„Rodzice wynosili brata pod niebiosa, a ze mnie kpili, bo pracowałam przy garach. Do czasu, aż zbierałam ich z bruku”
„Rodzice nie mogli znieść potwarzy, jaką uczyniłam ich ukochanemu synkowi i jego narzeczonej. Ja w tym czasie rozszerzyłam ofertę baru o własne wypieki, które szybko zdobyły popularność. Miałam naprawdę dużo pracy, ale bardzo mnie to cieszyło”.

- Redakcja
Nigdy nie byłam dla moich rodziców powodem do szczególnej chluby — przynajmniej nie w porównaniu z tym, jak postrzegali mojego starszego brata, Adama. Jeszcze w trakcie studiów ruszył z własną działalnością i z czasem wkroczył na drogę kolejnych biznesowych sukcesów. Ja natomiast wybrałam ścieżkę, którą rodzice uznawali za kompletnie nierokującą. Dostałam się do technikum gastronomicznego, później obroniłam licencjat z dietetyki oraz dodatkowy kurs garncarski.
Dla nich to widzimisię
– No i na co ci to? – dopytywała matka, reagując na moje decyzje niedowierzaniem. – Co ty zamierzasz robić po tych szkołach?
– Dajcie jej spokój – wtrącał Adam z przyjemnością okraszoną wyższością. – Lidia zostanie lokalną specjalistką od rondli i patelni!
Po ukończeniu szkoły trafiłam do baru przy ruchliwej trasie, gdzie najczęściej pojawiali się kierowcy ciężarówek i rolnicy z okolicy. Rodzice byli rozczarowani, ale w krótkim czasie zdobyłam dobrą opinię, bo stali klienci chwalili moje dania jako „najsmaczniejsze w tej części regionu”.
Właściciel, okoliczny przedsiębiorca, nie ukrywał zadowolenia z rosnącego ruchu i nagradzał mnie regularnymi premiami. Ja zaś czułam, że wreszcie robię to, co lubię i potrafię.
W tym czasie Adam wciąż pomnażał majątek, a moja rodzina z zachwytem obserwowała jego każdy krok. Ciągle mnie z nim porównywali, oczekując, że w końcu pójdę po rozum do głowy i zmienię swoje życie. Byłam zmęczona ich uwagami i wracałam do domu niechętnie. Nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że moja praca daje mi prawdziwą satysfakcję.
Trafił swój na swego
Częściowo rozumiałam rodziców — sami nie osiągnęli w życiu wiele. Ojciec większość życia spędził pracując w fabryce, ale teraz musiał już przejść na rentę. Matka pracowała jako pracownik gospodarczy w szkole bez większych perspektyw finansowych. Swoje niespełnione oczekiwania przerzucili na dzieci. Dla nich Adam był spełnieniem marzeń, a ja uosobieniem porażki.
– Myślałam, że zajdziesz wyżej, że będziesz miała więcej ambicji — powtarzała matka. – Chciałabym kiedyś się tobą pochwalić…
Miałam dość tych ciągłych wyrzutów. W końcu podjęłam decyzję o wyprowadzce. Właściciel baru zaproponował mi pokój nad lokalem — skromne, ale samodzielne mieszkanko. Miałam opłacać tylko świadczenia, nie musiałam martwić się o koszty wynajmu. Rodzice oczywiście uznali to za kolejny dowód mojego upadku, ale ja czułam ulgę.
Wkrótce jednak ich uwagę pochłonęło coś innego: Adam się zaręczył. A wybranką okazała się córka wpływowego biznesmena i samorządowca. Matka płakała ze szczęścia, ojciec powtarzał:
– Wiedziałem, że z ciebie będzie ktoś, synu!
Narzeczona Adama, Kornelia, była zachwycająco urodziwa, choć w moim odczuciu — próżna i zapatrzona w luksusy. Nie grzeszyła też inteligencją. Dla brata była jednak ideałem i świata poza nią nie widział. Podczas rodzinnego obiadu Adam odciągnął mnie na bok:
– No i co powiesz o Kornelii? Nie spodziewałaś się, że upoluję tak dobrą sztukę?
– Jesteście dla siebie stworzeni – odpowiedziałam, przewracając oczami.
– Wiem! – ucieszył się, nie zrozumiawszy aluzji.
– Nie masz się z czego cieszyć. To był sarkazm– dodałam ostro.
Jego spojrzenie było pełne furii.
– Zobaczymy, kto ciebie zechce! – wycedził. – Może jakiś barman? Albo sprzątacz ulic?
– Może być nawet specjalista od szamb — byle tylko nie patrzył na kasę tak, jak twoja gwiazda – odparłam.
Nie było nam po drodze
Stosunki rodzinne tylko się pogorszyły. Rodzice nie mogli znieść potwarzy, jaką uczyniłam ich ukochanemu synkowi i jego narzeczonej. Na szczęście przygotowania do wystawnego wesela wkrótce ich całkowicie pochłonęły. Ja w tym czasie rozszerzyłam ofertę baru o własne wypieki, które szybko zdobyły popularność. Miałam naprawdę dużo pracy, ale bardzo mnie to cieszyło. Pojawił się też ktoś nowy na mojej drodze – Emil, młody rolnik z okolicy, który często wpadał do naszego lokalu.
Emil okazał się zupełnie inny, niż sugerowały stereotypy powtarzane przez Adama. Otwarty, oczytany, inteligentny. Niedawno kupił zapuszczone gospodarstwo i doprowadził je do świetnego stanu. Beata, kelnerka, zdradziła mi, że Emil chętnie dopytuje o mnie i chwali moje dania.
Z czasem nasze rozmowy stały się coraz częstsze, a relacja — coraz cieplejsza. Wkrótce zaczęliśmy się widywać poza barem. Jego rodzina przyjęła mnie z serdecznością, traktując jak kogoś bliskiego. Matka Emila mówiła, że przypominam jej własną córkę, a jego ojciec uwielbiał moje ciasta.
Kiedy Emil poprosił mnie o rękę, zgodziłam się od razu. Jego bliscy byli zachwyceni. Moi rodzice natomiast reagowali inaczej.
– Dlaczego rolnik?! – lamentowała matka. – Jak my go pokażemy rodzinie Kornelii? Pewnie przyjdzie w ubłoconych gumiakach!
Postanowiliśmy poczekać ze ślubem do ceremonii Adama. Po jego wystawnych zaślubinach zorganizowaliśmy własną uroczystość — skromną, ale pełną miłości. Rodzice mieli miny jak na pogrzebie. Adam z Kornelią nie pojawili się, bo wyjechali w egzotyczną podróż poślubną.
Miałam swoje życie
Życie płynęło dalej. Rzadko widywałam brata, a rodzice nie przyjeżdżali na wieś — uważali ją za „obciachową”. Nawet narodziny moich dzieci — najpierw bliźniaków, Julki i Stasia, a potem Felka, nie zmieniły ich stosunku.
– Jak można mieć tyle dzieci! Najpierw siedziałaś w garach, teraz w pampersach. Co będzie dalej? – narzekała mama.
Relacje słabły, więc nie mówiłam im, że razem z Beatą otworzyłyśmy firmę cateringową. Biznes rozwijał się błyskawicznie — miałyśmy stałych klientów, własny samochód i nie narzekałyśmy na brak pieniędzy. Jedną z klientek była… Kornelia, która nie miała pojęcia, że to ja współtworzę firmę. Wszystko załatwiała z Dorotą. Nie miałam ochoty ujawniać jej prawdy, skoro i tak zawsze traktowała mnie jak człowieka gorszego sortu.
Moje dzieci rosły, firma prosperowała, a Adam zarabiał kolejne pieniądze. Trwałoby to pewnie latami, gdyby nie dzień, w którym odwiedziłam rodziców bez zapowiedzi. Byli roztrzęsieni. Matka płakała, ojciec wyglądał na przybitego.
Fortuna kołem się toczy
Adam zbankrutował. Chcąc błyszczeć w oczach żony i jej rodziny, zainwestował w kilka ryzykownych projektów. Stracił ogromne sumy, popadł w kolejne długi, a potem posypało się wszystko: firmy, dom, samochody. Kornelia natychmiast od niego odeszła.
Rodzice, próbując mu pomóc, zastawili swoje mieszkanie — i także je stracili. Musieli się wyprowadzić w ciągu miesiąca. Adam mieszkał już wtedy u nich. Bez namysłu powiedziałam:
– Zamieszkajcie u nas. Przynajmniej dopóki nie staniecie na nogi.
– U ciebie?! – zdumiała się matka. – A twój mąż?
– Nie ma z wami problemu. To raczej wy go nie lubicie – odpowiedziałam.
Emil przyjął ich z otwartością. Przygotował pokoje, a rodzice byli w szoku, gdy zobaczyli nasz samochód, potem firmowy van, a na końcu — nasz dom.
– To jest wasze?! – spytała matka, osłupiała.
– Oczywiście – odparłam. – Firma działa świetnie, gospodarstwo przynosi dochody, a mamy troje dzieci — potrzebujemy przestrzeni.
Rodzice i Adam byli porażeni tym, jak wiele osiągnęłam, mimo że nigdy we mnie nie wierzyli.
Wkrótce zadomowili się u nas. Dzieci cieszyły się z ich obecności, a rodzina Emila okazała im życzliwość. Pewnego poranka matka odezwała się cicho:
– Lideczko… przepraszam. Myliłam się. Jesteś wyjątkowo zdolna. Wybaczysz nam?
Oczywiście, że wybaczyłam. To moja rodzina. A życie samo pokazało im, jak bardzo mnie nie doceniali.
Lidia, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Oddawałam każdą złotówkę na mszę w intencji przyszłych wnuków. Myślałam, że córka to doceni, a ona mnie wyśmiała”
- „Mam 4 dzieci, prowadzę dom i uczę je wszystkiego. Dla koleżanek to wyzysk, dla mnie moje powołanie”
- „Mam 50 lat i życie rozsypane w drobny mak. Siedzę w pustym domu, bo żona i dzieci odwrócili się do mnie plecami”

