Reklama

Byłem w miejskiej bibliotece – miejscu, które odwiedzałem rzadziej niż powinienem. Zawsze wydawało mi się, że to przestrzeń przejściowa, gdzie ludzie tylko wpadają i wychodzą, zostawiając za sobą ledwie ciepły ślad. Przeglądałem dział literatury klasycznej, gdy nagle coś przykuło moją uwagę.

Książka, której grzbiet był poprzecierany od częstego używania. „Listy do młodego poety” Rilkego. Nie była to nowość, ale jej stan sugerował, że ktoś traktował ją jak coś więcej niż zwykły przedmiot.

Otworzyłem ją z ciekawości

Marginesy. Pełne drobnych, ręcznie pisanych notatek. Były jak szept kogoś, kto mówił do mnie prosto z kart tej książki.

„Piękno w samotności? Nie, to raczej iluzja. Ale może każdy z nas potrzebuje jej na chwilę?” – przeczytałem w rogu jednej ze stron. Pismo było delikatne, wyważone, pełne pewności, a jednocześnie melancholijne. Niemal słyszałem głos tej osoby.

Zacząłem wertować kolejne strony. Z każdą notatką czułem, jak wciąga mnie coś niezwykłego. To nie były zwykłe komentarze – to była rozmowa, jakby autorka chciała rozmawiać z książką, z autorem, z kimś, kto otworzy ją po niej.

Zacząłem czytać wszystko z narastającą fascynacją. Po kilku minutach zamknąłem książkę, a serce biło mi szybciej niż zwykle. Miałem wrażenie, że znalazłem coś wyjątkowego – może nawet kogoś wyjątkowego. Nie mogłem jednak zabrać książki do domu. Biblioteka rządziła się swoimi zasadami.

Po powrocie do księgarni znalazłem drobny ołówek. Następnego dnia wróciłem do biblioteki, otworzyłem książkę na pierwszej stronie z notatkami i napisałem:
„Twoje słowa przypominają mi o rzeczach, które zawsze chciałem powiedzieć, ale nigdy nie potrafiłem.”

Zamknąłem książkę, odstawiłem ją na miejsce i odszedłem, jakby ta decyzja nie miała większego znaczenia. Ale czułem, że coś we mnie drgnęło – jak cicha, ledwie zauważalna fala, która miała poruszyć całą wodę.

Zostawiła mi odpowiedź

Wracałem do biblioteki niemal codziennie. Przez pierwszy tydzień byłem pewien, że mój odręczny wpis na marginesie pozostanie niezauważony. Może autorka tych notatek już dawno zapomniała o książce albo po prostu nie wróci do niej w najbliższym czasie. Ale było we mnie coś, co nie pozwalało mi przestać.

Pewnego popołudnia, gdy otworzyłem książkę na stronie, gdzie zostawiłem swój komentarz, poczułem dreszcz. Pod moim zdaniem ktoś dopisał: „Dlaczego nie potrafiłeś? Czego się bałeś?”

Te kilka słów sprawiło, że serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Ona – kimkolwiek była – zauważyła mnie. Rozmawiała ze mną. Nagle poczułem, że nie jestem już tak samotny. Przebiegłem wzrokiem kolejne strony, ale nie znalazłem nic więcej. Zostawiła mi odpowiedź, ale tylko tyle.

Otworzyłem ołówek, który zawsze nosiłem w kieszeni, i odpowiedziałem pod jej słowami:
„Może bałem się, że jeśli to powiem, świat się nie zmieni. Albo że ja się nie zmienię.”

Zamknąłem książkę i odłożyłem ją na półkę, jakbym składał jakiś sekret w miejsce, gdzie nikt inny go nie znajdzie.

Przez kolejne tygodnie nasze wpisy zaczęły przypominać rozmowę. Nie pisała zbyt wiele, a ja też starałem się być powściągliwy, choć z każdym dniem miałem wrażenie, że wiem o niej coraz więcej.

Wyobrażałem sobie, jak wygląda. Młoda kobieta, o delikatnym głosie i cichym uśmiechu. Melancholijna, jak ja, może trochę niepewna, ale z duszą pełną poezji. Jej pismo było staranne, ale czasem nerwowe, jakby pisała pod wpływem silnych emocji.

Pewnego dnia, wertując książkę, natknąłem się na fragment jej poezji. Pisała: „Samotność jest jak niewidzialna dłoń, która dotyka twojego ramienia, gdy wydaje ci się, że nikogo nie ma.”

Zatrzymałem się na długo przy tych słowach. Coś w nich poruszyło mnie do głębi. Zanim zamknąłem książkę, dopisałem: „Twoje słowa są jak lustro, w którym widzę siebie. Kim jesteś?”

Te słowa mną wstrząsnęły

Nie wiem, czego oczekiwałem. Że odpowie? Że napisze swoje imię, wyjaśni, dlaczego zostawia te notatki? Może liczyłem na to, że pojawi się w bibliotece, a ja rozpoznam ją w tłumie. Zamiast tego, kilka dni później, na marginesie jednej ze stron, znalazłem odpowiedź: „Kim jestem? A kim ty jesteś? Czy to, co piszesz, jest prawdą?”

Te słowa wstrząsnęły mną. Moja prawda? Zacząłem się zastanawiać, czy to, co jej pisałem, naprawdę było szczere, czy może sam próbowałem stworzyć jakiś idealny obraz siebie. Wiedziałem jedno – chciałem ją poznać. Chciałem wiedzieć, czy ta osoba istnieje naprawdę, czy jest tylko wytworem mojej wyobraźni.

Wracając do biblioteki kolejnego dnia, zobaczyłem, że jej wpisy stały się bardziej osobiste. Pisała o tęsknocie za kimś, kto odszedł. O tym, że czasem szuka w literaturze odpowiedzi, których nie znalazła w życiu. Jej słowa były jak krople deszczu spadające na moją duszę, delikatne, ale nieuniknione.

Odpowiedziałem na jednym z marginesów: „Tęsknota to jedyna rzecz, którą wszyscy rozumiemy, ale nikt nie potrafi opisać. Może dlatego tu piszemy?”

Zaczynałem czuć, że to, co dzieje się na kartach tej książki, jest czymś więcej. Że jest jak most między dwoma samotnościami. Byłem pewien, że ona to czuje tak samo.

Aż pewnego dnia, przeglądając książkę, znalazłem wpis, który wyrwał mnie z równowagi:
Spotkajmy się. Sobota, godzina 16, w czytelni.”

Serce waliło mi jak oszalałe. Nie wiedziałem, czy byłem gotowy. Kim była ta osoba? Co, jeśli rozczaruję ją, a ona rozczaruje mnie? Mimo to wiedziałem, że muszę tam pójść.

Moja wyobraźnia szalała

Tego dnia zamknąłem książkę, a przez resztę tygodnia odliczałem godziny do soboty.

Sobota przyszła szybciej, niż się spodziewałem. Siedziałem w czytelni już kwadrans przed umówioną godziną. Serce waliło mi jak szalone, a każda mijająca minuta zdawała się być wiecznością. Przy stole naprzeciwko mnie leżała książka – ta książka. Byłem pewien, że jeśli przyjdzie, od razu ją rozpozna.

Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Moja wyobraźnia szalała. Myślałem o niej jako o delikatnej kobiecie, być może w długim płaszczu, z książką pod pachą. Może podchodziłaby nieśmiało, jakby bała się, że ten moment zburzy wszystko, co budowaliśmy na marginesach.

Minęło piętnaście minut. Potem trzydzieści. Starałem się uspokoić, tłumacząc sobie, że mogła po prostu nie przyjść. Że to, co mieliśmy, było lepsze na papierze niż w rzeczywistości. A jednak… wciąż czekałem.

Kiedy zegar wybił 16:45, zacząłem zbierać swoje rzeczy, z ciężkim sercem akceptując porażkę. Wtedy usłyszałem kroki.

– Przepraszam – powiedział kobiecy głos.

Odwróciłem się szybko. Przede mną stała kobieta, ale nie była tym, czego się spodziewałem. Nie młoda i delikatna, a około czterdziestoletnia, ubrana w prostą, praktyczną kurtkę. Jej włosy związane były w luźny kucyk, a twarz, choć piękna w swojej surowości, nie zdradzała melancholii, jakiej oczekiwałem.

– Ty jesteś…? – zapytałem, choć głos uwiązł mi w gardle.

Kobieta spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, w którym było coś smutnego.

– Nie. Nie jestem nią – odparła. – Ale czy mogę się dosiąść?

Moje myśli wirowały

Usiadła naprzeciwko, zanim zdążyłem odpowiedzieć. Wyciągnęła rękę, jakby chciała coś wyjaśnić.

– Nazywam się Marta. Jestem siostrą Anny.

Moje myśli wirowały. „Siostrą Anny”? Kim była Anna? Jak to możliwe, że ta obca kobieta pojawiła się tutaj z taką pewnością siebie, tak naturalnie, jakbyśmy już się znali? W końcu zdobyłem się na pytanie:

– Gdzie… jest Anna?

Marta spuściła wzrok na stół, przez chwilę bawiąc się krawędzią książki.

Anna… nie żyje – powiedziała cicho.

Te słowa uderzyły mnie jak cios w brzuch. Czułem, jak świat nagle staje się cichszy, jakby ktoś wyłączył dźwięk.

– Ale te słowa… notatki… – próbowałem coś powiedzieć, ale nic nie układało się w spójną całość.

– Są jej – przerwała mi Marta. – Większość. Ale nie wszystkie.

Spojrzała na mnie, jakby chciała zobaczyć moją reakcję, zanim kontynuowała:

– Kiedy zginęła… znalazłam tę książkę w jej rzeczach. Zaczęłam czytać. Te notatki były jak rozmowa z nią. Jakby ona wciąż była tutaj. A potem… znalazłam twoje wpisy.

Poczułem, jak moje dłonie zaczynają drżeć.

– Więc… to ty mi odpisywałaś?

Skinęła głową.

– Nie chciałam cię oszukiwać – powiedziała cicho. – Ale… widziałam, że twoje słowa coś w sobie mają. Były jak odpowiedź na to, co Anna pisała. Jakbyście naprawdę rozmawiali.

Ale to była kłamstwo – przerwałem jej, a mój głos zabrzmiał ostrzej, niż zamierzałem.

Marta spojrzała na mnie z czymś, co wyglądało jak poczucie winy.

– Nie wiem, czy to było kłamstwo – odpowiedziała spokojnie. – Nie znałam cię, ale czułam, że jest w tym coś prawdziwego. Coś, co nawet Anna by zrozumiała.

Zapanowała cisza. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Moja idealna wizja rozsypała się w jednej chwili, a jednak nie mogłem całkowicie zignorować faktu, że Marta… w jakiś sposób, nieświadomie, stała się częścią tego, co mnie przyciągnęło do tych notatek.

– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytałem po chwili.

Marta wzięła głęboki oddech.

– Bo nie chciałam, żeby Anna była zapomniana. A ty… ty ją znalazłeś, mimo że nigdy jej nie znałeś.

Jej słowa uderzyły mnie głęboko. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że choć to, co myślałem o tej relacji, było w dużej mierze moim wyobrażeniem, to wciąż miało w sobie coś prawdziwego.

– A teraz? – zapytałem w końcu.

Marta spojrzała na mnie, jakby sama nie znała odpowiedzi.

– Nie wiem. Może to koniec tej rozmowy – powiedziała cicho. – Ale jeśli chciałbyś wiedzieć więcej o Annie, o tym, kim była… mogę ci to opowiedzieć.

Poczułem, jak emocje wzbierają we mnie, ale były zbyt skomplikowane, by je nazwać.

– Chciałbym – odpowiedziałem.

Konrad, 34 lata

Czytaj także:
„Mąż traktuje mnie jak matkę swoich dzieci, nie jak żonę. Gdyby ciąża zagrażała mojemu życiu, wiem, co by zrobił”
„Byłem dobrym ojcem, dopóki nie okazało się, że oczy córki nie są moje. Rok płaciłem za pampersy obcego dzieciaka”
„Moja 18-letnia córka lekcje biologii potraktowała ambitnie. Teraz zamiast do matury, szykuje się do bycia matką”

Reklama
Reklama
Reklama