Reklama

Nigdy nie uważałam się za romantyczkę. Po kilku nieudanych związkach – jednym zakończonym zdradą, drugim emocjonalnym wypaleniem – przestałam wierzyć, że „ten jedyny” naprawdę istnieje. Miałam trzydzieści lat, stabilną pracę w agencji PR, świeżo kupione mieszkanie na kredyt i głowę pełną postanowień, że teraz to już tylko ja i moje sprawy. Żadnych dramatów, naprawiania facetów, żadnych bajek o miłości silniejszej niż rozsądek.

Wtedy pojawił się Marek. Zauważyłam go pierwszego dnia, kiedy wprowadzałam się do nowego mieszkania. Szedł z kilkuletnim chłopcem, najwyżej pięcioletnim. Trzymali się za ręce. Dziecko coś opowiadało, a on słuchał uważnie, jakby mówiło o czymś najważniejszym na świecie. Sprawiali wrażenie zgranej drużyny. Ojciec i syn.

– Kinga, serio. Ten sąsiad z naprzeciwka? No błagam cię – rzuciła Asia, moja przyjaciółka, kiedy podglądałyśmy ich na podwórku z okna kuchni. – Facet z dzieckiem. Wysoki, przystojny, uprzejmy. To podejrzane. Na pewno coś ukrywa.

– Może po prostu trafił się ktoś normalny – wzruszyłam ramionami.

Kilka dni później spotkałam go na klatce. Pomagał chłopcu zapiąć kurtkę.

Nowa sąsiadka spod trójki? – zapytał z uśmiechem. – Jestem Marek. A to Antek, mój syn.

A potem dodał, mrugając porozumiewawczo:

Lubimy herbatę i ciasteczka, tak tylko mówię.

I tak to się zaczęło.

Szybko polubiłam ich obu

Zaproponował wspólny spacer. Powiedział, że Antek czasem nudzi się tylko z tatą, więc towarzystwo „miłej pani spod trójki” będzie odświeżające. Ujęło mnie to. Zgodziłam się bez wahania. Spotkaliśmy się w sobotnie przedpołudnie przed blokiem. Antek miał niebieską czapkę z daszkiem i trzymał pod pachą piłkę.

To co, idziemy na lody? – zapytał później Marek, jakbyśmy byli jedną rodziną. – Mówiłem Antkowi, że nie wszyscy dorośli są nudni.

– A tata mówił pani, że mamy tajną bazę w parku? – wtrącił chłopiec z błyskiem w oku.

Spacer był... prosty. Naturalny. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. O tym, jak ciężko pogodzić pracę z byciem rodzicem (on), o przeprowadzkach i wynajmach (ja), o tym, że w tej okolicy najwięcej gołębi jest przy piekarni (Antek). Marek mówił do Antka z cierpliwością, której nie widuje się często. Gdy chłopiec wywrócił się na trawie, nie było krzyku. Tylko przytulenie, szybkie „nic się nie stało” i dalej w drogę.

Sam go wychowuję od trzech lat – powiedział nagle Marek, gdy Antek oddalił się do piaskownicy. – Jego mama... cóż, długo by mówić. Zniknęła z dnia na dzień. Ale nie narzekam. Jestem ojcem i to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała.

Poczułam, jak coś mnie ściska w środku. Facet, który nie tylko nie uciekł od odpowiedzialności, ale jeszcze z niej czerpał siłę? Rzadki widok. Uśmiechnął się do mnie. A ja pomyślałam: „może jednak warto jeszcze raz spróbować?”.

Miałam coraz więcej pytań

– Kinga, to brzmi zbyt dobrze, żeby było prawdziwe – Asia spojrzała na mnie z ukosa, popijając wino. – Samotny ojciec, przystojny, elokwentny, czuły… i jeszcze mieszka naprzeciwko? Halo! To nie komedia romantyczna, tylko życie.

Zazdrościsz – odparłam pół żartem, pół serio.

– Zazdroszczę, ale też mam oczy – postawiła kieliszek. – I coś mi tu nie gra. Jest zbyt idealny.

Zignorowałam to. Marek był czarujący, a Antek rozczulający. Czułam się jak bohaterka filmu, który w końcu idzie w dobrą stronę. Tylko że… potem pojawiły się pierwsze zgrzyty. Zapytałam Marka o matkę Antka.

Nie wracajmy do tego – uciął. – Skupiam się na tym, co mam.

Zmiana tematu była zbyt szybka. Ale zanim zdążyłam zapytać o coś jeszcze, Antek podbiegł i zaprosił mnie do budowania zamku z piasku. Temat odpłynął.

Kilka dni później sytuacja się powtórzyła, ale przy zabawie chłopiec powiedział coś dziwnego.

Dobrze wypadam? Wujek mówił, że jak dobrze wypadnę, to dostanę żelki – wypalił Antek, gdy wracaliśmy z placu zabaw.

– Wujek? – zdziwiłam się.

– Aha, no tata, nie wujek. To taka zabawa. Tak się bawimy. W rodzinę.

Zamarłam. Nie wiedziałam, jak zareagować. O co tu chodziło?

Wieczorem zadzwoniłam do Asi.

– On go nie nazywa „tato” tak po prostu. Mówił, że to zabawa w rodzinę. Raz mówi wujek, raz tata – wyszeptałam.

– Kinga, kurczę, uważaj. Bo ja bym się już teraz wycofała.

Zawahałam się. A może to tylko zbieg okoliczności? Jakieś dziecięce wymysły? Tylko czemu Marek zmieniał wersje swoich historii? I czemu Antek nie mówił jak dziecko, które wychowuje się z ojcem?

Sam się wygadał

Była środa. Wróciłam wcześniej z pracy z zamiarem położenia się do wanny i zapomnienia o świecie. Przechodziłam właśnie obok mieszkania Marka, gdy usłyszałam jego głos zza drzwi. Przystanęłam tylko na sekundę. Ale słowa, które usłyszałam, sprawiły, że nogi mi się ugięły.

– Oj tam, Ewelina, mówi do mnie „tato”, bo tak się umawialiśmy. Serio, to działa na kobiety – zaśmiał się. – One lecą na samotnych ojców, to jest jakiś instynkt.

Zamarłam.

– Nie, no bez przesady, przecież krzywdy mu nie robię. Daję mu lody, żelki, bajki… I to tylko czasem. Przez większość tygodnia i tak jesteś ty. No, ale w weekend? Król życia dzięki dziecku.

Mój oddech przyspieszył. Poczułam, jak coś ściska mnie w żołądku. Ewelina? To musiała być jego siostra, o której wspominał. Antek to nie był jego syn. A on… wykorzystywał dziecko jako rekwizyt?

Nagle coś trzasnęło – zamek. Marek otworzył drzwi i stanął naprzeciw mnie. W ręku trzymał telefon, mina mu zrzedła.

Podsłuchujesz mnie? – zapytał cicho, niemal szeptem, ale w jego oczach nie było skruchy. Tylko obnażona prawda.

– To był jakiś teatr? To wszystko? – zapytałam drżącym głosem. – Udawałeś ojca, żeby... co? Żeby mnie złapać?

– Kinga, poczekaj. To nie tak jak myślisz.

– Nie tak jak myślę?! – krzyknęłam. – To co ja właśnie słyszałam?

To tylko... strategia – wzruszył ramionami. – Żeby dać się zauważyć. Dziecko działa na emocje. Samotni ojcowie są atrakcyjni.

Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Przez chwilę patrzyłam na niego jak na obcego. Bo właśnie nim się okazał.

Siostra się za niego wstydziła

Nie spałam całą noc. W głowie wciąż słyszałam jego słowa: „strategia”, „samotni ojcowie są atrakcyjni”. Rano, zamiast iść do pracy, pojechałam pod wskazany przez Marka kiedyś adres – „do siostry”. Nie wiedziałam, co mnie podkusiło, ale musiałam usłyszeć to od niej.

Drzwi otworzyła kobieta z rozwichrzonym koczkiem i kubkiem kawy w dłoni.

Cześć, ty jesteś Ewelina? – zapytałam. – Jestem Kinga. Chodzi o Marka i... Antka.

Zamarła.

– O nie – westchnęła. – Znowu? Wchodź. Domyślam się, o co chodzi.

W kuchni przy stole usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Antek oglądał bajki w pokoju obok.

– Wiem, że to może brzmieć absurdalnie, ale... czy Marek to naprawdę ojciec Antka?

– Nie – powiedziała to bez zawahania. – To mój syn. Marek jest jego wujkiem.

Zamilkłam.

– Kiedyś, pół żartem, pół serio, pozwoliłam mu się tak „pobawić w tatusia”. Powiedział, że kobiety wtedy łatwiej się otwierają. Że to działa jak magnes. Myślałam, że robi z tego żart, że nikt tego nie bierze na serio...

– Ja wzięłam.

Ewelina spuściła wzrok.

– Wiedziałam, że flirtuje. Ale nie sądziłam, że aż tak daleko się posunie. Udaje samotnego ojca? Naprawdę? Przepraszam. Nie wiem, co mam powiedzieć.

– On myśli, że dziecko to gadżet jak zegarek albo telefon. Coś, czym można sobie ocieplić wizerunek – słowa paliły mi język. – Ale to przecież dziecko. Żywy człowiek.

Ewelina pokiwała głową. W jej oczach pojawił się cień wstydu. A ja czułam już tylko jedno: wściekłość. Na niego. I na siebie, że dałam się nabrać.

Gardziłam nim i jego metodami

Zobaczyłam go przed blokiem. Stał przy samochodzie, jakby czekał. Gdy mnie zauważył, od razu podszedł. Nie miał tej nonszalancji co wcześniej. Patrzył na mnie jak ktoś, kto właśnie stracił przewagę.

– Kinga, możemy pogadać chwilę? – zapytał cicho.

Nie odpowiedziałam. Ruszyłam w stronę wejścia. Zatrzymał się przy drzwiach.

– Proszę. Daj mi pięć minut.

Spojrzałam na niego. Chciałam powiedzieć, że nie mam mu nic do powiedzenia. Ale zostałam. Z czystej ciekawości, co jeszcze wymyśli.

– Nie chciałem cię skrzywdzić. Naprawdę – zaczął. – Z Antkiem to… Nie planowałem tego. To miało być jedno spotkanie, dwa. Zanim pomyślałem, że może jesteś kimś więcej.

– Kimś więcej dla kogo? Dla ciebie czy dla twojej „strategii”?

Westchnął.

– Zawsze byłem... przezroczysty. Serio. Kobiety nie zwracały na mnie uwagi. Ale jak pojawiał się Antek... wszystko się zmieniało. Nie robiłem nic złego. Tylko... ułatwiałem sobie start.

– Ułatwiałeś sobie życie, udając cudze. I wciągnąłeś w to dziecko – zatrzęsły mi się ręce. – Wiesz, czego mi żal? Tego, że przez chwilę naprawdę myślałam, że jesteś dobrym człowiekiem.

– Kinga, proszę...

– Nie. Nie mów nic więcej. Nie będziemy tego naprawiać. Nie jesteś ojcem roku. Nie jesteś wcale ojcem. Jesteś kłamcą, który grał dzieckiem jak kartą przetargową.

Chciał coś powiedzieć, ale ja już wchodziłam do klatki. Otworzył usta, ale tym razem to ja zniknęłam za drzwiami. Nie obejrzałam się ani razu.

Życie to nie bajka

Minął tydzień. Nie widywałam go już na klatce. Nie wiem, czy się wyprowadził, czy po prostu unikał mnie jak ognia. I dobrze. Przez kilka dni chodziłam z zaciśniętym gardłem. Czułam się jak idiotka. Nie przez to, że mu uwierzyłam – ale przez to, jak bardzo chciałam uwierzyć.

Asia patrzyła na mnie uważnie, gdy opowiadałam jej wszystko przy herbacie.

– Serio... to się naprawdę wydarzyło? – zapytała. – Udawał ojca?

– Tak. I mówił o tym, jakby reklamował smartfona. „Działa na kobiety” – skrzywiłam się. – Myślałam, że już mnie nic nie zaskoczy.

Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu.

– A wiesz, co jest najgorsze? – dodałam. – Że przez moment poczułam coś prawdziwego. I teraz się boję, że nie odróżnię już prawdy od gry. Że wszystko może być udawane. Ludzie, uczucia... rodziny.

– Nie, Kinga. Po prostu teraz wiesz, że trzeba patrzeć uważniej. I że nie każdy „idealny facet” jest prawdziwy. Ale to nie znaczy, że prawdziwe nie istnieje.

Uśmiechnęłam się słabo. Wiedziałam, że ma rację. I jednocześnie, że minie dużo czasu, zanim znów komuś zaufam.

Na razie jestem sama, ale spokojna. Mieszkanie nie wydaje się już takie zimne. Kupuję świeże kwiaty. Piję wino bez powodu.

Z tymi facetami to ręce opadają – westchnęłam, śmiejąc się przez łzy.

– Oj, jeszcze cię coś podniesie – mrugnęła Asia.

Może. Ale już nie dam się nabrać na cudze dzieci i piękne bajki.

Kinga, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama