Reklama

Grudzień zawsze był dla mnie miesiącem magii. Pachnące mandarynki, światełka w oknach, ciepłe szaliki, śnieg skrzypiący pod butami i to delikatne oczekiwanie na coś pięknego. Prezent po choinką – to gest. Symbol tego, że ktoś o nas myśli, że mu zależy. Wierzyłam, że mój chłopak przygotuje coś wyjątkowego. Choćby drobiazg, ale z sercem. Włożyłam w to marzenie więcej emocji, niż powinnam. Byłam pewna, że to były nasze pierwsze wspólne święta. Nie sądziłam, że skończą się największym upokorzeniem w moim życiu.

Przeczuwałam, co się zbliża

Poszukiwania świątecznego prezentu dla mojego chłopaka zaczęłam wcześnie. Szukałam czegoś wyjątkowego. W końcu znalazłam. Kupiłam mu brelok z naszym zdjęciem. Zapakowałam w czerwony papier w renifery. Dołączyłam krótki liścik. Miałam nadzieję, że i on się postara. Może i byłam marzycielką. Może zbyt wiele oczekiwałam od chłopaka, który nigdy nie należał do typów romantyków. Ale nie chodziło o wielkie gesty. Po prostu chciałam poczuć, że mu zależy. Że potrafi mnie zaskoczyć, chociaż raz w roku. W głębi duszy miałam nadzieję. Naiwną, głupią, ale moją. Kiedy Tomek dwa dni przed Wigilią wrócił z pracy później niż zwykle, pomyślałam, że może gdzieś pojechał po prezent. Może chciał coś zaplanować, coś ukryć. Tyle się mówi, że faceci udają obojętnych, a potem robią niespodzianki.

– Coś dzisiaj taki tajemniczy – zagadnęłam wieczorem, próbując wybadać teren.

Normalny jestem – odburknął i dalej oglądał film.

To nie był jedyny moment, kiedy powinnam się domyślić. Zero serca, zero zaangażowania. Tak jakbyśmy byli znajomymi, a nie parą od roku. A jednak głaskałam siebie po głowie myślami. „Może nie umie okazywać uczuć. Może się wstydzi. Może dopiero się uczy bycia w związku.” Tłumaczyłam go przed samą sobą. Przed koleżankami też.

– On nie lubi pokazywać emocji. Ale jak jesteśmy sami, to potrafi być czuły – mówiłam, jakbym broniła go przed całym światem.

Wtedy jeszcze wierzyłam, że ma dobre intencje. Nie chciałam widzieć, że coraz częściej bywał obojętny. Że zamiast mnie przytulić, siedział w telefonie. Że unikał rozmów o nas. Najgorsze było to, że przeczuwałam, co się zbliża. I mimo wszystko... chciałam wierzyć, że w święta wszystko się zmieni.

Było mi tak strasznie wstyd

W Wigilię wróciliśmy od jego mamy wcześniej. Od razu pobiegłam do salonu w podskokach. Miałam nadzieję, że może gdzieś tam pod choinką czeka coś drobnego. Liścik, kubek, choćby czekolada. Weszłam z bijącym sercem. Ale nic nie ujrzałam. Pomyślałam, że pewnie wręczy mi go osobiście. On za to zobaczył swój prezent i zapytał:

– A to co takiego?

Wziął do ręki małe, starannie zapakowane pudełko. Wyjął ze środka breloczek.

– To dla ciebie.

Spojrzał na niego, potem na mnie.

– O rany... serio coś kupiłaś? – zaśmiał się krótko. – Przecież wiesz, jak podchodzę do tej całej świątecznej otoczki.

– Myślałam, że to miłe... że docenisz...

– Nie dramatyzuj, przecież jesteśmy dorośli. To nie podstawówka.

Chciałam wyjść, ale nie mogłam się ruszyć. Było mi tak strasznie wstyd. Jakbym sama siebie upokorzyła. A on nawet nie powiedział dziękuję.

Nawet nie powiedziałeś „dziękuję”

Nie wyszłam od razu. Zamiast tego siedziałam na sofie, patrząc w jego twarz, jakbym chciała znaleźć w niej jakiś ślad skruchy, jakiekolwiek zrozumienie. A on tylko sięgnął po kubek i dopił resztkę herbaty. Jakby nic się nie wydarzyło. Jakby ten dzień, był jak każdy inny. Myślałam, że też coś dla mnie ma, ale się przeliczyłam.

