„Rodzice chcą, bym przejęła ich restaurację. Nie rozumieją, że mam większe ambicje niż smażenie schabowych i golonki”
„Po maturze chciałam iść na ASP. Ale w moim domu artystów się nie wspierało – co najwyżej serwowało się im zupę z wkładką. Ojciec miał twarde dłonie i jeszcze twardsze zasady. Matka z kolei zawsze bała się odezwać”.

- Redakcja
Gdybym miała wybrać jeden zapach, który najlepiej opisuje moje dzieciństwo, byłby to zapach smażonego mięsa. Karkówki, mielonych, schabowych – codziennie inny, ale zawsze duszący. Wchodził we włosy, ubrania, zeszyty w plecaku. Mama mówiła, że pachnę jak dom. Ja czułam się, jakbym nosiła restaurację na plecach.
Mieli dla mnie plan
Miałam dziesięć lat, gdy ojciec po raz pierwszy pozwolił mi podać klientowi talerz z zupą. Piętnaście, kiedy zaczęłam obsługiwać kasy i kuchnię jednocześnie. Siedemnaście, gdy usłyszałam od taty:
– Czas się uczyć, Natalka. Za chwilę przejmiesz ten interes.
Tylko że ja nie chciałam.
W technikum gastronomicznym wylądowałam, bo rodzice uznali, że to praktyczne, zawsze będę miała zawód i trzeba myśleć przyszłościowo, nie artystycznie. Gdybym wtedy podniosła głos, może coś by się zmieniło. Ale milczałam. Po maturze chciałam iść na ASP. Ale w moim domu artystów się nie wspierało – co najwyżej serwowało się im zupę z wkładką. Ojciec miał twarde dłonie i jeszcze twardsze zasady. Matka z kolei zawsze bała się odezwać.
Wiedziałam, że nie spełnię ich marzenia o rodzinnej kontynuacji. Każdy dzień w restauracji był jak kolejne ogniwo łańcucha, który zaciskał mi się na szyi. Coraz trudniej było mi oddychać. A potem przyszła odpowiedź z uczelni. Dostałam się na grafikę w innym mieście, daleko od domu.
Skrytykowali mnie
Wiedziałam, że muszę im o tym powiedzieć. Dłużej już nie dam rady.
– Dostałam się na grafikę – rzuciłam któregoś dnia przy kolacji.
Matka zamarła z łyżką w powietrzu. Ojciec odłożył nóż i spojrzał na mnie tak, jakby usłyszał, że zamierzam porzucić rodzinę i wyjechać w nieznane. Co, właściwie, nie było aż tak dalekie od prawdy.
– Co ty sobie wyobrażasz? – warknął, mrużąc oczy. – Mieliśmy umowę.
– Nie mieliśmy żadnej umowy – odpowiedziałam. – To było wasze założenie. Nigdy mnie nikt nie pytał, czego chcę.
– To jest twój dom, twoje życie – ojciec uderzył dłonią w stół. – A ty chcesz to rzucić, żeby rysować jakieś bazgroły?
– To nie są bazgroły – szepnęłam. – I to nie jest moje życie. To twoje marzenie.
– Wszystko robiliśmy dla ciebie – odezwała się matka drżącym głosem. – Uczyliśmy cię, wychowywaliśmy, a ty teraz…
– Ja nie chcę gotować. Nigdy nie chciałam – spojrzałam na nią, a potem z powrotem na ojca. – Chcę wyjechać. Chcę studiować.
Byli przeciwni
Ojciec wstał, jakby chciał coś rzucić, ale się powstrzymał. Zamiast tego powiedział spokojnie:
– Jeśli pójdziesz na tę całą grafikę, wykreślam cię z testamentu. Nie dostaniesz nic. Ani grosza. Pamiętaj o tym.
Milczenie zalało kuchnię. Ojciec wyszedł, zostawiając talerz nietknięty. Siedziałam wciąż przy stole, wpatrzona w mięso, które już dawno ostygło. Nie wierzyłam, że naprawdę to powiedział. I nagle to nie był już tylko spór o przyszłość. Właśnie przestałam być ich córką.
Chwilę później uciekłam do pokoju. Próbowałam coś rysować, ale linie uciekały spod ręki. Nie umiałam sobie wyobrazić, że on to naprawdę powiedział. Mój ojciec, który kiedyś nosił mnie na barana po kuchni.
Pukanie było ledwo słyszalne. Mama weszła cicho, usiadła obok mnie na łóżku. Milczała, aż sama zaczęłam czuć się winna.
– Natalka, to przejściowe – powiedziała cicho, gładząc mnie po ramieniu. – Tata… tak ma. Ale potem mu przechodzi.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że to nieprawda.
– Może byś spróbowała studiować zaocznie? – ciągnęła dalej. – Wiesz, w weekendy studiować, a w tygodniu pracować z nami? Połączyć jedno z drugim?
Nie słuchała mnie
– Mamo… – przerwałam jej – a co z moim życiem? Mam całe życie gotować, bo wy nie umiecie odpuścić?
– Tata ci tego nie wybaczy – szepnęła. – A ja nie chcę cię stracić.
– Stracić? – spojrzałam na nią z niedowierzaniem. – On mnie już przekreślił. A ty tylko mu przytakujesz.
Nie odpowiedziała. Chciałam zapytać, czy ona też kiedyś z czegoś zrezygnowała. Ale nie zdążyłam. W pokoju zaległa cisza, której nie miały już siły przerywać żadne słowa.
Patrzyłam na nią i po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie matkę, tylko kobietę, która sama nie wie, kim jest. Zakładniczkę własnych decyzji, własnego lęku, i męża, który zawsze miał ostatnie słowo. Wiedziałam, że nie mam już na co czekać. Te rozmowy nic nie zmienią. Już wtedy, tamtej nocy, zaczęłam planować ucieczkę.
Podjęłam decyzję
Ostatni dzień sierpnia. Rano przy śniadaniu ojciec powiedział krótko:
– Jutro wstajesz o szóstej. Testujemy nowe menu, sprawdzisz kucharzy.
– Jasne – odpowiedziałam spokojnie i sięgnęłam po kromkę chleba.
Wieczorem wzięłam torbę sportową z szafy. Spakowałam szkicownik, laptopa, trochę ubrań i kopertę z pieniędzmi, które przez miesiące chowałam między starymi podręcznikami. Kilka tysięcy złotych oszczędzanych miesiącami – wystarczy na jakiś czas. Po dwudziestej drugiej siedziałam jeszcze chwilę na łóżku. Ojciec oglądał wiadomości. Nie zostawiłam kartki. Bałam się, że jak zacznę coś pisać, rozmyślę się. Po północy wyszłam po cichu. Zamek w drzwiach zaskoczył bezszelestnie.
Uciekłam od przeznaczenia
W pociągu długo patrzyłam w ciemność za oknem. Czułam, że coś zostawiam za sobą na zawsze. Bolało. Ale jednocześnie pierwszy raz oddychałam. Jakby przez całe życie brakowało mi powietrza.
Następnego dnia o ósmej siedziałam na pierwszym wykładzie. Patrzyłam na prezentacje wykładowców i czułam, że to miejsce jest moje. Telefon milczał. Ani jednej wiadomości z domu.
Jakby naprawdę mnie już tam nie było. Nie odezwali się też przez kolejne tygodnie.
Czasem jednak wchodziłam na profil ojca. Nowe zdjęcia z restauracji, uśmiechnięty, z kucharzami, nowa karta dań. Patrzyłam w wyświetlacz i zaczynałam rozumieć, że dla nich naprawdę przestałam istnieć.
Natalia, 20 lat
Czytaj także:
- „Teściowa zapłaciła za mój kurs prawa jazdy. Czułam, że to podstęp, ale nie podejrzewałam, jakie naprawdę ma zamiary”
- „Rodzina chciała chleb za darmo, bo prowadzę piekarnię. Połamali zęby na własnej pazerności jak na czerstwym pieczywie”
- „Wszyscy w biurze uciekali w popłochu na widok szefa. Powiedział mi jednak coś, co zupełnie zmieniło jego wizerunek”

