Reklama

Pewnego wieczoru pracowałam do późna nad nowym projektem dla kluczowego klienta. Wracałam po ciemku do domu, ale stanęłam przed blokiem i zapatrzyłam się w jedno okno, z którego roztaczało się ciepłe światło. Ktoś na pewno tam prowadził życie rodzinne, które tętniło nawet po zmroku. To było słychać.

Byłam mocno przygnębiona

Okno powyżej było ciemne i smutne. To właśnie tam mieszkałam. Poczułam jeszcze bardziej dotkliwe zimno. W moim mieszkaniu nic się nie działo, nikt nie czekał ze światłem i kolacją. Nie wiem dlaczego, ale odczułam to wyjątkowo intensywnie tamtego wieczoru – samotność, pustkę.

Już jakiś czas temu skończyłam trzydziestkę. Byłam sama, bez partnera, dzieci, długiego związku, który mogłabym wspominać z sentymentem. Miałam na koncie kilka relacji, które jednak nie przetrwały. Raz nawet mieszkałam z facetem prawie rok. Dopiero po tym czasie zrozumiałam, że to nie ma przyszłości. Nie czułam nigdy tych słynnych motylków w brzuchu, bezdennej radości i błogości na myśl o partnerze. Łudziłam się, że to przyjdzie z czasem. Zamiast sielanki przychodziło jednak tylko rozczarowanie.

Każdy dzień, taki jak dziś, kończył się samotnym wpatrywaniem się w seriale. Towarzyszył mi tylko kieliszek wina i paczka popcornu. Zaczęłam się obawiać, że wszystkie wieczory będę spędzać w ten sam chłodny sposób.

Noc upływała mi bezsennie, kołysana myślami o mojej bezsensownej sytuacji. Chciałam ją zmienić, ale nie wiedziałam jak. Od czego zacząć? Zasnęłam dopiero nad ranem, zmęczona własnym smutkiem. Przez to wszystko przespałam budzik albo wcale go nie włączyłam. Obudziłam się i gdy spojrzałam na zegarek, cała się spięłam.

Byłam spóźniona do pracy, a rano miało być ważne spotkanie z klientem. Miałam zrobić prezentację dla całego zespołu. Udało mi się w miarę szybko umyć i ubrać, zrobić kawę i zabrać ją w papierowym kubku, bo specjalnie kupiłam kilka na takie sytuacje. Szybko zamówiłam taksówkę i odliczałam minuty do przyjazdu do biura. Na miejscu prawie biegiem ruszyłam do wejścia. Wszystko szło dobrze do chwili, gdy ktoś na mnie wpadł. Jakiś facet zapatrzony w telefon.

Wszystko się posypało

Byłam wściekła i od razu na niego naskoczyłam.

Gdzie pan na oczy? – krzyknęłam, widząc, jak brązowa plama pokrywa moją białą koszulę. – Nie może pan patrzeć, gdzie idzie? Tak trudno się oderwać od telefonu?

– Tak mi przykro – odpowiedział zmieszany facet. – Po prostu otrzymałem ważnego…

– I przez to ja ucierpiałam. Dobrze, że kawa już wystygła. Tylko jak ja teraz wyglądam? Spieszę się do pracy!

– Bardzo panią przepraszam… – wydukał mężczyzna.

Dopiero wtedy spojrzałam na niego dłużej. Miał brązowe oczy i falujące włosy, które opadały kosmykiem na czoło z jednej strony. Przystojny, ale co z tego, skoro przez niego miałam zepsuty poranek? Co za oferma!

Przeprosiny nic tu nie zdziałają, muszę pędzić, bo i tak jestem spóźniona – powiedziałam poirytowana. – Proszę uważać na przyszłość – warknęłam, odchodząc.

Już po chwili pomyślałam, że może byłam dla niego za ostra. Miał jakiś taki zbolały wzrok. Ale po co się nim przejmowałam? Lepiej pożałowałabym siebie – nie dość, że będę po czasie, to jeszcze wyglądam jak ostatnia fleja. Ze złością wkroczyłam do biura, a koleżanka stanęła jak wryta na mój widok.

– Zespół czeka na ciebie w sali, ale nie powinnaś tak się pokazywać – rzuciła tylko.

Jakoś udało mi się ją uprosić, żeby zamieniła się ze mną bluzkami. Po chwili Karolina uznała, że po prostu posiedzi w samym sweterku, zamiast w koszuli z plamą. Ja nie miałam już czasu na rozważania. Szybkim krokiem ruszyłam do konferencyjnej. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam drzwi.

Zrobiłam z siebie pośmiewisko

Już prawie się uspokoiłam, ale gdy tylko rozejrzałam się po obecnych osobach, oblał mnie zimny pot. Obok szefa siedział... mężczyzna, który na mnie wpadł i przez którego oblałam się kawą. Poszedł, żeby się przywitać.

– Dzień dobry pani – powiedział i niepewnie spojrzał mi w oczy.

Przez chwilę stałam jak oniemiała. Czułam gorąco na policzkach, a dłonie mi się spociły. Podałam mu dłoń i odwzajemniłam spojrzenie. Było mi strasznie wstyd. Na sali zapadła krępująca cisza.

Szef wreszcie przejął inicjatywę i rozpoczął spotkanie.

– Pani Sylwia teraz zaprezentuje dla pana naszą specjalną ofertę – rzucił nieco zirytowany. – Zapraszam państwa na miejsca. Dajmy pani Sylwii chwilę na przygotowanie prezentacji.

Na szczęście zrobiłam wszystko automatycznie. Prowadziłam prezentacje biznesowe tysiące razy. Do tego wystąpienia byłam dobrze przygotowana. Zaprezentowałam ofertę, ale w środku czułam się okropnie. Nie wiedziałam, czy jest mi bardziej wstyd, czy jestem bardziej wściekła na to wszystko.

Dlaczego to skumulowało się akurat dzisiaj? Spóźnienie, ten wypadek z kawą i ten sam facet w pracy? Przecież zawsze wszystkiego pilnuję, działam jak w zegarku. Minuty na spotkaniu ciągnęły się jak godziny. Omawiałam kolejne wykresy i liczby jak robot. Gdy dobrnęłam do końca, ledwo udało mi się wyjść z sali.

Zostawiłam dokumenty i ruszyłam do wyjścia, żeby zaczerpnąć powietrza. Wprawdzie to ruchliwe centrum miasta, ale zawsze lepsze to niż duszne pokoje w biurowcu. Usiadłam na ławce, zamknęłam oczy i miałam nadzieję, że nie ośmieszyłam całej firmy. Oby nie z mojej winy ten klient porzucił naszą ofertę. Modliłam się w myślach, żeby nie zmarnować ostatnich tygodni pracy przez ten jeden pechowy poranek.

Nie mogłam w to uwierzyć

W pewnej chwili usłyszałam kogoś blisko siebie.

– Pani Sylwia? Przepraszam… – mówił ktoś sympatycznym tonem.

Gdy otworzyłam oczy, stał obok mnie facet, przez którego to wszystko się zaczęło. Nie wyglądał na zawstydzonego. Wręcz przeciwnie – uśmiechał się do mnie.

– Pani prezentacja bardzo mi się podobała. Chciałem dać pani znać, że zaprezentowane dane do mnie przemówiły i że z pani przełożonym podpisałem zgodę na kontrakt. Nie zapomniałem wspomnieć, że to pani zasługa.

– Dziękuję – powiedziałam tylko, bo ledwo mogłam wydać z siebie dźwięk.

Nagle przestałam się denerwować i stresować. Wszystko się udało mimo tak wielu przeszkód po drodze. Prezentacja spełniła swój cel, klient się nie zniechęcił, a wręcz przeciwnie – był zadowolony. Dostałam pochwałę, którą słyszał mój szef. Dzięki temu nie będzie mi wypominał tej wpadki ze spóźnieniem. Kamień spadł mi z serca.

Dopiero po chwili mogłam zwrócić uwagę na mojego rozmówcę. Odetchnęłam głęboko. Zobaczyłam w nim przystojnego mężczyznę, zamiast irytującego nieznajomego, który mnie zdenerwował. Mówił do mnie uprzejmie i życzliwie łagodnym tonem.

– Nic mnie nie tłumaczy z tego porannego wypadku, przez który narobiłem pani kłopotów – ciągnął facet, który przedstawił się wcześniej w biurze jako Robert. – W dokumentach mam pani dane i numer telefonu. Może zadzwonię za jakiś czas i spotkamy się na kolacji? Oczywiście w ramach przeprosin za zniszczony ubiór…

Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Odruchowo spojrzałam na jego dłonie i nigdzie nie znalazłam śladu obrączki.

– To jak? Będę mógł zadzwonić? Przyjmie pani zaproszenie? – ponowił pytanie Robert.

– Tak, oczywiście – odpowiedziałam trochę zbyt entuzjastycznie, za co po chwili zganiłam się w duchu.

Pożegnaliśmy się, a ja wróciłam do biura. Jeszcze nigdy nie miałam tak szalonego poranka. Wróciłam do biura i pomyślałam o Robercie. Wtedy to poczułam – motyle brzuchu. Naprawdę, po tym wszystkim? Uczucia jednak działają w całkiem nieprzewidywalny sposób – przekonałam się o tym po trzydziestu latach czekania!

Sylwia, 35 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama