„Rodzice zawiedli mnie w najważniejszym dniu mojego życia. Przypadkiem odkryłam, czemu jestem dzieckiem gorszego sortu”
„Po obronie próbowałam odnaleźć w sobie radość, której oczekiwali ode mnie wszyscy wokół. Chodziłam po mieście z dyplomem w torbie, zaglądałam do witryn sklepowych, siadałam w kawiarniach, ale nic nie miało smaku. Wszyscy mówili: „Teraz przed tobą dorosłe życie”, a ja czułam tylko zmęczenie i jakąś dziwną gorycz”.

- Redakcja
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak się denerwowałam. W sali pachniało kawą i stresem — dokładnie tak, jak we wszystkich miejscach, w których ludzie próbują udawać, że mają wszystko pod kontrolą. Profesor właśnie zaprosił mnie do odpowiedzi, a ja czułam, jak spocone dłonie ślizgają mi się po notatkach.
— Proszę, pani Izo, może zaczniemy od streszczenia pracy. — Głos miał spokojny, wręcz życzliwy.
Odetchnęłam i zaczęłam mówić. Po kilku minutach przestałam słyszeć własne słowa, tylko serce dudniło mi w uszach. Kiedy profesor skinął głową, uśmiechnęłam się niepewnie. Potem kilka pytań, jedno podchwytliwe, odpowiedź, śmiech komisji. I… koniec.
— Gratulujemy, pani magister — usłyszałam. — Kończy pani z wyróżnieniem.
Wszystko trwało może dwie minuty. Potem były brawa, zdjęcia, gratulacje. Widziałam uśmiechy promotorów, kolegów, nawet obcych ludzi, ale nigdzie nie było mojej matki. Ojca też nie. Patrzyłam na inne dziewczyny, które rzucały się sobie w ramiona swoich rodziców, słuchałam tych wszystkich rzucanych z czułością „Jestem z ciebie taka dumna, kochanie”, i powoli zapadałam się w sobie.
Wieczorem wróciłam do mieszkania, usiadłam na podłodze między stertą kwiatów i prezentów. Magda, moja współlokatorka, zostawiła mi karteczkę: „Jestem u Kuby, wrócę późno. Jesteś wielka!”. Uśmiechnęłam się smutno. Wielka, a w środku totalnie nijaka.
Telefon zadzwonił po dziewiątej. Na ekranie: „Mama”.
— No i jak poszło? — zapytała tonem, jakby chodziło o zakupy.
— Dostałam wyróżnienie — mruknęłam.
— Aha. — Zero entuzjazmu. — No to dobrze.
— Zabrakło tylko ciebie — powiedziałam po chwili ciszy. — Ale to pewnie nic wielkiego, prawda?
Po drugiej stronie długo wybrzmiewała cisza.
— No, praca, wiesz, jak jest — odparła w końcu.
Patrzyłam w ciemne okno, słysząc w słuchawce jej oddech. Praca. Zawsze ta sama wymówka. Odłożyłam telefon i położyłam się na łóżku w ubraniu. Czułam, że to powinien być mój dzień — taki, który pamięta się przez całe życie, ale był tylko kolejnym dniem, w którym czegoś mi zabrakło.
Pamiętam, jak w dzieciństwie też czekałam na nią na szkolnych apelach. Inne dzieci machały rodzicom, a ja udawałam, że macham komuś w tłumie. Potem wracałam do domu i słyszałam: „Nie mogłam przyjść, Iza, miałam zebranie”.
Zawsze coś było: jakieś zebranie, raport, obowiązek, tylko nie ja. Teraz też nie przyszła. A przecież teraz miało być inaczej, doroślej, poważniej. Zasypiając, pomyślałam, że może już czas przestać czekać. Ale zaraz potem ścisnęło mnie w gardle, bo wiedziałam, że nie potrafię.
Jestem warta zauważenia
Po obronie próbowałam odnaleźć w sobie radość, której oczekiwali ode mnie wszyscy wokół. Chodziłam po mieście z dyplomem w torbie, zaglądałam do witryn sklepowych, siadałam w kawiarniach, ale nic nie miało smaku. Wszyscy mówili: „Teraz przed tobą dorosłe życie”, a ja czułam tylko zmęczenie i jakąś dziwną gorycz. Magda namówiła mnie, żebyśmy wyszły wieczorem.
Usiadłyśmy w naszej ulubionej knajpce, tuż przy oknie. Za szybą przechodziły grupki studentów, pewnie świętujących swoje sukcesy.
Magda wzięła łyk wina i spojrzała na mnie badawczo.
— Twoja mama dzwoniła? — rzuciła.
— Tak — mruknęłam. — Zapytała, jak poszło.
— I co dalej?
Wzruszyłam ramionami.
— Nic dalej — oparłam. — Pogratulowała po swojemu i wróciła do swojego świata.
— Może przestań czekać, aż cię zauważy — powiedziała cicho.
— Nie potrafię — przyznałam. — Chciałabym, żeby raz powiedziała: „Jestem z ciebie dumna”.
Milczałyśmy przez chwilę. W tle ktoś nucił znaną piosenkę, kelnerka śmiała się z grupką chłopaków przy barze. Patrzyłam na ich beztroskie twarze i pomyślałam, że ja też kiedyś tak wyglądałam – zanim nauczyłam się nie spodziewać zbyt wiele.
Kiedy wróciłam do mieszkania, zaczęłam przeglądać stary album ze zdjęciami. Leżał na dnie szuflady, trochę zakurzony. Na pierwszych stronach byłam ja – w różowej sukience, z kokardą we włosach, stojąca między rodzicami. Potem urodziny, choinka, wakacje nad jeziorem. Ostatnie zdjęcie, na którym byłam z nimi razem, miało osiem lat. Potem nagle cisza. Tak jakby przestali mnie widzieć. Jakby ich świat się skurczył i zupełnie na mnie zamknął.
Zaczęłam przypominać sobie różne drobiazgi. Jak kiedyś namalowałam laurkę dla mamy, a ona tylko rzuciła okiem i powiedziała, że ładna, ale nie ma czasu jej powiesić. Albo jak w podstawówce dostałam wyróżnienie i biegłam do domu, żeby jej o tym powiedzieć, a ona machnęła ręką, bo akurat gotowała obiad. Ojciec wtedy tylko się uśmiechnął, ale nic nie powiedział. Był cichy, jak zawsze.
Zamknęłam album i oparłam się o ścianę. Miałam wrażenie, że całe moje dorastanie odbywało się nie z nimi, ale obok nich. Jakbym rosła w cieniu ich obowiązków, niepotrzebna, zbyt głośna, zbyt wrażliwa. Chyba dlatego tak bardzo zależało mi, żeby dziś przyszli. Chciałam udowodnić, że jestem warta zauważenia. Tyle że zgasłam, zanim ktokolwiek zdążył to zauważyć.
Nie wytrzymałam
Po kilku miesiącach postanowiłam pojechać do rodziców. Pomyślałam, że może po prostu za długo się nie widzieliśmy, że wszystko da się naprawić. W pociągu patrzyłam przez okno na szare pola i obiecywałam sobie, że tym razem nie będę się złościć.
W domu pachniało rosołem i środkami czystości. Matka krzątała się w kuchni, ojciec siedział jak zwykle przed telewizorem.
— Wyróżnienie na dyplomie — powiedziałam, kładąc teczkę na stole. — Chciałam ci pokazać.
— Widziałam zdjęcia w internecie — odparła spokojnie. — Ładna sukienka.
Nie wytrzymałam.
— Naprawdę tylko tyle możesz powiedzieć?! — krzyknęłam. — Nigdy nie jesteś ze mnie dumna!
— Nie przesadzaj, wszystko robiłam dla ciebie! — Także podniosła głos.
Serce mi waliło.
— Dla mnie? — prychnęłam. — Ty zawsze miałaś tylko pracę! Nigdy mnie nie widziałaś!
Zamilkła, po czym wróciła do krojenia warzyw, jakby nic się nie stało. Wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami. W moim dawnym pokoju wszystko wyglądało tak samo: szkolne plakaty, kurz na półkach, dziecięca pościel. Usiadłam na łóżku i patrzyłam w sufit. Miałam wrażenie, że czas się tu zatrzymał, a ja razem z nim.
Całe życie było kłamstwem
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam, jak ojciec przełącza kanały w telewizorze, a matka chodzi po kuchni. W końcu zapadła cisza. Leżałam w półmroku, gdy dobiegły mnie ich głosy z sąsiedniego pokoju.
— Myślisz, że powinniśmy jej powiedzieć? — usłyszałam matkę.
— A co jej to da? To było dawno — odpowiedział cicho ojciec.
— Ale Andrzej, ona wciąż myśli, że jesteś jej ojcem.
Zrobiło mi się gorąco. Podniosłam się i stanęłam w drzwiach.
— Co to znaczy, że myślę, że jest moim ojcem? — spytałam drżącym głosem.
Matka zamarła, ojciec momentalnie spuścił wzrok.
– Iza, nie powinnaś tego słyszeć — zaczęła.
— Powiedzcie mi prawdę — zażądałam. — Natychmiast.
Matka odwróciła się do mnie plecami. Widziałam, jak ociera oczy, czego nigdy wcześniej nie robiła.
— To skomplikowane — wyszeptała.
— Nie. — Zmrużyłam oczy. — To bardzo proste. Przez całe życie okłamywaliście mnie.
Ojciec wstał, podszedł do mnie i chciał dotknąć mojej dłoni, ale się cofnęłam.
— Proszę, Iza, daj nam to wyjaśnić — powiedział.
— Wyjaśnić? — Zaśmiałam się gorzko. — To, że nie jestem waszym dzieckiem?
Matka usiadła ciężko na krześle, jakby nagle zabrakło jej sił.
— Jesteś moim dzieckiem — powiedziała cicho. — Ale Andrzej… on tylko cię wychował.
Stałam chwilę w milczeniu, próbując zrozumieć to, co usłyszałam. Całe moje życie było kłamstwem.
Wybiegłam z pokoju, trzasnęłam drzwiami i uciekłam na zewnątrz. Noc była zimna, ale nie czułam chłodu. On nie miał już znaczenia.
Chcę być wreszcie sobą
Rano wstałam z ciężką głową. W kuchni siedziała matka z kubkiem zimnej kawy, jakby nie zmrużyła oka. Ojciec wyszedł do sklepu, zostawiając nas same. Nie chciałam zaczynać rozmowy, ale ona zrobiła to pierwsza.
— Powinnam ci to powiedzieć dawno temu — zaczęła cicho. — Ale bałam się, że mnie znienawidzisz.
– Lepiej późno niż wcale — odpowiedziałam, siadając naprzeciwko. — Kim on był?
Matka wzięła głęboki oddech.
— Pracowaliśmy razem — mruknęła. — Twój ojciec wtedy dużo wyjeżdżał, ja byłam sama. To był błąd… chwila słabości. Ale kochałam cię od początku.
— Nie — przerwałam jej. – Ty mnie tylko ukrywałaś. Nawet w albumie nie ma mnie dorosłej. Jakbyś chciała zatrzymać mnie w czasie, zanim zrobiło się niewygodnie.
I zapadła cisza. Tylko zegar tykał na ścianie.
— Andrzej o wszystkim wiedział — dodała po chwili. — Zdecydował, że wychowamy cię razem. Nie chciał, żebyś czuła się obca.
Wstałam od stołu, bo nie mogłam na nią patrzeć.
— Całe życie czułam, że coś jest nie tak — wyszeptałam. — Teraz już wiem, dlaczego.
Chwyciłam płaszcz i wyszłam. Szłam przed siebie bez celu, aż doszłam na skraj lasu. Powietrze pachniało intensywnie mokrymi liśćmi. Nie wiedziałam, dokąd pójdę ani co zrobię dalej. To wszystko, co kiedyś bolało, przynajmniej zaczynało mieć sens.
Usiadłam na ławce i po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie nic nie planować. Nie wiedziałam, kim jestem, uznałam jednak, że przede wszystkim chcę być wreszcie sobą — nie czyjąś córką, nie czyimś rozczarowaniem.
Uśmiechnął się
Kilka dni później zadzwonił ojciec. Chciał się spotkać. Zgodziłam się, choć nie byłam pewna, po co. Umówiliśmy się w małej kawiarni w centrum. Przyszedł punktualnie, trzymając w dłoniach czapkę, którą obracał nerwowo.
— Wiedziałem od początku — oznajmił, zanim zdążyłam coś powiedzieć. — Ale to nie miało znaczenia. Byłaś moją córką. I jesteś nią dalej.
— A czemu nigdy mi nie powiedziałeś? — spytałam.
— Bałem się, że cię stracę — przyznał łamiącym się głosem. — Że jak się dowiesz, odsuniesz się ode mnie.
Spojrzałam na niego. Miał w oczach zmęczenie, jakby te wszystkie lata nosił w sobie cudzy sekret.
– Nie wiem, jak mam to sobie poukładać – wyznałam.
— Nie musisz od razu. — Popatrzył na mnie niepewnie. — Ale chciałem, żebyś wiedziała, że nic się nie zmieniło. Dla mnie jesteś tą samą dziewczynką, co wtedy, gdy uczyłem cię jeździć na rowerze.
Zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu. Wzięłam głęboki oddech.
— Wtedy po raz pierwszy czułam, że naprawdę mnie widzisz.
Uśmiechnął się.
— Bo zawsze cię widziałem — powiedział. — Tylko nie zawsze umiałem to pokazać.
Siedzieliśmy tak jeszcze długo, nie rozmawiając o przeszłości. Oboje chyba wiedzieliśmy, że niczego już nie da się naprawić, ale można przynajmniej spróbować zacząć od nowa.
W końcu wiem, na kogo patrzę
Wróciłam do miasta późnym popołudniem. W mieszkaniu panowała cisza, tylko zza okna dochodził szum ulicy. Usiadłam przy biurku, wyjęłam z torby zdjęcie z obrony i przez chwilę na nie patrzyłam. Na fotografii uśmiechałam się nieco sztucznie, jakbym wiedziała, że zaraz wszystko się rozpadnie.
Sięgnęłam po stary album — ten sam, który przeglądałam kilka tygodni wcześniej. Wsunęłam nowe zdjęcie między te z dzieciństwa. Nie pasowało tam, a jednak właśnie tam chciałam je mieć. Było jak most między tym, kim byłam, a kim się stawałam.
Przez długi czas siedziałam w milczeniu. Myślałam o matce, o jej chłodzie, o ojcu, który próbował coś naprawić, choć może trochę za późno. I o sobie – o tej dziewczynie, która całe życie czekała, aż ktoś ją zauważy. Wstałam, podeszłam do lustra. Spojrzałam na swoje odbicie i pomyślałam, że w końcu wiem, na kogo patrzę.
Iza, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa traktowała mnie jak sponsora. Kiedy odciąłem ją od kasy, stałem się dla niej zwykłym śmieciem”
- „Kupiłam sukienkę po latach oszczędzania, a mąż się obraził. Uważa, że skoro pracuję w domu, nie muszę ładnie wyglądać”
- „Na kursie tańca zakochałam się w skromnym wdowcu. Ale potem spotkałam go na mieście z żoną, która »cudem« ożyła”

