„Rodzina i znajomi nachalnie dopytują nas o potomka po ślubie. Tymczasem kontakty intymne wcale nas nie interesują”
„W pierwszych miesiącach po ślubie nikt nas o to nie pytał, ale później zaczęły się dociekania o to, kiedy pojawi się maluch. I nie chodziło tylko o rodziców. Komentarze kumpli czy dalszej rodziny doprowadzały nas do szału. Niektórzy zaczęli nam podrzucać ulotki klinik leczenia niepłodności!”

Nie planujemy potomka, bo żeby go spłodzić, ja i Miłosz musielibyśmy wykonać coś, do czego oboje nie pałamy sympatią. Ze snu wyrwał mnie przyjemny aromat. Czyżby to były racuchy?
– Obudziłaś się już chyba? Masz ochotę na gofra? – zawołał Miłosz, będąc w kuchni.
Wyszło na jaw, że dzień wcześniej kupił maszynę do przygotowywania tych smakowitości, ale zachował to w tajemnicy przede mną. Pragnął sprawić mi radość już z samego rana. I faktycznie, udało mu się! Tak fantastycznie zapoczątkowany dzień po prostu nie mógł być nieudany. No i nie był. Co prawda w salonie fryzjerskim miałam prawdziwy kocioł, ale za to klientki nie żałowały napiwków. Byłam zadowolona, bo odkładałam fundusze na upominek z okazji rocznicy ślubu dla Miłosza.
– To już pięć lat minęło od waszego wesela? – Bożenka nie ukrywała zaskoczenia. – To chyba najwyższa pora pomyśleć o powiększeniu rodziny…
Uprzejmie się uśmiechnęłam, ale szybko odwróciłam wzrok
Te pytania doprowadzały nas do szału
Takie sytuacje miały miejsce praktycznie non stop. W pierwszych miesiącach po ślubie nikt nas o to nie pytał, ale później zaczęły się dociekania o to, kiedy pojawi się maluch. I nie chodziło tylko o rodziców. Ich pytania jakoś dałoby się znieść. Ale komentarze kumpli czy nawet dalszej rodziny doprowadzały nas do szału.
– To jest po prostu wtykanie nosa w nie swoje sprawy! – irytował się Miłosz. – Bo ja się ich pytam, jak często to robią i czemu mają tylko jednego albo dwoje maluchów?
No i w końcu, po to, żeby mieć święty spokój, zaczęliśmy ściemniać. Ilekroć ktoś wspomniał, że może już czas pomyśleć o powiększeniu rodziny, robiliśmy zawiedzione miny, sugerując, że mamy z tym kłopot. Niektórzy zaczęli nam podrzucać nawet ulotki klinik leczenia niepłodności, ale w większości dali już sobie spokój.
Miłosz był trzecim chłopakiem w moim życiu. Dwaj poprzedni powinni mieć na imię Katastrofa i Porażka. Gdy z nimi zerwałam, zakodowałam sobie, że już nigdy w życiu nie zwiążę się z żadnym facetem. Miałam tak dość przymuszania się do igraszek. Słowo daję, próbowałam! Najwyraźniej w ogóle nie byłam do tego stworzona.
Kontakty intymne nigdy specjalnie mnie nie interesowały. Byłam obojętna na seksualne bodźce, nie rozmyślałam o erotyce, a tego typu sceny w filmach po prostu mnie nużyły. Sądziłam, że kiedy zdarzy mi się pokochać jeszcze jakiegoś faceta, wtedy coś we mnie „zaskoczy”, ale po dwóch związkach zrozumiałam, że nic z tych rzeczy. Najwyraźniej byłam aseksualna.
Nie, wcale nie chodziło o żadne przykre czy traumatyczne doświadczenia z przeszłości, nikt mnie nie napastował, wzrastałam w kochającej, porządnej i normalnej rodzinie. Ta dziedzina życia po prostu zwyczajnie dla mnie nie funkcjonowała. I właśnie dlatego zdecydowałam, że koniec ze zwodzeniem kogoś, udawaniem czy przymuszaniem się do czegoś wbrew sobie. Ale wtedy poznałam Miłosza.
Kontakty fizyczne nas nie pociągały
Od samego startu obydwoje twierdziliśmy jasno, że są to jedynie kumpelskie wyjścia. Chodzenie do kina, szaleństwa na koncertach, gotowanie we dwoje, wycieczki do sklepu meblowego i skręcanie regałów w jego świeżo wyremontowanym lokum – to wszystko sprawiało, że stawaliśmy się sobie bliżsi, ale tylko i wyłącznie jako dobrzy znajomi.
Po ponad dwunastu miesiącach od naszego pierwszego spotkania doszło między nami do istotnej konwersacji. Po pływalni udaliśmy na kolację i wtedy Miłosz po raz pierwszy podjął próbę pocałowania mnie. Było to nawet miłe, ale zdawałam sobie sprawę, że nadszedł czas, by sobie wyjaśnić pewne kwestie. Zakomunikowałam mu, że jeżeli oczekuje czegoś więcej poza przyjaźnią, to niestety, ale musimy się pożegnać. Nie mam zamiaru go ranić, jednak nie zamierzam też uprawiać z nim miłości.
– Serio masz to samo zdanie? – zagadnął. Nigdy nie owijaliśmy w bawełnę.
– To samo? – zaskoczył mnie jego komentarz.
Wtedy właśnie okazało się, że Miłosz był moją bratnią duszą. Jego też kontakty fizyczne zupełnie nie pociągały. Kochał pogawędki, dzielenie się uczuciami i pragnął bliskości. Ale nie cielesnej.
Postanowiliśmy wtedy, że dla reszty ludzi będziemy po prostu udawać związek. W towarzystwie przyjaciół i bliskich zaczęliśmy więc okazywać sobie serdeczność, trzymać się za ręce i planować wspólne mieszkanie.
Nasza relacja, która trwała trzy lata, opierała się na ogromnym zaufaniu i niezwykle silnej przyjaźni. W końcu zdecydowaliśmy, że chcemy się zaręczyć. Ta wiadomość niezwykle ucieszyła moich rodziców. Natomiast mama i tata mojego ukochanego Miłosza od początku odnosili się do mnie, jak do własnej córki. Już wtedy oboje byliśmy pewni, że to przeznaczenie postawiło nas sobie wzajemnie na drodze. Całym sercem go kochałam! W jego obronie byłabym w stanie zrobić wszystko!
– Bez ciebie moje życie nie miałoby żadnego sensu – zwracał się do mnie mój przyszły mąż. – Nawet
w najśmielszych snach nie sądziłem, że dane mi będzie poznać kogoś takiego, jak ty.
Po prostu udawaliśmy związek
Jeżeli ktoś sądzi, że czuliśmy do siebie wstręt albo nienawidziliśmy fizycznego kontaktu, jest w dużym błędzie. Uwielbialiśmy przytulanie się, a każdej nocy zasypialiśmy blisko siebie, leżąc na tak zwaną „łyżeczkę”. Z perspektywy osób z zewnątrz, stanowiliśmy parę zakochanych, którzy darzą się niezwykłym uczuciem.
Po ceremonii ślubnej uznaliśmy, że powinniśmy chociaż raz „tego” spróbować. Przygotowywaliśmy się psychicznie przez całe dwa miesiące. Żadne z nas nie pałało entuzjazmem, ale wspólnie postanowiliśmy zaryzykować. Wybraliśmy się na romantyczny wypad nad Bałtyk, kupiłam seksowną bieliznę, pozapalaliśmy świece...
– To było koszmarne przeżycie… – odetchnęłam z ulgą po tym strasznym kwadransie.
– Już nigdy w życiu tego nie zrobię – wtórował mi Miłosz.
– Może pobiegamy sobie brzegiem morza?
– Spoko, a później skoczymy na jakieś pyszne lody!
Mówiłam już, że wprost kochamy słodycze?
Spędzaliśmy na rozmowach długie godziny. Niekiedy wydawało mi się, jakbyśmy z Miłoszem myśleli jak jedna osoba. On znał mnie na wylot, nic nie ukrywał.
– Jesteś miłością mojego życia – wyznał tamtego wieczoru. – Uważam, że należysz do grona najpiękniejszych i najbardziej pociągających kobiet. Zdaję sobie sprawę, że mnóstwo mężczyzn marzy o tym, by zabrać cię do sypialni. Ale ja nie jestem taki. Sfera seksualna zupełnie mnie nie interesuje.
Postanowiliśmy, że stworzymy tak zwane białe małżeństwo. Przeczytaliśmy na ten temat naprawdę wiele artykułów i publikacji. Okazuje się, że par takich jak my jest znacznie więcej, niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać. Mówi się nawet, że to około jeden procent całej populacji. Życie osób aseksualnych wcale nie jest takie cudowne. Najbliżsi i znajomi często myślą, że ktoś stroniący od seksu jest zwyczajnie chory.
Wszyscy starają się na siłę ich wyswatać, umawiają na randki mimo woli, dają nieproszone rady. Nas tylko non stop wypytywali o to, kiedy planujemy potomka. No cóż, prawa natury nie mają litości. Nie da rady mieć dziecka bez współżycia. A my przecież nie mamy zamiaru robić tego na siłę. To nasze życie i nasza decyzja. Nie czujemy także potrzeby bycia rodzicami. We dwójkę jest nam dobrze, uzupełniamy się nawzajem i chcemy wspólnie iść przez życie. Czy z tego powodu powinniśmy czuć się gorsi? Nie, zdecydowanie tak nie jest!
Ewelina, 33 lata
Czytaj także:
„Rozwiodłam się miesiąc po ślubie. Mój eks zapewniał, że nie chce mieć dzieci, a potem wywinął mi numer”
„Mąż zabrał mnie na Mazury na wakacje w stylu slow life. Moimi perfumami stał się preparat na komary”
„Mdliło mnie z zazdrości na widok zakochanej siostry. Zniszczyłam jej życie i wcale mi jej nie żal”

