Reklama

Czasem myślę, że nasze życie przypominało pocztówkę. Taką idealnie wykadrowaną, słoneczną, na której wszystko wygląda lepiej, niż jest naprawdę. Ja i Kamil byliśmy razem od trzech lat – wspólne mieszkanie, poranne kawy, wyjazdy w góry. Drobne kłótnie kończyły się szybkimi przeprosinami, a każde „kocham cię” wypowiadane było jak zaklęcie chroniące przed pęknięciem. Wierzyłam, że jesteśmy „tym” związkiem – tym, który przetrwa wszystko.

Był ciepły, troskliwy, zabawny. Nie lubił mówić o przeszłości – „bo po co wracać do tego, co było?” – mawiał, gdy pytałam o jego byłe związki. Uważałam to za oznakę dojrzałości. Dopiero później zrozumiałam, że milczenie też może być formą kłamstwa.

Nie podejrzewałam, że coś ukrywa. Przecież miałam go codziennie obok – przy stole, w łóżku, w sklepie, kiedy wybieraliśmy sos do makaronu. Ale pewnego dnia usłyszałam jedno zdanie, które wszystko rozsypało. I już nigdy nie spojrzałam na niego tak samo.

Co to było? Dlaczego taka reakcja?

– A może zaprosilibyśmy Marka z żoną? – rzuciłam mimochodem, przeglądając kalendarz na lodówce. – W sumie i tak dawno nikogo nie widzieliśmy.

Kamil zamilkł. Siedział na blacie kuchennym, obierając mandarynkę, i nagle jego dłonie jakby zdrętwiały.

– Marka? – zapytał, unikając mojego spojrzenia.

– No tak. W końcu to twój najlepszy przyjaciel. Dziwne, że ani razu nie spotkałam jego żony – dodałam, celowo przeciągając słowo „żony”.

– Nie wiem, Zuzka. Nie są zbyt… towarzyscy.

– Albo ty nie jesteś zbyt szczery – palnęłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Spojrzał na mnie. Jego oczy były inne niż zwykle – nieprzeniknione, zimne. Milczał przez chwilę, a potem zeskoczył z blatu i rzucił skórkę od mandarynki do kosza.

– Serio? To teraz mam ci się tłumaczyć z każdego znajomego? – rzucił ostro.

– Nie chodzi o każdego. Chodzi o Marka. O to, że przez trzy lata nawet nie próbowałeś nas poznać. To dziwne, Kamil.

– Może po prostu nie wszystko musisz wiedzieć.

– Może… ale skoro coś ukrywasz, to może się boisz, że jak się dowiem, to cię zostawię? – odparłam, głosem ostrym jak brzytwa.

Przez moment patrzyliśmy na siebie w ciszy. Napięcie było gęste jak dym.

– Wiesz co? – powiedział tylko i wyszedł z kuchni. Trzasnęły drzwi.

Zostałam sama. Wpatrzona w jego pusty kubek po kawie.

Co to było? Dlaczego taka reakcja? Jeśli naprawdę nic nie ukrywa, to czemu wyglądał, jakby zobaczył ducha?

Kamil był zaręczony?

Nie minął tydzień, a nadarzyła się okazja, by porozmawiać z jego matką. Rodzinny obiad u Ewy zawsze był małym przedstawieniem – dom pachniał pieczenią, porcelana błyszczała, a ona krążyła wokół stołu jak reżyserka perfekcyjnej farsy. Kamil poszedł do piwnicy po wino, a ja zostałam z nią sama przy kawie.

– Cieszę się, że z tobą jest – powiedziała nagle, poprawiając serwetkę. – Naprawdę. W końcu trafił na dziewczynę, która nie ucieknie sprzed ołtarza…

Zamarłam.

– Przepraszam, co?

Spojrzała na mnie przez chwilę, jakby zastanawiała się, czy powiedziała za dużo.

– Oj, nie rób takiej miny – machnęła ręką. – Chodzi mi o Lenę. To była... trudna historia.

– Kamil był zaręczony? – zapytałam, choć odpowiedź już znałam.

