„Przyszła teściowa karmiła mnie słówkami słodkimi jak jagody. Ale za moimi plecami knuła z inną kandydatką na synową”
„– Pamiętasz, Adam, jak tamta Kasia nosiła te lniane sukienki, co jej babcia szyła? – kontynuowała teściowa. – Taka z niej była gospodyni, jak przyjeżdżaliście do mnie, to zawsze coś upiekła. I tak pięknie dbała o wasz dom. A Martyna...”.

- Redakcja
Nie wiem, czy kiedykolwiek zdobędę się na odwagę, żeby jeszcze raz kochać tak, jak kochałam Adama. To była miłość, która przyszła po cichu – bez fanfar, bez dramatów, ot tak, między kawą a przypadkowym spotkaniem w parku. Na początku nie zwróciłam na niego większej uwagi – miał w sobie coś z chłopca, niepozornego, może nawet lekko nieśmiałego. Ale kiedy się uśmiechnął... Nie wiem, co to było. Może to jego ciepłe oczy, a może to, jak słuchał – tak naprawdę słuchał – sprawiło, że poczułam się przy nim jak ktoś wyjątkowy.
Myślałam, że to ten jedyny
Adam był czuły, delikatny. W łóżku spokojny, w kuchni pomocny, w rozmowie uważny. Nie mieliśmy idealnie – bywały dni, kiedy trzaskałam drzwiami, a on rzucał słuchawką. Ale zawsze potrafiliśmy się odnaleźć. Na nowo.
Kiedy pierwszy raz poznałam jego mamę, byłam zdziwiona – nie takiej kobiety się spodziewałam. Była serdeczna, uśmiechnięta, zaproponowała domowy jabłecznik i komplementowała moją sukienkę. Wszystko wyglądało... normalnie. Może nawet zbyt dobrze. Coś jednak we mnie zadrżało – instynkt? Nie potrafiłam tego nazwać, ale już wtedy czułam, że ona czegoś ode mnie oczekuje. Że w jej głowie byłam tylko tymczasowa.
Z czasem ten niepokój zaczął się pogłębiać. Codzienność z Adamem była coraz bardziej podszyta sugestiami, że coś ze mną jest nie tak. Niby subtelnymi, niby przypadkowymi. A jednak skutecznymi. Jego mama zawsze wiedziała, jak uśmiechnąć się, a jednocześnie powiedzieć coś, co wbije się w duszę jak drzazga.
Nie mogę powiedzieć, że nie próbowałam. Starałam się. Naprawdę. Ale niewypowiedziane oczekiwania tej kobiety stały się dla mnie codziennością – i niewidzialną konkurencją, której nie dało się pokonać.
Zaczęło się od moich ubrań
Siedzieliśmy przy stole. Niedzielny obiad u przyszłej teściowej, klasyka – rosół z makaronem, potem pieczeń z ziemniakami i zasmażaną kapustą. Wszystko pachniało jak w dzieciństwie, ale od jakiegoś czasu ten zapach już nie koił, tylko napinał mnie od środka. Stół był nakryty haftowaną serwetą, porcelana błyszczała, a ona – matka Adama – uśmiechała się do mnie przesadnie ciepło.
– Martynko, nie zrozum mnie źle – powiedziała nagle, odkładając widelec. – Bardzo ci ładnie w tej bluzce. Ale w sukienkach wyglądałabyś bardziej kobieco. Masz taką sylwetkę, tylko ją podkreślić i już efekt gotowy. No, nie Adam?
Spojrzał na mnie, potem na nią. Widziałam, że chce zmienić temat, ale zrobił to nieporadnie.
– Mamo, Martyna ubiera się, jak chce, przecież wiesz, że ma swój styl.
Uśmiechnęłam się uprzejmie, jakby to był tylko komentarz o pogodzie. Ale w środku ścisnęło mnie coś ciężkiego.
– Pamiętasz, Adam, jak Kasia nosiła te lniane sukienki, co jej babcia szyła? – kontynuowała teściowa. – Taka z niej była gospodyni, jak przyjeżdżaliście do mnie, to zawsze coś upiekła. I tak pięknie dbała o wasz dom.
– Mamo – Adam mruknął ostrzegawczo, ale ona już nie słuchała.
Pokiwała głową z rozrzewnieniem, jakby wracała do jakiejś pięknej bajki. Patrzyła na mnie z tym swoim miękkim uśmiechem, który bardziej przypominał gest politowania niż sympatii. Wiedziałam, że właśnie zostałam oceniona. I nie wyszłam z tego dobrze.
Po obiedzie, gdy tylko zamknęliśmy za sobą drzwi, nie wytrzymałam. Szliśmy chodnikiem w milczeniu, aż w końcu powiedziałam:
– Czemu ona ciągle wspomina o tej Kasi? Przecież to twoja była. Rozstaliście się, minęło tyle czasu. Czemu w ogóle ją utrzymuje w pamięci?
Adam wzruszył ramionami, jakby to było coś zupełnie nieistotnego.
– Wiesz, mama czasem po prostu wspomina. Lubiła ją, nie przestawiła się jeszcze. Nie rób z tego afery.
– Nie robię afery – odparłam spokojnie, choć wszystko we mnie krzyczało. – Ale to nie pierwszy raz. Czuję się przy niej jak jakaś chwilowa dziewczyna, która zaraz odejdzie, a ona już planuje, jak znowu sprowadzi Kasię do twojego życia.
Adam spojrzał na mnie ze zmęczeniem. Nie odpowiedział. Właśnie ta cisza powiedziała mi więcej niż słowa. Nie zamierzał z nią o tym rozmawiać. Nie chciał wybierać. A ja poczułam, jak zostaję w tym sama – z jej uśmiechami, porównaniami i wspomnieniami o dziewczynie, której nigdy nie poznałam.
Knuła przeciwko mnie
Wróciłam wcześniej z pracy. Deszcz lał jak z cebra, więc zamiast iść do kawiarni po drodze, postanowiłam wrócić prosto do mieszkania. Nikogo miało nie być w domu. Weszłam po cichu, zrzuciłam buty, kurtkę powiesiłam na wieszaku. Nagle usłyszałam głos jego matki. Dobiegał z kuchni. Była sama, rozmawiała przez telefon.
– ...naprawdę myślę, że jeszcze wszystko przed wami... No wiesz, tamta relacja była bardziej... naturalna. Martyna jest miła, ale... no nie do końca pasuje do Adama.
Zamarłam. Stałam bez ruchu, jakby czas się zatrzymał. Słuchałam, mimo że nie powinnam. Głos w słuchawce był ledwo słyszalny, ale ton teściowej był zbyt wyraźny, zbyt znajomy – jakby już dawno ustaliła, co myśli o mnie, a teraz tylko potwierdzała swoje przypuszczenia.
Cofnęłam się cicho do przedpokoju i z hukiem otworzyłam drzwi, jakby właśnie weszłam. Usłyszałam pospieszne zakończenie rozmowy i szelest odkładanego telefonu. Uśmiechnęła się, wychodząc z kuchni, jakby nic się nie stało. Podała mi herbatę i zapytała, jak minął dzień.
Musiałam go zapytać
Tego wieczoru nie wytrzymałam. Gdy Adam wrócił, zapytałam wprost:
– Twoja mama... ona nadal rozmawia z Kasią?
Adam uniósł brwi.
– Z Kasią? Z moją byłą? Nie, nie sądzę. Czemu pytasz?
Nie potrafiłam odpowiedzieć wprost. Czułam, że jeśli powiem, co usłyszałam, wpakuję się w coś, czego nie będę potrafiła udźwignąć. Ale ziarno zostało zasiane. Zasłoniłam się półprawdą.
– Po prostu tak sobie pomyślałam. Czasem mam wrażenie, że ona tęskni za nią bardziej niż za tobą.
Adam zaśmiał się krótko.
– To absurd. W ogóle nie masz się czym przejmować. Wiesz, że cię lubi.
Uśmiechnęłam się, ale w środku czułam, że coś się zmieniło. Tego wieczoru, gdy Adam zasnął, wzięłam jego telefon. Stałam z nim w ręku, walcząc ze sobą. Nie chciałam być tą osobą. Ale ciekawość była silniejsza.
Zajrzałam do archiwum rozmów. Nic. Potem do zdjęć. Przewijałam, aż w końcu znalazłam. Screeny rozmów, które kiedyś musiał dostać od matki. Screeny wiadomości od Kasi – krótkie, grzeczne, ale zbyt osobiste, żeby uznać je za przypadkowe. A potem – jedno zdjęcie. Matka Adama i Kasia, razem przy stoliku w jakiejś kawiarni. Uśmiechnięte. Obie.
Nie spałam tej nocy. Nie płakałam. Patrzyłam tylko w sufit, myśląc o tym, jak bardzo można się mylić, wierząc w czyjąś sympatię.
Trzymałam telefon w rękach jak dowód zbrodni. Zdjęcie z kawiarni, wiadomości, screeny. Wiedziałam, że muszę z nim o tym porozmawiać, ale bałam się. Nie samej rozmowy, lecz tego, co po niej nastąpi. Że już nic nie będzie takie samo, że wszystko, co zbudowaliśmy, zacznie się chwiać.
Już mu nie ufałam
Rano Adam szykował się do pracy, spokojny, jakby nic się nie działo. Stałam w progu sypialni i patrzyłam, jak zapina guziki koszuli. Wzięłam głęboki oddech.
– Adam, chciałam ci coś pokazać.
Zamarł w pół ruchu.
– Co takiego?
Podałam mu telefon z włączonym i screenami. Bez słowa. Otworzył galerię, przesunął kilka razy palcem. Zatrzymał się na zdjęciu z kawiarni. Zmarszczył brwi. Potem przeszedł do wiadomości.
– Skąd masz to wszystko?
– Z twojego telefonu. Wiem, że nie powinnam. Ale już nie ufałam. Czułam, że coś jest nie tak.
Oddał mi telefon i usiadł na łóżku. Twarz miał bladą, ręce opadły bezwładnie.
– Nie wiedziałem – powiedział cicho. – Przysięgam. Mama nigdy mi nie mówiła, że się z nią spotyka. Te screeny... wysłała mi kiedyś, tak bez komentarza. Myślałem, że to stary czat, że przypadkiem. Nie czytałem nawet. Nic nie podejrzewałem.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko, jak dzwoni do niej.
– Mamo – powiedział ostro. – Spotykałaś się z Kasią? Po co? – Słuchał chwilę. – Nie, nie chcę tłumaczenia. To nie było w porządku. Wiesz, co robisz. Wiesz, jak to wygląda. Nie, nie interesuje mnie twoje zdanie. Od teraz – koniec. Koniec tych gierek.
Rozłączył się. Wstał, odłożył telefon na stół. Nagle zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam. Nie ulgę. Nie wściekłość. Zobojętnienie. Jakby ta rozmowa coś w nim wyłączyła. Jakby wrócił do mnie ktoś, kto już nie był do końca obecny.
Przez kolejne dni był inny. Milczący. Dystansował się. Nie przytulał, nie całował w przelocie, nie mówił „dobranoc”. Siedział w ciszy, z zamyśloną twarzą, jakby coś analizował.
Coś się w nim zmieniło
Wmawiałam sobie, że to chwilowe. Że potrzebuje czasu, by ochłonąć. Ale w gdzieś środku wiedziałam, że coś się zmieniło. Że przestałam być dla niego oczywistym wyborem. Przestałam być „tą właściwą”. Stałam się kłopotem, konfliktem, problemem, który rozdzielił go z matką.
Cisza między nami nie była spokojna. Była ciężka, miała ostre krawędzie. Adam wracał z pracy, włączał telewizor, siedział na kanapie jak gość we własnym domu. Próbowałam z nim rozmawiać, ale odpowiadał półsłówkami, uciekał wzrokiem.
Pewnego wieczoru usiadłam naprzeciw niego i zapytałam:
– Czy ty mnie jeszcze kochasz?
Spojrzał, jakby nie spodziewał się pytania, które powinno być oczywiste.
– Nie wiem – powiedział cicho. – To wszystko mnie przerosło.
Zamilkłam. Nie było już o co walczyć. Jeśli ktoś nie wie, czy cię kocha, to znaczy, że już cię nie kocha.
Następnego dnia spakowałam walizkę. Zostawiłam klucz na stoliku i wyszłam bez pożegnania. Nie zabrałam wszystkich rzeczy. Nie chciałam, żeby to wyglądało jak ostateczność. Ale w głębi duszy wiedziałam, że nie wrócę.
Martyna, 32 lata
Czytaj także:
- „Pojechałam na wakacje do Grecji z teściową i szwagierką. Po tym, co zrobiły, nie chcę ich więcej widzieć”
- „Przyszła teściowa postawiła na mnie krzyżyk, bo nie jestem ze wsi. Zmiękła, gdy spróbowała mojej konfitury z jagód”
- „Żona ciągle trzymała się spódnicy mamusi. Pękłem, gdy zaczęła planować wakacje we trójkę”