– Wiesz, jak dziwnie się teraz czuję? – powiedziałam cicho.

Wzruszył ramionami.

– Przecież wiedziałaś, że ja nie jestem romantykiem.

– Tak, ale bycie romantykiem a bycie... zimnym draniem to chyba dwie różne rzeczy, nie sądzisz?

Zacisnęłam zęby. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie chciałam płakać przy nim. Nie dam mu tej satysfakcji.

– To nie chodzi o prezenty, Tomek. Chodzi o to, że to nasze pierwsze wspólne święta, a Ty nie zrobiłeś nic, żeby ten czas był dla nas wyjątkowy. Nawet nie powiedziałeś „dziękuję”, kiedy wręczyłam ci swój upominek.

– No to dzięki... – rzucił z przekąsem i wstał z kanapy.

Czułam się jak idiotka. Wierzyłam, że może on się zmieni. Że jeśli będę wystarczająco dobra, wystarczająco cierpliwa, to w końcu się domyśli, że ja potrzebuję czułości. Pomyliłam się. I teraz musiałam zdecydować, czy chcę dalej być tą dziewczyną, która na wszystko czeka i nic nie dostaje.

Jemu nie zależało

Wyszłam z mieszkania. Chodziłam bez celu po zaśnieżonych ulicach. I z każdym kolejnym krokiem czułam, jak rośnie we mnie coś, czego wcześniej nie dopuszczałam do głosu. Złość. Nie smutek, nie zawód. Tylko złość. Na niego, za to jak mnie potraktował. Na siebie, za to, że mu pozwalałam. Przypominałam sobie wszystkie te momenty, kiedy tłumaczyłam jego oschłość. Kiedy mówiłam „on po prostu nie potrafi okazywać uczuć”. Teraz to brzmiało jak kiepska wymówka. Bo przecież ludzie się uczą. Starają się. Jeśli im zależy. A jemu… jemu nie zależało.

Napisał mi wiadomość: „Nie przesadzaj. Znowu robisz z igły widły.” Zaczęłam pisać odpowiedź, ale wykasowałam każde zdanie. Otworzyłam drzwi mieszkania dopiero dwie godziny później.

– Znowu foch? – zapytał bez emocji.

Nie odpowiedziałam. Spojrzałam na brelok, który leżał na stole. Nie chciałam mu tłumaczyć, co zrobił źle. Bo jeśli nie rozumiał tego teraz, to nie zrozumie nigdy.

Zamknęłam za sobą drzwi

Było mi wstyd. Nie tylko przed innymi, ale przede wszystkim przed sobą. Bo pozwoliłam sobie wmówić, że zasługuję na byle co. Że powinnam być wdzięczna za okruchy zainteresowania, za półuśmiechy, za wiadomości bez serca i związki bez czułości. Tak bardzo bałam się być sama, że wolałam być z kimś, kto mnie nie szanował. Święta, które miały być dla nas wyjątkowe, stały się dla mnie lekcją. Nie chodzi o prezenty. Naprawdę nie. Chodzi o uwagę. O to, czy ktoś się zatrzyma w biegu, żeby zapytać, jak się czujesz. Czy zauważy, że ci zależy. Czy zechce włożyć choć odrobinę wysiłku w to, żeby ci pokazać: jesteś ważna.

Tomek nie chciał. Bo nie musiał. Bo ja sama nauczyłam go, że nie trzeba. I to był mój największy błąd. Nie płakałam długo. Była we mnie złość, która pchała mnie do przodu. Po kilku dniach wróciłam do równowagi. Zadzwoniłam do przyjaciółki. Poszłyśmy na spacer. Śmiałyśmy się, piłyśmy gorącą czekoladę i obgadywałyśmy facetów. Poczułam, że wracam do siebie. Do tej wersji siebie, która nie czeka na coś, co nigdy nie przyjdzie.

Od tamtej pory wiem, że wolę być sama niż z kimś, kto nie umie mnie kochać po ludzku. Zwyczajnie. Codziennie. Bez okazji. I chociaż długo będę pamiętać te święta, to jeszcze dłużej będę pamiętać moment, w którym zamknęłam za sobą drzwi i poszłam dalej.

Natalia, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama