Klaudii. Ona znała mnie od dziecka, musiała mnie wesprzeć.
– Klaudia, błagam, powiedz ludziom, że to nieprawda.
– Iwonka... – spuściła wzrok, kręcąc w dłoniach rękaw swetra. – Każdy dostaje to, na co zasłużył, wiesz?
Zamarłam.
– Co to ma znaczyć? Klaudia, przecież ty mnie znasz!
Ale ona już patrzyła gdzieś w bok, jakby nie chciała dłużej rozmawiać. To nie była już tylko plotka. To była zdrada.
Jak ona mogła zrobić mi coś takiego!
Stałam przy furtce, gdy nagle usłyszałam głosy zza płotu. Schyliłam się, jakby coś mi upadło, i nadstawiłam ucha.
– Widzisz, jak się teraz miota? – rozpoznałam głos Klaudii, cichy, ale pełen złośliwości. – Może wreszcie nauczy się pokory.
– A nie boisz się, że to się wyda? – spytała sąsiadka, ściszając głos.
– A niby jak? Przecież nikt nie wie, że to ja to rozpuściłam.
Zamarłam. Coś ścisnęło mnie w gardle.
Wyszłam zza furtki, nie mogąc dłużej tego słuchać.
– Klaudia, co ty wygadujesz?! – głos mi się załamał, a łzy napłynęły do oczu.
Klaudia spojrzała na mnie, a jej twarz na moment zbladła.
– Iwona... Ja tylko... – zaczęła, ale zaraz podniosła głowę, jakby chciała się bronić. – Wiesz, ludzie muszą znać prawdę. Nie możesz być wiecznie tą, która ma szczęście.
– Ty to zrobiłaś?! Ty rozpuściłaś te plotki?! – prawie krzyczałam, serce waliło mi jak młot.
– Ty zawsze miałaś lepiej... – Klaudia szepnęła, patrząc gdzieś w dal.
Stałam, patrząc na nią, jakby przestała być tą samą osobą, którą znałam od dziecka.
Nie będzie przeprosin
Następnego dnia Adam przyszedł pod mój dom, skulony, z zawstydzonym wyrazem twarzy. Stał niepewnie, przestępując z nogi na nogę.
– Iwona... muszę z tobą porozmawiać – zaczął cicho.
– Co? – spytałam oschle, bo serce miałam jeszcze ciężkie od wczorajszych słów Klaudii.
– No... wyszło, że to nie ty. Ta sprawa z nawozem... Żona mi powiedziała. Przepraszam, Iwona, naprawdę...
– Przepraszasz? – wybuchłam, czując, jak głos mi się łamie. – Myślisz, że wystarczy przeprosić?! Cała wieś już swoje wie! A ja mam się teraz uśmiechać, jakby nic się nie stało?
– To były tylko plotki, ludzie gadają, zapomną... – próbował mnie uspokoić, ale jego słowa tylko dolały oliwy do ognia.
– Zapomną?! – parsknęłam, a łzy napłynęły mi do oczu. – Adam, tu się niczego nie zapomina. Tu każdy pamięta, kto kiedy co powiedział i zrobił!
Adam spuścił głowę, mrucząc coś pod nosem.
– Iwona...
– Idź stąd – powiedziałam cicho, drżącym głosem. – Nie chcę cię teraz widzieć.
Adam odszedł, a ja zostałam sama, patrząc na furtkę, którą przed chwilą zamknął.
Wieczorem spotkałam Klaudię przed sklepem. Przeszła obok mnie jakby nigdy nic, z głową wysoko uniesioną. Poczułam, jak coś mnie ściska w środku. Nie będzie przeprosin. Nie będzie żalu. Ona była z siebie zadowolona.
Wzrok sąsiadów palił mnie jak ogień
Minęło kilka dni, ale wioska nie zapominała. Każde spojrzenie, każdy szept sprawiał, że czułam się coraz bardziej obca we własnym domu.
Kiedy szłam do sklepu, ludzie patrzyli na mnie ukradkiem, a rozmowy cichły, gdy przechodziłam obok. Wzrok sąsiadów palił mnie jak ogień.
Spotkałam Adama przed warzywniakiem.
– Iwona, jak się trzymasz? – spytał, a jego głos brzmiał jak wymuszone współczucie.
– A co cię to obchodzi? – odparłam, patrząc mu prosto w oczy.
– Chciałem tylko...
– Dziękuję, Adam. Ale twoje „chciałem tylko” już mnie nie interesuje.
Przeszedł obok, patrząc pod nogi.
Wieczorem zobaczyłam Klaudię, jak szła z koszykiem pełnym zakupów. Nie zatrzymała się. Przeszła tuż obok, a jej perfumy uderzyły mnie w twarz.
– Klaudia! – zawołałam, a ona stanęła, odwracając się powoli.
– Tak? – spytała z chłodnym uśmiechem.
– Dziękuję ci. Dzięki tobie nie mam już nikogo w tej wsi.
– Wiesz, Iwona... Czasem trzeba zapłacić za to, co się ma.
Patrzyłam na nią, czując, jak ściska mnie w gardle.
– A co ja takiego mam, Klaudia? Powiedz mi... Co ci aż tak przeszkadzało?
Ale ona tylko wzruszyła ramionami i odeszła, zostawiając mnie z poczuciem pustki.
Co ja takiego zrobiłam, że zasłużyłam na taką zdradę?
Wieczorem usiadłam na starym drewnianym tarasie, patrząc w rozgwieżdżone niebo. W powietrzu unosił się zapach mokrej ziemi po deszczu. Trzymałam w dłoniach kubek z herbatą, ale nie czułam ciepła. Z każdą chwilą coraz bardziej docierało do mnie, jak wiele straciłam – i jak łatwo to wszystko się rozsypało.
W głowie wciąż słyszałam głos Klaudii, jej zimne słowa: „Każdy dostaje to, na co zasłużył”. Co ja takiego zrobiłam, że zasłużyłam na taką zdradę? Może po prostu byłam sobą – a to czasem wystarczy, by ktoś poczuł, że ma prawo cię zniszczyć.
Nie wiedziałam, co będzie dalej. Nie wiedziałam, czy dam radę żyć w tej wsi, wśród tych ludzi, którzy tak łatwo mnie osądzili. Może powinnam wyjechać, zacząć gdzieś od nowa.
Ale jedno wiedziałam na pewno – nigdy już nikomu nie zaufam bezgranicznie. Przyjaciele mogą zranić cię głębiej niż wrogowie.
Iwona, 46 lat
Czytaj także:
- „Jestem nie tylko mamą i babcią, ale też kobietą i nie chcę dłużej więdnąć. Na przekór córce zawalczyłam o siebie”
- „Facet zabrał mnie na randkę do lasu, ale nie przewidział jednego. Nie planowałam zbierać patyków i spać w namiocie”
- „Ojciec wyszedł po chleb i wrócił po 20 latach. Z jego tłumaczeń wynika, że to nie na niego powinienem być wściekły”

