„Romans z sąsiadem miał słodko-gorzki finał. Gdy odkryłam jego sekret, poczułam się jak orkiestra bez dyrygenta”
„Czułam, jak moje serce powoli odnajduje spokój. Muzyka sąsiada była jak nić, która połączyła moje roztrzaskane fragmenty w całość. Jednak im bardziej wciągałam się w te melodie, tym silniejsza była moja potrzeba poznania tego, kto za nimi stoi. Czy to możliwe, że za ścianą mieszka ktoś, kto podziela moje emocje, może nawet rozumie moją samotność?”.

- Redakcja
Czasem zastanawiam się, co zrobiłam źle. Czy to był moment, gdy przestałam słuchać, a może po prostu zbyt wiele wymagałam? Po rozstaniu z narzeczonym czułam się zagubiona, jakby moje życie nagle straciło sens. Nasza wspólna przyszłość, o której tyle rozmawialiśmy, rozwiała się jak mgła, zostawiając mnie samotną i bezradną.
Przeprowadziłam się do maleńkiej kawalerki, której jedynym atutem był widok na miejskie dachy. Wieczorami, kiedy ulice cichły, a ciemność spowijała miasto, docierały do mnie dźwięki pianina. Nie znałam sąsiada, ale jego muzyka stała się dla mnie jak balsam na poranione serce. Czasem melodia była tak smutna, że łzy same napływały mi do oczu. Innym razem wypełniała mnie niespodziewaną radością, jakby ktoś przez te dźwięki szeptał mi do ucha, że wszystko będzie dobrze.
Być może właśnie z tej potrzeby odnalezienia zrozumienia i więzi, postanowiłam napisać pierwszy liścik do nieznajomego pianisty.
List do sąsiada
Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na czystą kartkę papieru, która zdawała się na mnie patrzeć z niemym oczekiwaniem. Moje serce biło szybciej na samą myśl o tym, że miałabym się odsłonić przed nieznajomym. Ale coś we mnie podpowiadało, że to właściwy krok.
– Co mam napisać? – szeptałam do siebie, bawiąc się długopisem. – Cześć, tu twoja sąsiadka spod ósemki? Lubię twoją muzykę, ale chciałabym wiedzieć, kim jesteś? – ironizowałam, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Jednak w tej samej chwili przypomniałam sobie, dlaczego tu jestem. Mój poprzedni związek rozpadł się z braku zrozumienia i wsparcia. Oboje z narzeczonym oddaliliśmy się od siebie, każde zamknięte w swoim świecie, a mosty porozumienia spaliły się doszczętnie. Być może właśnie dlatego, teraz bardziej niż kiedykolwiek, pragnęłam, by ktoś mnie wysłuchał, by z kimś dzielić choćby drobną cząstkę siebie.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam pisać.
– Dzień dobry, jestem Twoją sąsiadką i nie mogę nie wspomnieć, jak bardzo podoba mi się muzyka, którą grasz. Każdy dźwięk z Twojego pianina opowiada historię, której nie sposób nie pokochać. Mam nadzieję, że nie odbierzesz tego źle, ale bardzo chciałabym wiedzieć więcej o kimś, kto potrafi tak pięknie grać. Pozdrawiam, Marta.
Włożyłam liścik do koperty i zapisałam na nim adres sąsiada. Miałam nadzieję, że odpowiedź, jeśli kiedykolwiek nadejdzie, nie będzie pełna obojętności. Czułam dreszcz emocji, ale też strach. Czy robię z siebie głupka, czy może odkrywam nowy początek?
Co stoi za jego smutkiem?
Nie minęło wiele czasu, gdy odpowiedź zjawiła się pod moimi drzwiami. Niewielka koperta z eleganckim, wyważonym pismem. Drżącymi dłońmi otworzyłam ją i zaczęłam czytać.
– Droga Sąsiadko, dziękuję za miłe słowa. To niezwykłe, że moja muzyka znalazła w Tobie odbiorcę. Gram, bo to dla mnie sposób na wyrażenie tego, czego nie potrafię ubrać w słowa. Jeśli będziesz miała ochotę, chętnie podzielę się z Tobą swoją historią. Z wyrazami szacunku, Twój Sąsiad.
Uśmiechnęłam się, czując, jak ciężar samotności zaczyna się unosić. Wymiana liścików stała się naszym codziennym rytuałem. Pisaliśmy o muzyce, o tym, co nas inspiruje, o codziennych zmaganiach. Było to jak odkrywanie nowego świata, w którym każdy akord miał swoje znaczenie.
Pewnego dnia, zdobyłam się na odwagę i zapytałam:
– Dlaczego Twoje melodie są takie smutne? Co kryje się za tymi nutami, które mnie tak poruszają?
Odpowiedź przyszła szybciej, niż się spodziewałam.
– Moja muzyka odzwierciedla to, co czuję. Smutek to część mnie, ale staram się też odnaleźć w niej piękno. Może kiedyś uda mi się zagrać dla Ciebie coś radośniejszego.
Te słowa sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać, co stoi za jego smutkiem. Czy tak jak ja, nosi w sobie brzemię przeszłości? Czy może skrywa coś, co dopiero miałam odkryć?
Po nieprzespanej nocy pełnej domysłów postanowiłam działać
Wieczór był cichy i chłodny, a ja siedziałam w swoim mieszkaniu, wsłuchując się w spokojne dźwięki pianina sąsiada. Melodie jak zawsze koiły moje myśli, ale tym razem coś było inaczej. W przerwach między nutami usłyszałam, jak przez ścianę płynęła przytłumiona rozmowa telefoniczna.
– Tak, tak, wiem, że to trudne... – głos sąsiada był ledwo słyszalny, ale wyraźnie zmęczony. – Dziecko... potrzebuje mnie... nie wiem, jak długo dam radę...
Zatrzymałam oddech, próbując zrozumieć, co dokładnie słyszę. Dziecko? Coś we mnie drgnęło. Czy sąsiad miał dziecko, o którym nigdy nie wspomniał w naszych liścikach? Pytania zaczęły się piętrzyć, a ja poczułam, że muszę to wyjaśnić.
Po nieprzespanej nocy pełnej domysłów postanowiłam działać. To był impuls, któremu nie mogłam się oprzeć. Ubrałam się ciepło i stanęłam przed drzwiami jego mieszkania. Dłonie mi się trzęsły, gdy podniosłam je do dzwonka. Zawahałam się przez moment, a potem nacisnęłam przycisk.
Drzwi otworzyły się powoli, a w progu stał on – tajemniczy sąsiad, z którym wymieniałam liściki. Ale to nie on przykuł moją uwagę. Na rękach trzymał małe dziecko, które wtuliło się w jego ramię, spoglądając na mnie z ciekawością i niepewnością.
– Cześć, Marta – powiedział z delikatnym uśmiechem, jakby nasze spotkanie było czymś całkowicie naturalnym. – Wygląda na to, że nasze tajemnice zaczynają się odsłaniać.
Miałam milion pytań, ale na razie żadne nie przebiło się przez gąszcz emocji. W tej chwili wszystko zaczynało nabierać nowego znaczenia.
Prawda wychodzi na jaw
Zaprosił mnie do środka z pewnym zakłopotaniem. Mieszkanie było przytulne, choć pełne śladów codziennego życia z dzieckiem. Na sofie leżały pluszowe zabawki, a w kącie stało małe pianino dziecięce. Dziecko, które chwilę wcześniej kurczowo trzymało się jego ramienia, teraz ciekawie zerkało na mnie, bawiąc się wstążką przy bluzce ojca.
– Przepraszam, jeśli poczułaś się zaskoczona – powiedział, wskazując mi miejsce przy stole. – Nie wspominałem o tym w liścikach, bo to dla mnie delikatny temat.
– Rozumiem – odpowiedziałam, choć wewnątrz czułam mieszaninę zaskoczenia i ciekawości. – Ale teraz chyba już czas, żebym poznała całą historię, prawda?
Zamieszał herbatę, spoglądając w okno, jakby szukał w nim odpowiednich słów.
– Moja żona odeszła rok temu – zaczął cicho, a jego głos zadrżał lekko. – Zostawiła mnie z małym Michałem. Było to trudne, ale muzyka pomogła mi przetrwać. Wiesz, czasem w melodiach potrafię znaleźć więcej zrozumienia niż w słowach.
Zarumieniłam się z poczucia winy za swoje wcześniejsze podejrzenia i niedopowiedzenia. Widząc, jak kołysze dziecko, uświadomiłam sobie, że jego samotność była równie głęboka jak moja.
– Przykro mi, że przez to musisz przechodzić – powiedziałam szczerze, nie wiedząc, jak jeszcze mogłabym wyrazić współczucie. – Twoja muzyka mówi wiele o tym, kim jesteś.
Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, a ja poczułam, że nasza rozmowa nabiera nowego znaczenia. Jakbyśmy oboje znaleźli się na rozdrożu, gdzie nasze ścieżki wreszcie się krzyżują.
Marta, 31 lat
Czytaj także:
- „Pilates na wakacjach w Chorwacji obudził we mnie kobietę. Przez instruktora zapomniałam, że mąż jest obok”
- „Mąż mówił, że pilates to rozciąganie dla babć. Nie wiedział, jaki przystojniak dotyka moich bioder”
- „Zorganizowałam wspólny wyjazd do spa, a moja córka ciągle gapi się w telefon. Już nie wiem, co robić z tą dziewuchą”