– Tak. Ale to się skończyło. Dawno temu. On bardzo to przeżył – dodała ciszej. – Był w nią ślepo zakochany. Myślał, że to „ta jedyna”.

Wbiło mnie w krzesło. Lena. Żona Marka. Najlepszego przyjaciela Kamila.

Dlaczego nikt mi tego nie powiedział? Dlaczego on milczał?

– A teraz proszę, jesteście razem i jest cudownie – powiedziała Ewa, jakby próbując zatrzeć efekt swoich słów.

Uśmiechnęłam się sztucznie i upiłam łyk kawy, który nagle smakował jak popiół. W głowie miałam tylko jedno: muszę porozmawiać z Kamilem. Teraz. Bez wymówek.

Kim ja byłam dla niego przez te trzy lata?

Wróciliśmy do domu późnym wieczorem. Przez całą drogę milczałam, a Kamil najwyraźniej czuł, że coś się zmieniło. Kiedy tylko zamknęły się za nami drzwi, spojrzałam na niego bez cienia uśmiechu.

– Musimy pogadać.

Westchnął ciężko. – Domyślam się, o co chodzi.

– Naprawdę? Bo ja jeszcze nie wiem, dlaczego przez trzy lata nie wspomniałeś ani słowem, że byłeś zaręczony. Z Leną. Żoną Marka. Twojego „najlepszego przyjaciela”.

Znieruchomiał. Jakby każde słowo wbijało się w niego jak szpilka.

– To nie jest takie proste…

– Nie, Kamil. To jest bardzo proste. Ukryłeś przede mną istotny kawałek swojego życia. Przeszłość, która wcale nie jest taka „przeszła”, skoro nadal utrzymujesz kontakt z obojgiem.

– Bałem się – powiedział cicho. – Bałem się, że jeśli ci powiem, to będziesz patrzeć na mnie inaczej. Albo że pomyślisz, że wciąż coś do niej czuję.

– A czujesz?

– Nie. Przysięgam. To było zamknięte rozdziały… tylko… nie umiałem o tym mówić. Zostawiła mnie w najgorszy możliwy sposób. Bez słowa. A potem związała się z Markiem. To był cios.

– I dlatego przez trzy lata karmiłeś mnie półprawdami?

Kamil spuścił wzrok. – Nie chciałem cię skrzywdzić.

– Ale właśnie to zrobiłeś.

Stał przede mną bezbronny. Ale we mnie buzowały emocje, których nie umiałam już zatrzymać.

Kim ja byłam dla niego przez te trzy lata? Ucieczką? Pocieszeniem? Planem B?

Czy można budować przyszłość na przemilczeniach?

Spotkałyśmy się z Zosią następnego dnia, w naszej ulubionej kawiarni przy parku. Znałyśmy się od liceum – ona zawsze mówiła, co myśli, nawet jeśli prawda bolała. Właśnie dlatego potrzebowałam jej bardziej niż kogokolwiek innego.

– No to mów – rzuciła, kiedy usiadłam i zsunęłam z ramion płaszcz. – Widziałam twoją minę na Insta story. Co się stało?

Opowiedziałam wszystko. Bez upiększeń, bez łagodzenia. O Ewie, o Lenie, o tej niewygodnej prawdzie, która spadła na mnie jak cegła. Słuchała uważnie, z marszczonym czołem.

– To mocne – powiedziała w końcu. – Ale… Zuzka, serio? Aż tak bardzo cię to rozwala?

– Ty byś się nie czuła oszukana? Przez trzy lata udawał, że nie było żadnej Leny. A ona była. I to jak.

– Okej, ale… przecież każdy ma jakąś przeszłość. Ty też miałaś swoje sprawy.

– Ale ja o nich mówiłam. On? On zamiótł wszystko pod dywan i liczył, że nigdy nie zauważę, że coś tam leży i cuchnie.

Zosia podparła brodę dłonią.

– Może naprawdę nie chciał wracać do bólu. Albo… może bał się, że jeśli powie ci, że kiedyś kochał inną, to uznasz, że nigdy nie przestał.

– To chore. Miłość to nie konkurs. Nie chodzi o to, kto był „pierwszy”, tylko kto jest teraz. Ale on mi nie dał tej szansy. Nie zaufał.

– A może właśnie ufał ci za bardzo? I bał się, że zniszczy coś, co było idealne. Przynajmniej z zewnątrz.

Usiadłam w ciszy, z tą myślą. Może coś w tym było. Ale czy można budować przyszłość na przemilczeniach?

To nie Lena była problemem. To jego milczenie

Wróciłam późnym wieczorem. W mieszkaniu panowała cisza. Kamil siedział na kanapie, bez telewizora, bez telefonu – wpatrzony w przestrzeń. Usłyszał, że zamykam drzwi, ale się nie odwrócił.

– Musimy to dokończyć – powiedziałam spokojnie, choć w środku byłam pełna burzy.

Skinął głową i przesunął się, robiąc mi miejsce. Usiadłam obok, zachowując dystans, którego wcześniej między nami nie było.

– Chciałem ci powiedzieć – zaczął. – Naprawdę. Tylko… zawsze brakowało odwagi. Za każdym razem, gdy o tym myślałem, czułem się, jakbym znów był tamten – ten zdradzony, zraniony chłopak. A przy tobie nie chciałem nim być.

– Ale byłeś nim – odparłam. – I przez to, że nic mi nie powiedziałeś, nie mogłam być przy tobie naprawdę. Bo znałam tylko pół ciebie.

– Wiem. Zepsułem to.

Patrzyłam na niego długo. Był szczery. I jednocześnie – był tchórzem. Obie prawdy istniały jednocześnie.

– Wiesz, co mnie boli najbardziej? – zapytałam. – Że gdyby twoja mama się nie wygadała… pewnie nadal bym nie wiedziała. Nadal siedziałbyś cicho. Nadal byś udawał.

Spojrzał na mnie i nie zaprzeczył.

– Masz rację – wyszeptał. – Może nigdy bym nie powiedział. Może wolałem żyć w iluzji, że to bez znaczenia. Ale teraz wiem, że było.

Wtedy zrozumiałam coś ważnego. To nie Lena była problemem. To jego milczenie. To, że nie wierzył, że mogę unieść prawdę.

Czy potrafię mu wybaczyć? Nie wiem

Minęło kilka dni. Nie kłóciliśmy się już. Nie rozmawialiśmy też zbyt wiele. Kamil chodził cicho po mieszkaniu, a ja udawałam, że wszystko wraca do normy. Ale nie wracało. Związek nie umiera od razu. Umiera powoli – od pytań bez odpowiedzi, od spojrzeń, w których przestajesz się rozpoznawać, od nocy, w których nie dotykacie się już przez sen. Leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit. Jego oddech był spokojny, równy. A jednak coś we mnie zmieniło się nieodwracalnie.

Czy potrafię mu wybaczyć? Nie wiem. Ale wiem jedno – przestałam czuć się bezpiecznie.

Nie chodziło o Lenę. Nie o to, że kiedyś ją kochał. Ale o to, że przez trzy lata nie powiedział mi prawdy, bo nie wierzył, że mogę ją unieść. Nie ufał mi na tyle, by dopuścić mnie do swojej przeszłości. A ja ufałam jemu całkowicie. Nie powiedziałam, że odchodzę. Jeszcze nie. Ale w mojej głowie zaczęło się układanie nowego planu. Planowania bez niego. Bo jeśli miałam być z kimś „na zawsze”, to tylko z kimś, kto nie boi się prawdy.

Wyszłam rano bez słowa. Zostawiłam mu karteczkę na stole: „Muszę pomyśleć. Nie dzwoń”.

Czy to koniec? Nie wiem. Ale wiem, że ta pocztówka, którą było nasze życie, wreszcie przestała być kolorowa. A może nigdy nie była. Może po prostu patrzyłam na nią przez różowe szkło.

Zuzanna, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama