Reklama

Warszawa miała smak taniej kawy z automatu i zapach spleśniałej ścierki, której używałam do wycierania stołu w barze mlecznym. Tak wyglądało moje „lepsze życie”. Każdego ranka wstawałam z koca rzuconego na linoleum w kuchni Patryka i modliłam się, żeby tym razem nie wrócił po nocy zalany jak bela. Mieszkanie nie miało wiele wspólnego z marzeniami – śmierdziało wilgocią, światło w łazience nie działało od tygodni, a kuchnia była moją sypialnią.

Wierzyli, że dobrze mi idzie

Rodzina myślała, że żyję jak królowa. Mama dzwoniła co tydzień, pytając, czy awansowałam, czy Warszawa taka ekscytująca, czy już jeżdżę Uberem na sushi. A ja? Mówiłam: – Ogarniam, jest okej. Nie miałam serca powiedzieć, że nie mam nawet łóżka, że jem przecenione jedzenie ze sklepu i boję się wracać do domu. Po co burzyć im wyobrażenie?

Ciotka Teresa chodziła po wsi i rozpowiadała, że Klaudia to teraz pani z Warszawy, że ją widziała na Instagramie w markowym płaszczu. Płaszczu, który dostałam w second-handzie. Śmiałam się przez łzy, czytając wiadomości od kuzynki, że mi zazdrości.

W rzeczywistości każdy dzień był walką. Z głodem, z lękiem, z samotnością. Ale najgorsza była ta rola – królowej w papierowej koronie. Bo jak powiedzieć prawdę, kiedy wszyscy wierzą w bajkę?

Ciągle udawałam

– Klaudusia! – głos mamy był jak zawsze przesłodzony, jakby chciała zagłuszyć nim cały świat. – Ciocia Teresa znów się tobą chwaliła! Mówiła, że w tej Warszawie to ty żyjesz jak pani prezydentowa!

Siedziałam na plastikowym krzesełku przy stole w kuchni, podciągnięta pod ścianę, z kubkiem zimnej kawy w dłoni. Uśmiechnęłam się sztucznie, choć mama mnie nie widziała.

– No wiesz, nie narzekam – powiedziałam, zerkając ukradkiem w stronę drzwi do pokoju Patryka. Cicho, był jeszcze nieobudzony. Może śpi. Może mam jeszcze chwilę spokoju.

– Teresa opowiadała, że ty to pewnie teraz po kawiarniach biegasz i tylko wybierasz, czy wolisz latte czy espresso! – Mama zachichotała. – A jak tam w pracy, córeńko?

Zacisnęłam palce na kubku.

– W porządku. Trochę zmiana grafiku była, ale daję radę.

Wiedziałam, że sobie poradzisz! Mówiłam cioci – Klaudia to nie byle kto, to ambitna dziewczyna! I wiesz, ona mówiła, że jej znajoma z pracy też ma córkę w Warszawie, ale ta to tylko narzeka. A ty? Ty ogarniasz! – głos mamy był pełen dumy.

A ja? Siedziałam w kuchni, na podłodze, z kartonami pod ścianą, udając, że wszystko jest dobrze. Bo jak powiedzieć, że wszystko się sypie, kiedy oni zbudowali na tobie cały mit?

Po rozmowie długo patrzyłam w ciemne okno. Serce mi biło, jakby wiedziało, że zaraz znów coś się wydarzy. Bo to nigdy nie było tylko „jeszcze jedno popołudnie”. To była kolejna scena w teatrze kłamstw, który odgrywałam dla mamy, dla ciotki, dla wszystkich. Tylko nie dla siebie.

Chłopak miał pretensje

Drzwi trzasnęły z hukiem. Wiedziałam, że to on. Patryk. Wrócił. I sądząc po dźwiękach, nie był trzeźwy. Butelka upadła na podłogę. Znowu. Kolejna. Może ta sama co wczoraj?

– Klaaaudiaaa! – zawołał przeciągle. – Gdzie ty jesteś?!

Zamarłam. Schowałam telefon pod koc, w którym byłam zawinięta, i zacisnęłam powieki. Może nie wejdzie. Może pójdzie spać.

Ale nie poszedł. Wparował jak burza. W jednej ręce trzymał piwo, w drugiej pilot od telewizora, którego i tak nie miałam prawa włączać.

– Co to ma być?! Nie wyjęłaś ładowarki z gniazdka, a prąd kosztuje – wrzeszczał, rzucając pilotem w mój kubek, który roztrzaskał się o ścianę.

– Patryk, ja... tylko ładowałam telefon... – wyszeptałam.

– Zamknij się! – ryknął i ruszył w moją stronę. Odskoczyłam, zsunęłam się z koca, próbując się osłonić.

– Nic nie robisz! Nic nie płacisz! Tylko siedzisz i robisz ze mnie frajera! – pluł słowami. – Jak nie chcesz się wynosić, to chociaż się nie panosz, jasne?!

Złapał moją torbę i wyrzucił ją do przedpokoju. Koc również. Zostałam w cienkiej bluzie, w kuchni, na zimnym linoleum. Drzwi trzasnęły jeszcze raz.

Zwinęłam się w kłębek. Cicho. Znowu. Objęłam ramionami kolana i wpatrywałam się w drzwi.

– Może to moja wina – pomyślałam. – Może nie powinnam była przyjeżdżać. Może to wszystko kara za to, że chciałam czegoś więcej.

Ale przecież... czy to naprawdę tak wiele – mieć łóżko? Ciszę? Spokój?

Nie chciałam pomocy

W pracy starałam się nie rzucać w oczy. Związywałam włosy w niedbały kucyk i robiłam swoje.

– Klaudia... co ci się stało? – zapytała Agnieszka cicho.

Nie spałam, dlatego tak wyglądam – rzuciłam szybko, nawet nie patrząc jej w oczy.

– Klaudia, proszę cię. Znowu zrobił ci awanturę... – urwała.

Zamarłam. Przez sekundę poczułam ulgę, że ktoś zauważył. A potem wstyd. Ogromny, palący.

– Nie chcę o tym gadać – powiedziałam. – Nic się nie dzieje. Po prostu... mój chłopak jest porywczy.

Agnieszka spojrzała na mnie badawczo. Zbliżyła się i ściszyła głos.

– Może go zostaw?

Zacisnęłam usta. Zamiast odpowiedzieć, wzruszyłam ramionami.

– Mogę ci pomóc. Mój brat ma pokój na wynajem, mogłabyś... – zaczęła.

– Nie. Dzięki. Poradzę sobie. Naprawdę. – przerwałam jej, aż zbyt ostro.

Milczała chwilę, potem tylko kiwnęła głową.

– Jakbyś zmieniła zdanie, daj znać. Tylko nie mów, że dasz radę, jeśli nie dasz.

Uśmiechnęłam się smutno. Było mi głupio. Ale przecież nie mogłam przyjąć pomocy. Bo jak wytłumaczyć wszystkim, że to nie ja rzuciłam Warszawę na kolana, tylko to ona mnie powaliła?

W końcu pękłam

– A Klaudia to pewnie teraz prosecco pije każdego wieczoru i sushi je, co? – zaśmiała się ciotka Teresa, nakładając sobie drugą porcję rosołu. – No bo przecież w Warszawie to inny świat!

Siedziałam przy stole jak na minie. Obiad u babci. Wszystkie ciotki, wujkowie, mama. Wszystko jak zawsze. A jednak nie mogłam oddychać.

– No, ja mówiłam, że Klaudia to już nie musi gotować. Pewnie sama zamawia jedzenie z tych aplikacji, co to w reklamach pokazują. – Teresa nie odpuszczała.

– A ty, Klaudusia? Co ostatnio jadłaś? – spytała z uśmiechem, jakby pytała o nową torebkę.

Wstałam. Stałam tak chwilę. Wszystkie oczy na mnie.

– Ja nie mam nawet łóżka – powiedziałam cicho, ale wyraźnie. – Śpię na kocu, w kuchni. Mój chłopak mnie wyzywa. Pracuję na zmywaku. Jem resztki. Sushi widziałam w katalogu reklamowym.

Mama wpatrywała się we mnie, jakby pierwszy raz mnie widziała.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – wyszeptała.

I wtedy pękło. Wszystko. Zaczęłam płakać. Nie umiałam się już powstrzymać. Łzy leciały mi po policzkach, ściekając na świąteczny obrus. Nikt się nie ruszał. Tylko ciotka Teresa patrzyła na mnie jakoś dziwnie.

– Bo nie chciałam was zawieść – wydusiłam w końcu.

– Ale przecież… przecież jesteś naszą rodziną – powiedziała mama, jakby to miało rozwiązać cały problem.

Ale to nie było takie proste. Nic nie było.

Było mi wstyd

Siedziałyśmy z mamą na ławce za domem babci. Obie owinięte w koce, bo zrobiło się chłodno. Gdzieś w oddali słychać było śmiech dzieciaków, ale tu, obok mnie, było cicho. Za cicho.

– Klaudia... dlaczego nic nie powiedziałaś? – zapytała mama, ale tym razem jej głos był cichy, nie napastliwy.

Wzruszyłam ramionami.

– Bo się bałam, że uznacie, że jestem porażką. Że zmarnowałam wszystko. Że nie dałam rady. A ja... ja po prostu nie umiałam wrócić i powiedzieć: „Przepraszam, nie wyszło”.

Mama spojrzała gdzieś w bok. Wzięła głęboki wdech, jakby chciała coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów.

– A my tu sobie siedzimy i myślimy, że Klaudia to teraz wielka pani. A ty tam... – urwała.

– Śpię na podłodze – dokończyłam za nią.

Milczała chwilę, potem chwyciła moją dłoń.

Zawsze możesz wrócić. Jesteś moją córką. Damy radę. Jakoś. Może nie będzie łatwo, ale... nie chcę, żebyś znowu to przeżywała sama.

Zacisnęłam usta. To „zawsze możesz wrócić” brzmiało jak zaproszenie, ale też jak echo przeszłości. Bo przecież wrócić – to też przyznać się do porażki.

– Nie wiem, mamo. Ja już nie jestem tą samą Klaudią, co wyjeżdżała. I nie wiem, czy umiem się odnaleźć z powrotem w waszym świecie.

– To może spróbuj zbudować nowy – powiedziała cicho mama.

Klaudia, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama