Reklama

Od dziecka interesowałam się modą. Już jako pięciolatka nie tylko kochałam przebierać wszystkie swoje lalki, ale i tworzyłam dla nich nowe ciuszki. A to zawiązałam wstążeczkę w roli sukienki, a to nakleiłam na gustowną marynarkę świecącą naklejkę dołączoną do lizaka. Z czasem zaczęłam doszywać koraliki, koronki, falbanki i inne ozdoby, tworząc swoje pierwsze dzieła.

Chciałam zostać projektantką mody

Doskonale pamiętam, że moją ulubioną zabawą były pokazy mody. Na każdym rodzinnym spotkaniu z pasją powtarzałam, że kiedyś zostanę słynną projektantką.

A nie wolisz Kasiu być nauczycielką jak mama? Albo dentystką jak ciocia Ola?

– Nie, to nudy – mówiłam z pełnym przekonaniem dzieciaka wierzącego, że wszystko jest możliwe, gdy tylko wystarczająco mocno się tego chce.

Rodzice te moje dziecięce marzenia traktowali z przymrużeniem oka. Mama uczyła biologii w liceum, a tata pracował w miejscowym urzędzie skarbowym. Może nie robili oszałamiających karier, ale w naszym niewielkim powiatowym miasteczku byli szanowani przez wszystkich sąsiadów i znajomych.

Rodzice mieli inne plany wobec mnie

Po cichu liczyli, że ja również wybiorę stabilny zawód. Mama widziała mnie na medycynie. Twierdziła, że sama przygotuje mnie do matury z biologii na tyle dobrze, że na pewno dostanę się na porządną uczelnię. Ojciec był bardziej powściągliwy, ale również nie wierzył, że z tą moją modą to ja mówię tak na poważnie.

Przejdzie je, nie martw się Mania – zawsze tak pieszczotliwie mówił do mojej mamy, która miała na imię Maria.

– Ale ona jest taka uparta. Szkoła podstawowa dobiega końca, czas na poważnie pomyśleć o nauce. Nawet myślałam, żeby ją wysłać do K., bo tam jest naprawdę wysoki poziom, świetna oferta zajęć dodatkowych i duże możliwości. Ale chyba lepiej będzie, gdy osobiście przypilnuję naszej córki w miejscowej szkole, żeby głupoty nie przychodziły jej do głowy – podsłuchałam, jak rodzice decydują o mojej przyszłości.

Nie wiedzieli jeszcze, że nie myślę o ogólniaku, a później o studiach. Nie miałam najmniejszego zamiaru marnować kolejnych lat na uczenie się rzeczy, które i tak mnie nie interesują.

Poszłam do technikum odzieżowego

Bomba wybuchła, gdy w tajemnicy złożyłam papiery do miejscowego technikum odzieżowego. Matka omal nie dostała zawału.

Dziecko, co ty najlepszego zrobiłaś? Chcesz chodzić do jakiejś zawodówki razem z najgorszym elementem? Przecież tam idą dzieciaki, które zupełnie nie radzą sobie w szkole. A ty od początku masz świadectwa z czerwonym paskiem – mówiła płaczliwym tonem.

Zachowywała się tak, jakby właśnie się dowiedziała, że cała moja przyszłość legła w gruzach. W jej oczach chyba naprawdę tak to wyglądało. Przecież planowała, że wybiorę klasę o profilu biologiczno-chemicznym i dobrze przygotuję się do matury. Później miały być jej wymarzone studia medyczne. Właśnie. Jej, a nie moje. Ja miałam zupełnie inne plany na przyszłość.

– Ta dziewczyna zwariowała. Zupełnie zwariowała. Co w ogóle ludzie powiedzą? Jedynaczka, do tego córka pani profesor wylądowała w szkole krawieckiej – biadoliła do ojca przekonana, że większe znaczenie ma opinia otoczenia niż moje odczucia i marzenia.

Ojciec mnie wspierał

Na szczęście on zachował się wtedy w porządku i mnie poparł.

– Jeśli Kaśka rzeczywiście czuje, że kiedyś chce szyć, niech idzie do tego technikum. Zresztą, to przecież jeszcze nie koniec świata. Tam też mają maturę i po technikum spokojnie można studiować. A może rzeczywiście zostanie kiedyś tą słynną projektantką i jeszcze będziesz dumna, gdy jej suknie trafią na pokazy Chanel w Paryżu i Mediolanie.

– Boże drogi, Włodek co ty w ogóle wygadujesz? Jakie pokazy? Jaki Mediolan? Czy ty już zupełnie upadłeś na głowę? Ta dziewczyna zwyczajnie cię przekabaciła. Żeby poważny ojciec i do tego urzędnik państwowy wygadywał podobne bzdury? – matka machnęła na nas ręką i powiedziała, że to moja sprawa.

– Jeśli chcesz zmarnować sobie życie, twoja sprawa. Później nie przychodź jednak do mnie. Ja cię w porę ostrzegałam. A że nie posłuchałaś, to już jedynie twoja własna sprawa.

Poszłam do tego technikum i naprawdę nie żałuję swojej decyzji. Dowiedziałam się mnóstwa rzeczy o materiałach – ich właściwościach, cechach, prawidłowej pielęgnacji. Nauczyłam się podstawowych techniku szycia. Pokochałam nie tylko zajęcia z projektowania i stylizacji ubiorów, ale także wciągnęłam się w technologie wytwarzania odzieży, modelowanie form, dobieranie dodatków do wyrobów odzieżowych. Poznałam branżowe techniki marketingu, liznęłam wiedzy na temat prowadzenia działalności gospodarczej w tym sektorze, a nasza pani profesor od zawodowego języka angielskiego nauczyła nas mnóstwa słówek, których nie znałam z gimnazjum.

Zaczęłam sprzedawać ubrania

Nie, nie zostałam projektantką. Chociaż jeszcze wszystko przede mną. W końcu mam dopiero 30 lat i wiele może się w moim życiu zmienić. Jeszcze w technikum zaczęłam przerabiać ubrania, wykonywać drobne poprawki i sprzedawać swoje rzeczy w internecie. Wyszukiwałam rzeczy z potencjałem w second handach, na aukcjach i targach. Patrzyłam głównie na jakość materiałów, kolory i ich potencjał. Później tworzyłam z nich swoje własne projekty, które wystawiałam do sprzedaży. Moja działalność całkiem dobrze mi szła.

Po maturze przez rok pracowałam w butiku z elegancką odzieżą damską i pokochałam ten zawód. Wiem, że dla niektórych to zajęcie jest sposobem na dorobienie na studiach. Ja jednak trafiłam na świetną szefową, która również kochała modę. Dzięki temu wiele się w tym miejscu nauczyłam. Szybko zdobyłam stałe grono klientek, które był zachwycone tym, że potrafię pomóc im dobrać wieczorowe sukienki, eleganckie garsonki czy spódnice i bluzki do pracy.

Klientki mnie lubią

Mam ten dar, że wiem, co dobrze leży na kobiecej figurze. Dzięki mnie nawet panie, które narzekają na dodatkowe kilogramy, zbyt masywne czy krótkie nogi lub niewielki biust, mogą wyglądać dobrze. Wystarczy dobrać odpowiednie tkaniny, które ładnie ułożą się na figurze i fasony pomagające maskować niedoskonałości, a podkreślać atuty. Szybko moje porady stały się słynne na całe nasze miasteczko.

– Pani Kasiu, dzięki pani na weselu córki wyglądałam naprawdę świetnie. A tak się bałam tej chwili. Nie chciałam na zdjęciach zaprezentować się niczym babcia. Niech pani sobie wyobrazi, że fotograf spytał mnie czy jestem siostrą panny młodej – pani Krysia, która często kompletowała u mnie garderobę do pracy, była zachwycona.

– A mówiłam pani, że do tych błękitnych oczu doskonale pasuje głęboki niebieski. Szkoda ukrywać się za szarościami i nudnymi beżami – uśmiechałam się dumna z tego, że moje umiejętności naprawdę sprawiają komuś radość i dodają pewności siebie.

Mam własny biznes

Z czasem udało mi się założyć swój własny sklep. Początkowo była to wyłącznie działalność online. Miałam dobry towar, potrafiłam wyczuć modę i zainteresowanie potencjalnych klientek, dlatego sprzedaż od początku idzie mi bardzo dobrze.

Rodzice dalej jednak we mnie nie wierzyli.

– I jak ty niby dziecko chcesz się przebić? Przecież sama wiesz, że teraz konkurencja jest ogromna. Ciuchy można kupować prosto z Chin za grosze – biadoliła matka. – Już lepiej by było, żebyś poszukała jakiegoś stabilnego etatu. Albo idź na studia. Jeszcze nie jest za późno.

– Jakiego etatu, mamo? Przecież wiesz, że spełniam teraz marzenie o swoim własnym biznesie. Chcę sama sobie być sterem, żeglarzem, okrętem i te sprawy. Zapytaj polonistki, co to znaczy – mrugnęłam do niej okiem, bo już zaczęła mnie wkurzać tym ciągłym biadoleniem i podcinaniem mi skrzydeł.

Wbrew czarnym przewidywaniom matki i jej usilnym namowom na studia, mój sklep rozwinął się naprawdę dobrze. Teraz to duży internetowy butik zatrudniający kilku pracowników. W tym roku założyłam też punkt stacjonarny.

Kocham pracę z klientem. Sprzedaż w sieci nigdy nie zastąpi prawdziwych kontaktów. Na miejscu dużo łatwiej dobrać pasujące fasony, długości, odcienie – opowiadałam swojej przyjaciółce, która, jako jedna z niewielu osób, od początku trzymała kciuki za moje powodzenie.

Biznes idzie mi naprawdę dobrze. Lubię to, co robię i do tego nieźle na tym zarabiam. Zwyczajnie czuję się spełniona. Od dwóch lat spotykam się też z Grześkiem, który niedawno mi się oświadczył. Z moim narzeczonym dogadujemy się świetnie. Mamy podobne spojrzenie na świat, lubimy razem spędzać czas i doskonale się wzajemnie uzupełniamy.

Teściowa mi dogryza

Jest tylko jeden problem. Jaki? Jego matka. Grzegorz skończył aż dwa kierunki studiów. Finanse i bankowość oraz historię.

– Ta historia to było bardziej tak dla siebie, a nie z myślą o późniejszej pracy. Od zawsze interesowałem się tym przedmiotem, dlatego postanowiłem poszerzyć wiedzę – opowiadał mi.

Teraz mój chłopak pracuje w dużym banku, w dziale obsługi klienta korporacyjnego. Zarabia nie najgorszej, ale wcale nie więcej ode mnie. Jego matka jednak zupełnie tego nie rozumie. Dla niej jestem zwyczajną sprzedawczynią – tak się o mnie wyraża po cichu. Nie pojmuje, że jej syn też sprzedaje. Tyle, że kredyty, a nie ubrania.

Już na pierwszym spotkaniu dała mi odczuć, że nie jest zadowolona z tego, kim jestem. Podczas niedzielnego obiadu wytknęła mi, że nie mam ukończonych studiów. Zdaje się, że wcześniej podpytała o to Grześka, a on opowiedział jej moją historię. Oczywiście zrobił to w dobrej wierze, bo jest ze mnie niesamowicie dumny. Cieszy się, że nie tylko robię, to co kocham, ale i dobrze radzę sobie w biznesie. Dla jego matki nie ma to jednak znaczenia.

– Grześ skończył dziennie dwa kierunki. Nasza Agniesia studiuje marketing. Mam naprawdę ambitne, pracowite i utalentowane dzieci. Teraz bez tytułu magistra to ani rusz – wbiła mi szpilę.

Jej podejście wydaje mi się śmieszne. Owszem, sama ma ukończoną pedagogikę i jakiś czas pracowała w przedszkolu. Ale od lat jest na utrzymaniu mojego przyszłego teścia, który prowadzi dobrze prosperującą firmę budowlaną. Jest więc zwyczajną kurą domową, a mnie wytyka braki w wykształceniu. Naprawdę nie pojmuję myślenia tej kobiety.

Katarzyna, 30 lat

Czytaj także: „Do wymarzonego stanowiska w firmie doszłam przez łóżko szefa. Tak było łatwiej i przyjemniej niż na nudnych kursach”
„Chciałam, by mąż zapłacił mi za bycie domową służącą. Wyśmiał mnie, więc teraz chodzi głodny i w pomiętych ciuchach”
„Zmieniałam babci pampersy tylko po to, żeby dostać spadek. Tak zakpiła ze mnie w testamencie, że straciłam wiarę w ludzi”

Reklama
Reklama
Reklama