Reklama

Zawsze uważałam siebie za przeciętną. Zwykła dziewczyna ze zwykłego osiedla, z kompleksami pielęgnowanymi od podstawówki. Nie spodziewałam się fajerwerków od życia, tym bardziej nie spodziewałam się... jego. Rafał pojawił się jak z innego świata. Przystojny, pewny siebie, z tym uśmiechem, który mógłby być reklamą pasty do zębów. Gdy spojrzał na mnie po raz pierwszy, odwróciłam się za siebie, pewna, że patrzy na kogoś innego. Bo niby czemu miałby patrzeć na mnie? I dlaczego później naprawdę ze mną został? Może z litości? Przez wiele tygodni nie umiałam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę…

Mężczyzna z plakatu

Wpadliśmy na siebie w osiedlowym sklepie. Dosłownie. On wychodził z alejki, ja z drugiej strony i zanim zdążyłam zareagować, już trzymał mnie za łokieć, żebym się nie przewróciła. Spojrzałam w górę, gotowa rzucić jakieś „przepraszam” albo chociaż „nic się nie stało”, ale zaniemówiłam. Ten facet wyglądał jak żywcem wycięty z reklamy drogich perfum. Wysoki, z ciemnymi włosami, szczęką jak wykuta dłutem i spojrzeniem, od którego przeszły mnie ciarki.

– Nic ci nie jest? – zapytał, nie puszczając mojego ramienia.

– Nie… to znaczy… wszystko w porządku – wydukałam.

– Na pewno? Bo tak spojrzałaś, jakbyś zobaczyła ducha.

– E, nie… po prostu… – zaczerwieniłam się jak burak i odsunęłam się o krok.

Uśmiechnął się. Ciepło, prawdziwie. I właśnie wtedy mnie zaskoczył.

Może dasz się zaprosić na kawę? Przeprosiny za ten mini-wypadek?

Myślałam, że żartuje. Rozejrzałam się, szukając ukrytej kamery albo znajomych, którzy zrobili mi jakiś głupi dowcip. Ale nie. Był sam. I patrzył tylko na mnie. Poszliśmy do tej samej kawiarni, do której chodziłam z koleżankami z pracy. Gdy weszliśmy razem, kelnerka spojrzała na mnie jakby pytała wzrokiem „jak ty to zrobiłaś?!”. Sama siebie o to pytałam. Przez całą godzinę nie mogłam uwierzyć, że naprawdę siedzę naprzeciwko takiego faceta. Że mówi do mnie. Że się śmieje. Że dopytuje o moje życie. I nie wygląda, jakby się nudził. To było tak nierzeczywiste, że zaczęłam podejrzewać, że śnię.

Czy to naprawdę ja?

Od tamtej pierwszej kawy minęły trzy tygodnie, a ja wciąż miałam wrażenie, że to nie moje życie. Spotykaliśmy się regularnie. Rafał dzwonił, pisał, proponował kolejne spotkania – kino, spacer, pizza po pracy. I zawsze, zawsze był punktualny, zainteresowany i… czuły. Nigdy nie przegapił okazji, by złapać mnie za rękę, przytulić, spojrzeć tymi swoimi oczami, jakby naprawdę cieszył się, że jestem obok. I właśnie wtedy zaczęły się moje wątpliwości.

Za każdym razem, kiedy przeglądałam się w lustrze przed wyjściem, słyszałam w głowie głos: „On na pewno nie widzi, jak naprawdę wyglądasz. Zorientuje się. Zniknie”. Przecież znałam siebie. Moje włosy żyją własnym życiem, cera nigdy nie była idealna, mam krzywe zęby i figurę, którą dietetyczka kiedyś nazwała „uroczo miękką”. A jednak… Rafał był. Nadal.

– Myślałam, że nie napiszesz – rzuciłam pewnego wieczoru, gdy zaproponował spacer po pracy.

Czemu miałbym nie napisać? – spojrzał zdziwiony.

– Nie wiem… jesteś taki… no, wiesz… A ja jestem… ja.

Zaśmiał się cicho i zatrzymał się na środku chodnika.

– To dobrze, że jesteś sobą. Wiesz, że to właśnie za to cię lubię?

Nie odpowiedziałam. Bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Jego słowa rozgrzały mi serce, ale nie przegnały moich demonów. Wciąż nie umiałam uwierzyć, że taki mężczyzna jak Rafał – z twarzą modela i uśmiechem filmowego bohatera – naprawdę może być ze mną. Z własnej woli. Bez żadnej ukrytej gry

Zbyt piękne, by było prawdziwe

Zaczęłam analizować wszystko, co mówił. Każde słowo, spojrzenie, wiadomość. Czy naprawdę mnie lubił? Czy może był jednym z tych facetów, którzy lubią się zabawić z dziewczyną o niskim poczuciu własnej wartości, a potem znikają? A może miał dziewczynę, narzeczoną, żonę? Zaczęłam wypytywać znajomych, czy ktoś go kojarzy. Nikt nie znał Rafała. Twierdził, że dopiero przeprowadził się z Krakowa, że pracuje zdalnie, że nie zna jeszcze nikogo. I niby wszystko się zgadzało – opowiadał o swojej pracy, pokazywał zdjęcia z biura, zdjęcia z siostrą, mamą.

Ale we mnie coś pęczniało. Niewidzialny niepokój. Zaczęłam zaglądać mu przez ramię, gdy coś pisał. Zajrzałam mu do telefonu, kiedy zostawił go w kuchni, poszedł do łazienki. Wiem, że to okropne. Wiem, że nie powinnam. Ale byłam zbyt przyzwyczajona do rozczarowań, żeby tak po prostu uwierzyć, że ktoś taki jak Rafał może być… prawdziwy.

I właśnie wtedy znalazłam. Wiadomość od jakiejś kobiety. Krótka. „Daj znać, kiedy znowu znajdziesz chwilę”. Serce mi zamarło. Nie odpisał, ale… czy to miało znaczenie? Kiedy wrócił z łazienki, byłam cicho. Usiedliśmy do kolacji. Uśmiechał się. A ja udawałam, że wszystko jest w porządku. Ale w mojej głowie rozpętała się burza. Zasnęłam tamtej nocy w jego łóżku, wtulona w jego ramiona, a jednocześnie czując się milion kilometrów od niego. Co, jeśli to wszystko to była tylko gra?

W cieniu wątpliwości

Przez następne dni nie potrafiłam cieszyć się żadnym wspólnym momentem. Uśmiechałam się, kiedy on się śmiał, ale robiłam to jak automat. Kiedy mnie przytulał, czułam się… niepewnie. Tak, jakby za chwilę miał puścić, wstać, ubrać się i wyjść – na zawsze.

Nie poruszałam tematu tej wiadomości. Bałam się, że gdy zapytam, potwierdzi się wszystko, czego nie chciałam usłyszeć. Ale też nie mogłam przestać o niej myśleć. Twarz tej kobiety – chociaż jej nie znałam – siedziała mi w głowie jak zadra. Kim była? Byłą dziewczyną? Kimś aktualnym?

– Coś się dzieje? – zapytał któregoś dnia, kiedy trzeci raz z rzędu odsunęłam się, kiedy próbował mnie pocałować.

– Nie… po prostu jestem zmęczona – skłamałam.

Zamilkł. W jego oczach pojawiło się napięcie. Chciał coś powiedzieć, ale tylko westchnął. Wieczorem, już w domu, napisał mi:

Nie wiem, czy zrobiłem coś nie tak. Ale jeśli tak – powiedz mi. Proszę.

Zacisnęłam telefon w dłoni. Minuty mijały, a ja nie wiedziałam, co odpisać. W końcu wystukałam:

Kim jest Agata?

Nie odpisał od razu. A kiedy już odpisał, poczułam serce w gardle.

Agata to była dziewczyna mojego brata. Zmarł dwa lata temu. Spotkaliśmy się raz, pogadaliśmy, czasem coś do mnie pisze. Ale nie łączy nas nic więcej. Przysięgam.

Usiadłam z wrażenia. Z jednej strony – ulga. Z drugiej – brak zaufania. Nie sobie. Ani temu, że ktoś może mnie naprawdę chcieć.

To nie ja byłam problemem

Zaczęłam się wycofywać. Powoli, niemal niezauważalnie. Czasem nie odbierałam telefonu, odpisywałam po kilku godzinach. Tłumaczyłam się pracą, bólem głowy, obowiązkami. Rafał nie naciskał. Nie pisał jak szalony, nie bombardował wiadomościami. Ale był obecny. Codziennie wysyłał „Dzień dobry” i „Śpij dobrze”. Czasem jakąś piosenkę, którą „miała mi się spodobać”. Albo zdjęcie kota sąsiadki, którego polubiłam.

Ale ja już byłam gdzieś indziej. W swojej głowie. W miejscach, gdzie nikt mnie nie chce naprawdę. Gdzie każdy się mną bawi, a potem zostawia. Miałam taki schemat wdrukowany w serce. I kiedy wreszcie stanęłam z Rafałem twarzą w twarz i powiedziałam:

– Chyba lepiej, żebyśmy przestali się spotykać...

...on przez dłuższą chwilę tylko patrzył. Nie rozpaczał. Nie błagał. Nie śmiał się. W końcu powiedział:

– Szkoda. Bo naprawdę cię polubiłem. Ale nie będę cię ciągnął na siłę, jeśli nie wierzysz, że to może się udać.

Nie miał pretensji. Nie próbował mnie przekonywać. A to bolało jeszcze bardziej. Bo dopiero wtedy zrozumiałam, że problem nie leżał w nim. On był w porządku. Czuły, uważny, obecny. A ja? Ja byłam tą, która nie wierzyła, że zasługuje na coś dobrego. Odepchnęłam kogoś, kto mnie naprawdę chciał – bo bałam się, że to nie potrwa. Tydzień później widziałam Rafała z jakąś dziewczyną. Śmiali się. Trzymali za ręce. I poczułam… zazdrość? Smutek? A może ulgę? Sama nie byłam pewna.

Przestałam szukać winy w sobie

Spotkałam Rafała przypadkiem po kilku miesiącach, w galerii handlowej. Stał w kolejce do kawiarni, sam. Zobaczył mnie pierwszy i pomachał. Miał ten sam uśmiech – ciepły, trochę zawadiacki. I coś we mnie wtedy drgnęło.

– Cześć – podeszłam ostrożnie.

– Cześć. Fajnie cię widzieć. Jak się masz?

Zamiast standardowego „w porządku” odpowiedziałam szczerze:

– Lepiej. Chyba dopiero teraz widzę, jak bardzo byłam zagubiona.

Skinął głową. Nie oceniał.

– Wiesz… nie poszło mi z tą dziewczyną – powiedział, patrząc na mnie uważnie. – Może miałem pecha, a może… miałem szczęście.

Roześmiałam się, pierwszy raz naprawdę swobodnie. Nie wróciliśmy do siebie. Wymieniliśmy tylko kilka zdań, parę uśmiechów, i każde poszło w swoją stronę. Ale kiedy wracałam do domu, nie czułam żalu. Ani tęsknoty. Czułam… spokój. Rafał był kimś, kto wpadł w moje życie i nie zniknął z hukiem. Po prostu – pokazał mi coś ważnego. Że to nie ja byłam brzydka, niedostateczna, „nie dość” dla kogoś. To ja nie potrafiłam siebie zobaczyć tak, jak on mnie widział.

Dziś jestem sama, ale nie czuję się samotna. Wreszcie przestałam patrzeć na siebie cudzymi oczami. Przestałam też karać się za przeszłość. A jeśli ktoś się jeszcze kiedyś pojawi? Będę gotowa. Bo w końcu nauczyłam się być najpierw dobra… dla siebie.

Gabriela, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama