„Rodzice byli przeciwni mojemu chłopakowi, więc od nich uciekłam. Dziś już wiem, że starszych należy słuchać”
„Zamknęłam za sobą drzwi z siłą, która miała pokazać, że to moja decyzja. W środku jednak czułam tylko gniew i tę dziwną pewność, że Marek udowodni im, jak bardzo się mylą. Pierwsze miesiące wydawały się spełnieniem marzeń”.

- Redakcja
Rok temu zamknęłam za sobą drzwi mieszkania rodziców, trzaskając nimi tak mocno, że wciąż pamiętam echo rozchodzące się po klatce schodowej. Wtedy wydawało mi się, że to był odgłos mojej wolności. Odcięłam się od wszystkiego, co znałam – od bezpieczeństwa, od ludzi, którzy wychowali mnie przez dwadzieścia pięć lat, od miejsca, które było moim domem.
Był starszy
Wybrałam Marka. Miał czterdzieści dziewięć lat, ja dopiero dwadzieścia sześć. Kiedy powiedziałam rodzicom, że go kocham, mama prychnęła z niedowierzaniem, a ojciec spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem.
– To nie jest miłość – usłyszałam od mamy, kiedy próbowałam wytłumaczyć, że różnica wieku nie ma znaczenia. – To fascynacja. I to niebezpieczna.
– Rób, co chcesz – dodał ojciec, wycierając ręce w ścierkę – ale pamiętaj, że tu zawsze będą zasady.
Nie słuchałam ich. Marek potrafił sprawić, że czułam się dorosła, ważna. Jego opowieści o świecie, o ludziach, o tym, że życie jest zbyt krótkie, by przejmować się opinią innych wciągały mnie jak wir. W jego mieszkaniu pachniało świeżo mieloną kawą i drogimi perfumami. Przy nim czułam się kimś innym niż w domu, gdzie wszystko było poukładane według twardych zasad ojca i emocjonalnych wybuchów matki.
Nie słuchałam
Ale iluzje mają to do siebie, że prędzej czy później zaczynają się kruszyć. Najpierw były drobne rysy – krytyczne uwagi, dziwne pytania o to, gdzie i z kim byłam, niechęć do moich planów zawodowych. Potem przyszły większe pęknięcia.
W uszach wciąż brzmią mi tamte rozmowy sprzed roku. Siedzieliśmy w salonie. W powietrzu wisiała cisza, której nikt nie chciał przerwać. W końcu to mama zaczęła, gładząc nerwowo materiał spódnicy.
– Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że ten Marek to miłość twojego życia? – spytała z uśmiechem, który miał więcej z ironii niż z radości. – Człowiek prawie dwa razy starszy od ciebie? Ty wiesz, jakie on ma motywy?
– Mamo, przestań. Znam go, wiem, jaki jest. Nie patrzę na PESEL, patrzę na człowieka – odpowiedziałam, czując, jak rośnie mi ciśnienie.
Nie akceptowali go
Ojciec wciągnął powietrze, jakby szykował się do ciosu.
– Ja nie będę patrzył, jak rujnujesz sobie życie – powiedział powoli, ale w jego głosie było napięcie. – Ten facet wie, jak manipulować taką młodą dziewczyną.
– Wy nigdy mnie nie wspieracie – wyrwało mi się. – Zawsze tylko krytyka, zawsze wiecie lepiej, co powinnam robić.
Mama uniosła brwi.
– Bo chcemy cię chronić. Ale ty tego nie rozumiesz.
– Nie, wy po prostu nie potraficie zaakceptować, że mogę sama zdecydować o swoim życiu – odparłam, patrząc im prosto w oczy.
Ojciec ruszył w moją stronę, stanął metr przede mną.
– Posłuchaj, Kinga. Jeśli teraz wyjdziesz, nie licz na to, że wrócisz i wszystko będzie jak dawniej.
Poczułam, jak w gardle zbiera mi się gula, ale nie dałam po sobie poznać, że jego słowa mnie dotknęły. Wstałam, chwyciłam torebkę i spojrzałam na nich po raz ostatni.
– Skoro tak, to nie zostaje mi nic innego.
Po prostu uciekłam
Zamknęłam za sobą drzwi z siłą, która miała pokazać, że to moja decyzja. W środku jednak czułam tylko gniew i tę dziwną pewność, że Marek udowodni im, jak bardzo się mylą.
Pierwsze miesiące z Markiem wydawały się spełnieniem marzeń. Wyjazdy nad morze, kolacje w małych restauracjach, poranki przy kawie bez pośpiechu. Nie dzwoniłam do rodziców, a on powtarzał, że to najlepsze, co mogłam zrobić – odciąć się od ich wpływu. Z czasem jednak coś zaczęło się zmieniać.
– Po co ci ta praca? – zapytał pewnego dnia, kiedy wspomniałam o rozmowie kwalifikacyjnej. – Ja zarobię na nas oboje. Lepiej zajmij się domem, odpocznij.
– Chcę mieć własne pieniądze – odpowiedziałam ostrożnie, ale widziałam, jak jego twarz twardnieje.
Zaczęły się drobne sprzeczki o to, dokąd wychodzę, z kim się spotykam. Mówił, że to troska, a ja czułam, że powoli tracę przestrzeń, której tak bardzo potrzebowałam. Mimo to wciąż bałam się przyznać, że może popełniłam błąd.
Zrozumiałam swój błąd
To była zwykła sobota, ale od rana atmosfera była napięta. Marek siedział przy stole, ja zbierałam się do wyjścia na spotkanie z koleżanką.
– Może w końcu spędzisz weekend w domu – rzucił bez podnoszenia wzroku.
– Spotykam się z nią raz na miesiąc, nie przesadzaj – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.
– Niewdzięczna jesteś – przerwał.
– A ty nigdy mnie nie słuchasz – wyrwało mi się. – Chcesz kontrolować każdy mój krok.
– Wiedziałem, że jesteś jeszcze dzieckiem – powiedział z pogardą.
– Bo nigdy nie chciałeś mnie naprawdę poznać – odpowiedziałam, czując, że to koniec.
Spakowałam kilka rzeczy do walizki, nawet nie próbował mnie zatrzymać. Kiedy wyszłam z klatki, nie miałam żadnego planu. Wiedziałam tylko, że nie wrócę do niego. Jedynym miejscem, które przychodziło mi do głowy, był dom rodziców.
Byłam zrozpaczona
Stanęłam przed ich drzwiami, w rękach ściskałam uchwyt walizki tak mocno, że aż bolały mnie palce. Nacisnęłam dzwonek. Po chwili otworzyła mama. Spojrzała na mnie od stóp do głów, jej twarz nie drgnęła.
– Mogę wejść? – zapytałam cicho.
Odsunęła się na bok, ale nie powiedziała ani słowa. Weszłam do środka, w salonie siedział ojciec. Patrzył w telewizor, nawet na mnie nie spojrzał.
– Pomyliłam się – zaczęłam niepewnie. – Chcę wrócić.
Mama skrzyżowała ręce.
– My cię ostrzegaliśmy – powiedziała chłodno.
Ojciec w końcu oderwał wzrok od ekranu.
– Tu nie ma miejsca na kolejne twoje błędy – oznajmił, jakby wygłaszał wyrok.
– To znaczy… nie mogę…? – głos mi zadrżał.
– Musisz nauczyć się żyć sama – odpowiedziała mama, a w jej oczach nie było litości.
Nie przyjęli mnie
Zrobiło mi się duszno. Opuściłam wzrok, chwyciłam walizkę i wyszłam, czując, że za mną zamykają się nie tylko drzwi, ale i reszta mojego dotychczasowego życia.
Kolejne noce spędzałam u różnych znajomych. Nigdzie nie czułam się na swoim miejscu. Moje rzeczy mieściły się w jednej walizce, a ja czułam się jak intruz, który ciągle przeszkadza. Pewnego wieczoru, kiedy zostałam sama, zadzwoniłam do mamy. Odebrała po kilku sygnałach.
– To nie jest dobry moment – powiedziała szybko, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, i rozłączyła się.
Położyłam telefon obok siebie i długo patrzyłam w ciemność. Miałam wrażenie, że ta cisza po drugiej stronie słuchawki była gorsza niż najostrzejsze słowa.
Kinga, 27 lat
Czytaj także:
- „Po 40. nagle poczułem, że zmarnowałem swoje życie. Wstydziłem się przed żoną i synem, więc postanowiłem ich zaskoczyć”
- „Po ślubie synowa próbowała odciąć mnie od syna. Chyba nie wie, że żonę można zmienić, ale matka jest tylko jedna”
- „Myślałam, że miłość nie może nikogo skrzywdzić. Teraz, gdy straciłam wszystko, jestem całkiem innego zdania”

