„Rozwód z mężem nie był dla mnie problemem. Najgorsze było to, że jakaś obca baba tuliła moją córkę do snu”
„Nie chodziło już o pieniądze. Oboje chcieliśmy jak najszybciej zamknąć temat. Ale pojawił się problem nie do przeskoczenia: Lena. Kiedyś wydawało mi się oczywiste, że dziecko zostaje z matką. Dla Pawła – niekoniecznie”.

- Listy do redakcji
Zbliżały się wakacje, a ja czułam narastającą gulę w gardle. Paweł, mój były mąż, planował wyjazd z naszą pięcioletnią córką Leną. Wszystko byłoby do zniesienia, gdyby nie fakt, że miała z nimi jechać też… Natalia. Jego nowa partnerka. To było coś, czego nie mogłam zdzierżyć.
Na papierze wszystko gra
– Serio, Ewa, nie musisz się tym tak zadręczać – mruknęła moja siostra, widząc, jak obgryzam paznokcie.
– Znowu to robię. A tyle lat walczyłam z tym paskudztwem! – jęknęłam.
Czułam, jak narasta we mnie panika. Miałam być silna, niezależna, a teraz nie potrafiłam nawet zadbać o swoje dłonie. Tak, to mnie kosztowało więcej, niż sądziłam. Rozwód był już za nami. Wszystkie rozprawy, dokumenty, dzielenie majątku – skończone. Ale przecież nie da się tak po prostu podsumować ośmiu lat wspólnego życia i zamknąć ich w teczce sądowej.
– Przynajmniej mieszkanie masz dla siebie – powiedział mój przyjaciel Kuba, próbując dodać mi otuchy.
– Mieszkanie tak. Ale on zabrał samochód. I dzieckiem muszę się z nim dzielić – odpowiedziałam z przekąsem.
Nie mam do Pawła żalu. Nie rozstaliśmy się przez zdradę czy kłótnie. Po prostu między nami wszystko się wypaliło. Ale myśl o tym, że inna kobieta będzie przy mojej córce, rozrywa mnie od środka. Paweł zostawił mi mieszkanie, wziął swoje ukochane stare audi. To był jego skarb. Kiedyś nawet śmiałam się, że kocha ten samochód bardziej niż mnie.
– Chcesz połowę wartości? – zapytał.
– Weź go. Nie jest mi do niczego potrzebny – odpowiedziałam.
Nie chodziło już o pieniądze. Oboje chcieliśmy jak najszybciej zamknąć temat. Ale pojawił się problem nie do przeskoczenia: Lena. Kiedyś wydawało mi się oczywiste, że dziecko zostaje z matką. Dla Pawła – niekoniecznie.
Kocham ją nad życie
– Chcę, żeby Lena była ze mną dwa tygodnie w miesiącu – powiedział pewnego dnia Paweł.
– Żartujesz sobie?! – uniosłam głos. – Dwa tygodnie beze mnie?!
Twierdził, że to dla jej dobra. Że będzie miała kontakt z obojgiem rodziców. Może miał rację… Ale nie potrafiłam tego zaakceptować. Codzienność bez Leny wydawała mi się nie do zniesienia. Uratowało mnie przedszkole – zlokalizowane niedaleko mojego bloku.
– O szóstej rano musiałabyś ją zrywać, żeby dowieźć na czas na śniadanie – przekonywałam sędzinę. – Nie tak powinno wyglądać życie pięciolatki.
Sąd przyznał mi rację. Lena została przy mnie. Tylko… czy na pewno to zwycięstwo? I tak czułam, że muszę dzielić się swoim dzieckiem. Jakbym miała tylko jej połowę. Mocno przeżywałam święta i jej nieobecność. Pierwsza Wigilia po rozwodzie była jak zły sen. Paweł chciał ją zrobić u siebie. Z Natalią przy stole.
– Miałabym dzielić opłatek z jego nową babą? – zapytałam przyjaciółkę. – Nigdy w życiu!
Wynegocjowałam swój plan: on przyjechał z matką na kolację dzień wcześniej, a w pierwszy dzień świąt zabrał Lenę. Choinka, prezenty, magia – to było u mnie. Podobnie wyglądała Wielkanoc. Paweł zabrał Lenę na śniadanie do siebie. A ja? Siedziałam w pustym domu, patrząc w okno i udając, że nie chce mi się płakać. Ale prawda była inna.
Wakacje we troje
Już w kwietniu Paweł powiedział, że planuje wyjazd z Leną. Do Grecji. I że zabiera ją samolotem.
– Nie pozwolę na to – powiedziałam od razu. – Ona jest za mała.
– Ewa, ona ma pięć lat. I przecież będzie z nami, a nie sama – odpowiedział spokojnie.
Z „nami” miał oczywiście na myśli… Natalię. To bolało najbardziej. Że ona tam będzie. Że to ona zobaczy pierwsze spojrzenie Leny na greckie morze, pierwsze fale, może pierwszego delfina na żywo. Że razem będą się śmiały i robiły zdjęcia. Próbowałam się jakoś ratować. Mówiłam, że to daleko, że gorąco, że Lena może się rozchorować. Ale córka była zachwycona pomysłem. Paweł zabrał ją nawet na lotnisko, by mogła zobaczyć samoloty z bliska. Już wiedziałam, że przegrałam.
Nie chodziło o sam wyjazd. Sama pewnie zabrałabym Lenę gdzieś w góry, albo nad polskie morze. Chodziło o to, że tam będzie ona. Natalia.
– Mamo, ciocia Natalia powiedziała, że w Grecji rosną palmy! – zachwycała się Lena.
Ciocia Natalia. Brzmiało tak ciepło. Tak naturalnie. A mnie ściskało w gardle.
– Fajna ta Natalia? – zapytałam kiedyś niby mimochodem.
– Tak! Piekła ze mną ciasteczka i robiłyśmy bransoletki z makaronu!
Udawałam, że się uśmiecham. Ale wszystko mnie bolało. Serce, żołądek, duma. Miałam ochotę wrzasnąć, że Natalia to intruz. Ale przecież Lena niczemu nie była winna.
Tylko ja jestem matką
– Słuchaj, Ewa – powiedział mi znajomy psycholog. – To dobrze, że twoja córka czuje się bezpiecznie z ojcem i jego partnerką. To znaczy, że czuje się kochana.
Nie chciałam tego słyszeć. Nie umiałam. W mojej głowie to był zdradziecki układ: Paweł, Natalia i Lena. Rodzinka. Beze mnie.
– Ona nie jest jej matką! – rzuciłam w złości.
– Ale to nie znaczy, że nie może jej kochać – usłyszałam w odpowiedzi.
Nie mogłam znieść tej myśli. Bo przecież Lena jest moja. Moje dziecko, moje łzy, moje noce bez snu. Ale gdzieś głęboko wiedziałam, że nie mogę jej tego mówić. Muszę nauczyć się nią dzielić. Nawet jeśli boli. Obserwowałam Lenę, kiedy wracała od Pawła. Szczęśliwa, rozgadana, z kolorową bransoletką na ręku.
– A ciocia Natalia powiedziała, że jak wrócimy z Grecji, to zrobi mi album z wakacji!
Uśmiechałam się, choć wszystko we mnie krzyczało. Chciałam zniszczyć ten album, spalić go. Ale wiedziałam, że nie mogę.
– Cieszysz się na wyjazd? – zapytałam wieczorem.
– Bardzo, mamo. Ale będę za tobą tęsknić. Obiecuję.
Uściskałam ją mocno. Czułam ciepło jej włosów na policzku. I wiedziałam, że muszę pozwolić jej wyjechać. Bo to jej życie. Nie moje. Za kilka dni Lena odleci do Grecji. Będzie skakać przez fale, śmiać się z Pawłem, dostawać lody od Natalii. A ja? Pewnie będę chodzić po domu, sprawdzać telefon, czekać na wiadomość. Może spróbuję odpocząć. Może w końcu zadbam o siebie.
Ale wiem jedno. Będę okrutnie tęsknić. W sercu będę liczyć dni do jej powrotu. I choć boli, uczę się, że kochać to czasem znaczy… dzielić się. Nawet tym, co najcenniejsze. Lena jest moją córką. Ale nie tylko moją.
Ewa, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe
Czytaj także:
- „W pracy robię najwięcej, a awanse dostają inni. Może byłoby inaczej, gdybym zrobiła szefowi śniadanie do łóżka”
- „Moja mama ma bardzo wysoką emeryturę, a ciągle brakuje jej pieniędzy. Na co kobieta po 60. może wydawać fortunę?”
- „Syn wiedział, że dalibyśmy mu wszystko i wykorzystał to. Zostawił nas w biedzie i z jego kredytem do spłacenia”

