„Przyznałem się żonie do romansu z koleżanką z pracy. Spodziewałem się histerii, ale jej reakcja mnie zaskoczyła”
„Wreszcie Monika zaczęła żądać więcej uwagi, czasu, obietnic. A ja czułem, że brnę w coś, z czego nie potrafię się wycofać. Z jednej strony bałem się stracić rodzinę, z drugiej – nie potrafiłem już zakończyć tego, co zacząłem”.

- Redakcja
Miałem wszystko. Dom na przedmieściach, żonę, z którą przetrwałem ponad dekadę, i stanowisko w jednej z większych korporacji w mieście. Codziennie zakładam dobrze skrojony garnitur, żeby przekonać siebie i innych, że moje życie jest poukładane. Tyle że od kilku miesięcy, każda poranna kawa smakuje mi gorzko, a każde spojrzenie mojej żony przypomina mi, jak bardzo się pogubiłem.
Potrzebowałem oddechu
Zacząłem od niewinnego flirtu. Monika była nowa – młoda, energiczna, z zadziornym spojrzeniem i pewnością siebie, która sprawia, że stary koń jak ja nagle poczuł się młodszy o dziesięć lat. Spotykaliśmy się po godzinach, niby służbowo, aż w końcu niektóre „projekty” wymagały wspólnej pracy w jej mieszkaniu. Sam w to wszedłem. Sam się w tym utopiłem.
Początkowo ten romans wydawał mi się odskocznią od rutyny. Ania – moja żona – była zawsze opanowana, spokojna, może trochę zbyt przewidywalna. A Monika potrafiła mnie rozśmieszyć, sprowokować jednym spojrzeniem. Czułem się przy niej jak mężczyzna, którym kiedyś byłem, zanim wszystko sprowadziło się do spłaty kredytu i negocjacji w dziale zakupów.
Ale sielanka nie trwała długo. Już po kilku tygodniach zacząłem się miotać. Paranoja wżerała się we mnie jak rdza – każdy dźwięk przychodzącego SMS-a, każdy dłuższy telefon Ani budził we mnie lęk. Czy już wie? Czy się domyśla? Kiedy przestaliśmy ze sobą sypiać, pomyślałem: „Może to ona mnie zdradza?”. A potem uświadamiałem sobie z niesmakiem, że to przecież ja jestem tym, który niszczy wszystko od środka.
Męczyło mnie to
Ania nadal była ciepła, choć coraz bardziej wycofana. Nie zadawała pytań. Robiła kolacje, słuchała mnie, gdy opowiadałem o dniu w pracy. To bolało najbardziej – jej spokój, milczenie, jej nieświadomość. Czułem się jak zdrajca. I z każdym dniem coraz trudniej było mi patrzeć jej w oczy.
Wszystko w naszym małżeństwie działało jak mechanizm zegarka – dokładnie, ale bez emocji. Monika wnosiła chaos, ekscytację, coś, co kazało mi znów patrzeć w lustro z przekonaniem, że jestem żywy.
Wreszcie Monika zaczęła żądać więcej uwagi, czasu, obietnic. A ja czułem, że brnę w coś, z czego nie potrafię się wycofać. Z jednej strony bałem się stracić rodzinę, z drugiej – nie potrafiłem już zakończyć tego, co zacząłem. Żyłem w dwóch światach. W żadnym nie byłem szczęśliwy.
Zadzwoniłem do niej w środę. Nie chciałem tego odwlekać. Powiedziałem, żebyśmy spotkali się po pracy, w kawiarni niedaleko naszej firmy. Monika nie protestowała, ale po jej głosie wiedziałem, że coś przeczuwa.
Musiałem to skończyć
Przyszedłem pierwszy. Usiadłem przy stoliku w rogu, zamówiłem espresso i czekałem, aż się pojawi. Weszła jak zwykle pewna siebie, z błyskiem w oku, który jeszcze kilka tygodni temu działał na mnie jak magnes. Usiadła naprzeciwko.
– O co chodzi? – zapytała wprost.
Nie bawiłem się w ceregiele.
– Kończymy to, Monika. Dziś. Na dobre.
Zamilkła. Zmarszczyła brwi, ale nie zrobiła sceny, nie uniosła głosu. Widziałem tylko, jak zacisnęła szczękę.
– Nagle taki szlachetny? – rzuciła. – Żona cię przytuliła i wszystko wyparowało?
– To nie ma sensu – powiedziałem cicho. – Robimy sobie krzywdę. Tobie, mnie, Ani… nie jestem już w stanie tego dźwigać.
– A kiedy miałeś ją w nosie i nocowałeś u mnie, to było ci lżej?
Nie odpowiedziałem. Wiedziałem, że nie ma słów, które mogłyby ją ugłaskać.
– Dobrze. Zrywasz? W porządku. Ale to nie jest darmowe.
Zamarłem.
– Co masz na myśli?
– Chcesz, żebym zamilkła? Żebym nie przyszła do twojej żony z kilkoma miłymi pamiątkami po naszych wieczorach? – Zsunęła z palca pierścionek, który kiedyś jej kupiłem, i położyła go na stoliku. – Pięć tysięcy miesięcznie. Przez pół roku. Myślę, że to uczciwa cena za spokój sumienia.
To był szantaż
Patrzyłem na nią, jakby właśnie zamieniła się w kogoś obcego.
– Szantażujesz mnie?
– Nazywaj to, jak chcesz. Ty zacząłeś tę grę. A teraz chcesz wyjść bez rachunku.
Wstała i założyła płaszcz.
– Masz tydzień na przelanie pierwszej raty. Jeśli nie, przygotuję prezent dla twojej żony. Ze szczegółami. A ty wiesz, że mam ich sporo.
Siedziałem jeszcze chwilę, zanim ruszyłem do domu. Myślałem, że uwolnię się od kłamstwa. Zamiast tego miałem nowy łańcuch na szyi – tym razem zrobiony z przelewów i strachu.
Pieniądze przelałem z drżącą ręką. Patrzyłem, jak z konta znika kwota, którą kiedyś skrzętnie odkładałem na wakacje z Anią. Teraz kupowałem sobie ciszę. Naiwnie wierzyłem, że na tym się skończy.
Byłem w potrzasku
Ale miesiąc później Monika znów się odezwała. Spotkaliśmy się na spacerze w parku, z dala od znajomych twarzy. Była spokojna, nawet zadowolona.
– Dobrze, że płacisz. Ale… – zawiesiła głos i spojrzała mi prosto w oczy – myślę, że pięć tysięcy to jednak zbyt mało, jak na to, co wiem.
– Monika, przecież się umawialiśmy.
– No właśnie. Umawialiśmy się, że to się nie wyda. A ty chyba zapomniałeś, że niektóre twoje wiadomości były… zbyt plastyczne. – Uśmiechnęła się lekko. – Dziesięć. Albo twoja żona dostanie kolaż z najlepszych fragmentów.
Zrobiło mi się słabo. Próbowałem protestować, przekonywać, że nie mam takich pieniędzy.
– Sprzedaj coś. Pożycz. Nie interesuje mnie, skąd je weźmiesz – rzuciła i odwróciła się na pięcie.
Tego wieczoru wyjąłem z szuflady zegarek po ojcu. Następnego dnia go sprzedałem. Potem poszła obrączka – powiedziałem Ani, że zgubiłem na basenie. Zacząłem brać szybkie pożyczki, zadłużać kartę.
Czułem się jak bankomat. Każdy przelew był jak plaster, który tylko przysłaniał ropiejącą ranę. Coraz częściej łapałem się na tym, że stoję w łazience i wpatruję się w swoje odbicie. W człowieka, którego nie poznawałem. W końcu zrozumiałem, że nie mogę tak żyć. Że albo wyznam prawdę, albo zostanę wydrążonym wrakiem.
Podjąłem decyzję
Długo zbierałem się, żeby z nią porozmawiać. Chodziłem po domu jak duch, nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy. W końcu pewnego wieczoru, gdy skończyliśmy jeść kolację w ciszy, poprosiłem, żeby usiadła ze mną w salonie.
– Muszę ci coś powiedzieć – zacząłem. – I nie wiem, czy potrafię zrobić to dobrze. Ale nie mogę już dłużej kłamać.
Ania patrzyła na mnie uważnie, bez strachu, bez domysłów. Po prostu czekała.
– Zdradziłem cię – powiedziałem cicho. – Z koleżanką z pracy. To trwało kilka miesięcy. Już się skończyło, ale… ona mnie teraz szantażuje. Grozi, że ci wszystko powie. Żąda pieniędzy. Już jej zapłaciłem. I z każdym miesiącem chce więcej.
– Wiem – powiedziała spokojnie. – Od dawna.
Zamarłem. Poczułem, jak całe napięcie opuszcza moje ciało, ale zamiast ulgi przyszło coś dziwnego. Byłem zdezorientowany, jakby świat na chwilę przestał działać zgodnie z zasadami.
– Skąd?
– Przypadkiem zobaczyłam wiadomość. Potem było już łatwo połączyć fakty. Nie pytałam. Czekałam, co zrobisz.
Zaskoczyła mnie
Siedzieliśmy przez dłuższy czas w ciszy. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wydawało mi się, że wszystko legło w gruzach. Ale w jej oczach nie widziałem złości ani ulgi.
– Kiedy zobaczyłam tę wiadomość, nie wpadłam w szał – powiedziała, mieszając herbatę. – Nie rzuciłam talerzami. Po prostu siedziałam na kanapie i patrzyłam na twoje zdjęcie. Myślałam: on wróci, zrobi herbatę, przytuli mnie, i wszystko będzie po staremu. A potem przyszło coś gorszego od złości. Obojętność.
Słuchałem i czułem, że nie mam nic na swoją obronę.
– Mogłam cię zapytać od razu. Ale chciałam zobaczyć, czy jeszcze jesteś w stanie być szczery. Czy masz odwagę przestać mnie oszukiwać.
– Bałem się – przyznałem. – Nie tego, że odejdziesz. Bałem się tej chwili. Tego, co widzę teraz w twoich oczach.
O wszystkim wiedziała
Anna spojrzała na mnie uważnie.
– Nie chodzi już o tę kobietę. Nie chodzi o to, że mnie zdradziłeś. Chodzi o to, że przez tyle miesięcy byłam obok, a ty żyłeś w innym świecie. To jest trudniejsze do zniesienia niż zdrada.
Zamilkła na chwilę. Wzięła łyk herbaty, odetchnęła głęboko.
– Nie jestem pewna, czy potrafię znowu ci zaufać. Ale jeśli chcesz spróbować to odbudować, jest jeden warunek. Całkowita szczerość. I terapia.
Skinąłem głową. Nawet się nie wahałem.
– Dobrze. Spróbujmy.
Anna nie uśmiechnęła się. Ale nie odsunęła się też od stołu. Siedziała ze mną, i to wystarczyło.
Nie wiedziałem, czy na pewno mi wybaczy. Ale miałem poczucie, że to pierwszy raz od dawna, kiedy z nią naprawdę rozmawiam.
Adam, 44 lata
Czytaj także:
- „Mama zawsze powtarzała, że rodzina to świętość, ale sama pierwsza nagrzeszyła. Nie znałam kobiety, która mnie urodziła”
- „Mąż ciągle miał mi za złe, że 10 lat temu zmusiłam go do intercyzy. Kasa była dla niego ważniejsza niż ja”
- „W noc poślubną żona oznajmiła mi coś, czego się nie spodziewałem. Nigdy w życiu nie czułem się tak oszukany, jak wtedy”

