„Róże dla kochanki kupowałem za kasę żony. Lansowałem się jej bogactwem, więc i z jej portfela będę płacił alimenty”
„Miałem się przyznać, że dom wcale nie jest mój, tylko żona za niego płaci, podobnie jak za auto? Nawet ten rower, którym jeżdżę na przejażdżki, jest kupiony przez Krystynę”.

Razem z moją ukochaną żoną Krysią żyjemy na obrzeżach Krakowa. Całkiem dobrze nam się wiodło. Żona świetnie zarabiała, miała wysoka pozycję, a co za tym idzie: dużą wypłatę i dobrą pozycję na rynku pracy. To jej zarobki pozwalają mi na rozwijanie się w tym, co kocham, czyli pracy z ludźmi.
Gdy mieszkaliśmy jeszcze w Warszawie, byłem nauczycielem historii. Teraz, gdy przeprowadziliśmy się tutaj, głównie ze względu na nową pracę Krysi, ustaliliśmy, że to ja zajmę się domem i jednocześnie rozpocznę pracę nad wymarzoną książką.
Początkowo wszystko mnie rozpraszało
Sądziłem, że to głownie brak czasu wcześniej powstrzymywał mnie przed rozpoczęciem pracy nad książką. Teraz jednak to właśnie jego nadmiar, osamotnienie i natłok myśli skutecznie odciągał mnie od pisania.
Chciałem poradzić sobie z problemem, a jak wiadomo najlepsza na rozładowanie emocji jest aktywność fizyczna. Dla mnie był to rower. Godzinami pedałowałem po okolicznych wioskach, pagórkach i lasach. Urządzałem sobie pikniki w otoczeniu natury. Miałem czas, żeby się zrelaksować, jednak upragniony spokój ducha nie przychodził. To samotność i brak towarzystwa go ode mnie odpędzały.
Wtedy spotkałem ją na mojej drodze
Pewnego dnia, gdy standardowo wybrałem się na rundkę po okolicznym lasku, spotkałem anioła. A tak przynajmniej mi się wydawało. Dziewczyna o istnie anielskiej urodzie, wysoka, szczupła, o blond włosach sięgających do pasa zawróciła mi w głowie. O niczym innym w tej chwili nie marzyłem, jak tylko o tym, żeby ją poznać.
Miała może 25 lat, więc była niewiele starsza od moich warszawskich uczennic, ale przecież nic w tym złego. Nie byłem już wprawdzie nauczycielem i nie dzieliła nas aż taka duża różnica wieku. Miałem przecież 37 lat. Musiałem zagadać.
– Cześć, mogę się przyłączyć? – zagaiłem grzecznie.
Dziewczyna rzuciła mi wrogie spojrzenie.
– A czy wyglądam na taką, która ma ochotę gadać z obłąkanym chłopem z lasu? Nie... – odwróciła się na pięcie i odeszła.
Nie powiem – wściekłem się. Co ona sobie myśli? Cały w nerwach wróciłem do domu. Cały dzień o niej myślałem, tak nadepnęła mi na odcisk.
Kolejnego dnia znów ją spotkałem. Tym razem odwoziłem żonę jej służbowym samochodem na lotnisko w Krakowie. Leciała w delegację. Jak dobry mąż podwiozłem ja na miejsce, ucałowałem w czoło i wróciłem do naszego domu. Zaparkowałem jej wielkie BMW na podjeździe i wtedy usłyszałem znajomy głos zza pleców.
– To pan? Ja... bardzo pana przeszkadzam, że tak na pana naskoczyłam. Joasie jestem – wyciągnęła do mnie rękę.
– Mariusz. No cóż, musze przyznać, że ciężko się na panią gniewać.
Uśmiechnęła się zalotnie.
– Pan tu mieszka? Rany, to największy dom w okolicy. Byłam pewna, że żyje tu jakiś Casanova – rzuciła lekko, a potem skierowała wzrok na BMW żony. – I to auto? Kim ty jesteś człowieku, gangsterem? – obleciała mnie wzrokiem z góry na dół.
Co miałem powiedzieć?
Miałem się przyznać, że dom wcale nie jest mój, tylko żona za niego płaci, podobnie jak za auto? Nawet ten rower, którym jeżdżę na przejażdżki jest kupiony przez Krystynę. Miałem się wypaplać, że jestem marnym eks nauczycielem i jedyne co teraz robię w życiu to zabieram się do pisania jakiejś daremnej książki? Zagrałem w tę grę.
– Nie, podjechałem czyimś autem pod obcy dom, żeby zrobić na tobie wrażenie – zaśmiałem się. – Oczywiście, że moje. A czyje?
– Niesamowity. Ludzie na wsi gadają, że ten dom ma nawet basen.
– No jasne, że ma. Jacuzzi też i nawet saunę w piwnicy.
– Żartujesz...
– Nie wierzysz? To chodź, oprowadzę cię – kupiła moją bajeczkę.
Nie chciałem na pierwszym spotkaniu oprowadzać jej po sypialni, dlatego zaproponowałem kąpiel w basenie. Odmówiła. Obiecała, że następnym razem lepiej się przygotuje. Byłem podekscytowany jak jakiś małolat. Nie mogłem doczekać się aż skosztuję tego młodego ciałka.
Kolejny raz zaprosiłem ją już w następnym tygodniu. Kryśka znów musiała wyjechać, gdzieś nad morze, żeby dopełnić ważny kontrakt. Cóż, nie miałem zamiaru samotnie gapić się w ścianę. Też chciałem skorzystać z życia.
Tym razem nasze spotkanie wyglądało inaczej. Joasia ubrała czarną, lekko prześwitującą sukienkę, a ja zaopatrzyłem się w szampana. Kupiłem go za pieniądze, które oczywiście zostawiła mi żona.
Nie musiałem jej długo namawiać. Wskoczyła do basenu. Gdy zobaczyłem krople wody spływające po jej młodym ciele, nie czekałem długo, dołączyłem do niej i pozwoliłem magii dziać się samej.
Początkowo lekko flirtowaliśmy, zalotne żarciki przemieniały się w dwuznaczne gesty, a następnie przypadkowy dotyk, zastąpiły odważniejsze pieszczoty. Prosto z basenu, przenieśliśmy się do sypialni.
Przez cały dzień nie mogliśmy się od siebie oderwać. Joasia została na noc. I kolejną. I kolejną. Pożerałem ją wzrokiem, rozbierałem, a potem ubierałem, by znów finalnie rozebrać i pochłonąć w całości.
Po wszystkim przynosiła mi do łóżka przekąski, oglądaliśmy filmy. Podawała mi śniadanie, a zaraz po nim konsumowaliśmy deser w welurowej pościeli. Czułem się, jak na najpiękniejszych i najprzyjemniejszych wakacjach.
Z Kryśką nigdy tak nie było
Ona była zadaniowa. Kochała się ze mną w wyznaczone dni, bo w pozostałem nie miała czasu. Pewnie właśnie przez tą jej ciągłą kontrolę czasu tak dobrze szło jej w pracy. Szkoda, że nie przekładało się to na nasze życie uczuciowe. Joasia zaspokajała moje męskie potrzeby nawet bez piśnięcia. Szybko przekonałem się, dlaczego tak łatwo jej to przychodziło i miłość nie miała tutaj nic do rzeczy.
– Mariusz, mamy problem – powiedziała pewnego wieczoru, gdy znów leżeliśmy w mojej małżeńskiej pościeli.
– Z tobą żaden problem to nie problem, kochanie – szepnąłem i zacząłem podgryzać zalotnie jej ucho.
– Okres mi się spóźnia.
– Co? Jak to? Przecież bierzesz tabletki.
– Jakie tabletki? Nic takiego nie mówiłam.
Nie? Rany boskie... W co ja się wpakowałem. Nawet o tym nie pomyślałem, wydawało się to oczywiste, przecież moja żona zawsze to robiła.
– Boże... to nie tak miało wyglądać... – złapałem się za głowę.
– Jak to? Właśnie, że tak miało wyglądać. Przecież dobrze ci ze mną. To jaki problem? Odejdziesz od żony, ożenisz się na nowo ze mną i zamieszkamy w twojej willi razem. Przecież to oczywiste.
– To nie jest takie proste!
Dla niej było. W końcu sądziła, że to wszystko jest moje. Postawiła mi jasne warunki. Albo się z nią ożenię i razem wychowamy to dziecko, albo mam jej płacić alimenty. Ogromne alimenty, w końcu mnie stać, prawda?
Jak mam to teraz odkręcić? Joasia przecież nie wie, że złapała na dziecko durnego nauczyciela, który obecnie nie zarabia nawet najniższej krajowej, bo żyje na garnuszku żony. No właśnie, żona też o niczym nie wie. To nie tak miało wyglądać. Zupełnie nie tak!
Mariusz, 37 lat
Czytaj także:
„Chciałam dostać na Walentynki dubajską czekoladę. Mój skąpy mąż uznał, że to fanaberia i zrobił mi na złość”
„Cieszyłam się, że mąż wysłał mi bukiet róż na Walentynki. Płakać zaczęłam, gdy przeczytałam dołączony do niego liścik”
„Mąż chciał robić karierę w stolicy, więc wyjechaliśmy. Okazało się, że ścieżka awansu wiedzie przez łóżko szefowej”

