Reklama

Jeszcze dwa lata temu w ogóle nie myślałam o siłowni. Właściwie nie myślałam o sobie. Moje życie kręciło się wokół pracy, obowiązków, rachunków i tego, co trzeba załatwić. Po rozwodzie czułam, że zniknęłam – dla świata, dla mężczyzn, a czasem nawet dla samej siebie.

Reklama

Kasia mówiła: „Weź się w garść, Monika! Idź na jogę, do kosmetyczki, kup coś ładnego!” Ale nie umiałam. W mojej głowie ciągle tkwiła myśl: „A po co?”

Któregoś wieczoru spojrzałam na siebie w lustrze. Wory pod oczami, szara skóra, włosy związane byle jak. Jakbym patrzyła na kogoś obcego. Przesunęłam dłonią po biodrach – trochę więcej tu, trochę tam. Nie chodziło o to, że byłam gruba. Czułam się… nijaka. Nazajutrz poszłam na siłownię. Nie wiedziałam jeszcze, że to miejsce, gdzie poczuję się znowu zauważona. I że to niekoniecznie będzie coś dobrego.

Przez kolejne tygodnie chodziłam coraz częściej

– I jak tam po pierwszym treningu? – Kasia popijała cappuccino i patrzyła na mnie z uniesioną brwią.

Westchnęłam i rozmasowałam ramię.

– Chyba umrę. Nie wiedziałam, że można mieć zakwasy nawet w palcach.

Kasia zaśmiała się.

– I jak trener? Łaskawy?

Przewróciłam oczami.

– Adam. Uroczy, zabawny i pewnie tak samo uroczy dla każdej kobiety, którą tam spotyka. Ale fakt, potrafi zmotywować.

To było mało powiedziane. Adam miał w sobie coś, co sprawiało, że chciało się dla niego starać. Kiedy mówił: „Dobrze, Monika! Jesteś silniejsza, niż myślisz!”, czułam, że naprawdę tak jest. Gdy korygował moje ruchy, dotykając lekko pleców czy ramienia, przez skórę przebiegał mi dreszcz. Przez kolejne tygodnie chodziłam coraz częściej. Nie tylko dla ćwiczeń. Dla niego. A on to zauważył.

– Wiesz, Monika… – rzucił pewnego dnia, opierając się o maszynę. – Masz w sobie coś wyjątkowego.

Może naprawdę mu się podobam?

To zdanie utkwiło mi w głowie na długo. Masz w sobie coś wyjątkowego. Nie powiedział tego byle jak, od niechcenia. Patrzył mi wtedy w oczy, a ja poczułam, jak coś we mnie drgnęło. Kiedy ostatni raz ktoś tak na mnie patrzył? Kiedy ostatni raz czułam się… zauważona?

Adam miał w sobie coś, co sprawiało, że chciało się dla niego starać. Był uroczy, pewny siebie i sprawiał, że czułam się ważna. Kiedy poprawiał mi postawę podczas ćwiczeń, kiedy nachylał się, by szepnąć wskazówki – czułam dreszcze. Po raz pierwszy od lat zaczęłam czuć się atrakcyjna.

Z każdym treningiem nasze rozmowy stawały się bardziej osobiste. Adam pytał o moje życie, o rozwód, o to, co lubię robić poza pracą. Słuchał uważnie, zadawał pytania, komentował. I wtedy pierwszy raz pomyślałam: Może naprawdę mu się podobam?

Wszystko stało się jasne, gdy pewnego dnia, po treningu, spojrzał na mnie i rzucił:

– Wiesz, Monika… powinniśmy kiedyś wyskoczyć na kolację. Nie jako trener i klientka. Jako Adam i Monika.

Serce podskoczyło mi do gardła. Randka? Po latach?

– Jasne – odpowiedziałam, zanim mój rozsądek zdążył mnie powstrzymać.

Kolacja była jak sen. Przytulna restauracja, dobre wino i on – patrzący na mnie w taki sposób, że czułam się piękna.

– Jesteś wyjątkowa, Monika – szepnął, ujmując moją dłoń.

I wtedy naprawdę w to uwierzyłam.

Słowa Kasi zaczęły dźwięczeć mi w głowie

Z każdym dniem coraz bardziej wciągałam się w tę relację. Adam pisał do mnie codziennie, a ja czekałam na jego wiadomości z bijącym sercem. Każdy trening stawał się pretekstem do dłuższej rozmowy, do przypadkowego dotyku. Mówił, że podziwia moją determinację, że niewiele kobiet ma taką pasję i siłę jak ja.

– Jesteś wyjątkowa, Monika – szepnął kiedyś, poprawiając mi ułożenie ramienia.

Uwierzyłam. Chciałam wierzyć.

Kasia patrzyła na mnie z niepokojem.

– Jesteś pewna, że nie mówi tego samego innym kobietom?

Przewróciłam oczami. – Kasia, to nie jest jakiś podrywacz, tylko facet, który naprawdę się mną interesuje. Widziałabyś, jak na mnie patrzy.

– No właśnie, widziałabym… – mruknęła pod nosem.

Słowa Kasi zaczęły dźwięczeć mi w głowie. Pewnego dnia, czekając na Adama w siłowni, zobaczyłam, jak trenuje z inną kobietą. Była młodsza, śmiała się perliście, a on mówił do niej dokładnie to samo, co do mnie. Te same żarty, te same gesty, ten sam dotyk.

Zamarłam. To był przypadek, prawda?

Ale nie dawało mi to spokoju. Kilka dni później, kiedy Adam zostawił swój telefon na ławce, zerknęłam na ekran. Wiadomości. Imiona, których nie znałam. Serduszka. Słowa, które wydawały się tak dobrze znajome.

Nagle wszystko zaczęło się rozsypywać.

Zawahał się, gdy zapytałam wprost

Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Patrzyłam na ekran telefonu Adama, a każda kolejna wiadomość wbijała mi nóż w serce. „Jesteś niesamowita”, „Uwielbiam z tobą pracować”, „Nie mogę się doczekać naszego spotkania” – to samo, co pisał do mnie. Nawet te same emotikonki.

Zatrzasnęłam telefon i odsunęłam się od ławki, jakbym się sparzyła. Serce waliło mi tak mocno, że ledwo mogłam złapać oddech. Przecież to musiało być jakieś nieporozumienie, prawda? Może były to tylko niewinne wiadomości? Może Adam po prostu był miły?

A może byłam idiotką.

Tego wieczoru zadzwoniłam do Kasi.

– Miałam rację, prawda? – zapytała cicho, gdy opowiedziałam jej, co zobaczyłam.

– Nie wiem… – Głos mi się załamał. – Czuję się, jakby ktoś mnie spoliczkował. Myślałam, że jestem wyjątkowa.

– Bo jesteś – powiedziała stanowczo. – Ale on nie jest wyjątkowy. Jest zwykłym uwodzicielem.

Następnego dnia, kiedy Adam podszedł do mnie na siłowni, uniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.

– Powiedz mi prawdę. Czy ja naprawdę byłam dla ciebie kimś szczególnym?

Zawahał się. I to było wszystko, co musiałam wiedzieć.

Przecież niczego ci nie obiecywałem

Adam uśmiechnął się tak samo, jak zawsze. Tym razem nie działało to na mnie w ten sposób, co wcześniej.

– Monika, o co ci chodzi? – zapytał lekko, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie.

Nie zamierzałam dać się zbyć.

– Chodzi o to, że mówiłeś mi dokładnie to samo, co innym kobietom. Myślałam, że jestem dla ciebie wyjątkowa. A ty po prostu… masz schemat.

Westchnął i odwrócił wzrok.

– Słuchaj, jesteś świetną kobietą. Lubię spędzać z tobą czas, ale chyba źle mnie zrozumiałaś.

Zacisnęłam dłonie w pięści. Więc to ja miałam problem, tak?

– Nie. To ty świetnie wiesz, co robisz – powiedziałam ostro. – Sprawiasz, że kobieta czuje się wyjątkowa, tylko po to, żeby budować swoje ego.

Na jego twarzy pojawił się lekki grymas, ale nie zaprzeczył.

– Nie rób scen, Monika. To było miłe, ale przecież niczego ci nie obiecywałem.

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

– Masz rację. Nie obiecywałeś. Ale ja też już niczego od ciebie nie chcę.

Odwróciłam się i odeszłam.

Wyszłam z siłowni, czując w sobie gniew, rozczarowanie, ale i coś jeszcze – ulgę. W końcu to nie Adam decydował o mojej wartości. To, że zwrócił na mnie uwagę, nie oznaczało, że teraz jestem coś warta.

To ja sama o tym decydowałam.

Dałam się nabrać, bo tego potrzebowałam

Przez kolejne dni czułam, jakbym przeszła przez emocjonalny rollercoaster. Gniew, smutek, rozczarowanie – wszystko we mnie buzowało. Siłownia, która jeszcze niedawno była moim miejscem odrodzenia, teraz wydawała się pełna kłamstw i fałszywych uśmiechów.

Nie chodziło tylko o Adama. Chodziło o mnie. O to, jak bardzo chciałam wierzyć, że jestem dla kogoś wyjątkowa, że znowu mogę być zauważona. Dałam się nabrać, bo desperacko tego potrzebowałam.

Kasia przyszła do mnie, by mnie pocieszyć.

– No i? – zapytała, nalewając mi do kieliszka.

Westchnęłam ciężko.

– Byłam naiwna.

– Nie. Byłaś spragniona czułości. To nie to samo.

Spojrzałam na nią.

– To boli, Kasia.

– Wiem – przytaknęła. – Ale przejdzie.

Wróciłam na siłownię, ale już nie dla Adama. Nie dla nikogo. Dla siebie. Czułam się zawiedziona, ale jednocześnie silniejsza. Teraz już wiedziałam – nie potrzebowałam niczyjego uwielbienia, żeby czuć się wartościowa.

To ja byłam dla siebie najważniejsza.

Monika, 41 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama