„Rozliczenie PIT rozbiło moje małżeństwo. Przez jedną ulgę odkryłam, że mąż zasiał nasionko w obcym ogródku”
„– To było przed tobą. Miałem romans, krótki. Dowiedziałem się o dziecku już po wszystkim. Kasia... nie chciała, żebym się angażował. Ale łożyłem. Pomagałem. Nie chciałem cię ranić – powiedział. – Nie ranić?! – głos mi się załamał. – Patrzyłam ci w oczy przez tyle lat, myśląc, że wiem, kim jesteś. A ty miałeś drugie życie!”.

Nie wiem, co mnie bardziej zaskoczyło – to, że Tomek w końcu poprosił mnie o pomoc z PIT-em, czy fakt, że zrobił to takim tonem, jakby właśnie oddawał klucze do swojego najpilniej strzeżonego sejfu.
– Magda, mogłabyś w tym roku rozliczyć mój PIT? – zapytał nagle, między jedną łyżką zupy a drugą.
Zatrzymałam się z widelcem w powietrzu.
– Serio? – podniosłam brew. – Zawsze mówiłeś, że to twoja sprawa.
– No właśnie... – wymamrotał, nie patrząc mi w oczy. – W pracy mam urwanie głowy. Nie mam głowy do papierów. Po prostu... jakbyś mogła.
Nie miałam wtedy pojęcia, że przy tym stole właśnie rozpętało się piekło. Uśmiechnęłam się lekko, jak to ja, i powiedziałam:
– Jasne. Przecież to tylko liczby, nie?
Odkryłam coś dziwnego
Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że w jednej z rubryk znajdę imię, które rozwali mi małżeństwo, wyśmiałabym go. Mój mąż? Tomek? Taki przewidywalny, uporządkowany? On nawet swetry wiesza kolorami. A teraz siedział naprzeciwko mnie, spokojnie jadł zupę z pomidorów, jakby nic się nie działo.
W pracy też nikt nie podejrzewałby, że coś u mnie nie gra. Siedziałam za biurkiem, klikałam w Excela, rozmawiałam z klientami, śmiałam się z Sylwią w kuchni.
– W końcu kobieta musi ogarnąć wszystko – powiedziała tamtego dnia, gdy przyniosłam papiery Tomka do biura, żeby zrobić to w przerwie między aktami.
– Faceci chowają najdziwniejsze rzeczy w dokumentach – dodała, rzucając mi żartobliwe spojrzenie. – Mój raz zgubił tam bilet na koncert, którego nie był ze mną...
– Może po prostu lubią tajemnice – zażartowałam, nie wiedząc, że moja odpowiedź za chwilę odbije się echem w moim życiu z siłą huraganu.
Bo kiedy otworzyłam e-PIT, nie tylko wpadłam w cyfry. Wpadłam w coś, co miało imię. I to imię było nie moje.
– Ulga na dziecko... – mruknęłam pod nosem, przeglądając sekcję odliczeń. Już miałam kliknąć „dalej”, kiedy coś mnie tknęło. Cofnęłam wzrok.
Zrobiło mi się zimno. Jakby ktoś otworzył okno w środku zimy. Cofnęłam się, znów przeczytałam dane. Nie znałam żadnej Mai. Nie mieliśmy dzieci. Nie byliśmy z Tomkiem razem aż tak długo – dziewczynka musiałaby się urodzić, kiedy on jeszcze był sam. Zaczęłam się pocić. Spróbowałam się uspokoić, znaleźć racjonalne wyjaśnienie. Tomek zawsze wszystko robił metodycznie. Może system coś namieszał? Może się pomylił?
Nie wiedziałam, o co chodzi
Sięgnęłam po telefon. Trzęsły mi się palce, jakby ten jeden numer ważył więcej niż cegła. Wybrałam go.
– Magda? – odebrał po trzecim sygnale. W tle słyszałam biurowy zgiełk. – Co się dzieje?
– Tomku... Co to za ulga na Maję K.?
Chwila ciszy. Za długa.
– To... musi być błąd. Systemowy. Pewnie coś się nadpisało z zeszłego roku...
– Nieprawda. Tu są dane. Imię, nazwisko, PESEL. To nie wygląda jak przypadek.
– Kochanie, naprawdę nie teraz. Mam zebranie, oddzwonię.
– Tomek, czy ty masz dziecko, o którym mi nie powiedziałeś?
– Nie teraz, Magda. Proszę. – i się rozłączył.
Patrzyłam na wygaszony ekran, jakby miał mi sam wszystko wyjaśnić. Ale on milczał. Tak samo jak Tomek.
To nie był przypadek
Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. W domu było za cicho, za sterylnie, za czysto. Tomek wczoraj wrócił poźno, a dzisiaj wyszedł do pracy wcześniej niż zwykle, nie patrząc mi w oczy. Nawet się nie pożegnał – tylko krótkie „Zobaczymy się wieczorem”. To „zobaczymy się” brzmiało jak wyrok.
Zaczęłam przetrząsać dokumenty. W szafie w sypialni, na najwyższej półce, stały dwa stare segregatory. Nigdy ich nie ruszałam. „PIT 2022”, „PIT 2021” – podpisane starannie, czarnym markerem. Tomek zawsze wszystko miał pod linijkę. Przewertowałam strony. I wtedy znów to zobaczyłam. Imię, nazwisko, data urodzenia. Maja K. Trzy lata z rzędu.
To nie był przypadek. To było... powtarzalne. Ukrywane.
Zadzwoniłam do Sylwii.
– Możesz mnie przyjąć na chwilę? Muszę pogadać. – mój głos był pusty.
Wpadłam do niej po trzydziestu minutach. Usiadłyśmy w kuchni, pachniało kawą i wanilią, jak zawsze u niej. Podałam jej wydruk z PIT-u. Sylwia w milczeniu czytała, popijając kawę.
– No dobra – westchnęła w końcu. – Albo to jego dziecko, albo masz w domu księgowego-fantastę, który z jakiegoś powodu odpisuje cudze dzieci – zaśmiała się.
– Nie umiem sobie tego poukładać – powiedziałam cicho. – Jeśli to jego córka... to on mnie oszukiwał.
– Magda, musisz z nim porozmawiać. Tylko spokojnie. Ale bez owijania w bawełnę.
– Dziś wieczorem. Już nie chcę nic udawać.
Mąż się przyznał
Zegar w kuchni tykał głośniej niż zwykle. Siedziałam przy stole, w rękach ściskałam kartkę z wydrukiem PIT-u, jakby to była broń. Słyszałam, jak Tomek wchodzi, zdejmuje buty, rzuca klucze na komodę. Serce mi waliło jak oszalałe.
Wszedł do kuchni, spojrzał na mnie szybko, ale zaraz odwrócił wzrok.
– Rozmawiamy – powiedziałam chłodno, bez tonu, bez emocji. Pokazałam mu kartkę. – Widziałam wszystko. Wiem, że to nie pomyłka.
Tomek usiadł powoli. Przez chwilę tylko patrzył w blat.
– To prawda – powiedział cicho. – Maja... to moja córka.
Zamknęłam oczy, jakby to miało cofnąć czas. Nic nie cofnęło.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?
– To było przed tobą. Miałem romans, krótki. Dowiedziałem się o dziecku już po wszystkim. Kasia... nie chciała, żebym się angażował. Ale łożyłem. Pomagałem. I... chciałem to zachować dla siebie. Nie chciałem cię ranić.
– Nie ranić?! – głos mi się załamał. – Patrzyłam ci w oczy przez tyle lat, myśląc, że wiem, kim jesteś. A ty miałeś drugie życie!
– Magda, błagam... – podniósł głos, ale zaraz zamilkł. – Nie wiedziałem, jak to powiedzieć. Bałem się, że mnie zostawisz.
– To wolałeś żyć w kłamstwie?
– Chciałem cię chronić.
– Nie. Chciałeś chronić siebie – wyszeptałam.
Wstałam i zamknęłam się w sypialni. Zaczęłam płakać dopiero wtedy, gdy przekręciłam zamek.
Musiałam z nią porozmawiać
Musiało minąć kilka dni, zanim odważyłam się wykonać ten telefon. Numer Kasi znalazłam w telefonie Tomka. Długo wpatrywałam się w ekran, zanim nacisnęłam zieloną słuchawkę.
– Halo? – odezwał się kobiecy głos. Spokojny, bez cienia agresji.
– Dzień dobry... Nazywam się Magda. Jestem żoną Tomka. – Serce waliło mi tak, że musiałam się podeprzeć o blat.
Cisza.
– Wiedziałam, że kiedyś się odezwiesz – powiedziała w końcu. – Spotkajmy się. Proszę.
Usiadłyśmy w kawiarni przy cichej uliczce. Kasia była zupełnie inna, niż sobie wyobrażałam. Spokojna, ciepła. Miała łagodne spojrzenie i zmęczoną twarz.
– Nie przyszedł na poród. Nawet nie zadzwonił. Dopiero po miesiącu zapytał, co z dzieckiem – zaczęła bez zbędnych wstępów. – Ale nigdy nie kłamał, że chce się zaangażować. Powiedział: „pomogę finansowo, ale nie licz na więcej”.
– I ty się na to zgodziłaś? – zapytałam ostrożnie.
– Nie miałam wyboru. I tak bym go nie zmusiła. Przynajmniej nie był draniem, który zniknął całkiem. Maja... zna go jako „wujka Tomka”. Czasem pyta, czemu nie przychodzi częściej.
Poczułam, jak ściska mi się gardło.
– Nie nienawidzę jej – powiedziałam, bardziej do siebie niż do niej. – Ona niczemu nie jest winna.
Kasia kiwnęła głową.
– Nie chcę, żeby dziecko było powodem waszego końca.
– Może już za późno... – wyszeptałam.
Czułam się oszukana
Wróciłam do domu późno, pachniałam kawą i dymem z papierosa Sylwii, choć sama nie zapaliłam ani razu. Tomek siedział w kuchni. Umył naczynia, na stole stały dwie herbaty – parujące, niedotknięte.
– Byłaś u niej? – zapytał, jakby znał odpowiedź.
Skinęłam głową. Usiadłam naprzeciwko. Nie wiedziałam, od czego zacząć. Chyba pierwszy raz od lat nie miałam gotowego planu.
– Tomek, ja już ci nie ufam – powiedziałam cicho. – Nie chodzi tylko o dziecko. Tylko o to, że przez tyle czasu mnie oszukiwałeś.
– Myślałem, że to lepsze niż powiedzieć prawdę. Że nie chcę wracać do tamtego życia. Że jestem z tobą, a nie z nią.
– Ale nie byłeś ze mną w pełni. Miałeś swój sekret, który ukrywałeś.
– Nie chcę cię stracić, Magda – pochylił się w moją stronę. – Naprawdę.
– Ale ja już cię straciłam, Tomek. Tamtego dnia, kiedy otworzyłam twój PIT.
Milczał. A ja tylko patrzyłam, jak herbata paruje między nami, jakby chciała zabrać ze sobą wszystko, co powiedzieliśmy.
– Muszę się stąd wyprowadzić. Chociaż na chwilę. Do siostry. Muszę... oddychać, przemyśleć. Nie wiem, co dalej. Ale wiem, że teraz nie mogę z tobą być.
– Przecież to było, zanim się poznaliśmy! – rzucił rozpaczliwie.
– A kiedy planowałeś mi powiedzieć? W testamencie?
Złapał się za głowę. Nic nie odpowiedział. A ja poszłam do sypialni pakować torbę.
Nie wiem, co dalej
Mieszkam u siostry. Na razie. Jej mieszkanie jest ciasne i pełne dziecięcych zabawek, ale przynajmniej czuję się tu prawdziwa. Zmywam makijaż bez pośpiechu, jem kolację w piżamie, płaczę, kiedy chcę. I śmieję się – też, kiedy chcę. Powoli wracam do siebie.
Tomek dzwoni. Pisze. Przynosi pod drzwi moje ulubione bułeczki z sezamem, zostawia bilety do teatru, które kiedyś uwielbialiśmy razem. Nie odpowiadam. Nie wiem jeszcze, czy kiedykolwiek odpowiem.
Często myślę o Mai. O dziewczynce, której nie miałam prawa nienawidzić. Przeciwnie – jest przecież ofiarą decyzji dorosłych, niegrzecznych tajemnic, których nikt nie miał odwagi wypowiedzieć na głos. W mojej głowie Maja siedzi przy oknie, z kredkami w dłoni i pyta mamę, czy „wujek Tomek” przyjdzie na urodziny.
Nie chcę być kobietą, która żyje w cieniu sekretów. Nie chcę być żoną, która wie mniej niż obca kobieta.
Magda, 35 lat
Czytaj także:
- „Teściowej wpadł w ręce mój PIT. Teraz robi listę życzeń, żeby mnie trochę wydoić z kasy, ale nie będę jej sponsorem”
- „Mąż chwali się, że jest głową rodziny, ale to ciapa. Nawet PIT muszę rozliczać sama, bo unika odpowiedzialności”
- „Przyszłam do urzędu z PIT-em, a wyszłam z kochankiem. Dostałam coś znacznie cenniejszego niż zwrot podatku”

