„Rodzinny grill zakończył się karczemną awanturą. Szwagier wywlekł rodzinne brudy, a na koniec odwalił szopkę”
„Pojawił się w ogrodzie niedługo po zamieszaniu, którego narobił. Dorota dosłownie zbladła, bo było jej strasznie wstyd za męża. Nie mieliśmy bladego pojęcia, czego się spodziewać”.

- Listy do redakcji
Tegoroczna majówka zapisze się w historii naszej rodziny wielkimi złotymi zgłoskami. Zdecydowanie nie tak miała wyglądać. Nie wszystko da się przewidzieć. Zamiast miłych wspomnień pozostał niesmak i naprawdę trudno będzie o tym zapomnieć. Wiem tylko tyle, że w przyszłym roku niczego nie będę organizować i spędzę ten czas wyłącznie z mężem i dziećmi.
Nie zanosiło się na totalną katastrofę
Pogoda na majówkę dopisała wręcz idealnie – nic dodać, nic ująć. Marek bardzo się cieszył, że wreszcie będzie okazja do wypróbowania nowego grilla, który został zakupiony podczas jesiennych wyprzedaży. Zaprosiliśmy sporo osób – naszych rodziców, a także moją siostrę i szwagra z rodzinami. Miała też pojawić się ciocia Halinka z wujkiem Władkiem. To miało być świetne spotkanie, zwłaszcza że w tym gronie ostatnio widzieliśmy się w Wigilię. Było mnóstwo jedzenia, piwo chłodziło się w lodówce, a w powietrzu unosiła się atmosfera ekscytacji. Dzieciaki były zachwycone tym, że mogą poszaleć w ogrodzie. Wystawiliśmy trampolinę i huśtawki. Kto mógł zgadnąć, że sprawy przybiorą fatalny obrót?
Marek uwijał się przy grillu. Kiełbaski i karkówka skwierczały, aż miło. Było ciepło, słoneczko przyjemnie grzało, wszyscy byliśmy w świetnych humorach. Przygotowałam kilka pysznych sałatek i mnóstwo kanapek, ale każdy przyniósł też coś od siebie. Dzieci miały do picia lemoniadę, my natomiast raczyliśmy się schłodzonym piwem. Pierwsze dwie czy trzy godziny upłynęły zupełnie normalnie, jak to bywa przy grillowaniu.
Niestety, co niektórzy przesadzili z procentowymi trunkami, a konkretnie szwagier. Piwo najwyraźniej uderzyło mu do głowy, bo zaczął pozwalać sobie na a teksty, które zapewne w jego opinii były żartami. Sęk w tym, że jakoś nikomu nie było do śmiechu. Najpierw czepił się swojej żony, wytykając jej nadprogramowe kilogramy, jakich przybyło jej po ostatniej ciąży. Jaś miał 1,5 roku, a Dorota usiłowała schudnąć.
– Jeszcze trochę, a będę cię skarbie nazywać moim słodkim wielorybkiem – rechotał.
Następnie czepił się własnych rodziców i przypomniał, jak o mały włos się nie rozwiedli, kiedy remontowali dom. Oberwało się też Markowi.
– E, brat, a pamiętasz, jak się kiedyś upiłeś na szkolnym biwaku i zapaskudziłeś cały namiot?
Poniosła go fantazja
Dostało się i wujkowi Władkowi za to, jak 3 lata temu w święta wielkanocne w tajemnicy przed ciotką najadł się czekoladowych cukierków. Miał cukrzycę i ciocia pilnowała, żeby trzymał się z daleka od słodyczy. Szwagier czepił się również i mnie. Właściwie to nie było osoby, której nie wbiłby szpileczki. Marek się w pewnym momencie zagotował i kazał mu wyjść.
– Tomek, to nie jest śmieszne. Chyba najlepiej będzie, jak się trochę prześpisz albo pojedziesz do domu.
– No co ty, własnego brata chcesz się pozbyć?
– Jesteś pijany, tu są dzieci.
– Zawsze się tylko wymądrzałeś. Za kogo niby się uważasz?
Między braćmi doszło do szarpaniny. Ciocia Halinka kłóciła się w tym czasie z wujkiem Władkiem. Mój tata i teść wyprowadzili synów z ogrodu, co było nie lada wyzwaniem, gdyż i do nich Tomek wystartował z łapami. Po kilkunastu minutach wrócili, ale już bez szwagra.
– Poszedł spać – sapnął ciężko Marek i bez sił opadł na ławkę.
Jedynie dzieci miały ubaw – no, może z wyjątkiem Jasia, który się wystraszył i płakał. My siedzieliśmy jak struci, w ogóle się nie odzywając.
Wisienka na torcie
Mieliśmy nadzieję, że to koniec atrakcji – i tak odechciało się nam świętowania i straciliśmy apetyt. Niestety, okazało się, że szwagier miał odmienne zdanie na ten temat. Pojawił się w ogrodzie niedługo po zamieszaniu, którego narobił. Dorota dosłownie zbladła, bo było jej strasznie wstyd za męża. Nie mieliśmy bladego pojęcia, czego się spodziewać. Tymczasem Tomek bez namysłu wskoczył na trampolinę, która nie wytrzymała jego ciężaru i rozleciała się na kawałki.
Cóż, szwagier nie jest reprezentantem wagi piórkowej. Kawał chłopa z niego. Wyrżnął jak długi na ziemię i przez chwilę nie dawał żadnego znaku życia. Natychmiast pobiegliśmy sprawdzić, czy nic mu się nie stało. On zaczął się śmiać, chociaż my mieliśmy śmiertelnie poważne miny.
– Dość tego – warknął rozwścieczony do granic wytrzymałości teść i zapakował swego młodszego syna do samochodu.
Jak nam powiedziała potem Dorota, pojechali na pogotowie, żeby sprawdzić, czy Tomek nic sobie nie zrobił. Był cały. Dorota przepraszała całą rodzinę. Za nic w świecie nie chciałabym się znaleźć na jej miejscu. Wstydziłabym się ludziom na oczy pokazać.
– Tak mi głupio – płakała do słuchawki.
– Daj spokój – starałam się ją pocieszyć. – Przecież to nie twoja wina. To on się zbłaźnił.
Nie chce mi się z nim gadać
Gwiazda majówki we własnej osobie pojawiła się u nas parę dni później.
– Chcę was przeprosić, zachowałem się jak skończony idiota – Tomek nie miał odwagi spojrzeć nam w twarz.
Przyjęliśmy przeprosiny, bo co innego mogliśmy uczynić? Marek uciął sobie z bratem długą pogawędkę na osobności.
– Prosiłem, żeby porozmawiał z jakimś terapeutą – wyjaśnił, gdy zostaliśmy sami. – To nie pierwszy taki jego wybryk, ale tym razem mocno przesadził.
– Racja – przytaknęłam.
Ponoć obiecał poprawę, ale to czas zweryfikuje, ile warte są te obietnice. Tomek oczywiście odkupił trampolinę, którą zniszczył, ale to i tak nie zrekompensowało fatalnego wrażenia, jakie pozostało po tej feralnej majówce. Wcześniej nosiliśmy się z zamiarem zorganizowania rodzinnego spotkania przy grillu w długi weekend czerwcowy. Niemniej z racji na zaistniałe okoliczności odstąpiliśmy od tego pomysłu. Nie wydawał się najlepszy.
Mieliśmy zostać w domu z dzieciakami, ale kolega Marka zaprosił nas na Mazury. Po namyśle postanowiliśmy skorzystać z propozycji. W duchu odetchnęłam z ulgą, bo przynajmniej mamy świetną wymówkę, gdyby ktoś z rodziny zaoferował spotkanie. Owszem, do utrzymywania dobrych relacji familijnych przykładamy dużą wagę, ale i my mamy prawo mieć dosyć. Dzieci się uradowały na wieść o spędzeniu kilku dni nad wodą. Również i ja liczę na to, że trochę odpoczniemy.
Martyna, 36 lat
Czytaj także:
- „Mąż oskarża mnie o zdradę i nie wierzy, że jest ojcem naszego syna. Nie widzi, że to jego kopia 1:1”
- „Mój były chłopak został trenerem pilatesu. Gdy po 5 latach zobaczyłam go na macie, rozpuściłam się jak masło”
- „Chciałam jechać na wakacje na Chorwację, a wylądowałam na Kaszubach. Muszę przyznać, że tu jest jakby luksusowo”

