Reklama

Nie sądziłam, że po trzydziestce tak trudno będzie być samą. Miałam fajne życie – własne mieszkanie, pracę w marketingu, która naprawdę mi wychodziła. Klienci mnie cenili, miałam niezłe zarobki, byłam niezależna. Ale po pracy wracałam do pustego mieszkania i siadałam na kanapie z kieliszkiem wina. I z tą ciszą, która nie brzmiała już jak spokój. Raczej jak samotność.

Związków miałam kilka. Każdy kończył się gorzej niż poprzedni. Albo ja nie chciałam się angażować, albo trafiałam na facetów, którzy nie byli gotowi na nic poważnego. Miałam dość. A potem, któregoś wieczoru, ściągnęłam aplikację randkową. Z ciekawości. Z nudów. Sama już nie wiem.

Wtedy pojawił się on. Adam. Wyglądał jak mężczyzna z klasą. Profil bez głupich cytatów i zdjęć z siłowni. Napisał pierwszy. Był spokojny, elokwentny, nie naciskał. Coś we mnie drgnęło.

Nie zakochuj się po pięciu wiadomościach – rzuciła Marta, kiedy opowiedziałam jej o nim przez telefon.

– Nie zakochuję się. Ale… to chyba pierwszy raz, kiedy naprawdę mam dobre przeczucia.

– Ty zawsze masz dobre przeczucia. A potem ryczysz u mnie na kanapie.

Zaśmiałam się. Ale w środku już czułam, że to się może skończyć inaczej.

Był wszystkim, czego szukałam

Umówiliśmy się w restauracji, takiej raczej spokojnej, z nastrojowym światłem i jazzem w tle. Adam czekał przy stoliku, gdy przyszłam. Wstał, uśmiechnął się i… coś we mnie zmiękło. Był jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach. Klasyczna, ale niezbyt sztywna marynarka, szare włosy przy skroniach, mocny uścisk dłoni.

– Natalia, prawda? – zapytał, jakby chciał się upewnić, że jestem prawdziwa.

– Na żywo nie masz filtra – zażartowałam. – Ale też dajesz radę.

Zaśmiał się i gestem zaprosił mnie do stolika. Rozmawiało się z nim lekko. Bez napięcia, bez tego dziwnego oczekiwania, które często czuję na pierwszych randkach. Opowiadał o podróżach, o architekturze, o swoim domu pod miastem, który „projektował z sercem, ale zbyt dużym rozmiarem”.

Sam w takim domu? – zapytałam w pewnym momencie.

– Tak. Od dwóch lat. Była żona mieszka w centrum. Dzieci nie mamy. Jakoś tak wyszło.

Mówił to spokojnie, bez żalu. Ja tylko skinęłam głową i wróciłam do sączenia wina. Nie chciałam się za bardzo zagłębiać. Jeszcze nie.

Po spotkaniu nie miałam wątpliwości – on był inny. Ucałował mnie w dłoń, jakby to było najnaturalniejsze na świecie, i odszedł powoli, bez pośpiechu. Zanim zdążyłam wejść do auta, przyszła wiadomość. „Dziękuję. Bardzo miło Cię było poznać. Powtórzymy to?”.

W domu zadzwoniłam do Marty.

I co, ryczysz już? – zapytała przez śmiech.

– Nie. Ale... boję się, że zaczynam się zakochiwać.

Coś mi się tam nie zgadzało

Po kilku tygodniach znajomości Adam zaprosił mnie do siebie. Powiedział, że chce mi „pokazać swoje królestwo”. Byłam podekscytowana i trochę spięta – spotkania w restauracjach i spacerach były bezpieczne. Jego dom to był krok dalej.

Jechałam przez las, aż w końcu dotarłam do nowoczesnej willi, z dużymi przeszkleniami i eleganckim podjazdem. Otworzył drzwi z kieliszkiem wina w dłoni.

– Witaj w moim świecie – powiedział, całując mnie w policzek.

Wnętrze było perfekcyjne. Czyste, chłodne, urządzone w stylu magazynów wnętrzarskich. Trochę… zbyt perfekcyjne. Ale nie komentowałam. Na komodzie leżały książki, świece paliły się w salonie, grała spokojna muzyka. Poczułam się niemal jak w filmie.

W pewnym momencie zapytałam o łazienkę. I wtedy coś mnie tknęło. Na dalszej półce stało kilka kobiecych kosmetyków – balsam z drogerii, różowy lakier, perfumy. Wróciłam do salonu z niepokojem.

– Adam… czy ktoś tu jeszcze mieszka?

Zamarł tylko na sekundę.

– A, to po byłej żonie. Czasem wpada, jak przywozi dzieci… dzieci jej siostry. Zostawiła parę rzeczy, nie miałem serca ich wyrzucać.

Nie zapytałam dalej. Nie chciałam wyjść na paranoiczkę. Ale później, gdy zauważyłam zamknięte drzwi do jednego z pokojów, nie wytrzymałam.

– Co tam jest?

Pokój dla dzieciaków szwagierki. Kiedyś przyjeżdżały częściej. Teraz rzadziej, ale... nie potrafię go zlikwidować.

Wróciłam do domu z dziwnym uciskiem w żołądku. Zadzwoniłam do Marty.

– Nie wiem, coś mi nie gra. Kobiece rzeczy, pokój dziecięcy…

– Może po prostu są w dobrych relacjach. Nie każdy rozwód to wojna – odpowiedziała Marta.

Chciałam w to wierzyć. Naprawdę bardzo chciałam.

Czytałam i nie wierzyłam

To był zwykły dzień. Siedziałam w biurze, gdy na jednym z komunikatorów pojawiła się wiadomość od nieznajomej kobiety.

„Cześć, jestem żoną Adama. Wiem, że się spotykacie. Może porozmawiamy?”.

Zamarłam. Serce zaczęło mi łomotać tak głośno, że nie słyszałam własnych myśli. Zanim odpisałam, jeszcze raz przeczytałam tę wiadomość. Żona? Jego żona?

„Przepraszam, co?” – odpisałam.

„Jestem jego żoną. Tak, wciąż. Mamy dwójkę dzieci. Mieszkamy razem”.

Nie potrafię opisać, co wtedy poczułam. Jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodu. Automatycznie napisałam do Adama. Milczał. Jeszcze raz. I jeszcze. Zero odpowiedzi.

Kobieta pisała dalej. Miała na imię Kasia. Pisała spokojnie, bez pretensji. Przesłała mi zdjęcie – ona, Adam, dwójka dzieci. Zrobione kilka tygodni temu. W ich ogrodzie. Tym samym, w którym piłam wino.

„Nie wiem, co ci powiedział. Ale nie jesteś pierwsza. Jesteś po prostu kolejną kobietą, która uwierzyła w jego bajki”.

Czułam, jak robi mi się niedobrze. Wyszłam z biura bez słowa. Pojechałam do Marty.

– Marta, on… on ma żonę. I dzieci. Nie rozwiódł się. Nic mi nie powiedział… – mówiłam roztrzęsiona.

– Co ty mówisz?! – Marta aż zbladła.

Pokazałam jej wiadomości. Przeczytała wszystko i objęła mnie bez słowa.

Ty go kochasz, prawda? – spytała cicho.

Nie odpowiedziałam. Ale łzy mówiły wszystko.

Miałam dość jego kłamstw

Adam odezwał się dopiero dwa dni później. Telefon zadzwonił, kiedy siedziałam u Marty, owinięta kocem, z oczami opuchniętymi od płaczu. Przez chwilę chciałam zignorować, ale odebrałam.

– Natalia, słuchaj… ja… musimy porozmawiać.

Ty chyba żartujesz – syknęłam. – Z kim? Z tą idiotką, która nie wiedziała, że jesteś żonaty?

– To nie tak. To naprawdę skomplikowane.

– Nie. To bardzo proste. Kłamałeś.

Umówiliśmy się na spotkanie. Mimo wszystko – chciałam spojrzeć mu w twarz. Przyszedł spóźniony, jakby to on miał się bać mnie.

– Natalia, nie wiem od czego zacząć.

– Może od tego, że masz żonę i dzieci?

– Z Kasią jesteśmy razem tylko na papierze. Od lat nie śpimy w jednym łóżku. Zostałem dla dzieci. Tak się umówiliśmy. Ale… ja się nie spodziewałem, że się zakocham.

– To po co mi mówiłeś, że jesteś rozwiedziony?

– Nie chciałem cię stracić. Myślałem, że zdążę to jakoś… uporządkować w międzyczasie.

– Uporządkować? Ja nie jestem projektem do posprzątania! – głos mi się załamał. – Ty się mną bawiłeś. To wszystko było kłamstwem.

– Nie! To była prawda. Moje uczucia są prawdziwe, Natalia.

– Nie jesteś rozwiedziony. Nawet nie mieszkacie osobno. Wszystko, co mówiłeś, to jedno wielkie oszustwo. A ja… ja naprawdę w to uwierzyłam.

Nie czekałam, aż coś powie. Wstałam i wyszłam. Bolało bardziej, niż się spodziewałam. Bardziej niż wszystkie wcześniejsze zawody razem wzięte.

Nie byłam w tym pierwsza

Napisała do mnie dzień po konfrontacji z Adamem.

„Jeśli chcesz… możemy porozmawiać. Twarzą w twarz”.

Zgodziłam się. Nie wiedziałam po co, ale coś mnie ciągnęło. Może potrzebowałam zamknąć ten rozdział inaczej niż płaczem na podłodze w łazience.

Spotkałyśmy się w kawiarni. Kasia przyszła pierwsza. Miała na sobie prosty płaszcz, włosy spięte, bez makijażu. Wyglądała… zwyczajnie. Normalnie. Jak każda kobieta, która kiedyś wierzyła swojemu mężowi.

– Cześć – powiedziała, gdy usiadłam.

– Nie wiem, co mam powiedzieć.

To nie twoja wina – zaczęła spokojnie. – On to robi od lat. Ale jesteś pierwsza, która mi odpisała.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– Czyli to… normalne?

– Dla niego? Tak. Uroczy, czarujący, kochany. Gdybyś zapytała mnie kilka lat temu, powiedziałabym, że mam idealnego męża. Ale potem… zaczął znikać. Wymówki, nadgodziny, delegacje.

– Nie wiedziałam. Przysięgam. Też byłam jego ofiarą.

– Wiem. Dlatego napisałam. Chciałam, żebyś wiedziała, że to nie twoja wina. I żebyś nie zrobiła tego, co ja – nie udawała, że wszystko jest w porządku.

– I co teraz? – spytałam cicho.

Pewnie rozwód. W końcu. Dzieci są większe. Nie jestem już tą samą zalęknioną kobietą, co kiedyś.

Pokiwałam głową. Przez moment milczałyśmy. Dwie zdradzone kobiety. Dwa zupełnie różne życia, a jednak to samo dno.

– Dziękuję, że przyszłaś – powiedziałam na koniec.

– Dziękuję, że mnie wysłuchałaś – odpowiedziała.

Wyszłam z tej kawiarni spokojniejsza. Nadal poraniona. Ale nie sama.

Dałam się złapać na czułe słówka

Zerwałam kontakt z Adamem. Wyrzuciłam jego numer, usunęłam zdjęcia, zablokowałam na wszystkim. Ale on nadal był we mnie – w pustych wieczorach, w porankach, kiedy sięgałam po telefon, zapominając, że nie mam już do kogo pisać.

Byłam wściekła. Na niego, na siebie, na cały ten chory układ. Czułam się wykorzystana, okłamana, zbrukana emocjonalnie. Jakby ktoś wepchnął mnie w czyjeś życie tylko po to, żeby się mną pobawić, a potem wyrzucić jak zużytą rzecz.

Marta była przy mnie. Gotowała rosół, przywoziła lody, wyciągała na spacery. Ale nawet jej wsparcie nie koiło wszystkiego. To nie ona słuchała moich wyznań w nocy. To nie ona trzymała mnie za rękę przy winie. To nie z nią planowałam wspólną przyszłość, choćby tylko w głowie.

Teraz uczę się oddychać na nowo. Powoli, bez złudzeń. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze zaufam mężczyźnie. Ale wiem jedno – muszę najpierw odbudować siebie. Byłam tylko przerywnikiem w jego rodzinnej telenoweli. Ale ja żyłam tym naprawdę. To nie była dla mnie gra. I może dlatego to tak boli.

Natalia, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama