„Raz chciałam zaszaleć i teraz tego żałuję. Za kilka miesięcy powitam efekt nieprzemyślanych decyzji”
„Zaczęło się jak to zawsze bywa. Brak okresu, który tłumaczyłam sobie stresem. Potem zmęczenie, rozdrażnienie, senność. Zwalałam winę na wszystko – pogodę, pracę, hormony. Ale gdzieś z tyłu głowy tliła się myśl, której nie chciałam dopuścić do świadomości”.

- Redakcja
Nigdy nie byłam szaloną dziewczyną. Zawsze ostrożna, rozsądna, trzymająca się zasad. Imprezy? Rzadko. Przygody? Tylko w książkach. A jednak raz w życiu postanowiłam odpuścić rozsądek, wyłączyć myślenie i po prostu... zaszaleć. Wydawało się, że nic złego z tego nie wyniknie – przecież wszyscy tak czasem robią. Jeden wieczór, jeden wybryk, trochę emocji, które wtedy wydawały się niesamowite. I teraz, kilka miesięcy później, kiedy patrzę na swoje odbicie w lustrze, wiem, że konsekwencje tej decyzji zostaną ze mną na zawsze. Bo w brzuchu rośnie człowiek, który nie był w planach.
Nie muszę być grzeczna
– No weź, przecież nie masz dzieci, chłopa, zobowiązań... chociaż raz się zabaw! – śmiała się Kaśka, moja współlokatorka, wciskając mi do ręki kieliszek prosecco.
Nie byłam w nastroju na świętowanie, ale ona uparła się, że urodziny trzeba obchodzić. I że dwudzieste szóste to wcale nie taka duża liczba, żeby siedzieć w dresie przed Netflixem.
– Przecież nawet nie masz sukienki – fuknęłam, popijając wino.
– Ty też nie. Ale od czego są moje szafy?
Dwie godziny później, wymalowane i wysprzątane jak na bal życia, wylądowałyśmy w klubie, do którego normalnie bym nie poszła. Głośna muzyka, tłum ludzi, światła, dym. Czułam się, jakbym przeniosła się do innej rzeczywistości.
– Zatańcz ze mną – zawołała Kaśka, ciągnąc mnie na parkiet. I wtedy go zobaczyłam.
Stał przy barze, w czarnej koszuli, z lekkim uśmiechem i spojrzeniem, które aż pieściło skórę. Wyglądał na pewnego siebie, takiego, który zawsze wie, czego chce. I kiedy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam coś dziwnego. Coś, czego wcześniej nie znałam. Napięcie. Ciekawość. Ekscytację.
– On się na ciebie gapi – szepnęła Kaśka. – I nie zamierza przestać.
– I co z tego?
– Może w końcu dasz komuś szansę?
Nie zamierzałam. Serio. Ale tamtego wieczoru coś we mnie pękło. I kiedy zaprosił mnie na drinka, powiedziałam „tak”, choć każda część mojego ciała krzyczała „uciekaj”.
Wszystko działo się za szybko
Na początku był po prostu czarujący. Wysoki, dobrze ubrany, pachniał drogo i mówił z lekkim akcentem. Nazywał się Igor. Twierdził, że pracuje „w marketingu, coś z eventami”. Uśmiechał się szeroko, nachylał się w moją stronę, a ja – wciąż zaskoczona, że ktoś taki w ogóle zwraca na mnie uwagę – zaczęłam się śmiać z jego żartów, nawet tych, które nie były śmieszne.
– Ładnie się śmiejesz – powiedział. – Lubię, jak kobieta potrafi się cieszyć życiem.
To głupie, ale w tamtym momencie poczułam się... zauważona. A może nawet ważna. Po tylu miesiącach samotności i udawania, że wszystko jest okej, to jedno zdanie trafiło mnie jak strzała. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Tańce. Następny drink. Jego ręka na moich plecach, coraz śmielsza. A ja – jakby ktoś podmienił mi mózg – nie zaprotestowałam. Gdy zaproponował, żebyśmy pojechali do niego „na jeszcze jeden kieliszek”, nie zrobiłam tego, co robiłam zawsze: nie odmówiłam.
– Tylko na chwilę – mruknęłam, bardziej do siebie niż do niego.
Jego mieszkanie było sterylne, zimne, urządzone jak z katalogu. Podał mi białe wino, puścił jakąś chilloutową muzykę, a potem już nie pamiętam, kto zrobił pierwszy ruch. Pamiętam tylko, że serce waliło mi jak oszalałe, gdy jego dłoń wsunęła się pod moją bluzkę. Że byłam zawstydzona, ale nie powiedziałam „nie”. I że rano wstałam wcześniej. Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam. Bez słowa.
Znikał i wracał, kiedy chciał
Nie planowałam się z nim znowu spotkać. Naprawdę. Wręcz sobie obiecałam, że to był jeden raz. Wpadka. Głupi wybryk. Koniec. Ale tydzień później dostałam od niego wiadomość.
– Hej, myślałem o tobie. Może kawa?
Nie odpisałam od razu. Potem było kolejne „hej”, uśmiechnięta buźka, propozycja lunchu. I chociaż coś we mnie mówiło, że to nie ten typ faceta, przy którym mogłabym czuć się bezpiecznie, dałam się przekonać. Pojechałam. I znowu się z nim przespałam. Zaczęliśmy spotykać się regularnie. A raczej – wtedy, kiedy on miał czas. Czasem zjawiał się znikąd, późnym wieczorem, z winem w dłoni i tym swoim uwodzicielskim spojrzeniem. Innym razem znikał na tydzień bez słowa. Bez sms-a, bez jakiegokolwiek znaku, że istnieję.
– I jak ten twój Igor? – dopytywała Kaśka.
– Fajnie jest, ale to nic poważnego – kłamałam. A przecież czekałam na każde jego „hej” jak głupia.
Nigdy nie powiedział, że jesteśmy razem. Nie zabrał mnie na żadną kolację. Nie przedstawił nikomu ze znajomych. Ale kiedy był obok, potrafił być tak czuły, tak obecny, że trudno było mi uwierzyć, że to tylko gra.
– Chcę cię widzieć częściej – mówił, a potem milczał przez dwa tygodnie.
Nie miałam pojęcia, czy spotyka się z kimś jeszcze. Bałam się zapytać. Może dlatego, że bałam się odpowiedzi. A może dlatego, że w głębi serca już czułam, że to nie jest historia z happy endem.
Test, który zmienił wszystko
Zaczęło się jak to zawsze bywa. Brak okresu, który tłumaczyłam sobie stresem. Potem zmęczenie, rozdrażnienie, senność. Zwalałam winę na wszystko – pogodę, pracę, hormony. Ale gdzieś z tyłu głowy tliła się myśl, której nie chciałam dopuścić do świadomości. Któregoś dnia po pracy weszłam do drogerii, zupełnie jakby mnie coś tam pchało. Zabrałam test z półki, zapłaciłam, schowałam go na dno torebki. Leżał tam trzy dni, zanim się odważyłam go użyć.
Był piątek rano. Kaśka nocowała u chłopaka. Miałam wolne. I wtedy, ledwo wstałam, poszłam do łazienki, drżącymi rękami rozpakowałam opakowanie i... zrobiłam to. Dwie kreski. Bez cienia wątpliwości. Siedziałam na zimnych kafelkach, wpatrzona w maleńki plastikowy kawałek, jakby miał zaraz przemówić i powiedzieć: „Żartowałem. To błąd”. Ale kreski były wyraźne. Ciąża.
Najpierw był szok. Potem niedowierzanie. Potem płacz. Płakałam tak, jakby miało to coś pomóc. Jakby łzy miały wymazać tę drugą kreskę z testu. Ale ona nie znikała.
– I co teraz? – spytałam swojego odbicia w lustrze. – Co ty, idiotko, narobiłaś?
Nie miałam wątpliwości, kto jest ojcem. W moim życiu od miesięcy nie było nikogo innego. Igor. Ten sam, który znikał, kiedy miał na to ochotę. Ten sam, którego ledwo znałam, mimo że widywałam jego ciało tak blisko. Wiedziałam, że muszę mu powiedzieć. I równie mocno wiedziałam, że nie chcę tego robić.
Gdy powiedziałam mu prawdę...
Zebrałam się na odwagę tydzień później. Przez ten czas próbowałam sobie wyobrazić każdą możliwą wersję tej rozmowy – od dramatycznych wyznań, po spokojne, dorosłe ustalenia. Ale Igor nie pasował do żadnego z tych scenariuszy. W końcu napisałam do niego wiadomość:
– Musimy pogadać. To ważne.
Odpisał dopiero następnego dnia:
– Jasne. Wpadniesz?
Wzięłam taksówkę. Przez całą drogę ściskałam telefon, mając ochotę kazać kierowcy zawrócić. Ale dotarłam. Igor otworzył drzwi jak zwykle – uśmiechnięty, w rozpiętej koszuli, jakby nic się nie działo.
– Co się stało? – zapytał, nalewając sobie whisky.
– Jestem w ciąży – wypaliłam.
Zamarł. Patrzył na mnie, jakbym właśnie oznajmiła, że przyjechałam z Marsa. Potem usiadł na kanapie, wziął łyk i powiedział:
– Jesteś pewna?
– Tak. Zrobiłam trzy testy i byłam u lekarza.
Milczał. Przez chwilę myślałam, że może coś powie, że zapyta, co planuję, co czuję. Ale on tylko wzruszył ramionami.
– To twoja decyzja – oznajmił chłodno. – Ale ja się do tego nie nadaję. Nie chcę być ojcem.
Wstałam. Zacisnęłam pięści, żeby nie zacząć krzyczeć. Bo to nie była rozmowa, to był koniec. Koniec złudzeń, że może, choć przez chwilę, liczyłam się dla niego bardziej niż jako ciało, które można przytulić, kiedy akurat ma się ochotę. Wyszłam bez słowa. I wtedy już wiedziałam – zostałam z tym wszystkim sama.
Nie tak miało wyglądać moje życie
Od tamtej rozmowy minęły dwa miesiące. Brzuch zaczyna mi się zaokrąglać. Czasem kładę na nim rękę i próbuję sobie wyobrazić, kim będzie to maleństwo. Czy będzie miało moje oczy? A może jego? To dziwne, ale już je kocham. Mimo lęku. Mimo samotności. Mimo złości na siebie samą.
Igor więcej się nie odezwał. Nie zapytał, jak się czuję, nie zaproponował żadnej pomocy. W sumie – nie jestem zaskoczona. Myślę, że wolałby, żebym po prostu zniknęła. Żebym mu nie psuła życia. Kaśka została przy mnie. Jeździła ze mną na badania, robiła herbatę, kiedy leżałam w łóżku z mdłościami. To dzięki niej nie zwariowałam. Ale każdej nocy i tak zasypiam sama. Z głową pełną myśli, z pytaniami bez odpowiedzi. Najczęściej jednym:
– Dlaczego?
Dlaczego nie powiedziałam „nie”, kiedy jeszcze mogłam? Dlaczego dałam się zwieść komuś, kto nie chciał mnie naprawdę? Dlaczego pomyliłam chwilowe zauroczenie z czymś więcej? Nie wiem. Może dlatego, że byłam zmęczona byciem rozsądną. Może dlatego, że pragnęłam uwagi. Czułości. Dotyku.
Raz chciałam zaszaleć. Tylko raz. A teraz... za kilka miesięcy urodzę dziecko. Będę mamą. Samotną. Przerażoną. Ale mam jedno postanowienie: dam radę. Dla niego. Dla niej. Dla nas. Bo choć to nie tak miało wyglądać moje życie, to teraz nie mam innego. Muszę je przeżyć najlepiej, jak potrafię.
Oliwia, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż po śmierci zostawił mi same niespodzianki. Puste konto to był dopiero początek odkrywania prawdy”
- „Ja robię karierę, a mój mąż zajmuje się domem. Znajomi się śmieją, że ukradłam mu spodnie, ale my jesteśmy szczęśliwi”
- „Mój mąż groził mi, że zostawi mnie na lodzie. Trzeba było widzieć jego minę, gdy zrealizowałam swój plan”

