„Rzuciłem wszystko i przeprowadziłem się do kobiety z aplikacji. To był największy błąd mojego życia”
„Przez pierwsze tygodnie próbowałem tu być kimś innym – kimś, kto chodzi z Magdą na jogę, kto uczy się gotować bezmięsne curry, kto śmieje się z jej znajomymi z żartów, których nie rozumie. Chciałem pasować. Chciałem być tym, kogo ona potrzebuje”.

- Redakcja
Światło poranka wpadało przez okno mojego małego mieszkania w Krakowie, kiedy po raz pierwszy rozmawiałem z Magdą. Przez ekran telefonu czułem, że coś się we mnie zmienia – jakby właśnie wtedy zapadła decyzja, której jeszcze nie rozumiałem. Kilka miesięcy później wszystko sprzedałem, zerwałem umowę najmu i wsiadłem do pociągu do Wrocławia. Tam, w nowym mieście, próbowałem dopasować się do rytmu jej życia. Nie znałem ulic, nie znałem ludzi. Ale znałem ją. I to, jak mówiła do mnie wieczorami, wydawało mi się wtedy wystarczające.
Kłótnia, która wiele zmienia
– Magda, muszę z tobą pogadać – zacząłem niepewnie, siadając obok niej na kanapie. – Jakoś... jakoś mi tu ciężko. W sensie... nie czuję się u siebie.
– W sensie? – podniosła wzrok znad telefonu, ale nie odłożyła go.
– W sensie, że... chyba się jeszcze nie zaaklimatyzowałem. Wiesz, zostawiłem w Krakowie pracę, ludzi, wszystko właściwie. A tu... no, próbuję, naprawdę. Ale to nie jest takie proste.
Westchnęła. Krótko, bez emocji.
– Ale czego ty się spodziewałeś, Adam? Że w tydzień ułożysz sobie tu nowe życie?
– Nie w tydzień. Ale może... może mogłabyś czasem pomóc mi się odnaleźć? Nie wiem, zapytać, jak się czuję. Albo zabrać gdzieś tylko we dwoje?
Zacisnęła usta, w końcu odłożyła telefon.
– Przecież chodzisz z nami na te spotkania, poznajesz ludzi.
– To twoi znajomi, Magda. Ja tylko przychodzę i próbuję nie wyglądać, jakbym był tam przez pomyłkę.
Zrobiło się cicho. Patrzyła na mnie tak, jakby dopiero teraz zauważyła, że naprawdę coś we mnie pęka.
– Zostawiłem wszystko dla ciebie – wyrzuciłem z siebie. – A ty nawet nie chcesz tego usłyszeć.
Zamilkła na moment, a potem rzuciła, chłodno:
– Ale ja nigdy nie prosiłam, żebyś tu był.
Siedziałem z otwartymi ustami. Jej ton był obcy. Jakby mówiła do sąsiada, który za długo trzyma auto pod jej oknem.
– Serio? – zapytałem cicho. – To tylko moja decyzja była?
– A czyja?
Słowa, których nie da się cofnąć
Nie mogłem spać. Jej słowa chodziły mi po głowie jak echo, którego nie dało się uciszyć. „Ja nigdy nie prosiłam, żebyś tu był”. Powiedziała to tak, jakbyśmy rozmawiali o kimś zupełnie obcym. Rano zrobiłem kawę, usiadłem przy stole i czekałem, aż wstanie. Chciałem porozmawiać. Musiałem.
– Magda, mogę? – spytałem, gdy weszła do kuchni, jeszcze zaspana.
– Co się znowu dzieje? – mruknęła, sięgając po kubek.
– Czy ty w ogóle chcesz, żebym tu był?
Zamarła. Spojrzała na mnie jak na kogoś, kto właśnie zadał pytanie z innego świata.
– Czemu w ogóle o to pytasz?
– Bo nie wiem, co tu robię. Nie wiem, co dla ciebie znaczę. Wczoraj... twoje słowa – zawahałem się – to nie było byle co.
Westchnęła ciężko i usiadła naprzeciwko mnie. Nie patrzyła w oczy.
– Adam... ja się chyba po prostu nie spodziewałam, że to wszystko się tak... rozrośnie.
– Co się rozrośnie?
– To. My. Że będziemy razem. Na poważnie.
Zamilkłem. Przełknąłem ślinę.
– A co miało być? – zapytałem cicho.
Złapała się za głowę, potarła oczy, jakby próbowała się obudzić.
– Miałeś być miłym akcentem. Rozmowy wieczorem, trochę śmiechu, flirt. Tyle. Nie nowym życiem.
Patrzyłem na nią i czułem, jak coś we mnie znów pęka. Nie miała złości w głosie. Raczej zmęczenie. I irytację moim niezrozumieniem.
To nigdy nie było na serio
Zacząłem wracać późno do domu. Udawałem, że mam projekty, że pracuję w coworku, że jestem zajęty. Prawda była taka, że kręciłem się po mieście bez celu. Chciałem jak najrzadziej z nią rozmawiać. Ale wtedy usłyszałem rozmowę. Niechcący. Wróciłem wcześniej. Drzwi do łazienki były lekko uchylone. Magda rozmawiała przez telefon.
– ...nie wiem, jak mu to powiedzieć. On się chyba naprawdę zakochał. A ja? Ja po prostu lubiłam mieć z kim pogadać wieczorami.
Stałem bez ruchu, z ręką na klamce.
– No wiem, głupio wyszło. Ale przecież nie mówiłam, że to coś poważnego... Tak, wiem, przeprowadził się. Ale co ja poradzę, że tak to sobie ułożył?
Cisza. Czekałem, aż skończy. Potem wyszedłem. Nie powiedziałem ani słowa. Poszedłem do parku, potem usiadłem na ławce i patrzyłem w przestrzeń. Czułem się jak idiota. Jak ktoś, kto przyjechał za kimś, kto po prostu nie miał odwagi powiedzieć „to nie to”.
Wróciłem późno. Była w salonie, coś oglądała.
– Podsłuchałem – powiedziałem od razu. – Rozmowę. Tę z łazienki.
Zbladła. Przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.
– Wiedziałaś, że to dla mnie coś więcej. Dlaczego nic nie powiedziałaś?
– Bo wtedy jeszcze nie wiedziałam, czego chcę – odpowiedziała, bez siły. – Ale teraz wiem. I to nie jesteś ty.
Nawet nie zrobiłem awantury. Po prostu wstałem i poszedłem do drugiego pokoju. Nie miałem już nic do dodania.
Próbowałem tu być kimś innym
Wyszedłem rano, zanim się obudziła. Snułem się bez celu po ulicach Wrocławia. Deszcz siąpił, a ja nie miałem nawet parasola. To miasto nigdy nie stało się moje. Nawet przystanki tramwajowe miały dla mnie obce brzmienie. W Krakowie znałem każdy zaułek, każdy kąt pachniał czymś znajomym. Tutaj wszystko było jak kurtka w złym rozmiarze – niby pasowała, ale uwierała przy każdym ruchu.
Usiadłem w kawiarni, gdzie czasem siadałem z laptopem. Zamówiłem czarną kawę, wyjąłem telefon i zacząłem pisać wiadomość do Michała, przyjaciela z Krakowa. „Chyba spieprzyłem sobie życie. Masz miejsce, żeby mnie przenocować przez kilka dni?” Zanim skończyłem pisać, skasowałem całość. Siedziałem tak jeszcze pół godziny, patrząc, jak za oknem ludzie gdzieś pędzą.
Pamiętałem, jak przez pierwsze tygodnie próbowałem tu być kimś innym – kimś, kto chodzi z Magdą na jogę, kto uczy się gotować bezmięsne curry, kto śmieje się z jej znajomymi z żartów, których nie rozumie. Chciałem pasować. Chciałem być tym, kogo ona potrzebuje.
– Czy można przestać być sobą, by być z kimś? – wyszeptałem pod nosem. – A jeśli tak, to kim właściwie jestem teraz?
Wróciłem dopiero wieczorem. Ona była w swoim pokoju. Ja nawet nie spojrzałem. Wszedłem do łazienki, spojrzałem na siebie w lustrze. Twarz obcego człowieka. Smutnego, przybitego. Człowieka, który od miesięcy nie jest sobą.
Bez gniewu, bez nadziei
Wiedziałem, że to mój ostatni dzień w tym mieszkaniu. Rano zacząłem się pakować. Nie miałem wiele – kilka ubrań, laptop, kosmetyczkę. Wszystko mieściło się w jednej walizce. Magda była w kuchni. Gdy wszedłem po kubek, spojrzała na mnie bez słowa. Dopiero kiedy zobaczyła walizkę w przedpokoju, zapytała:
– Wyjeżdżasz?
– Tak – odpowiedziałem cicho. – Nie mam po co tu być.
Usiadła przy stole, jakby chciała powiedzieć coś ważnego, ale się wahała. W końcu spojrzała na mnie i odezwała się, nie podnosząc głosu.
– Nie chciałam cię skrzywdzić. Naprawdę. Po prostu... nie wiedziałam, że to pójdzie w tę stronę.
– Wiem – skinąłem głową. – Tylko to nie ty mnie zraniłaś. To ja się nie chciałem obudzić.
Na jej twarzy pojawiły się łzy. Nie spektakularne, tylko te pojedyncze, ciche. Nigdy wcześniej jej nie widziałem płaczącej.
– Przepraszam – wyszeptała. – To było niedojrzałe.
– Byłaś sobą. Po prostu. I ja też powinienem był być sobą. A nie kimś, kto przeprowadza się przez pół kraju, bo ktoś mu napisał: „brakuje mi twojego głosu”.
Nie było już we mnie złości. Tylko pustka i coś na kształt ulgi. Po raz pierwszy od miesięcy poczułem, że jestem blisko siebie.
Zamknąłem walizkę. Magda nie próbowała mnie zatrzymać. Było tylko ciche „trzymaj się” i moje „ty też”. Wyszedłem, nie oglądając się za siebie.
Pierwsze dni były jak rozruch po długiej chorobie
Pociąg do Krakowa był opóźniony, ale mi to nie przeszkadzało. Siedziałem na ławce z herbatą w ręku i patrzyłem na ludzi. Mieli swoje cele, swoje kierunki, a ja? Ja wracałem do czegoś, co kiedyś było domem.
Michał przywitał mnie bez pytań. Dał mi klucz, podał ręcznik i powiedział: „Zrobimy coś do jedzenia. Pogadamy, jak będziesz gotów”. Takich ludzi nie spotyka się codziennie. Byłem wdzięczny.
Pierwsze dni były jak rozruch po długiej chorobie. Chodziłem po znajomych ulicach, odwiedzałem ulubione kawiarnie. W jednej z nich ktoś zapytał: „Adam, co u ciebie? Gdzieś zniknąłeś”. Odpowiedziałem tylko: „Musiałem się zgubić, żeby coś zrozumieć”.
Zacząłem znowu projektować. Na razie drobne zlecenia, ale czułem, że wraca do mnie powietrze. Znajomi się cieszyli. Mama płakała ze szczęścia, kiedy przyszła na obiad i zobaczyła mnie w kuchni.
Czułem stratę. Ale nie po Magdzie. To była strata iluzji, że można się dla kogoś zredefiniować i nie zapłacić za to ceny. Już wiem, że nie można.
Można kochać kogoś bardzo, ale to nie znaczy, że będzie się do niego pasować. Miłość nie wystarczy. Trzeba jeszcze chcieć tych samych rzeczy. Ja chciałem bliskości. Magda chciała tylko kogoś do rozmów wieczorem. Teraz już to rozumiem.
Adam, 34 lata
Czytaj także:
- „Byłem gotowy porzucić życie podrywacza i się ustatkować. Szkoda, że miłość życia odbił mi najlepszy przyjaciel”
- „Łączyła nas wieloletnia przyjaźń podlana seksem. Relacja wygodna jak pluszowe kapcie. Ale to nie była miłość”
- „Najpierw przyjaciel odbił mi dziewczynę, potem ja mu żonę. Roksana sama wlazła mi do łóżka”

