„Przyłapałem żonę w kawiarni z obcym mężczyzną. Nie spodziewałem się, że zamiast wyjaśnień usłyszę takie jedno zdanie”
„Zawsze znajdowaliśmy nić porozumienia. Co więcej, przez te dwie dekady nadal utrzymywaliśmy zasadę pełnej szczerości. Dlatego byłem w szoku, gdy któregoś razu zauważyłem żonę na spotkaniu z obcym mężczyzną – co więcej, o wiele młodszym”.

- Listy do redakcji
Możemy kogoś znać od lat, a i tak nie będziemy o nim wiedzieć wszystkiego. Każdy z nas skrywa swoje tajemnice. Gdybym wiedział, że te należące do mojej żony będą aż tak mroczne, zastanowiłbym się nad ślubem...
Ponad 20 lat żyło nam się dobrze
Karinę poznałem jeszcze na studiach. Ona kończyła medycynę, a ja ekonomię. Przedstawili nas sobie wspólni znajomi, którzy wyczuli, że możemy mieć ze sobą wiele wspólnego. Nie mylili się: gdy tylko zaczęliśmy rozmawiać, nie mogliśmy przestać. Od razu wymieniliśmy się numerami i już kilka dni później umówiliśmy na kolejne spotkanie. Po prostu kliknęło. Szybko zaczęliśmy być parą, a po dwóch latach się oświadczyłem.
Nie było w tej historii niczego szczególnego: pasowaliśmy do siebie, zauroczyliśmy się sobą, a potem wszystko się rozwinęło. Chociaż… może faktycznie była jedna wyjątkowa rzecz: tak dobrze się znaliśmy, że byłem pewien, że nasze małżeństwo przetrwa. Statystyka nie stała po naszej stronie: prawie połowa z nich się rozpada, dobrze o tym wiedziałem. Wiedziałem, że nas to nie będzie dotyczyć. Znaliśmy się jak łyse konie.
– Naprawdę musisz mówić Karinie o wszystkim? Nie lepiej zachować odrobinę tajemniczości? – śmiał się mój przyjaciel.
– A po co? Przecież spędzę z nią resztę życia. Sekrety na pewno nie zrobią nam dobrze – podkreślałem.
– Jasne, nie mówię o poważnych rzeczach, ale może lepiej zostawić dla siebie niektóre drobne tajemnice. Na przykład, po co ma znać szczegóły twoich poprzednich związków? – upierał się Adrian.
– Żeby wiedzieć, jak wyglądała moja przeszłość. Jak może być pewna, że chce ze mną spędzić swoją przyszłość, jeśli nie zna dobrze mojej przeszłości. To głupie.
– Ech, może masz rację... Ja tylko uważam, że nie musisz opowiadać wszystkiego jak na spowiedzi – zaznaczył.
Myślałem, że ona ma tak samo
Prawda była taka, że nie czułem żadnej potrzeby utrzymywania niczego w sekrecie przed Kariną – i wydawało mi się, że to uczucie jest odwzajemnione. Mówiliśmy sobie o większości rzeczy: informowałem ją, gdy umawiałem plany z kolegami, od razu uzgadniałem z nią terminy wyjazdów służbowych, dzieliłem się z nią konfliktami z rodziną czy przyjaciółmi. Gdy była taka potrzeba, razem szukaliśmy rozwiązań. Często podsuwała bardzo dobre pomysły.
– Nie przejmuj się, dałeś swojej siostrze wystarczająco dużo wsparcia. Nie musisz dawać się wykorzystywać – podkreślała, kiedy nie wiedziałem, jak rozwiązać kłótnię moją młodszą siostrą Baśką.
– Ale to jednak moja siostra... – wahałem się.
– A ty jesteś świetnym bratem. Pomagałeś jej przez całe studia, a teraz czas się usamodzielnić. Nie możesz jej chować w cieplarnianych warunkach, już wystarczy, że twoi rodzice to robią. Poradzi sobie, nie martw się.
Finalnie się z nią zgodziłem. Ale... no właśnie, to był kolejny argument za pełną szczerością. Karina dobrze rozwiązywała moje problemy, bo tak dobrze mnie znała.
I tak trwało nasze małżeństwo: w symbiozie i zgodzie, przez 20 lat. Oczywiście, zdarzało nam się kłócić, ale nigdy nie pomyślałem, że mam tego dosyć i czas rzucić to w diabły. Zawsze znajdowaliśmy nić porozumienia, a nasze konflikty nie trwały długo. Co więcej, przez te dwie dekady nadal utrzymywaliśmy zasadę pełnej szczerości. Dlatego... byłem w szoku, gdy któregoś razu zauważyłem żonę na spotkaniu z obcym mężczyzną – co więcej, o wiele młodszym.
Kim on mógł być?
To było w któryś zwykły wtorek. Byłem właśnie pomiędzy spotkaniami, gdy dostrzegłem znajomą twarz za szybą jednej z kawiarni w centrum miasta. To była moja żona. Siedziała przy stoliku z dwiema filiżankami kawy. Nie była sama: na drugim fotelu siedział tajemniczy mężczyzna. Dużo młodszy. Co najmniej piętnaście-dwadzieścia lat młodszy. Nie znałem go, co było niepokojące, bo z reguły znałem wszystkie osoby, z którymi spotykała się moja żona – może poza współpracownikami. Żeby było jasne: nie byłem żadnym kontrolującym zazdrośnikiem, po prostu zawsze opowiadaliśmy sobie w szczegółach swój dzień, więc nie było możliwości, żeby jakaś ważna znajomość do mnie nie dotarła.
Co jeszcze dziwniejsze, Karina wyglądała, jakby dobrze znała tego mężczyznę. Pozwalali sobie na pewne gesty, których nie wykonywałyby osoby nieznajome lub znające się wyłącznie w kontekście służbowym. Spojrzenia, delikatne muśnięcia dłoni. To wszystko sprawiło, że poczułem ścisk w żołądku.
Przyglądałem się tej scenie, nie wiedząc, co powinienem zrobić. Wkroczyć do tej kawiarni, zrobić wielką scenę i zażądać wyjaśnień, czy obserwować z ukrycia i skonfrontować żonę później? Nie potrafiłem zmusić się do działania, więc, siłą rzeczy, postawiłem na drugie rozwiązanie. W końcu jednak wycofałem się sprzed kawiarni i powoli, powłócząc nogami, podreptałem do samochodu.
Wciąż byłem w szoku
Przez całą drogę do domu zachodziłem w głowę, co powiem żonie, kiedy już się spotkamy. „Oszukałaś mnie”? „Dlaczego masz przede mną sekrety”? Czy może bezpośrednio i agresywnie: „dlaczego mnie zdradzasz”? Niby nie miałem pewności, że to właśnie zdrada, ale wiedziałem, że na pewno ukrywa przede mną coś więcej niż tylko niewinne spotkanie ze znajomym z pracy.
– Cześć! – usłyszałem nagle z przedpokoju.
To był głos Kariny. Nie byłem w stanie odpowiedzieć.
– Hej? – odezwała się znowu, mniej pewnie.
Siedziałem w salonie jak sparaliżowany.
– Coś się stało? – zapytała zaniepokojona, gdy w końcu przekroczyła próg pokoju dziennego.
– Tak. Widziałem cię dzisiaj w kawiarni w centrum – odpowiedziałem, ostrożnie cedząc słowa.
Karina zbladła. Wyglądała na bardzo zakłopotaną. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem ją w takim stanie – na pewno nie w wyniku rozmowy ze mną.
– I co? – zapytała słabo.
– A co ma być? Kim był ten facet? Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym spotkaniu? – dopytywałem.
Karina westchnęła ciężko i spojrzała w przestrzeń za mną.
– Karina, czy ty mnie zdradzasz? – wypaliłem w końcu.
– Nie! – zaprotestowała żywo. – To zupełnie inna sprawa...
Ulżyło mi, ale nie wiedziałem, że to, co usłyszę, będzie właściwie jeszcze gorsze.
Jak mogła zataić coś takiego?
– Posłuchaj, to zdarzyło się dawno temu... Chciałam się zupełnie odciąć od tej części mojego życia, ale nie potrafiłam – zaczęła.
– Mów, o co chodzi, bo naprawdę się stresuję – odparłem.
– Ten chłopak... jest moim synem.
– Co takiego?! – wypaliłem. – Ale... jak? Kiedy?
– Zaszłam w ciążę z przypadku jakieś dwa lata przed tym, jak się poznaliśmy. Nie byłam gotowa na bycie matką. Oddałam dziecko do adopcji – mówiła rzeczowo, ale widziałem, że jest jej ciężko.
Mnie też było. Czułem, jakbym stracił grunt pod nogami, całe to poczucie bezpieczeństwa, którego lwią część stanowił mój związek, nagle wyparowało.
– Gdy oddawałam Janka, napisałam do niego list. Napisałam, że zrozumiem, jeśli nie będzie chciał mieć ze mną kontaktu i że chciałabym, żeby swoją prawdziwą mamę widział w tej, która go wychowa. Ale mimo to, on mnie znalazł... To było kilka miesięcy temu. Od tego czasu próbujemy zbudować jakąś relację... On jest ciekawy mnie, a ja jego... – mówiła dalej, ale coraz bardziej nieskładnie.
– Kilka miesięcy – mruknąłem niewyraźnie.
– Tak. Nie miałam pojęcia, jak ci powiedzieć...
– I gdybym was dzisiaj nie spotkał, nadal bym nie wiedział, że moja żona ma nieślubne dziecko, z którym nie miała kontaktu prawie przez dwie dekady?
Karina milczała.
– Wybacz mi, proszę – wyszeptała.
– Ty myślisz, że to tak działa? Że zrzucisz na mnie taką bombę, po czym powiesz „wybacz mi” i wszystko wróci do normy?! – poczułem, jak wzbiera we mnie coraz większa złość.
– Nie, ale przecież przysięgaliśmy sobie...
– Ty będziesz mi tu teraz mówić o przysięgach?! Przysięgaliśmy sobie przede wszystkim szczerość! Przez te wszystkie lata tego przestrzegaliśmy, nawet kiedy chodziło o jakieś bzdury, a ty zataiłaś przede mną coś takiego? – wyrzucałem z siebie słowa z prędkością światła.
– Paweł, proszę cię, porozmawiajmy... – szepnęła znowu żona, tym razem ze łzami w oczach, ale ja byłem zbyt wściekły, żeby rozmawiać.
Wypadłem z pokoju, zgarnąwszy tylko po drodze kurtkę, po czym wybiegłem z domu, trzaskając drzwiami. W głowie kotłowały mi się setki myśli, z których najgorsza była jedna: „Czy jeszcze kiedykolwiek będę w stanie zaufać Karinie?”. Nie znałem odpowiedzi.
Paweł, lat 44
Czytaj także:
- „Liczyłam, że mój skok w bok nigdy nie wyjdzie na jaw. Ktoś życzliwy jednak zadbał, by mąż poznał każdy szczegół”
- „Delegacja w Chorwacji skończyła się romansem z nieznajomym. Oniemiałam, gdy dowiedziałam się, z kim spędziłam noc”
- „Mąż odciął mnie od rodziny i pieniędzy. Moje małżeństwo jest skończone, a ja zostałam całkiem sama”

