„Rodzice wymyślili Wigilię bez smartfonów. Nie mam pojęcia, o czym będę rozmawiać z babcią między karpiem a kutią”
„Próbowałem zająć się barszczem. Babcia przymknęła oczy. Mama zerknęła na nią, potem na mnie. W końcu z uśmiechem, który ledwo trzymał się na twarzy, zapytała:
– To może każdy powie, za co jest w tym roku wdzięczny?”.

Nie wiem, co mama sobie myślała. Że jak zabierze nam wszystkim telefony, to nagle zrobimy się sobie bliscy? Że ja zacznę się dzielić swoimi myślami z tatą, który nawet nie wie, jakie mam przedmioty na studiach? Że moja młodsza siostra, która nie potrafi wytrzymać pięciu minut bez TikToka, nagle zacznie opowiadać o swoich uczuciach, zamiast robić dzióbki do aparatu?
Chciała coś zmienić
Może po prostu mama naprawdę wierzyła w magię świąt, w to, że wystarczy cynamonowy zapach, światełka i odłożone smartfony, byśmy stali się rodziną jak z reklamy serka wiejskiego? W naszym domu nigdy nie było jakoś wyjątkowo rodzinnie. Jasne, choinka zawsze była, barszcz też, ale rozmowy kończyły się szybciej niż opłatek. A najczęściej siedzieliśmy przy stole i jedliśmy, jakby ktoś włączył tryb milczenia. Każdy z nosem w ekranie, co mi akurat pasowało – nikt się nie czepiał, nikt nie zadawał pytań. W tym roku mama wpadła na pomysł „świąt offline”. Zrobiła z tego całą akcję.
– Kochani, w tym roku robimy coś wyjątkowego – powiedziała, stawiając pudełko na stole. – Święta offline. Odkładamy telefony i po prostu… jesteśmy razem.
– Serio? – spytał mój młodszy brat, nie odrywając wzroku od tabletu.
– Nie no, żartujesz, prawda? – dodała siostra.
Ja milczałem, bo nie chciało mi się z nią walczyć, ale w środku miałem ochotę się śmiać albo płakać. Bo jak bardzo trzeba być zdesperowanym, żeby myśleć, że wyłączenie Wi-Fi zbuduje relację, która nie istnieje?
Nie rozumiałem tego
Nie powiedziałem tego na głos. Zamiast tego wrzuciłem telefon do pudełka i usiadłem przy stole. Ciekawe, co teraz? Może rzucimy się sobie w ramiona i zaczniemy opowiadać o marzeniach? Albo będzie jak zawsze, tylko bez ekranów.
Siedzieliśmy przy stole i udawaliśmy, że wszystko jest normalnie. Mama wcisnęła opłatek każdemu do ręki i patrzyła, jakby liczyła, że ktoś zaraz zacznie wzruszającą przemowę. Nikt się nie odezwał. Siostra powiedziała, że chce już zjeść, brat zerkał na zegarek, jakby miał umówione coś ciekawszego od tej kolacji. A tata postanowił „rozruszać rozmowę”.
– A słyszeliście, co znowu zrobił ten rząd? – zaczął nagle, jakby właśnie wszedł do studia radiowego.
Mama spojrzała na niego z taką miną, że ja już wiedziałem, co zaraz powie.
– Może spróbujmy dziś nie rozmawiać o polityce? – rzuciła, ściskając widelec.
Tata coś burknął pod nosem, ale zamilkł. Na moment zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie. Próbowałem zająć się barszczem, chociaż nawet on wydawał się jakiś nie na miejscu. Babcia przymknęła oczy. Mama zerknęła na nią, potem na mnie. W końcu z uśmiechem, który ledwo trzymał się na twarzy, zapytała:
– To może każdy powie, za co jest w tym roku wdzięczny?
Było niezręcznie
Brat spojrzał na nią, potem na siostrę. Siostra westchnęła.
– Możemy już iść?
– Ale dopiero zaczęliśmy – powiedziała mama z cieniem rozczarowania.
Nikt się nie zgłosił do mówienia. Ja też nie. Patrzyłem na te talerze, sztućce, obrus w czerwone wzory i nie czułem nic, poza zmęczeniem tą udawaną bliskością. Może lepiej by było, gdybyśmy po prostu włączyli film i milczeli jak zawsze.
Bez telefonów wychodziło tylko to, jak bardzo nie mamy sobie nic do powiedzenia. Jakby te urządzenia nie zabierały nam relacji, tylko je zasłaniały. A teraz, bez nich, wszystko było jak na dłoni. Mama próbowała jeszcze chwilę udawać, że wszystko idzie zgodnie z planem. Podsuwała talerze, dolewała kompotu, zadawała kolejne pytania, ale cisza była głośniejsza niż kiedykolwiek. W końcu odłożyła łyżkę na stół i wstała.
– Macie rację. Po co się starać – powiedziała cicho, ale z napięciem w głosie. – Kolejny raz zrobiłam wszystko, a i tak jesteście znudzeni.
– Przesadzasz – odezwał się ojciec, nie podnosząc nawet wzroku.
– Nie, nie przesadzam. Spróbowałam. Chciałam, żebyśmy chociaż przez te dwie godziny byli razem. Ale wy… – urwała i wyszła do kuchni.
Nic nie wyszło
Siostra się uśmiechnęła pod nosem, brat też. Tata westchnął.
– Może po prostu nie umiemy już ze sobą rozmawiać – rzuciłem.
Nikt się nie odezwał. Wtedy pomyślałem, że może to wcale nie wina telefonów. Może jesteśmy po prostu sobie obcy. I nikt z nas nie ma odwagi, żeby to powiedzieć głośno. Po kolacji zrobiło się jeszcze dziwniej. Wszyscy wzięli swoje telefony z pudełka, ale każdemu było głupio scrollować je przy stole, więc zaczęły się wycieczki do łazienki. Najpierw siostra, potem brat. Każde znikało na kilka minut, wracało z udawaną obojętnością. Potem ojciec, aż w końcu ja.
Zamknąłem się w łazience, usiadłem na brzegu wanny i wyjąłem telefon spod bluzy. Messenger był pełen wiadomości: „U mnie babcia puściła bąka przy stole, hit” – napisał Bartek. „Twoi też zrobili odwyk od telefonów? LOL, piekło” – dodała Wera. Przesuwałem dalej. Memy, zdjęcia z opłatkiem, sarkazm. W sumie znajome uczucie. Z jednej strony ulga, że mogę wrócić do tego świata, który mnie nie drażni. Z drugiej… chyba jednak wolałbym, żebyśmy potrafili być razem naprawdę. Bez scen, bez milczenia, bez ucieczek do łazienki.
Wróciłem do normalności
Wieczorem wszyscy rozeszli się po kątach. Brat zniknął w swoim pokoju, siostra też. Babcia spała w fotelu przy telewizorze. Mama siedziała na kanapie z książką. Ja leżałem u siebie, z telefonem w ręku, ale tym razem zamiast scrollować bezmyślnie, otworzyłem wiadomości i napisałem coś, co trochę mnie zaskoczyło. „Dzięki za kolację. Nie było łatwo, ale doceniam”.
Wysłałem do mamy. Ekran przez chwilę świecił, potem zgasł. Odpowiedź przyszła dopiero rano. „Dziękuję. Kocham Cię”. To było krótkie, ale znaczyło więcej niż te próby rozmowy przez cały ten wieczór. Nie rozmawialiśmy, ale coś jednak zostało powiedziane. Myślałem o tym, co się stało wczoraj. O tym, jak bardzo byliśmy zagubieni bez ekranów. Jak bez nich wyszło na jaw, że nie umiemy ze sobą być. A przecież każdy z nas niby chciał. Mama – na pewno. Ja chyba też. Tylko nikt nie potrafił zacząć.
Święta offline nie zrobiły z nas lepszej rodziny. Nie staliśmy się nagle bliscy, nie przytuliliśmy się do siebie przy choince, nie popłynęły łzy wzruszenia, ale coś się jednak pokazało. Taka pustka, której wcześniej nie zauważaliśmy. Bo była przykryta powiadomieniami, serialami, śmiesznymi filmikami.
Tomasz, 22 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Siostra na święta nie przywozi nic oprócz pojemników na wynos. Nawet jej nie wstyd, że traktuje mnie jak służącą”
- „Moja synowa uparła się, że zrobi Wigilię u siebie. Zaserwowała mulistego karpia i myślała, że będziemy klaskać”
- „Nie miałam pieniędzy, więc na święta zrobiłam prezenty od serca. Dla rodziny liczyły się tylko koperty i luksusy”

