Reklama

Problem polegał na tym, że życie w bloku nie nauczyło mnie ani pielęgnacji roślin, ani obchodzenia się z narzędziami. Szybko się okazało, że rzeczy, które wydawały mi się romantyczne – drewniany płot, jabłoń na podwórku – wymagają ciągłej troski. A ja miałam na ten temat zerową wiedzę.

Na szczęście, zanim zdążyłam się zniechęcić, na mojej drodze pojawił się Paweł – sąsiad z naprzeciwka, człowiek, który zawsze był tam, gdzie akurat jego pomoc była mi potrzebna. Pomagał bez zobowiązań, jakby nie chciał, żebym czuła się zobligowana do wdzięczności.

Tylko dlaczego, kiedy zaczynałam go lepiej poznawać, on jakby cofał się o krok? Czemu nigdy nie zostawał na kawę, nie pozwalał sobie na dłuższą rozmowę? Moja przyjaciółka Kasia szybko zauważyła, że coś jest na rzeczy. Ja też zaczęłam się zastanawiać, czy w jego obecności rzeczywiście chodziło tylko o pomocną dłoń.

Pomoc czy przypadek?

Wiedziałam, że ta donica to zły pomysł. Już w sklepie miałam wątpliwości, ale uparłam się, że będzie idealnie pasować na taras. I teraz stałam na środku podwórka, próbując przesunąć ją choć o kilka centymetrów, kiedy nagle obok mnie pojawił się Paweł.

– Ciężka – skomentował, zanim zarejestrowałam jego obecność.

Nie zdążyłam zaprotestować, a on chwycił donicę i z łatwością postawił ją tam, gdzie chciałam. Odetchnęłam, rozmasowując obolałe dłonie.

– O rany, dziękuję! Już myślałam, że będę musiała ją tutaj zostawić na zawsze.

Paweł wzruszył ramionami, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

– Lepiej uważać na kręgosłup.

Uśmiechnęłam się, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy, ale on patrzył gdzieś na bok, jakby bał się, że go wciągnę w rozmowę.

– Chyba dopiero się uczę, że ogród to nie tylko ładne kwiatki, ale i dźwiganie kamieni – powiedziałam, próbując jakoś przełamać jego rezerwę.

Paweł tylko kiwnął głową, a potem, zanim zdążyłam dodać cokolwiek więcej, ruszył w stronę swojej furtki. Stałam przez chwilę, patrząc, jak znika za płotem. To już trzeci raz w tym tygodniu, kiedy akurat znajdował się w pobliżu, gdy miałam problem. Naprawił mi furtkę, przyniósł kilka worków ziemi, kiedy zobaczył, że siłuję się z bagażnikiem. A teraz ta donica.

Z jednej strony byłam wdzięczna, ale z drugiej… coś mi tu nie pasowało. Pomocny sąsiad to jedno, ale ktoś, kto pojawia się dokładnie w odpowiednim momencie i znika, zanim zdążę podziękować? Może po prostu lubił pomagać? A może wcale nie chciał, żebym miała okazję go lepiej poznać?

Paweł, który nigdy nie zostaje na kawę

– Basia, ile razy on już ci pomagał? – zapytała Kasia, kiedy siedziałyśmy na moim tarasie z kubkami kawy.

– No… kilka razy – przyznałam. – Ale to nic wielkiego. Po prostu jest miły.

Kasia przewróciła oczami.

– No tak, bo sąsiedzi codziennie biegają ratować donice i naprawiać ogrodzenia.

Westchnęłam. Wiedziałam, do czego zmierza.

– Nie przesadzaj. Poza tym… On nigdy nie zostaje na dłużej. Pomaga i znika.

– No to zaproś go na kawę – Kasia szturchnęła mnie łokciem. – Zobaczymy, co zrobi.

Nie zdążyłam zaprotestować, bo właśnie w tym momencie Paweł pojawił się na ścieżce prowadzącej do mojego ogródka. Tym razem trzymał w ręce sekator.

– Gałąź ci się złamała – powiedział, wskazując na drzewko w rogu działki. – Jak ją tak zostawisz, to uschnie.

– Ojej, dzięki! – wstałam i podeszłam do niego. – Wiesz co? Może usiądziesz na kawę? Mam jeszcze ciasto.

Paweł spojrzał na mnie tak, jakbym zaproponowała mu operację na otwartym sercu.

– Nie, dzięki. Muszę lecieć.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, już był w drodze do swojego domu.

Kasia spojrzała na mnie z uniesioną brwią.

– No i? Mówiłam. Coś z nim jest nie tak.

Zacisnęłam usta. Sama zaczynałam tak myśleć.

Tajemnicza rozmowa

Od początku czułam, że ten facet ma jakiś sekret. Paweł nie był zwykłym zamkniętym w sobie mężczyzną – jego dystans wydawał się niemal celowy. Pomagał mi, ale nigdy nie pozwalał się do siebie zbliżyć. Kiedy kolejny raz odmówił wspólnej kawy, postanowiłam przestać się nim przejmować. Do czasu, aż usłyszałam jego rozmowę z bratem.

Był wieczór, wyszłam przed dom, żeby zebrać poduszki z tarasu, gdy dobiegły mnie przytłumione głosy. Paweł stał pod swoim garażem z jakimś mężczyzną, którego nie znałam. Nie zamierzałam podsłuchiwać, ale to, co powiedzieli, wciągnęło mnie jak czarna dziura.

– Czemu znowu jej pomagasz, skoro potem uciekasz? – zapytał tamten.

– Bo… nie chcę, żeby to się powtórzyło – odpowiedział Paweł cicho. – Wiesz, jak to się skończyło ostatnim razem. Daj mi spokój.

– Nie, to ty daj spokój! – Mężczyzna, który najwyraźniej był jego bratem, brzmiał zirytowany. – Basia to nie ona.

Paweł milczał.

– Ale ja wciąż jestem ten sam – powiedział w końcu i odwrócił się w stronę domu.

Paweł wyznaje prawdę

Nie mogłam tego tak zostawić. Chodziłam po domu, analizując w głowie ich rozmowę. „Basia to nie ona”. Kim była ona? Co się kiedyś wydarzyło?

Nazajutrz, kiedy Paweł znów przyszedł pomóc – tym razem przyniósł mi gwoździe do naprawy furtki – postanowiłam się z nim skonfrontować.

– Paweł – zaczęłam, krzyżując ramiona. – Nie jestem głupia. Wiem, że coś ukrywasz. Pomagasz mi, ale trzymasz mnie na dystans.

Spojrzał na mnie uważnie, jakby ważył, czy może mi zaufać.

– To skomplikowane – mruknął, spuszczając wzrok.

– To wytłumacz mi – nalegałam.

Długo nic nie mówił, a ja myślałam już, że po prostu się odwróci i odejdzie. W końcu jednak westchnął ciężko i usiadł na stopniu tarasu.

Miałem kiedyś narzeczoną – zaczął. – Martę. Byłem pewien, że będziemy razem na zawsze. Poświęciłem jej wszystko, a potem…

Urwał, zaciskając pięści.

– Potem mnie zostawiła. Bez słowa, bez wyjaśnień. Wyszedłem rano do pracy, a wieczorem w mieszkaniu nie było ani jej, ani jej rzeczy. Po prostu zniknęła.

Patrzyłam na niego, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Nie chcę tego przechodzić jeszcze raz – dodał cicho. – Nie umiem już zaufać.

Nagle wszystko nabrało sensu – jego pomoc, a potem szybkie znikanie. Chciał być blisko, ale bał się tego, co mogłoby się stać.

Usiadłam obok niego.

– Wiesz… nie każda historia kończy się tak samo.

Paweł spojrzał na mnie, ale nie odpowiedział.

Co będzie dalej?

Po tamtej rozmowie coś się zmieniło. Paweł już nie uciekał tak szybko, ale nadal zachowywał dystans. Pomagał mi w ogrodzie, naprawił kran na tarasie, raz nawet przyniósł mi skrzynkę z narzędziami, kiedy zobaczył, że siłuję się ze starą komodą. Ale za każdym razem, kiedy rozmowa schodziła na bardziej osobiste tematy, zamykał się w sobie. Nie naciskałam. Przynajmniej na razie.

Któregoś popołudnia Kasia wpadła do mnie z butelką wina.

– I co? Jak tam twój tajemniczy sąsiad?

Wzruszyłam ramionami.

– Nadal ma swoje granice. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się je naruszyć.

– A ty? Czekasz, aż spuści gardę, czy odpuszczasz? – Kasia spojrzała na mnie uważnie.

Nie wiedziałam. Bo prawda była taka, że im dłużej znałam Pawła, tym bardziej mi na nim zależało. Był solidny, cichy, ale w tej swojej zamkniętości wydawał się… dobry. Może zbyt ostrożny, może pogubiony, ale prawdziwy. Dwa dni później, kiedy znów pomagał mi z ogrodzeniem, powiedziałam:

– Wiesz, nie musisz się spieszyć. Ale nie uciekaj.

Spojrzał na mnie i po raz pierwszy nie odwrócił wzroku.

– Zobaczę, co da się zrobić – odpowiedział cicho, ale w jego głosie była nuta czegoś, czego wcześniej nie słyszałam. Nadziei.

Wszystko zaczyna się od pierwszego kroku

Stałam w ogrodzie, opierając się o drewniany płot. Wieczorne powietrze pachniało ziemią i wilgocią po deszczu. Przede mną Paweł kończył mocować sztachety, które obluzował ostatni silny wiatr. Tym razem jednak nie zniknął od razu. Siedział na drewnianej skrzynce, wycierając ręce w szmatkę, jakby czekał, aż coś powiem.

Dobrze ci poszło – odezwałam się w końcu, uśmiechając się lekko.

– Cieszę się – spojrzał na mnie, a potem na dom. – Twój ogród wygląda coraz lepiej.

Zawahałam się, po czym usiadłam na skrzynce obok niego.

– Nie wiem, czy to ogród, czy ja się po prostu uczę, jak sobie radzić.

Paweł kiwnął głową.

– Myślę, że jedno i drugie.

Milczeliśmy przez chwilę, wsłuchując się w wieczorne dźwięki – szum wiatru, dalekie szczekanie psa, brzęczenie owadów. I wtedy poczułam, że coś w nim drgnęło.

– Basia – powiedział nagle.

Odwróciłam się w jego stronę.

– Tak?

Zacisnął dłoń na szmatce, jakby walczył ze sobą.

– Może… może tym razem jednak zostanę na tę kawę.

Zamarłam na sekundę, a potem uśmiechnęłam się szeroko.

– Chodźmy.

Nie było wielkich słów ani deklaracji. Ale Paweł nie odszedł. I to wystarczyło. Na razie. Kto wie, co będzie dalej?

Barbara, lat 34

Czytaj także:„Po rozwodzie mąż zażądał zwrotu obrączki, a ja go wyśmiałam. Sknerus chciał ją wcisnąć na palec swojej kochance”„Matka zorganizowała mi randkę w ciemno. Dla niej to niedopuszczalne, by kobieta w moim wieku marnowała się bez faceta”„Wydałem majątek na luksusy kochanki, by zrobić wrażenie. Nawet się nie spostrzegłem, jak zostałem w samych slipach”

Reklama
Reklama
Reklama