Reklama

Od dwunastu wychowuję Michała – mojego syna. A przynajmniej tak przez większość życia myślałem. Mieszkaliśmy razem z moją żoną Anną w niewielkim domu na przedmieściach. Nasze życie toczyło się spokojnym rytmem: praca, szkoła, obiady, wspólne wieczory z planszówkami albo bajką. Michał zawsze był moim oczkiem w głowie – wszystko, co robiłem, robiłem z myślą o nim.

Reklama

Z Anką byliśmy razem od piętnastu lat, chociaż od jakiegoś czasu między nami wiało chłodem. Codzienność przysłoniła bliskość, która kiedyś nas łączyła. Ostatnio rzadziej się dotykaliśmy, a rozmowy zamieniły się w logistykę.

Myślałem, że to po prostu rutyna

A potem przyszły badania lekarskie do szkoły. Michał potrzebował zaświadczenia o stanie zdrowia i grupie krwi. Żeby przyspieszyć sprawę, zrobiłem mu testy w prywatnym laboratorium. I wtedy zaczęło się coś, czego nigdy się nie spodziewałem. Coś, co zburzyło całą moją rzeczywistość.

Lekarz spojrzał na wyniki badań i lekko się skrzywił. Przekręcił kartkę, spojrzał jeszcze raz, a potem zapytał:

– Pan jest ojcem Michała?

– Tak, oczywiście – odpowiedziałem bez zastanowienia.

– Dziwna sprawa... – mruknął, pokazując palcem rubrykę z grupą krwi. – Pan ma grupę AB Rh+, a Michał ma 0 Rh+. Taka kombinacja... nie powinna się zdarzyć.

Zacisnąłem dłonie na krawędzi biurka. Poczułem, jak fala gorąca przebiega mi po plecach. Na początku uznałem, że to musiała być pomyłka. Laboratorium się pomyliło, komputer źle coś odczytał, przecież to się zdarza. Prawda?

Wracając do domu, próbowałem racjonalizować to wszystko. W końcu to tylko grupa krwi. Ale coś mi nie dawało spokoju. W głowie kołatało jedno zdanie: „Taka kombinacja nie powinna się zdarzyć”.

Po powrocie od razu poszedłem do Anny, która siedziała w kuchni i obierała ziemniaki.

– Anka, robiłem Michałowi badania. Wyszło coś dziwnego z jego grupą krwi.

– Dziwnego? – spojrzała na mnie obojętnie. – Może źle wpisali.

– Nie, to nie wygląda na błąd. Mamy niepasujące grupy krwi. Biologicznie to niemożliwe.

– Znowu szukasz problemu tam, gdzie go nie ma? – rzuciła ostro i odwróciła się z powrotem do garnka.

– A może to ty go od lat ukrywasz?

Wstała gwałtownie, odłożyła nóż i spojrzała mi w oczy. Było w nich coś, czego wcześniej nie widziałem – strach, może złość. Ale nie zdziwienie.

– Przestań, Tomek. Robisz aferę bez sensu.

Milczałem przez chwilę, czując, jak rośnie we mnie napięcie. Coś się nie zgadzało. Czułem, jak moja rzeczywistość zaczyna się kruszyć – jakby ktoś podmienił mi scenariusz życia, które znałem. Szukałem wyjaśnień, ale jednocześnie bałem się ich znaleźć.

Następnego dnia wróciłem wcześniej z pracy

Trzymałem w dłoni kopertę z wynikami badań, jakby miała siłę rozwalić nasz dom od fundamentów. Czułem to w kościach – muszę wiedzieć. Nie mogę dalej żyć w niepewności. Anna siedziała w salonie, oglądała serial, jakby nic się nie stało.

– Musimy porozmawiać – powiedziałem spokojnie, ale stanowczo.

– Tomek, znowu? Już mówiłam, że...

– Nie. Tym razem nie uciekaj. Mam tutaj wyniki. Nie pasują. Żądałbym wyjaśnień, ale czuję, że już znam odpowiedź.

Zamilkła. Widziałem, jak jej twarz blednie. Oparła się o poduszkę i utkwiła wzrok w dywanie. Cisza ciążyła między nami jak gruba zasłona. Wreszcie odezwałem się znowu, głosem już nieco drżącym:

– Powiedz mi prawdę. Chcę wiedzieć, czy Michał jest moim synem.

Anna zamknęła oczy, a potem tylko pokręciła głową.

– Przestań, to nie tak! – krzyknęła, a jej głos zadrżał. Zaraz potem wybiegła i zamknęła się w łazience.

Zrobiłem krok w tył, jakby jej słowa fizycznie mnie uderzyły. Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem wydobyć głosu.

Nie odpowiedziała. Siedziała z rękami na kolanach, a ja czułem, że wszystko, co znałem, wymyka mi się z rąk. Ale to był dopiero początek.

Po kilku godzinach poszedłem na górę, do sypialni. W drodze, przy drzwiach łazienki usłyszałem głos.

– …on coś zaczyna podejrzewać – mówiła Anna szeptem do telefonu. – Był u lekarza, z wynikami. Pytał o grupę krwi. Nie wiem, co zrobić.

Zamarłem. Serce zaczęło mi walić jak młot. Anka mówiła dalej:

– Nic konkretnego. Uciekłam od tematu. Boże, Magda… jeśli się dowie, że Michał nie jest jego…

– Czekaj – przerwałem, wchodząc do łazienki z hukiem.

Anna podskoczyła, jakby ją poraził prąd. Telefon wypadł jej z dłoni, spojrzała na mnie z przerażeniem.

– Wiedziałaś od początku. I pozwoliłaś mi żyć w kłamstwie przez dwanaście lat?

Milczała. W tej ciszy słyszałem tylko własny oddech. Patrzyłem na nią, jakby była kimś zupełnie obcym.

– Tomek… ja… chciałam ci powiedzieć, ale…

– Ale było ci wygodniej milczeć?

Nie odpowiedziała

Podniosła telefon z podłogi i wyszła. Zostałem sam, z drżącymi rękami i wrażeniem, że grunt pod nogami właśnie całkowicie się rozstąpił. Wtedy poczułem coś, czego się nie spodziewałem – nie tylko złość, ale też głęboki smutek. Bo cokolwiek miało się teraz wydarzyć, już nic nie będzie takie samo.

Nie odezwaliśmy się słowem. Rano wyszedłem do pracy bez porannej kawy i bez śniadania. Wróciłem do domu późno. Anka czekała na mnie w kuchni. Nie wyglądała, jakby spała. Siedziała przy stole, owinięta w szlafrok, z kubkiem zimnej herbaty w dłoniach. W milczeniu usiadłem naprzeciwko niej. Wiedziałem, że coś mi powie. I że nic z tego, co powie, nie będzie łatwe.

– To było dwanaście lat temu – zaczęła cicho. – Mieliśmy wtedy kryzys. Ty pracowałeś po nocach, nie było cię w domu. Byłam sama. Poczułam się... niewidzialna.

Nie patrzyła mi w oczy. Głos jej drżał, ale mówiła dalej.

– Marcin był kolegą z pracy. Rozumiał mnie. Wysłuchiwał. Zaczęło się niewinnie. Jeden wieczór… jeden błąd. Nie myślałam, że coś z tego wyniknie. A potem… zaszłam w ciążę.

Czułem, jakby ktoś ściskał mnie za gardło.

– I nie wiedziałaś, kto jest ojcem?

– Nie byłam pewna – przyznała. – Ale chciałam, żebyś to był ty. Przecież byliśmy razem… Ty się tak ucieszyłeś, kiedy się dowiedziałeś. I widziałam, jak bardzo kochasz Michała.

Więc to była wygoda. Nie rodzina.

Pierwszy raz przerwałem jej w pół zdania. Spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby to moje słowa były ciosem.

– Chciałam ochronić was. Myślałam, że to najlepsze, co mogę zrobić.

Wstałem bez słowa i wyszedłem z domu. Spacerowałem bez celu, ulicami miasta, które znałem jak własną kieszeń. Wszystko wydawało się inne. Każda scena z życia z Michałem – jego pierwszy rower, śmiech w wannie, wieczory z książką – przewijała się przed oczami, ale teraz miała w sobie coś obcego. Jakbym patrzył na nie z zewnątrz. Jakby należały do kogoś innego.

Znalazłem go przez przypadek

Przewijając nazwiska na liście kontaktów w firmie, w której kiedyś pracowała. Nazywał się Marcin, był specjalistą od marketingu. Kiedyś wspominała o nim mimochodem. Nie sądziłem, że będzie to ktoś, kogo będę chciał kiedykolwiek spotkać.

Zadzwoniłem. Był zaskoczony, ale zgodził się spotkać. Wybraliśmy neutralne miejsce – małą kawiarnię na obrzeżach miasta. Przyszedł punktualnie, ubrany schludnie, choć wyglądał na spiętego. Nie czekałem długo.

– Wiesz, dlaczego chciałem się spotkać?

– Domyślam się – odpowiedział powoli. – Anna dzwoniła do mnie wczoraj. Była roztrzęsiona.

– Powiedziała ci, że Michał może być twoim synem?

Pokręcił głową. Spojrzał mi prosto w oczy, nie uciekając wzroku.

Nie miałem pojęcia. Nigdy mi nie wspomniała. Gdybym wiedział… zrobiłbym coś.

– Zrobiłbyś? Co dokładnie? Zabrałbyś go? Wszedł w nasze życie?

– Nie wiem. Ale może miałbym szansę być częścią jego życia. A teraz… sam nie wiem, co myśleć.

Patrzyłem na niego długo. Nie wyglądał na drania. Nie był arogancki. Był zaskoczony i poruszony, może nawet przestraszony.

– Nie przyszedłem tu, żeby się kłócić. Chciałem tylko znać prawdę. I wiedzieć, kto naprawdę jest odpowiedzialny za to, co się stało.

– Może oboje jesteśmy – odparł cicho. – Ale jeśli Michał cię zna jako ojca… to ty nim jesteś.

Te słowa zostały we mnie długo

Wyszedłem z kawiarni w jeszcze większym zamęcie niż przed spotkaniem. Bo może miał rację. A może właśnie to było najgorsze – że miał rację.

Wróciłem do domu późnym wieczorem. W salonie było ciemno, tylko lampka przy sofie dawała ciepłe, przytłumione światło. Michał siedział na dywanie, budując coś z klocków. Podniósł wzrok i uśmiechnął się szeroko, jak zawsze.

– Tata, zobacz, zrobiłem statek kosmiczny!

Serce ścisnęło mi się boleśnie. Usiadłem obok, próbując się uśmiechnąć, ale nie byłem pewien, czy potrafię. Dotknąłem jego włosów, poczochrałem je, jak robiłem to milion razy wcześniej. Dla niego nic się nie zmieniło. Był dzieckiem, które mnie kochało. Któremu obiecałem być ojcem. Któremu byłem ojcem.

Anna siedziała w kącie, milcząca. Nasze spojrzenia się spotkały. Było w nich wszystko: żal, rozczarowanie, strach. I coś jeszcze – pustka.

Nie powiedziałem Michałowi prawdy. Jeszcze nie. Może nie powiem nigdy. Może to nie ma znaczenia. Bo każda chwila, każdy wspólny dzień, każdy uśmiech był prawdziwy. Nie z krwi. Z serca.

Ale kiedy później leżałem sam w łóżku, patrząc w ciemność, nie mogłem przestać się zastanawiać. Czy to wszystko było budowane na kłamstwie? Czy miłość, którą czułem, była wystarczająca, by zagłuszyć prawdę?

Nie potrafiłem jej znienawidzić. Ani jego zostawić. Ale nie potrafiłem też wrócić do tego, co było.

Bo może kłamstwo, nawet to wypowiedziane z troski, zawsze będzie miało swój cień. A pytanie, które będzie mnie dręczyć do końca, to: czy więzy krwi znaczą więcej niż lata wspólnego życia?

Odpowiedzi nie znalazłem. Ale jedno wiedziałem na pewno – od teraz nic nie będzie już takie samo.

Tomasz, 38 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama