Reklama

Kiedyś myślałam, że jestem szczęściarą. Mam męża – Jarka, który co prawda nie był typem romantyka, ale zawsze wracał na noc do domu. Mam córkę, która jeszcze kilka lat temu tuliła się do mnie przed snem. Mamy własne mieszkanie, psa i dwa samochody. Mamy, mamy, mamy... A jednak ja ciągle czułam, że czegoś mi brakuje.

Mąż się ode mnie oddalił

Jarek z biegiem lat stał się dla mnie... współlokatorem. Rano wychodził do pracy, wieczorem siadał przed telewizorem. Seks? Ostatni raz uprawialiśmy go chyba rok temu – w moje urodziny. Nawet nie z miłości, tylko... z obowiązku. Żeby się nie pokłócić.

– To nie tak, że cię nie kocham – mówił czasem, kiedy już nie wytrzymywałam i wszczynałam kłótnię. – Po prostu jestem zmęczony. Praca, kredyt, życie.

Ja też byłam zmęczona. Ale nie fizycznie. Psychicznie. Czułam się przezroczysta. Gotowałam, sprzątałam, pracowałam, ogarniałam dom, córkę, rachunki... A nikt tego nie zauważał.

Zaczęłam się zastanawiać, czy to naprawdę małżeństwo. Czy może... tylko umowa. Ja ogarniam życie, a Jarek ma święty spokój. Kiedyś mnie przytulał, głaskał po włosach, mówił, że jestem jego całym światem. Teraz co najwyżej mruczał coś w stylu „hej” albo „gdzie są moje kluczyki”.

Siedząc wieczorem w salonie, popijałam czerwone wino i oglądałam jakiś głupi serial, który miał tylko jedną zaletę – pokazywał ludzi, którzy czegoś jeszcze pragnęli. Ja przestałam pragnąć. A może po prostu nie wierzyłam, że cokolwiek jeszcze może mnie spotkać. Nie wiedziałam, że życie czasem wrzuca ludzi w sytuacje, których się nie spodziewają. Nie wiedziałam, że jeden cieknący kran może rozwalić cały mój świat.

To miała być zwykła naprawa

– Dzień dobry – powiedział, kiedy tylko uchyliłam drzwi.

Był wysoki, z nieco szelmowskim uśmiechem, który od razu mnie zbił z tropu. Miał ślady smaru na dłoniach i rozpiętą bluzę pod szyją. Wchodząc do mieszkania, rozejrzał się, jakby był u siebie. – Gdzie ten wasz nieszczęsny kran?

– W kuchni – odpowiedziałam krótko i odsunęłam się, by go przepuścić.

Zamknął za sobą drzwi butem i mruknął:

– Już się bałem, że zaraz mi pani poda fartuch i każe robić kawę.

Spojrzałam na niego z uniesioną brwią, a on dodał:

Żartuję. Ale jak będzie kawa, to nie odmówię.

Przez chwilę stałam w kuchni, patrząc, jak klęka przy zlewie, odsuwając szafkę. Pachniał smarem i męskimi perfumami. Jarek pachniał… ciszą.

– Ma pani szczęście, że zadzwoniła pani dzisiaj. Jutro mnie nie ma, a pojutrze też kiepsko – powiedział, wkręcając coś pod zlewem.

– Naprawdę? Zawsze pan taki rozchwytywany?

– Nie tylko w pracy – rzucił z uśmiechem i spojrzał na mnie spod grzywki.

Poczułam, jak mi się robi ciepło na policzkach. O co mu chodziło? To był zwykły flirt, prawda? Przecież miałam obrączkę na palcu. A jednak… uśmiechnęłam się. Tak odruchowo. Jakby moje ciało przypomniało sobie, że kiedyś ktoś je zauważał.

– Zrobimy tak – powiedział, wstając. – Dokręcę, co trzeba, ale muszę jeszcze wrócić jutro z jedną częścią. Będzie pani w domu?

Zawahałam się. Może powinien przyjść, kiedy Jarek będzie?

– Będę – odpowiedziałam. Za szybko.

Wyszedł po kwadransie. Na stole zostały tylko krople wody i zapach jego perfum. I jakieś dziwne uczucie, którego dawno nie czułam.

Flirtował ze mną

Następnego dnia czekałam na Pawła z niepokojem, jakbym nie hydraulika się spodziewała, tylko... kochanka. Włożyłam czystą bluzkę, pomalowałam rzęsy. Przyszedł po piętnastej. Znowu z uśmiechem, jakby był gościem, a nie fachowcem.

– Kran za mną tęsknił? – rzucił wchodząc i znowu rozejrzał się po kuchni. – Albo może nie tylko kran?

Parsknęłam nerwowym śmiechem i skinęłam głową w stronę zlewu.

– Mam nadzieję, że tym razem go pan uratuje.

– Dla pani? Zawsze – mruknął i kucnął.

Zamilkłam. Miał tupet. Ale też... coś w nim było. Miałam ochotę odpowiedzieć równie śmiało, choć to przecież głupie. Przecież jestem mężatką. Mam dziecko. Mam życie.

Ale czy na pewno?

– Niech pan uważa – powiedziałam cicho. – To niebezpieczne żarty.

– Nie żartuję – odpowiedział.

Później nie wiem, jak to się stało. Wstał, odwrócił się, podszedł do mnie z tym swoim spojrzeniem.

– Mogę? – zapytał szeptem.

Nie odpowiedziałam. Ale też go nie odepchnęłam. Jego usta były ciepłe, jego dłonie mocne, zapach męski, nieznany. Całował mnie przy kuchennym blacie, jakby całe życie na to czekał. Jakby wiedział, gdzie dotknąć, gdzie szepnąć. Poddałam się temu, bez słowa. Kiedy wyszedł, wszystko we mnie krzyczało. Ze wstydu. Z emocji. Z tego, że czułam się… żywa.

Później długo siedziałam na podłodze w kuchni, z twarzą w dłoniach.

– Co ja zrobiłam? – szepnęłam. – Kim ja w ogóle jestem?

Mąż nabrał podejrzeń

Zaczęło się od drobiazgów. Zostawiłam telefon w łazience, wróciłam – Jarek go trzymał. Spojrzałam mu w oczy, a on tylko rzucił:

– Słaba bateria, chciałem podpiąć.

Ale jego wzrok już nie był taki jak dawniej. Prześwietlał mnie.

Gdzie byłaś wczoraj tak długo? – zapytał tydzień później.

– U Magdy. Przecież mówiłam – skłamałam.

– A czemu Magda wrzucała stories z jakiejś knajpy, skoro niby siedziałyście razem w kuchni?

Zamarłam. Zrobiłam herbatę, jakby to miało coś naprawić.

– Może wcześniej wrzuciła. Skąd ja mam wiedzieć?

– Tak tylko pytam – odpowiedział cicho. Ale jego „tylko” miało w sobie coś niepokojącego.

Zaczęłam się gubić. Kiedy Paweł pisał, Jarek potrafił wyjść z pokoju i wrócić nagle, jakby mnie sprawdzał. W nocy odwracał się plecami. Pewnego wieczoru nie wytrzymał.

– Powiedz mi, co się z tobą dzieje, Alicja. Jesteś nieobecna, uciekasz spojrzeniem, coś kręcisz – powiedział.

– Bo jestem zmęczona! – wrzasnęłam. – Zmęczona, rozumiesz?! Zajmuję się domem, córką, pracą, wszystkim! A ty siedzisz i czekasz, aż ci wszystko pod nos podstawie!

– Aha – powiedział tylko, patrząc na mnie długo. – Tylko że to nie jest wybuch z przemęczenia. To coś więcej.

– Bo mnie od lat nie widzisz! Bo od lat jestem dla ciebie tylko dodatkiem do obiadu i rachunków! Nawet nie wiesz, kiedy ostatni raz mnie przytuliłeś!

Zamilkł. I wtedy po raz pierwszy poczułam, że... się boi.

– Jesteś z kimś? – zapytał.

Odpowiedziałam ciszą. A on patrzył. Z podejrzeniem, którego nie potrafił już ukryć.

Prawda wyszła na jaw

Telefon leżał na komodzie. Jarek wyszedł z łazienki w samym ręczniku, spojrzał na ekran, który właśnie rozświetlił się wiadomością od Pawła.

„Nie mogę przestać myśleć, jak pięknie pachniesz…”

Nie zdążyłam zareagować. Chwycił telefon. Przeczytał.

– Kto to? – spytał bez emocji, z zimnym głosem, jakiego u niego jeszcze nie słyszałam.

– Daj mi... proszę. To nie tak...

– A jak? Bo właśnie wygląda na to, że moja żona sypia z jakimś Pawłem, który wie, jak pachniesz.

– Nie mów tak...

– A jak mam mówić?! – wrzasnął. – Od kiedy?! Jak długo robisz ze mnie idiotę?!

– To był... tylko raz.

– Kłamiesz – powiedział, śmiejąc się bez śmiechu.

Wtedy usłyszałam skrzypnięcie drzwi.

– Mamo...? – Oliwia stała na korytarzu, zaspana, w za dużej bluzie. – Co się dzieje?

Zamarliśmy.

– Idź spać, kochanie – powiedziałam drżącym głosem.

– Nie. Słyszałam, że... płaczesz. Tato... co się stało?

Twoja matka... zdradziła mnie – powiedział Jarek. Prosto, bez owijania.

– Przestań! – krzyknęłam. – Nie przy niej!

Ale było za późno. Oliwia patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.

– To... to prawda? – szepnęła. – Mamo...

Chciałam podejść. Dotknąć.

– Nie ruszaj mnie! – krzyknęła, cofając się. – Jak mogłaś?!

Zostałam w salonie sama, ze swoim wstydem, a ich kroki oddalały się po schodach. Zdrada przestała być tajemnicą. Stała się czymś, co właśnie zżerało moją rodzinę od środka.

Zniszczyłam moją rodzinę

Następnego dnia dom był cichy. Jarek nie odezwał się ani słowem. Oliwia zjadła śniadanie w swoim pokoju, zamknięta, z muzyką w słuchawkach. Próbowałam zapukać.

– Oliwko, porozmawiamy?

– Nie mam mamy – usłyszałam zza drzwi.

Wbiło mnie w ziemię. Wieczorem usiedliśmy przy stole. Jarek pierwszy raz od dawna patrzył na mnie tak, jakbym była kimś zupełnie obcym.

– Wiesz, że nie wiem, czy cię jeszcze kocham? – powiedział spokojnie. – Ale wiem, że ci nie ufam. A bez zaufania... nie ma nic.

– Ja... nie chciałam nikogo skrzywdzić.

– No to gratuluję. Skrzywdziłaś nas wszystkich.

Spojrzałam mu w oczy.

– Czyli... koniec?

– Nie wiem. Na razie chcę przestrzeni. Dla siebie. Dla Oliwii.

Spotkałam się z Pawłem

Jeszcze tego samego wieczoru zadzwoniłam do Pawła.

– Musimy pogadać – powiedziałam.

– Tylko powiedz, że chcesz mnie zobaczyć.

Spotkaliśmy się w parku. Siedzieliśmy na ławce. On – z nonszalanckim uśmiechem. Ja – z ciężarem całego świata w piersi.

– Paweł... co to dla ciebie znaczyło?

Naprawdę chcesz gadać o uczuciach? Alicja... to był seks. Fantastyczny, jasne, ale... nie bierz tego zbyt serio.

– Czyli... nic?

– Nie planowałem nic więcej. Wiesz, jesteś piękna, ale masz życie. Dziecko. Męża. Ja jestem wolnym gościem.

Zamarłam.

– Dla ciebie to był moment. Dla mnie – koniec wszystkiego.

To nie moja wina, że czegoś ci brakowało – rzucił. – Ja tylko naprawiłem kran. I trochę ciebie.

Dla chwili namiętności roztrzaskałam życie. A Paweł? Miał mnie tak naprawdę gdzieś.

Mam nauczkę

Minęły trzy tygodnie. Jarek się wyprowadził – do siostry, jak powiedział. Oliwia rozmawia ze mną tylko wtedy, gdy musi. Cisza w domu boli bardziej niż wszystkie kłótnie, jakie kiedykolwiek przeszliśmy. Wciąż nie wiem, kim teraz jestem. Żoną? Matką? Zdrajczynią? Kobietą, która się pogubiła, czy egoistką, która postawiła swoje pragnienia ponad dobro rodziny? Wieczorami siedzę w kuchni i słyszę w głowie śmiech Pawła. Widzę spojrzenie Jarka, gdy trzymał mój telefon. I oczy Oliwii – pełne bólu i zawodu.

Zrozumiałam, że jeden moment słabości wystarczy, by zniszczyć wszystko. Jedno „tak” dla obcego faceta – i nagle nie ma zaufania, miłości, domu. Nie wiem, czy Jarek jeszcze do mnie wróci. Nie wiem, czy Oliwia mi kiedyś wybaczy. Ale wiem jedno – nie warto było.

Alicja, 43 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama